W ostatnim czasie stało się to tak nagminne, że niemal przestało bulwersować. A powinno. Przesunięcie do rezerw to pójście przez klub na łatwiznę wobec sprawiającego kłopoty piłkarza. Są skuteczniejsze, choć wymagające wysiłku, metody.
TOMASZ LIPIŃSKI
W idealnym świecie, do którego Ekstraklasie bardzo daleko, trener po utwierdzeniu się w przekonaniu, że piłkarz o uznanej renomie, odpowiednich umiejętnościach i doświadczeniu wyraźnie obniżył loty, oczywiście musi zareagować, ale nie w stylu: niech tym problemem martwią się i postarają go rozwiązać inni, trener rezerw na przykład. Bo co on naprawdę może? Nie ma autorytetu, warunków ani bata, żeby delikwenta postawić do pionu.
Ten piąty
To odpowiedzialny za pierwszą drużynę powinien wziąć sobie za punkt honoru odbudowanie piłkarza. Odsunąć go od meczów można, a nawet często trzeba, ale nie od treningów, gdzie tworzy się nie tylko formę, ale też wzajemne relacje, które przecież nie muszą być przyjacielskie (nawet lepiej jak nie są), ale profesjonalne.
Przesunięcie Krzysztofa Mączyńskiego do rezerw z podaną niemal jednocześnie informacją o zgłoszeniu do rozgrywek Mateusza Leleno zabrzmiało jak mało śmieszny, raczej dość ponury żart. Podobnie jak pokrętne tłumaczenia Ricardo Sa Pinto, że w kadrze miał pięciu środkowych pomocników i pierwsze cztery miejsca na jego liście zajmowali Cafu, Domagoj Antolić, Andre Martins oraz Chris Philipps i dla piątego nie znalazł miejsca nawet na treningach. Prawa do oceny umiejętności i przydatności zawodników nikt trenerowi odebrać nie może, ale też trudno oprzeć się wrażeniu, graniczącemu z przekonaniem, że Mączyńskiemu w reprezentacyjnej dyspozycji każdy z wymienionych mógłby czyścić buty. Tylko (i aż) trzeba trochę wysiłku i zwłaszcza dobrej woli ze strony sztabu szkoleniowego, żeby na tamten poziom go wprowadzić.
Nawiasem mówiąc, dziwne prawa ostatnio rządzą w Legii środkowymi pomocnikami, a za tylko jeden z dobitniejszych dowodów niech posłuży postać Michała Kopczyńskiego. Niespełna dwa lata temu w wygranym meczu ze Sportingiem Lizbona w Lidze Mistrzów był jedynym Polakiem wśród pomocników i nie odbiegał poziomem od wodzącego rej w reprezentacji Portugalii Williama Carvalho. Kiedy jeden został wystrzelony do Nowej Zelandii, drugi zbiera komplementy w Betisie Sewilla.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (39/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”