Ostatnia niedziela w Legii?
Choć Czesław Michniewicz sięgnął z Legią po mistrzostwo Polski i bryluje w fazie grupowej Ligi Europy, jego posada w stołecznym klubie może niebawem stać się zagrożona. Nie bez znaczenia dla jego przyszłości przy Łazienkowskiej będzie rezultat dzisiejszego meczu z Lechem.
Bieżący sezon ma dla Czesława Michniewicza słodko-gorzki smak. Słodki dlatego, że pod jego wodzą Legia po pięciu latach nieobecności powróciła do fazy grupowej Ligi Europy, w której dodatkowo prezentuje się ze świetnej strony, bo w dwóch pierwszych meczach ograła takie firmy jak Spartak Moskwa i Leicester City.
Gorzki jednak dlatego, że zupełnie inaczej, wprost na odwrót, stołeczny klub radzi sobie na krajowych boiskach. Po ośmiu rozegranych meczach zespół mistrza Polski ma tylko dziewięć punktów, dzięki czemu plasuje się w ekstraklasowej tabeli dopiero na piętnastym miejscu, tuż nad strefą spadkową.
Dystans do liderującego Lecha wynosi już tuzin oczek. Jego podopieczni, jeśli chcą włączyć się do wyścigu o obronę mistrzowskiego tytułu, muszą bezwzględnie pokonać w dzisiejszej rywalizacji „Kolejorza”. W przeciwnym razie, nawet zwycięstwa w dwóch zaległych spotkaniach, mogą nie wystarczyć do realizacji tego celu.
Michniewicz zdaje sobie sprawę z wagi spotkania. Porażka nie da Legii ani punktów, ani prestiżu. Dać może za to prawdopodobnie bezpowrotną utratę szansy na dogonienie czołówki tabeli i tym samym spisanie sezonu ligowego na straty.
Nie jest tajemnicą, że kierownictwo Legii nie słynie z przesadnej cierpliwości do chwilowo zawodzących szkoleniowców, a decyzje co do ich posady zapadają niekiedy pod wpływem impulsu. Takim niewątpliwie może stać się wysoka porażka z Lechem przed własną publicznością.
Sam zainteresowany podkreśla jednak, że nie ma obaw, iż dzisiejszy mecz będzie jego ostatnim. „Czy jest gęsta atmosfera przed meczem z Lechem? Zależy, co rozumieć przez gęstą atmosferę. Jest skupienie, widać dużą mobilizację wśród zawodników. Idąc na konferencję, mówię do Izy Kruk, że przypomina mi się film „Chłopaki nie płaczą”, jak, chyba, Michał Milowicz śpiewał „Ta ostatnia niedziela”. Nie, nie śpiewam tej piosenki.” – przekonuje.
Każdy inny wynik niż zwycięstwo nie zamaże powoli rysującego się znaku zapytania nad przyszłością Michniewicza w Legii. Remis, a przede wszystkim porażka, z pewnością uruchomi debatą na temat jego posady. Wygrana natomiast pozwoli oddalić te spekulacje na dalszy plan.
jbro, PilkaNozna.pl