Odwaga w myśleniu i działaniu
Ten tekst miał zaczynać się tak: człowiek jest już stary, a wciąż taki sam głupi jak w 2002 roku, kiedy był młody. Wciąż naiwny, gotów uwierzyć i ściskać kciuki, a potem wysłuchujący – na szczęście już ze znacznie mniejszą wiarą – głupich tłumaczeń. Ale na szczęście tak zaczynać się nie musi.
Na szczęście reprezentacja Polski miło zaskoczyła. Zaskoczył Paulo Sousa, zaskoczyli piłkarze. Drużyna postawiła się Hiszpanii, pokazała konsekwencję i determinację w dążeniu do celu. Świadoma swoich ograniczeń, ale i zalet, zrealizowała mądrze nakreśloną taktykę, skrojoną na miarę indywidualnych umiejętności zawodników.
Można oczywiście twierdzić, że Hiszpanie rozegrali kiepski mecz, bo to prawda, tyle że to ich problem. My rozegraliśmy niezły mecz, porządny, trochę fartowny, przemyślany, ułożony w siwej, ale niestarej i niezmęczonej głowie selekcjonera, w końcu mecz, z którego polski kibic miał prawo być dumny.
A przecież nic na to nie skazywało. Po feralnym poniedziałku byliśmy załamani. Uwielbiam Bogusława Kaczmarka i jego porównania: – Inny teatr, trochę inne lalki, ale dramat taki sam – powiedział po tym, co zobaczył w Sankt Petersburgu, nawiązując oczywiście do mundialu rosyjskiego. Ja bym poszedł jeszcze dalej: tak samo było i z Ekwadorem, i Koreą.
Atmosfera była zatem podła. Informacja o tym, że przygotowania do meczu ze Słowakami sobie pokpiono, bo od początku sztab myślał o Hiszpanach – zmroziła. Po sieci śmigały żarciki o tym jak Ronaldo, promując dobre nawyki żywieniowe, zdejmuje butelkę coca-coli ze stołu, Pogba wybiera trzeźwość zamiast piwa, z kolei Hiszpania promując dobry futbol, usuwa nas z turnieju… Tak miało być… Smutne to, ale prawdziwe. Piłkarze musieli być wściekli, im nie wolno było tracić wiary. Musieli być wściekli, choć głośno tego nie mówili, zwłaszcza po publikacji filmu z odprawy przed meczem ze Słowakami – wówczas wyszli na nieudaczników, którzy nie potrafią przyswoić sobie wskazówek trenera. Sousa przecież zwracał uwagę na aspekty, które potem, finalnie doprowadziły do utraty bramek ze Słowakami. Jak się w tym momencie poczuli? Zastanówmy się jednak nad czymś innym. Co innego wiedzieć (akurat zdiagnozowanie zachowań Skriniara to żadna mechanika kwantowa), a co innego nauczyć odpowiedniego zachowania zawodników.
Film udostępniony opinii publicznej miał – jak sądzę – zbudować narrację, że to nie Zbigniew Boniek pomylił się z doborem selekcjonera, tylko mamy takich piłkarzy, jakich mamy. Być może przyniósł jednak inny efekt, ważniejszy. Wyzwolił złość w zawodnikach i zbudował jedność w zespole, a finalnie doprowadził do remisu w Sewilli. Przełamaliśmy zatem stary, wstrętny schemat: otwarcie, o wszystko, o honor… Zapracowaliśmy na swoją szansę, na drugi mecz „o wszystko”. Wygraliśmy chęcią gry w piłkę. Wygraliśmy odwagą w myśleniu (trener) i działaniu (piłkarze). I tej odwagi trzeba życzyć drużynie w konfrontacji ze Szwedami – tylko zwycięstwo sprawi, że nasz karnawał nie potrwa do środy, ale znacznie dłużej.
Euro 2020 to jednak piękna impreza i nie zdołała jej popsuć UEFA. Włosi są piękni jak nigdy dotąd. Francuzi mocni, jak… być może nigdy wcześniej, choć i im zdarzają się momenty dekoncentracji, lekceważenia, co w połączeniu ze zdeterminowanym i poukładanym rywalem kończy się stratą punktów. Straszy Beneluks, a tu jeszcze Niemcy urośli tak, jak mało kto przewidywał. O kapitalnej bitwie o Wielką Brytanię w strugach deszczu nawet nie wspomnę. Ten turniej dalej zapowiada się pasjonująco. Wreszcie nie słychać głosów o imprezie dla zmęczonych ludzi. Wreszcie kto jest mocny, tę moc pokazuje. Pokażmy i my.
ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (25/2021)