Od Bulzackiego do Bednarka, od 1973 roku i Wembley do ławki w Southampton. Nasze Odkrycia Roku, często trafione w punkt, czasem niespełniające pokładanych nadziei. Jedno w plebiscycie jest niezmienne – wygrać w tej wyjątkowej kategorii można tylko raz.
ZBIGNIEW MUCHA
44 edycje i 46 nazwisk, wszakże dwa razy laureaci byli dubeltowi, średnia wieku to 22 bez kilku miesięcy. Najmłodszy – Arkadiusz Milik (18), najstarszy – Grzegorz Piechna (29); zawsze biorąc pod uwagę rocznik laureata i rok, za jaki otrzymywał nagrodę. Czterech – Marek Koźmiński, Michał Żewłakow, Tomasz Iwan i Wojciech Szczęsny – było odkrywanych, kiedy występowali za granicą. Wśród laureatów są późniejsi medaliści mistrzostw świata, królowie strzelców silnych lig, przede wszystkim jednak wielu obecnych reprezentantów Polski, na czele z Robertem Lewandowskim. Także selekcjoner Adam Nawałka, także prezes PZPN – Zbigniew Boniek, również wiceprezes Koźmiński i dyrektor reprezentacji – Iwan. Wszyscy, bez wyjątku.
(…)
BEZ ZAGLĄDANIA W METRYKĘ
Reguły gry niosą pewne ograniczenia. Wystarczy, że w jednym roku choćby nominujemy młodego zawodnika do tytułu Odkrycia, drugi raz już nie możemy brać go pod uwagę. Czasem więc dwa razy zastanawiamy się, czy X już kwalifikuje się do odkrywania, czy lepiej poczekać, dać mu jeszcze rok, aby tylko przedwcześnie nie spalić.
Zdarzało się jednak, że zamiast szukać wśród młodzieży, trzeba było sięgnąć po graczy dojrzałych, którzy jednak mieli tak wystrzałowy rok, że wcześniej specjalnie nieznani nagle byli na ustach całej sportowej Polski. Klasyczny przypadek to Grzegorz Piechna w 2005 roku. – To były cudowne czasy, a ja zostałem pięknie wyróżniony – wspomina. – Obecnie jednak niewiele mam wspólnego z futbolem. Mieszkam w Opocznie i pracuję w rodzinnym biznesie. Czasami spotkam się z kolegami i pokopiemy sobie. To wszystko…
Co ciekawe, Piechna w plebiscycie zdystansował… Jakuba Błaszczykowskiego, wówczas zaledwie 20-latka, który już za trzy lata miał odebrać nagrodę dla najlepszego polskiego piłkarza. A Kiełbasa? Rozwozi węgiel. Tytuł króla strzelców pomógł mu w transferze do Torpedo Moskwa, lecz wielka kasa nie skusiła, odrzucił więc oferty wyjazdu do Chin i Azerbejdżanu. Pozostają wspomnienia i gol strzelony Estonii w meczu reprezentacji. Piechna miał 29 lat, odbierając nagrodę, tylko trzy lata młodszy był Adam Kompała. Dziś też jest na sportowej emeryturze, pracuje w firmie handlowej i kibicuje Górnikowi. Temu samemu, dla którego nastrzelał 19 goli w sezonie 1999-2000, został królem strzelców, a pół roku wcześniej bawił na naszej Gali.
– Fakt, późne było ze mnie Odkrycie, ale cieszyłem się strasznie – mówi. – Mam statuetkę, w szufladzie leży również zegarek, który dostałem od jednego ze sponsorów Górnika za koronę króla strzelców. Szanuję go, nie noszę na co dzień. Na pewno kilka decyzji podjąłbym innych w życiu, może osiągnąłbym więcej, ale przecież płakać nie będę. Byłem królem strzelców, a to nie byle co. Zadowolony jestem, że uniknąłem poważnych kontuzji. Może dzięki temu, że takie krzywe nogi miałem… Pierwszą ciężką kontuzję złapałem rok temu, na nartach. Połamałem się okrutnie, do tej pory pręt w nodze siedzi, a córka znów ciągnie na narty, bo ferie się zbliżają. Chyba jednak się ruszę…
BRAMKARSKIE RODZYNKI
Mimo znakomitych tradycji i co jakiś czas odważnego przekonywania, że istnieje coś takiego jak polska szkoła bramkarska, tylko dwóch golkiperów mogło cieszyć się z tytułu Piłkarza Roku – Józef Młynarczyk i Jerzy Dudek. Co jednak znamienne, nawet wśród młodych gniewnych rzadko trafiali się laureaci. W sumie było ich trzech – Kazimierz Sidorczuk, Grzegorz Sandomierski i Wojciech Szczęsny. Inna sprawa, że ten ostatni jako 21-latek był jednocześnie nominowany w kategorii Odkrycie Roku oraz – jako jeden z trzech obok Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego – Piłkarz Roku. Wobec takiej konkurencji musiał zadowolić się „mniejszą” nagrodą. Dziś jest topowym golkiperem w Europie. Sandomierski, ledwie rok starszy od Szczęsnego, to tylko ligowy rzemiecha, w dodatku chyba już na krzywej opadającej, choć trzeba wierzyć, że ostatniego słowa nie powiedział.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (5/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”