Przejdź do treści
Ostatni underdog

Polska Ekstraklasa

Ostatni underdog

W rodzinie Jose Cabrery wszyscy kibicują Realowi Madryt. Tę miłość on i sześcioro jego rodzeństwa wyssali z mlekiem matki. Ojciec należy do socios, wszyscy mają karnety i nie wyobrażają sobie, by mogli opuścić choć jeden mecz na Santiago Bernabeu. Są w ich życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Do drugiej kategorii należy ukochany klub.



FILIP KAPICA i MATEUSZ ŚWIĘCICKI
#2Angrymen
Komentatorzy Eleven

Ale Jose w piłkę kopał po drugiej stronie. W Atletico, gdzie w juniorach dzielił szatnię z Theo Hernandezem. Dziś Francuz zmiata konkurencję w Serie A, a Cabrera biega po trzecioligowych boiskach w Polsce. Jest szczęśliwy. I chciałby doszusować do Ekstraklasy.

Jego prezes, Tomasz Asensky mówi: – Gdybym jako trener prowadził klub w pierwszej lidze bądź Ekstraklasie, brałbym go ze sobą bez wahania. To gotowy piłkarz z dużym potencjałem.

Cabrera trafił do Grudziądza przez przypadek. Miał podpisać umowę z Chrobrym Głogów, zaliczył testy, ale nie chciał zaakceptować warunków finansowych. Los zaprowadził go do Olimpii. Tu grał już jego kolega Najim Romero, Hiszpan z marokańskimi korzeniami, wychowany na przedmieściach Madrytu, gdzie piłkę kopał z Achrafem Hakimim, dziś gwiazdą Paris Saint-Germain.

Jose w butach podarowanych przez kapitana Atletico Madryt, Koke, wykorzystał decydujący rzut karny w meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Olimpia awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski w anormalnych warunkach. Było zimno, śnieg pokrył murawę, a piłkarze chcieli rzucić tę robotę w diabły i zejść do szatni. Hiszpan nigdy nie grał przy takiej pogodzie. Cierpiał, ale nie pękł.

Gdy jeden z nas odwiedził go w Grudziądzu, by zrealizować reportaż przed historycznym meczem Pucharu Polski z Wisłą Kraków, Cabrera był pewien awansu. Kombinował, co zrobić, by jego rodzice mogli obejrzeć transmisję na żywo. To w ich domu było święto na miarę El Clasico. Syn na ogólnopolskiej antenie telewizyjnej, Wisła Kraków po drugiej stronie i historia na wyciągnięcie ręki – pierwszy półfinał w historii Olimpii.

Tomasz Asensky, były trener, a dziś prezes klubu mówi: – Kiedy zaproponowano mi kierownicze stanowisko, trochę się bałem. Kiedy zobaczyłem ile zaległości mamy do spłacenia i w jak katastrofalnej sytuacji organizacyjno-finansowej jest klub, byłem przerażony. Ale wyszliśmy na prostą. Nie było nas stać na wielu polskich piłkarzy, więc musieliśmy szukać na innych rynkach. Sprowadzenie Jose było strzałem w dziesiątkę.

Marcin Płuska, trener Olimpii Grudziądz, który jest prawie naszym rówieśnikiem, ma w tym sezonie dwa cele. Awans do drugiej ligi i zrobienie szumu w Pucharze Polski. Drużyna jest już w półfinale. Lepiej nigdy nie było. Płuska to absolwent warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, kolega z ławki Roberta Lewandowskiego. Jego prezes, Tomasz Asensky spotykał na uczelnianych korytarzach Czesława Michniewicza. Kiedy w 2012 roku trenował Olimpię i na mecz z Lechem Poznań w 1/16 finału Pucharu Polski chciał wystawić słabszy skład, Michniewicz mu powiedział: – Chcesz odpuścić na rzecz ligi? Daj spokój. Zrób wszystko, by pokonać Lecha. Ludzie ci tego nie zapomną. A jak w lidze wygrasz pięć kolejnych meczów z rzędu, za parę lat nikt nie będzie o tym pamiętał.

Asensky posłuchał. Olimpia po dramatycznym meczu, dogrywce, czerwonej kartce dla Marcina Woźniaka ograła Lecha z Manuelem Arboledą, Marcinem Kamińskim i Bartoszem Bereszyńskim w składzie. Ludzie nie zapomnieli. Do dziś wspominają z nostalgią tamten ciepły wieczór i zwycięstwo nad wicemistrzem Polski.

(…)

CAŁY TEKST ZNAJDUJE SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (11/2022)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024