Odwrócone losy walki o mistrzostwo
Jagiellonia zaczęła mecz z Lechią Gdańsk od mocnego uderzenia, zresztą przez całą pierwszą połowę grała na żyle. Podopieczni Michała Probierza chcieli sobie ten mecz jak najszybciej ustawić, zadać cios, nie opuszczać nawet skrawka boiska. I tak było, tyle że zapomnieli, iż o ile faul w środku boiska znaczy zazwyczaj niewiele, o tyle w polu karnym lepiej przepisów nie przekraczać.
Marian Kelemen skapitulował w Gdańsku czterokrotnie (fot. Łukasz Skwiot)
To znaczy ja odniosłem wrażenie, że byli tak nabuzowani, tak bardzo chcieli, iż w pewnym momencie wyłączyli myślenie i zapłacili za to wysoką cenę. Michał Probierz w pierwszej połowie zżymał się na sędziego Tomasza Musiała, ale po obejrzeniu powtórek będzie musiał przyznać mu rację. Pierwszy rzut karny nie podlegał żadnej dyskusji, drugi był mniej oczywisty, ale Novikovas dał podstawy do tego, aby arbiter wskazał na wapno. Jakub Wawrzyniak, faulowany w tej drugiej sytuacji, przed kamerami Canal+ powiedział, że wykorzystał doświadczenie, niemniej jedenastka się należała. Miał rację, Probierz musi się z tym pogodzić.
Zresztą cały mecz to był właśnie pokaz doświadczenia w wykonaniu Lechii. Inna sprawa, że trudno wytłumaczyć, iż tak ograni piłkarze, z tak dużymi w warunkach polskich umiejętnościami, nie są w stanie podobnie grać w meczach wyjazdowych. Po zdobyciu bramek to Lechia dłużej trzymała piłkę, wymieniała podania, kradła czas i ograniczała możliwości Jagiellonii. I była do bólu skuteczna, nie ryzykowała, czekała na okazje, które z zimną krwią wykorzystał Marco Paixao. Sposób gry Lechii doprowadził do tego, że Jaga była groźna właściwie tylko przy stałych fragmentach. Na nic więcej nie było jej tego dnia stać. Nie jestem w skórze trenera Probierza, ale on sam chyba też to zrozumiał i dlatego szybko zdjął z boiska Konstantina Vassiljeva, gdyż już w niedzielę jego zespół będzie gościł Legię Warszawa. A brak zwycięstwa będzie równał się z ograniczeniem do minimum szans na wygranie ligi. Absolutnie nie można mieć pretensji do zespołu Probierza, iż po stracie trzeciego gola był myślami już gdzie indziej. Musiał być, bo walka o tytuł trwa dalej.
Swoją drogą nie brakuje głosów, że Jaga jest (była?) faworytem do mistrzostwa Polski i oczywiście porażka w Gdańsku nie przekraśla szans zespołu z Białegostoku. Ale myślę, że losy walki o tytuł zostały odwrócone, teraz drużyna Probierza już nie kontroluje sytuacji. Bez znaczenia jakim wynikiem zakończy się mecz Legii z Lechem Poznań, Jaga w 34. kolejce straci pozycję lidera. Tak się ułożyła tabela, że każda wpadka w wyścigu o tytuł jest niezwykle bolesna. Dla mediów i kibiców to powód do emocji, dla Probierza – przeciwnika systemu ESA37 – do frustracji. Tyle że za porażkę w Gdańsku winić nie można systemu, a piłkarzy Jagiellonii, bo sprokurowali rzuty karne. Pozostały obraz gry był tego wynikiem.
Przemysław Pawlak