Mówi się o nim, że trochę farciarz, bo choć ma wyniki, to futbol proponowany przez jego drużyny ciężko się ogląda. Mówi się bez sensu. Leszek Ojrzyński to ofiara własnego sukcesu. Rozbudził apetyty, więc w Gdyni chcą więcej, nie bacząc na to, że tak naprawdę trener Arki odnosi sukcesy być może nawet ponad stan.
ROZMAWIAŁ ZBIGNIEW MUCHA
Czy fakt, że pracował pan kiedyś w Koronie, pomógł w półfinale? Nie, to zupełnie inna drużyna niż ta, którą ja prowadziłem. Bardziej znaczenie miało poznanie sposobu gry zespołu Gino Lettieriego. Wiedzieliśmy, że przyjadą trzema stoperami, że będą zagęszczać przed swoją bramką i bronić wyniku. Przeszłość nie miała znaczenia. Ci, których prowadziłem w Kielcach, jak Kiełb czy Cebula, nawet nie zagrali w meczu rewanżowym.
Bolą pana opinie, że niezależnie od odnoszonych z Arką sukcesów ciężko patrzeć na wasz styl, że mało w tym wszystkim piłkarskiej jakości, raczej siła razy ramię plus cechy wolicjonalne. Nie wiem, czy bolą. Taktykę zawsze dopasowuję do zespołu i przede wszystkim realizuję powierzone cele, bo za to mi płacą. W Górniku nie dano mi dokończyć dzieła, natomiast cele realizowałem w Podbeskidziu, Koronie i obecnie w Arce. To znaczy w Gdyni jeszcze tego najważniejszego nie zrealizowałem, bo rozmawiamy przed 33 kolejką i pewien utrzymania wciąż nie jestem. Niezależnie jednak od wszystkiego tak się składa, że w tych trzech z czterech wymienionych klubów za mojej właśnie kadencji przyszły największe sukcesy, więc chyba nie mam się za bardzo czego wstydzić, a wręcz przeciwnie – powinienem być zadowolony. A styl? Po odejściu z Górnika miałem propozycję z zagranicy, ale czekam z upragnieniem aż dane mi będzie poprowadzić w Ekstraklasie drużynę, która powalczy o mistrzostwo, będzie miała silną kadrę, budżet etc. Wtedy będę mógł się sprawdzić. Proszę popatrzeć na trenerów, a są tacy, którzy zdobywali tytuł w klubach pokroju Legii, Lecha czy Wisły, a potem lądowali w słabszych klubach, o mniejszych możliwościach, właśnie w takich, w jakich ja pracuję, i łamali tam sobie zęby. Bo to nie jest taka prosta sprawa.
Niezależnie od tego, jak ten sezon skończy się dla Arki, istotne jest pytanie: co dalej? W meczu z Koroną grało ponoć dziewięciu zawodników, którym w czerwcu kończy się kontrakt. To nie jest chyba komfortowa sytuacja dla trenera? Nie jest. Nawet przed wspomnianym meczem z Sandecją w szatni kapitan zespołu powiedział: Panowie, walczmy o swoją przyszłość, bo piętnastu z nas kończą się kontrakty… Nie wiem, nie liczyłem, czy akurat tylu, ale tak zostało powiedziane. Niektórym to może pomaga, ale innym przeszkadza. Jeden lubi komfort, jasną sytuację, dla drugiego nie ma to znaczenia. Może jednak ktoś nie jest zadowolony z tego, co osiąga drużyna, bo zazwyczaj jak szef jest zadowolony, stara się szybko przedłużyć umowę. Z drugiej strony decydują też o tym różne czynniki. Czasami są po prostu trudniejsze rozmowy z zawodnikiem czy jego menedżerem, to wszystko naprawdę indywidualne przypadki. Ale nie ukrywam, że trochę dużo jest u nas tych ludzi ze znakiem zapytania. W takiej rzeczywistości jednak żyjemy. Tu nie ma zobowiązania, że trzy miesiące lub pół roku przed końcem kontraktu dostaniesz zapewnienie o jego prolongacie, odpowiedź: tak lub nie. Przepisy mówią, że pół roku przed końcem kontraktu to zawodnik może podpisać z innym klubem, a na razie takich wiadomości nie mamy, by któryś z naszych piłkarzy z takiej furtki skorzystał.
(…)
Trafia pan w finale na Legię, która jest przedziwna. Z jednej strony kilkanaście porażek w sezonie, z drugiej nowy trener, z którym na ławce coś ewidentnie drgnęło w tym zespole. Duża niepewność? Jak zwykle w sporcie i w tym zawodzie. Pewne rzeczy ustalasz, trenujesz, a w meczu wyjdzie jakiś fikołek i wszystko jest na ciebie, że zawaliłeś sprawę. Czasem wręcz czegoś nie planujesz, a wyjdzie dobrze i robią z ciebie wielkiego trenera. Trzeba podejść na spokojnie i z wiarą w to, co się robi. Nie wygrywa ten, co lepiej gra, tylko ten, który więcej wie i jest pewniejszy tego, co chce z meczu wycisnąć, plus znajdzie sposób na realizację. Do tego też musi dojść konsekwencja i dyscyplina.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (18/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”