Przejdź do treści
Paris Saint-Germain u progu katastrofy

Ligi w Europie Inne ligi

Paris Saint-Germain u progu katastrofy

Wygrana 4:1 w finale Pucharu Ligi brzmi dziś jak primaaprilisowy wygłup; tym bardziej, że mecz rozegrany został 1 kwietnia. Pokonane wtedy Monaco dotarło bowiem do czwórki najlepszych drużyn Champions League i jest o krok od zdobycia mistrzostwa Francji. Natomiast w Paryżu panują ponure nastroje, kibice tętnią żądzą krwi, powiewają rewolucyjne sztandary i trwa montaż solidnej gilotyny.

ZBIGNIEW MUCHA

Najpierw kilka faktów. 27 maja Paris Saint-Germain rozegra finałowy mecz Pucharu Francji z Angers i można założyć, że obroni trofeum, natomiast od ponad miesiąca jest również w posiadaniu świeżutkiego Pucharu Ligi. I wygląda na to, że to już koniec tegorocznych zdobyczy, podczas gdy na drugiej szali leży znacznie większy kaliber – niezrozumiałe, nie do końca zasłużone, ale jednak pożegnanie z Champions League już na etapie 1/8 finału, które było dopiero wstępem do nadchodzącej wielkimi krokami prawdziwej katastrofy klubu. Klubu, który miał być wizytówką piłkarskiej Francji, a staje się synonimem tombaku, nieudolnie udającego prawdziwe złoto.

500 baniek za Puchar Ligi

Rozbite przez paryżan w finale Pucharu Ligi i półfinale Pucharu Francji Monaco jest o krok od odebrania hegemonowi mistrzowskiego trofeum, które od 2013 roku poza stolicę się nie ruszało. I prawdopodobnie uczyni to zespołem stworzonym za nieporównywalnie mniejsze pieniądze, a grającym futbol nieporównywalnie efektowniejszy. Dwie kolejki przed końcem ASM ma bowiem 3 punkty przewagi, znacznie lepszą różnicę bramek i dodatkowo mecz zaległy. W tej sytuacji PSG musiałoby wygrać wszystkie spotkania do końca (Saint-Etienne i Caen) oraz liczyć, że Monaco nie zdobędzie trzech punktow w trzech próbach (Lille, Saint-Etienne i Rennes), zatem sprawa wydaje się przesądzona.

To zaś z kolei oznacza, że przesądzone są również zmiany w klubie i to na niemal wszystkich szczeblach. Podstawowe pytanie, które należy sobie zadać brzmi: czy zabawa w poważny futbol przypadkiem nie znudziła się Katarczykom inwestującym w klub od maja 2011 roku? 

Od tamtej pory za wszystkie sznurki zaczął pociągać fundusz Qatar Sports Investments, którego celem nadrzędnym było wygranie Ligi Mistrzów, tymczasem realizacja śmiałych zamierzeń co roku jest przesuwana w czasie. Budżet sięgający 540 milionów euro (w pierwszym roku rządów Katarczyków – 150) jest nie po to, by wygrywać Puchar Ligi, o czym wiedzą wszyscy nie tylko we Francji i Katarze. Pojawiały się więc pojedyncze głosy, że głównodowodzący PSG, choć pozostający w ukryciu emir Kataru – Tamim Al-Thani w końcu się zdenerwuje. Nie chodzi nawet o przelewane miliony, lecz o zwykłą ludzką złość, że jednak nie wszystko, zwłaszcza w futbolu da się kupić. Emir jednak wcale nie musi się obrazić na cały futbol, ale na przykład na swoją prawą rękę, a w tej sytuacji o posadę mógłby drżeć prezes Nasser Al-Khelaifi, bo to on przecież suwerennie, bez pytania nikogo o radę, zdecydował o zatrudnieniu Unaia Emery’ego. Z drugiej strony, musiał przecież działać w porozumieniu z szejkiem, gdy decydował się wcześniej zwolnić Laurenta Blanca mimo konieczności wypłacenia trenerowi 22 milionów euro odszkodowania. Poza wszystkim, co równie istotne, emir jest nie tylko przyjacielem prezesa, ale jego krewnym.

Zakatarzeni na amen?

Warto także pamiętać nie tylko o inwestycjach bliskowschodnich w Paryżu na niwie sportowej, ponieważ właściwie już od 40 lat Katarczycy wykupują ziemię w stolicy Francji i okolicach. Z czasem doszły także inwestycje w tamtejsze firmy i dziś emirat posiada procentowe w nich udziały o łącznej wartości liczonej w miliardach euro, a jeszcze trzeba doliczyć inwestycje w luksusowe nieruchomości, jak choćby Hotel du Louvre i Concorde Lafayette. Nic dziwnego, że w końcu pomyśleli o klubie piłkarskim jako inwestycji długoterminowej. Natomiast czy ów pomysł nie zrodził się przy okazji rozmów w Pałacu Elizejskim przed przyznaniem Katarowi organizacji finałów MŚ, to akurat inna sprawa. Tak czy inaczej Katarczycy sportowo i nie tylko są mocno zakorzenieni nad Sekwaną, tym bardziej że to przecież Qatar Investment powołał do życia telewizję beIN Sports pokazującą między innymi rozgrywki Ligue 1.


Gdyby jednak przypadkiem – założenie czysto hipotetyczne – Katarczykom znudziło się w Paryżu, to nie ma ryzyka, że klub spadnie na półkę Nancy czy nawet Bordeaux. PSG to już zbyt mocno rozkręcony projekt, zbyt prężne przedsiębiorstwo, by samo się dobrze nie wyżywiło. To co prawda emir miał podjąć decyzję o rozbudowie Parc des Princes, zwiększeniu pojemności obiektu do 60 tysięcy, lecz wiele innych kółek kręci się samodzielnie. Miliony wpływają nie tylko z tytułu transferów własnych piłkarzy, ale także z UEFA, telewizji i sponsorów. Kolosalne zyski przynosi galopujący marketing i nawet jeśli klub nigdy nie zyska na rynkach azjatyckich tak histerycznej popularności jaką cieszą się Manchester United czy Real Madryt, albo w Ameryce Północnej, gdzie Bayern Monachium wspierają nawet dzielni Siuksowie, potomkowie Szalonego Konia, to już zyskał ogromną rozpoznawalność. Do tego stopnia, że gdy ponad rok temu Prezydent Republiki Francuskiej Francois Hollande kompletował delegację do Indii, na pokładzie samolotu znaleźli się przedstawiciele 39 największych francuskich firm plus oczywiście ludzie w garniturach z charakterystycznym herbem zdobnym w wieżę Eiffla.

Oczywiście bez wsparcia petrogotówki na dłuższą metę nie ma mowy o zatrzymaniu piłkarskiego gwiazdozbioru. Jak ogromne są koszty związane z jego utrzymaniem wyliczyła „L’Equipe”. Otóż sumaryczna miesięczna gaża tylko Thiago Silvy, Angela Di Marii, Edinsona Cavaniego, Thiago Motty, Javiera Pastore i Blaise’a Matuidiego (prócz Urugwajczyka każdy może odejść po sezonie) to około 5,5 miliona euro! A przecież inni również zarabiają krocie.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada więc pozostanie w PSG zarówno Al-Thaniego, jak i Al-Khelaifiego, zaś zmiany tylko w strukturze organizacyjnej klubu na niższych szczeblach. Krytyka dosięgła nawet dyrektora zarządzającego Serge’a Blanca, który jeszcze przed rewanżowym meczem z Barcą dzielił skórę na niedźwiedziu i miał ponoć sugerować prefektowi paryskiej policji, że w przypadku wygrania Ligi Mistrzów należy koniecznie zorganizować przejazd otwartym autokarem przez Pola Elizejskie. Oddzielnie należy traktować dwóch dyrektorów odpowiedzialnych za działkę sportową – Patricka Kluiverta i Oliviera Letanga, których kompetencje mocno na siebie nachodzą (nachodziły), i którzy nigdy nie potrafili nadawać na tych samych falach.

– Holender ma niewiele do zaproponowania, dostał pracę, bo Al-Khelaifi uwielbiał go jako piłkarza – mówi Stefan Białas, znawca francuskiej piłki, komentator telewizyjny. – Tarcia między działaczami odbijały się na wynikach drużyny. Generalnie od czasu odejścia Leonardo klub nie ma dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia. Ma urzędników, ale bez kontaktów Brazylijczyka. A skoro tak, to musiał działać prezes. Z kolei ten swoisty interwencjonizm Al-Khelaifiego niektórych drażnił. Brak fachowca z prawdziwego zdarzenia również odbija się na formacie sprowadzanych zawodników. Dlatego prócz wielu różnych zmian czekających latem klub, wymiana dyrektora sportowego wydaje się nader pilna.

Nicea albo śmierć 

Bo to nie Al-Khelaifi, lecz Emery wraz z dyrektoriatem decydował o sprowadzeniu Grzegorza Krychowiaka, Goncalo Guedesa, Jese, Giovaniego Lo Celso, Hatema Ben Arfy, Thomasa Meuniera czy Juliana Draxlera, a przecież z tego zaciągu nieco ożywienia wnieśli jedynie dwaj ostatni. Co ciekawe, za angaż Niemca odpowiada ponoć Kluivert, co jakby automatycznie podnosi jego notowania w oczach katarskich właścicieli.

Pytanie numer 2 brzmi zatem – odejdzie czy nie? Bynajmniej nie Holender, lecz hiszpański trener Emery, który pracuje w Paryżu co prawda niespełna rok, ale dla wielu właśnie o niespełna rok za długo. Paradoksalnie, po klęsce na Camp Nou francuskie media przekonywały, że pozycja Emery’ego, niezależnie od popełnionych błędów zarówno w procesie budowania zespołu, jak i dowodzenia nim już na boisku w Barcelonie, będzie wzmocniona; silniejsza niż dotąd. Zostanie odcięty od dwójki dyrektorów sportowych, a co więcej, będzie mógł sprowadzić własnego – konkretnie Monchiego. 

Tak się jednak nie stało. Monchi pracuje w Romie, wspomniany Letang podał się do dymisji i dziś piastuje stanowisko dyrektora generalnego w agencji menedżerskiej Sport Invest UK (stajnia m.in. Davida Luiza, byłego obrońcy PSG…), natomiast samego Emery’ego uratować mogło jeszcze zdobycie kompletu krajowych trofeów na czele z obroną mistrzostwa, czyli zrobieniem kolejnego kroku do pobicia historycznego rekordu Olympique Lyon, który siedem razy z rzędu wygrywał rozgrywki Ligue 1. To już właściwie zadanie niewykonalne, a przesądziła o tym chyba niedawna porażka w Nicei. Po tym spotkaniu „L’Equipe” napisała: „Król jest nagi”, a w pojemnym tytule mieściła się zarówno porażka, jej styl, jak i dwie czerwone kartki w końcówce dla Thiago Motty i Di Marii, które były świadectwem nieopisanej bezradności. – Paryż naprawdę nie zasłużył na mistrzostwo – twierdzi Białas. – Grał gorzej niż rok temu, minimalistycznie, był gorszy nie tylko od Monaco, ale także od Nice, które z nim w tym sezonie nie przegrały. 

Wielu komentatorów nie ma wątpliwości, że los Hiszpana został już przesądzony. Natomiast kto go zastąpi, to zupełnie inna sprawa, skoro nieustannie ścierają się strefy wpływów i interesy potężnych menedżerów. Swoich ludzi chciałby zapewne umieścić w klubie Mino Raiola, ale nie jest wcale jedynym chętnym do wejścia w jeszcze bliższe relacje z katarskimi zarządcami. Lista kandydatów godnych zajęcia miejsca na trenerskiej ławce PSG jest długa i zawiera zarówno propozycje dość absurdalne (o tym później), jak i prawdopodobne. W ten właśnie sposób należy chyba potraktować pogłoski o zainteresowaniu Roberto Mancinim, który po tym jak skłócił się z zarządem Interu Mediolan oraz odmówił Leicester City przejęcia schedy po Claudio Ranierim, pozostaje na bezrobociu. Na karuzeli, którą zatrzyma dopiero szejk Al-Thani, znaleźli się jeszcze Antonio Conte, Diego Simeone, Louis van Gaal, a zwłaszcza Massimiliano Allegri i Lucian Favre, obecny szkoleniowiec Nicei, niedawny pogromca PSG.
SprzĄtanie w Parku
To jednak nie Emery dostał się pod największy ostrzał krytyki po meczu, w którym prysły marzenia paryżan o tytule. To kapitan drużyny Thiago Silva uczciwie stwierdził, że szanse na obronę tytułu są już tylko matematyczne. Na tej konstatacji Brazylijczyk niestety nie poprzestał. Otóż cały wysiłek, według niego, należy skupić teraz na obronie drugiego miejsca, by uniknąć konieczności gry w eliminacjach Ligi Mistrzów, co oznaczałoby automatycznie krótsze wakacje. I właśnie sympatyczne skądinąd słówko wakacje wywołało lawinę, która zmyła ze szczętem głowę Silvie. Radzono mu zakończenie kariery, wypominano mundial w 2014 roku, zmieszano z błotem za to, że po tak fatalnym sezonie miał czelność upomnieć się o kanikułę. Jego notowania generalnie nie są wysokie. Nie sprawdził się jako kapitan, dodatkowo pozostanie na zawsze skażony porażką 1:6 z Barcą. To za dużo by być ministrem obrony klubu marzącego o podbiciu świata. Przyszłość wciąż chyba jednego z najlepszych środkowych obrońców, a na pewno najlepiej opłacanego – 1,05 mln euro miesięcznie, pozostaje największą zagadką. Chce go Milan, ale z PSG wiąże cały czas lukratywny kontrakt. 

Kolejne zatem pytanie brzmi: od której strony zaczynać sprzątanie w Parku Książąt? Od tyłu (defensywy), czy może jednak od przodu (ataku)? Regres jest i tu, i tu: w całym ubiegłym sezonie paryżanie strzelili 102 gole, stracili 19. W obecnym, po 36 kolejkach, odpowiednio – 77 i 26. 

Ciekawostką jest Serge Aurier. To zawodnik, którego z chęcią pozyska oczywiście niejeden silny klub europejski, sęk w tym, że Iworyjczyk powinien był odejść z PSG już ponad rok temu, kiedy zepsuł atmosferę w szatni, obraził Zlatana Ibrahimovicia i musiał przejść kwarantannę w rezerwach. Został w klubie prawdopodobnie tylko dlatego, że cieszył się poparciem prezesa. No i najpierw przyczynił się do klęski Laurenta Blanca w Manchesterze (ponoć właśnie obecność Auriera na boisku i przemodelowanie drużyny zostało wymuszone na trenerze), a całkiem niedawno Emery’ego, który na Camp Nou wprowadził go na boisko w 75 minucie za Draxlera i nie była to udana roszada, ponieważ to Aurier był odpowiedzialny za pilnowanie Sergiego Roberto…

Istotnym problemem pozostaje również brak autorytetu w szatni. Nie chodzi nawet o trenera, który ponoć stracił zaufanie wśród zawodników, ale kogoś takiego jak Ibra. Szwed trzymał rozkapryszone towarzystwo za twarz. Robił coś, czego nie potrafią ani Silva, ani Motta, ani Matuidi. Brakuje też niedocenianego Salvatore Sirigu, który do końca sezonu pozostaje na wypożyczeniu w Osasunie Pampeluna. Nie był gorszym bramkarzem od Kevina Trappa, a na pewno nie od Alphonse’a Areoli, ale miał zbyt dużo do powiedzenia w szatni, zaś na swoje nieszczęście narzecze Pascala i Papina opanował błyskawicznie dzięki pięknej, francuskiej narzeczonej. Należał więc do grupy trzymającej władzę i chyba nie do końca podobało się to Blancowi – musiał odejść. W tej sytuacji, kiedy brakuje wyraźnego przywództwa, tworzą się grupy i podgrupki, a media co chwila wywlekają kolejne konflikty, do których miało dochodzić w szatni. 

Edi szuka partnera

Odejście Zlatana osłabiło sportowo drużynę, ale nie w takim stopniu jak mentalnie. Szwed, owszem, zdobywał bramki taśmowo, lecz w decydujących próbach nie potrafił dać czegoś ekstra. Poza tym Cavani dopiero po odejściu Ibry rozwinął w pełni skrzydła i w 47 meczach tego sezonu zdobył 47 bramek! Nic dziwnego, że Urugwajczyk już przedłużył do 2020 roku kontrakt z klubem stając się najlepiej zarabiającym w tej chwili piłkarzem ustępującego(?) mistrza Francji z gażą przekraczającą milion euro miesięcznie. 

To jest ten człowiek (plus Marco Verratti), wokół którego należy budować nową drużynę. Pytanie tylko, czy hołdować systemowi zaproponowanemu przez Emery’ego, z jednym atakującym, czy stworzyć zabójczy duet. A jeśli tak, to z kim? „Bild” nie ma wątpliwości – 70 milionów euro powinno skusić Borussię Dortmund, a milionowa gaża samego zawodnika, by Pierre-Emerick Aubameyang zdecydował się wrócić do Ligue 1. Z kolei Draxler chętnie powitałby w Parku Książąt swojego krajana z Gelsenkirchen Mesuta Oezila, paryscy fani być może woleliby Alexisa Sancheza, a wszyscy razem na pewno Kyliana Mbappe, choć w tym wypadku „L’Equipe” jest pewna, że chęć osłabienia Monaco nie przesłoni rozsądku i stołeczny hegemon nie zdecyduje się wydać więcej niż 40 milionów. Zresztą i tak z tego dylematu prawdopodobnie uwolni go sam Mbappe pospołu z Realem Madryt…

Natomiast najbardziej prawdopodobnym pierwszym letnim nabytkiem PSG zostanie defensywny pomocnik Jean Michael Seri, uznany niedawno przez „France Football” numerem 1 w TOP 5 Afrykanów z Ligue 1. Mający znakomite statystyki Seri – 6 goli i 9 asyst w bieżącym sezonie ligowym (stan na 6.5) – to podpora Nice, zatem wpisuje się doskonale w model osłabiania krajowej konkurencji (casus Ben Arfy), choć kosztować ma niemało, bo około 25 milionów euro.

Lista graczy do odstrzału jest równie imponująca jak tych, którzy mają wnieść nową jakość. Tą pierwszą otwiera Krychowiak, który ponoć rozpoczął negocjacje z Interem Mediolan, a w Paryżu pogodzili się ze stratą co najmniej kilkunastu milionów euro w kontekście sprzedaży reprezentanta Polski. „RMC Sport” podaje, że prócz Krychy odejść mają także Ben Arfa, Lucas Moura i Matuidi. Po sezonie kończy się również umowa Motty, który zapewnił, że nowej nie podpisze, lecz… I tu dochodzimy do wspomnianej sytuacji absurdalnej. Otóż Motta nie wykluczył zajęcia się na poważnie trenerką. Nie wiadomo tylko, czy właśnie to wyznanie sprowokowało dziennikarzy „La Gazzetta dello Sport” do wysnucia teorii, jakoby Al-Khelaifi miał zaproponować swojemu ulubieńcowi trzyletni kontrakt trenerski, a świadomi ryzyka paryscy decydenci po prostu skopiować pomysł Realu z Zinedinem Zidanem.

– Antycypując wszystkie letnie ruchy kadrowe pamiętać jednak trzeba zarówno o zasadzie fair play, która może nie pozwolić Katarczykom wydać, ot tak, 300 milionów euro, nawet gdyby bardzo chcieli i mogli, ale też o tym, że trudno będzie namówić na grę w klubie, który nie potrafi dojść choćby do półfinału Ligi Mistrzów, piłkarzy z najwyższej półki – konkluduje Białas.

Za niespełna miesiąc sytuacja zacznie się powoli wyjaśniać. Na dziś obowiązuje informacyjne embargo. Jak udało nam się ustalić nawet ludzie prowadzący jedną z francuskich, klubowych witryn, mający zatem niewątpliwie swoje źródła informacji ulokowane bezpośrednio w klubie, są bezradni. I wygląda na to, że ta cisza jest naprawdę złowroga.


TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (19/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024