Przejdź do treści
Paszulewicz: Nie poradziliśmy sobie z… kamerami

Polska 1 Liga

Paszulewicz: Nie poradziliśmy sobie z… kamerami

Jako zawodnik z Polonią Warszawa wywalczył mistrzostwo Polski i Puchar Ligi, w Wiśle Kraków do tytułów dołożył Puchar Polski. Karierę piłkarską 40-letniego dziś Jacka Paszulewicza przerwały kontuzje, co przyspieszyło decyzję o podjęciu kursów trenerskich, na które trafił już jednak jako student prawa na Uniwersytecie Gdańskim oraz założyciel – największej obecnie na Wybrzeżu – akademii piłkarskiej Jaguar. Przed rozpoczęciem nowego sezonu szkoleniowiec Olimpii Grudziądz mierzy w zwycięstwo w… klasyfikacji Pro Junior System, zaś głównych faworytów rozgrywek Nice 1 Ligi upatruje w zespołach GKS Katowice, Miedzi Legnica i Zagłębia Sosnowiec.

Jacek Paszulewicz i jego Olimpia Grudziądz znów powalczą o awans do Lotto Ekstraklasy (fot. Mateusz Bosacki/400mm.pl)

ROZMAWIAŁ ADAM GODLEWSKI

Zacznę od zasłużonych gratulacji. W ubiegłym sezonie Olimpia Grudziądz wygrała klasyfikację Pro Junior System, a przy okazji do ostatnich kolejek biła się o awans do ekstraklasy. Jak to się robi?
Skutecznej, stuprocentowej recepty nie podam – mówi ze śmiechem Paszulewicz (na zdjęciu). – Pierwsza runda nie była w naszym wykonaniu szczególnie obiecująca, ale prawda jest taka, że być nie mogła. Proporcje zostały zachwiane i totalnie odwrócone, skoro w 22-osobowej kadrze było aż ośmiu młodzieżowców, z których sześciu – wskutek kontuzji zawodników doświadczonych – musiało grać regularnie. W pierwszej rundzie ubiegłego sezonu odbiło się to czkawką na wynikach Olimpii, za to wiosną – zaprocentowało dużą przewagą w Pro Junior System, którą mimo wystawiania mniejszej liczby młodzieżowców udało się utrzymać. I dzięki temu wygrać konkretną premię, przy jednoczesnej walce do końca o awans. Do pełni szczęścia zabrakło naprawdę niewiele, głównie doświadczenia. Udało nam się natomiast wprowadzić nowy trend do pierwszej ligi. Widzę, że wiele klubów zainteresowało się PJS i głęboko szukało uzdolnionych juniorów. W rozpoczynającym się sezonie powinniśmy więc w naszej lidze obejrzeć większą liczbę ciekawych, perspektywicznych zawodników.

Ile konkretnie wraz z drużyną dołożyłeś do tegorocznego budżetu Olimpii dzięki triumfowi w PJS?
Milion trzysta tysięcy złotych to około jednej trzeciej naszych planowanych wydatków, a więc bardzo duży zastrzyk finansowy dla klubu. Nadal będziemy więc realizować przyjętą półtora roku temu politykę kadrową polegającą na wymianie pokoleniowej. Nawet w sytuacji, kiedy zostaliśmy niewolnikiem własnego sukcesu, to znaczy po ostatniej rundzie najlepsi i najlepiej rokujący zawodnicy dostali z innych klubów znacznie lepsze oferty finansowe niż w Olimpii, nie mieliśmy możliwości zatrzymać ich w Grudziądzu. Wylądowali w ekstraklasie bądź w klubach pierwszoligowych o wiele silniejszych organizacyjnie niż nasz. Fajnie, że dobre wyniki tak wysoko ich wywindowały, tyle że ich szczęście i awans dla mnie oznaczają ponowną pracę nad stworzeniem zespołu praktycznie od podstaw. Sześć zębów, na jedenaście, wyrwanych to bardzo dużo. Lukas Klemenz, Arek Kasperkiewicz, Kuba Wrąbel, Kuba Łukowski, Adam Banasiak i Karol Angielski to w komplecie zawodnicy, na których zatrzymanie nie było nas stać.


Kogo najtrudniej będzie zastąpić?
Statystyki podpowiadają, że Angielskiego, ale umówmy się, że ktoś dogrywał Karolowi doskonałe piłki. Zawsze zresztą patrzę na zespół w kategoriach kolektywu, jednostki są mniej ważne. Jestem gotów poświęcić każdą dla dobra drużyny.

Do drugiego na mecie sezonu Górnika Zabrze Olimpii zabrakło tylko dwóch punktów…
…a po drodze pobiliśmy jeszcze kilka klubowych rekordów. Przede wszystkim zdobyliśmy największą liczbę punktów w historii występów Olimpii w I lidze, odnieśliśmy najwyższe zwycięstwo, zdobyliśmy – w Sosnowcu, gdzie padło dla nas pięć goli – najwięcej bramek w spotkaniu wyjazdowym. Zrozumiałe więc, że mimo dużych zmian w kadrze chcielibyśmy nadal być znaczącą siłą w pierwszej lidze. W końcu apetyt zawsze rośnie w miarę jedzenia.

Okres przygotowawczy był jednak bardzo krótki. Na tyle, że na niektórych pozycjach nadal mam wakaty. Postawiłeś tezę, że w walce o awans zabrakło przede wszystkim doświadczenia. Ja będę się upierał, że kluczowy był brak skuteczności w Grudziądzu. Z czego wynikał?
Zwłaszcza w pierwszej rundzie o wiele łatwiej punktowaliśmy na wyjazdach, co wynikało z mniejszej presji ciążącej na młodzieży na boiskach rywali. Nie było niepotrzebnej spinki, graliśmy po prostu swoje. U siebie – nie radziliśmy sobie z wymaganiami stawianymi przez kibiców i otoczką w klubie. W drugiej rundzie proporcje wyrównały się, dlatego wiosną, mimo że było mniej meczów do rozegrania, wywalczyliśmy aż 10 punktów więcej niż jesienią. Dzięki serii wygranych po 1:0 przed własną publicznością doskoczyliśmy do czołówki. Niestety, spotkania, które zaważyły, że zostaliśmy na poziomie pierwszej ligi, z Chojniczanką i GKS Katowice, w Grudziądzu znów przegraliśmy. Ponownie nie poradziliśmy sobie w starciach z podwyższonym ryzykiem… medialnym i kamerami na naszym obiekcie. A wystarczyło, jak się okazało, tylko zremisować oba wspomniane mecze, aby szczęście było pełne…

Pytanie tylko, czy dziś w Grudziądzu jest zaplecze, finansowe i organizacyjne, na ekstraklasę? I czy niedoszły awans nie byłby wybrykiem ponad stan?
Szczerze mogę powiedzieć, że taki wynik sportowy byłby ponad stan. W trakcie sezonu odbyłem jednak wiele rozmów z władzami klubu oraz miasta, i dostałem zapewnienie, że spełnilibyśmy warunki licencyjne na ekstraklasę. Zaś magistrat zapewniłby komfort pracy pozwalający na podjęcie walki o utrzymanie. Może nie bylibyśmy zespołem atrakcyjnym pod względem oferowanych zarobków dla piłkarzy – a nawet nie bylibyśmy z całą pewnością – ale zaplecze socjalne i sportowe spełniałoby kryteria najwyższej ligi. W Grudziądzu naprawdę wszystko idzie w dobrym kierunku. I to już od dłuższego czasu.

Jak długo pracujesz już w Olimpii?
Minęły trzy lata. Najpierw byłem asystentem, potem krótko pierwszym trenerem, następnie dyrektorem akademii, a obecnie jestem głównym szkoleniowcem pierwszego zespołu i dyrektorem akademii. Nie jestem menedżerem w stylu angielskim, nie mam nawet kompetencji porównywalnych do Michała Probierza w Cracovii, ale na zakres obowiązków nie narzekam. Na brak pracy też zresztą nie. Nie oszukujmy się, półtora roku temu, kiedy trzeba było w mocno dramatycznych okolicznościach bronić się przed spadkiem, zespół Olimpii budowaliśmy przede wszystkim na ludziach, którzy w macierzystych klubach zostali pominięci. Lub odsunięci. A później dokonaliśmy transferów zawodników o szerzej nieznanych nazwiskach. Przecież nawet przed obecnym sezonem nikt nie zakładał, że Angielski – który wcześniej w pierwszej lidze zdobył dwie bramki w barwach Zawiszy Bydgoszcz – będzie walczył o koronę króla strzelców. Tymczasem strzelił 14 goli. To samo można powiedzieć o Wrąblu, który przed przyjściem do Grudziądza rozegrał siedem oficjalnych meczów w Śląsku Wrocław. Oni obaj, a także Łukowski, dziś wchodzący gracz w Wiśle Płock, i jeszcze kilku innych zawodników z pewnością podnieśli wartość i umiejętności, grając w Olimpii. Pracujemy z takim materiałem ludzkim, na jaki nas stać, z piłkarzami, którzy pasują charakterologicznie do naszej szatni, zaś profilami – do systemu gry. I skutecznie ich promujemy.

W sumie z Grudziądza latem odeszło aż 12 piłkarzy, czyli połowa kadry. Też masz wrażenie, że budujesz zespół na wariackich papierach?
Problemem nie jest nawet liczba zawodników, którzy odeszli, tylko czas, w jakim pożegnali się z Olimpią. A w zasadzie to jego brak na wkomponowanie nowych piłkarzy do jedenastki. Na dobrą sprawę dopiero półtora tygodnia przed rozpoczęciem nowego sezonu rynek pierwszoligowy został na tyle nasycony, że jako klub n-tego wyboru dla zawodników, mogliśmy podpisywać kontrakty. Tuż po zakończeniu sezonu przedstawiłem prezesowi listę graczy, których chciałbym w drużynie, ale niestety – wszyscy wybrali bardziej znane marki, ekstraklasę lub lepsze zarobki w pierwszej lidze. Zespół muszę jednak skompletować, z ludzi, którzy jakimś cudem przemknęli przez dotychczasowe sito. Czasami udaje się trafić jeszcze perełki, choćby w ubiegłym tygodniu zakontraktowaliśmy słoweńskiego stopera, Mihę Goropevseka, który w ekstraklasie ukraińskiej rozegrał 35 meczów. A na poziomie polskiej pierwszej ligi mało jest ludzi z takim dorobkiem. Tyle że działam ze świadomością, że przed rozpoczęciem rozgrywek nie zdążę pozgrywać poszczególnych formacji…

…i przygotować wszystkich pod względem motorycznym, bo nie każdy zawodnik z zewnątrz może od razu wejść
do jedenastki Olimpii.

No, nie. Nasz system gry jest bardzo energetyczny, nie tylko z konieczności hołduję zasadzie, że w pierwszej lidze przede wszystkim liczy się bieganie. Styl jest specyficzny, dlatego kilku zawodników najpierw muszę odbudować pod względem motorycznym, zanim zacznę wprowadzać do drużyny. Choćby Eusebio, który poprzednio grał w Siedlcach. To człowiek z megapapierami piłkarskimi, ale stawił się kompletnie nieprzygotowany. Musiał dostać indywidualny cykl, żeby wypracować formę uprawniającą do występów w Olimpii.

Obcokrajowców bez paszportów Unii Europejskiej masz tylko dwóch w zespole. Obaj są napastnikami, więc łatwo będzie przypilnować, aby jednocześnie nie znaleźli się na boisku.
Ukrainiec Wołodymyr Kowal przyszedł do nas z Termaliki, ponieważ nie wiadomo było, kiedy po zabiegu do pełni sił wróci Brazylijczyk Nildo. Optymistyczna prognoza jest taka, że za trzy tygodnie zacznie trenować z pełnymi obciążeniami. Za sześć, siedem powinien być więc gotowy do gry.

Olimpia gra z jednym wysuniętym napastnikiem, ale do wyjściowej jedenastki z reguły potrzebujesz dwóch atakujących.
Preferuję rzadko spotykany w Polsce system 1-4-1-4-1, w którym w pomocy gramy na dwie dziesiątki i jedną szóstkę, nie przewiduję w nim natomiast ósemek. Jedno miejsce w drugiej linii śmiało można więc przeznaczyć dla drugiego napastnika, i tak właśnie ustawiany był przeze mnie Angielski w poprzednim sezonie. Dlatego w kadrze mamy trzech atakujących, latem doszedł także Fin Ville Salmikivi, który może grać w konfiguracji za typową dziewiątką. Trafił zresztą do Grudziądza nieprzypadkowo, od jakiegoś czasu dobieramy ludzi do systemu, nie zaś system do zawodników, którzy są w kadrze.

U kogo podpatrzyłeś takie ustawienie?
Wyszło to spontanicznie, po analizie gry przeprowadzonej półtora roku temu. Akurat byłem na świeżo po obejrzeniu w akcji Piasta Gliwice trenera Radka Latala w spotkaniu z Legią Warszawa, który zastosował właśnie taki schemat i dobrze na tym wyszedł. Dostałem wówczas ciekawą poglądową lekcję, że ten system idealnie nakłada się na 1-4-2-3-1 przeciwnika. Jeśli chcemy kreować grę na połowie rywala, to mamy tam pięciu zawodników, do których trzeba tylko szybko dostarczyć piłkę. W tym celu gramy bardzo wysokim pressingiem i… nie narzekamy! Odkąd półtora roku temu objąłem zespół, Olimpia wywalczyła najwięcej punktów spośród wszystkich pierwszoligowców! Dlatego system uważam za trafiony.

Kto odpowiada za przygotowanie motoryczne?
Od początku pracuję z profesorem Zbigniewem Jastrzębskim, którego poznałem jeszcze w czasach występów w reprezentacji młodzieżowej, którą prowadził Paweł Janas. Był z nami w Gniewinie na letnim obozie, nad wszystkim czuwał osobiście.

Możesz ujawnić, kogo z piłkarzy wytypowanych do gry nie udało się pozyskać?
We wcześniejszym sezonie byliśmy umówieni z Mateuszem Szwochem, który o godzinie 23 w przeddzień planowanego przyjazdu zadzwonił, że jednak wybierze Arkę i w Gdyni powalczy o awans, co zresztą się powiodło. Pół roku temu grany był natomiast temat Michała Nalepy, który także ostatecznie nie wypalił. Wspomniane wytypowane nazwiska dowodzą jednak, że nie są chybione, skoro potem ci zawodnicy dają sobie radę w lepszych klubach. A teraz przymierzaliśmy się do Konrada Wrzesińskiego, ale przegraliśmy wyścig z Zagłębiem. I to jeszcze przed startem, bo Olimpii nie stać na proponowanie tak wysokich zarobków, jakie oferują w Sosnowcu. Jesteśmy średnim płatnikiem, ale bardzo solidnym, u nas nie dochodzi do poślizgów w wypłatach.

Nie tylko piłkarze wypromowali się w poprzednim sezonie. Trener również. Na tyle, że masz w umowę wpisaną klauzulę odejścia – podobno na poziomie 100 tysięcy złotych – począwszy od następnego okienka transferowego.
Kwoty nie będę komentował, to tajemnica handlowa. Natomiast rzeczywiście umówiliśmy się z prezesem, że gdyby w kolejnych przerwach w rozgrywkach pojawiła się oferta z ekstraklasy, to będę mógł z niej skorzystać mimo podpisania dwuletniego kontraktu w Grudziądzu, a Olimpia zagwarantowała sobie prawo do odszkodowania. Nie wpadłem tylko na pomysł, że oferty mogą pojawić się już tego lata…

… tymczasem nadeszła z Płocka.

Nie ma sensu do tego wracać, skoro w połowie czerwca umówiłem się, że latem będę budował zespół w Grudziądzu.

A wcześniej były zapytania z Lubina? Słyszałem, że po meczu Zagłębia z Arką bardzo poważne.
Odpowiem tak – w Lubinie byłem tylko raz, kiedy dostałem się do finału konkursu na dyrektora akademii. Dwa lata temu, po rezygnacji Holendra Richarda Grootscholtena. Spotkanie z radą nadzorczą trwało wówczas ponad trzy godziny, ale ostatecznie wybrany został Krzysztof Paluszek.

Skąd w ogóle pomysł na trenerkę?
Chciałem zostać przy sporcie po tym, jak przegrałem z kontuzjami. Karierę miałem udaną, grałem w reprezentacji młodzieżowo-olimpijskiej, byłem mistrzem Polski, zdobyłem Puchar Polski, Puchar Ligi, Superpuchar. Trofeów, które były do wywalczenia w kraju, zdobyłem sporo i właściwie wszystkie, ale to nie oznacza, że nie było mi przykro, kiedy z konieczności musiałem skończyć grać w piłkę wcześniej od większości rówieśników. Wykorzystałem wówczas koleżeńskie kontakty, pojechałem do Celticu Glasgow do Maćka Żurawskiego, do Marcina Wasilewskiego do Anderlechtu akurat wtedy, kiedy debiutował Romelu Lukaku, do Darka Dudki do wicemistrzowskiego wówczas Auxerre, do Marka Saganowskiego do Southampton. Trochę tych staży miałem możliwość odbyć. I to one zadecydowały, że podjąłem decyzję o kształceniu się w kierunku trenerskim, choć studiowałem już wówczas na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie ostatecznie pracę magisterską napisałem z prawa sportowego. Równolegle, krok po kroku, robiłem papiery szkoleniowe na kolejnych stopniach wtajemniczenia, dziś mam licencję UEFA Pro, czyli najwyższą możliwą do zdobycia w Europie.

Osobiście nadzorujesz swoje kontrakty od strony prawnej?
Mam dużą wiedzę, jak korzystać z litery prawa, i wszelkie niezbędne ku temu kompetencje, ale przepisy tak często się zmieniają, że praktycznie od 18 lat korzystam z usług tego samego adwokata i zawsze staram się konsultować z nim podejmowane decyzje. Nie żałuję oczywiście studiów dziennych na UG, wiele mi dały, także kontakty z mądrymi ludźmi. Rano studiowałem, popołudniami organizowałem akademię Jaguar, która dziś rozrosła się do 500 dzieci i jest największa na Wybrzeżu. Obecnie zatrudniamy w niej 22 wysoko kwalifikowanych trenerów – ze znanym z Lechii Gdańsk Markiem Szutowiczem na czele – rocznik 2004 wygrał swoją kategorię wiekową w regionie i w nagrodę w sierpniu pojedzie na mistrzostwa Polski. Słowem: stowarzyszenie, w którego działalność wciąż jestem zaangażowany, pięknie się rozwija, a mogę się pochwalić, że na uroczystą inaugurację programu Piłkarska Przyszłość z Lotosem udało mi się nawet zaprosić do Jaguara selekcjonera Adama Nawałkę.

Masz kontakt z kumplem z młodzieżówki Janasa, który jako jedyny z tej grupy dotarł wyżej w trenerskiej hierarchii w Polsce?
Pewnie, że kontaktujemy się z Jackiem Magierą. Choćby w sprawie pozyskania wychowanków Legii. Wiemy, że plany w Warszawie są takie, żeby drugi zespół awansował przynajmniej do drugiej ligi, ale Olimpia wyrobiła sobie na tyle poważną markę jako trampolina dla młodzieżowców, że nie zawahałem się użyć telefonu do kolegi z dawnej reprezentacji. A ostatnio spotkaliśmy się na kursokonferencji trenerów UEFA Pro.

Którzy legioniści wchodzili lub nadal wchodzą w rachubę?
Do żadnej transakcji jeszcze nie doszło, ale nie wszystko stracone, bo Konrad Michalak czy Rafał Makowski wciąż są w Legii i wedle mojej wiedzy definitywne decyzje co do ich przyszłości w obecnym sezonie jeszcze nie zapadły. Byłem zainteresowany także Mateuszem Hołownią, ale on już, jak słyszałem, trafił do Chorzowa, a także Radkiem Majeckim, który ostatecznie przeniósł się do Mielca.

Patrzysz na Magierę z lekką zazdrością? Czy kibicujesz, bo wiesz, że twoje miejsce jest w ekstraklasie i szybciej niż później trafisz do najwyższej ligi?
Jeśli mam być szczery, moje ambicje nie zatrzymują się na ekstraklasie. Trener Nawałka zrobił fajną robotę dla polskich szkoleniowców, którzy wzorem piłkarzy powinni wkrótce zacząć wyjeżdżać do pracy również za granicą. Fajnie, że Jacek dostał szansę w Legii i robi w Warszawie dobrą robotę. Bo to świadczy, że mój rocznik jest już gotowy, żeby wejść na najwyższy szkoleniowy poziom. Mam nadzieję, że ja ten trend po prostu podtrzymam.

Jaki cel stawiasz w tym sezonie przed Olimpią?
W tym momencie konkretnych celów jeszcze nie zakładaliśmy. Trenują z nami Robert Janicki z Lecha Poznań, stoper Sebastian Chruściel i Michael Olczyk z Schalke Gelsenkirchen, ale nie wszyscy ci reprezentanci Polski podpisali już umowy w Grudziądzu. Ich obecność pokazuje jednak ponad wszelką wątpliwość, że nadal mierzymy w… Pro Junior System, a warunkiem koniecznym do wypłaty pieniędzy za wygraną w tej klasyfikacji jest utrzymanie się w pierwszej lidze. Podstawowe założenie jest zatem niezmienne w porównaniu z zeszłym sezonem, natomiast plany dotyczące konkretnego miejsca na mecie rozgrywek odłożymy pewnie do grudnia. Życie już zdążyło nauczyć mnie i wszystkich w Olimpii, że dopiero na podstawie zdobyczy z jesieni można szacować, na co może być nas stać globalnie. Na pewno jednak będziemy chcieli pokazać charakter, banda z Grudziądza grała w trzech ostatnich rundach z zębem. I nie ma powodu, żeby teraz zmieniła styl. Skoro wszyscy obawiali się przyjazdu Olimpii, to niech tak po prostu zostanie. Ta uwaga dotyczy również klubów znacznie od nas bogatszych.

W kim upatrujesz faworytów rozgrywek pierwszoligowych?
Układ sił w czołówce zmieni się nieznacznie. Uważam, że GKS Katowice nadal będzie silną drużyną. Ma mocne organizacyjne zaplecze, dokonał dobrych transferów, a do tego dochodzi jeszcze osoba trenera Piotra Mandrysza, który kilka awansów z poziomu pierwszej ligi już zrobił. Więc doskonale wie, na czym to polega. Poza tym o podium powinny bić się Miedź Legnica oraz Zagłębie Sosnowiec, w którym zaszła istna kadrowa rewolucja. Trzeba będzie uważać na GKS Tychy i liczyć się z Podbeskidziem, które także nie kryje ekstraklasowych ambicji. Mam nadzieję, że nawet w tak doborowym gronie moja Olimpia także sporo namiesza.

ROZMOWA UKAZAŁA SIĘ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (30/2017)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024