„Odejście z kadry? Nigdy nie żałowałem”
Po ubiegłorocznym mundialu ogłosił, że rozstaje się z reprezentacją Polski. Przez lata należał do jej najważniejszych postaci. Z następcami miało nie być problemu, tymczasem nie do końca tak jest. Łukasz Piszczek rozgrywa właśnie dziesiąty sezon w barwach Borussii Dortmund.
ZBIGNIEW MUCHA
Kolejny sezon, kolejne wyzwania, jednocześnie spokojne, harmonijne życie rodzinne. Niczego ci nie brakuje?
Niczego.
A tej adrenaliny przy Mazurku Dąbrowskiego, atmosfery zgrupowań drużyny narodowej?
Te jedenaście lat w reprezentacji Polski to był wyjątkowy czas i na nic innego bym go nie zamienił – to oczywiste. Zapewniam jednak, że na brak adrenaliny i emocji narzekać nie mogę. Na nadmiar wolnego czasu zresztą również. Pochłania mnie gra w Borussii oraz doglądanie spraw akademii.
Nie wierzę, że nigdy nie pojawiła się myśl: za wcześnie, zbyt pochopnie rozstałem się z reprezentacją?
Nie było takich refleksji. Z zamiarem pożegnania się z drużyną narodową nosiłem się od dłuższego czasu i rosyjski mundial nie miał na tę decyzję wpływu. Z perspektywy czasu widzę natomiast, że faktycznie była to odpowiednia chwila i dobra decyzja, której nie żałuję i nigdy nie żałowałem. Tak naprawdę nie rozpamiętuję już tego, szczerze mówiąc bardziej męczy mnie odpowiadanie na pytania o samą decyzję i jej okoliczności.
Patrzysz na mecze drużyny narodowej wyłącznie jako kibic, czy wciąż czujesz się trochę jej członkiem?
Przez wiele lat współtworzyłem tę kadrę, tego nie da się tak łatwo wyrzucić ze świadomości, niemniej chyba nabrałem już odpowiedniego dystansu. Siadam przed telewizorem i emocjonuję się grą w ten sam sposób, jak normalni kibice. Zdarzyło mi się co prawda raz odwiedzić chłopaków na zgrupowaniu, natomiast nie widziałem jeszcze meczu biało-czerwonych z wysokości trybun.
Zacząłeś właśnie dziesiąty sezon w barwach Borussii. Ostatni?
Kontrakt mam do 2020 roku. Jeśli klub uzna, że warto o rok przedłużyć umowę, chętnie skorzystam z propozycji. Zobaczymy zatem, co będzie. Natomiast poprzedni sezon utwierdził mnie w przekonaniu, że dałbym radę. Zresztą fakt, że zrezygnowałem z występów w reprezentacji, też nie był bez znaczenia dla mojego zdrowia. Odczułem wyraźnie, że organizm otrzymuje teraz znacznie więcej czasu na regenerację.
Czyli nie czujesz się na swoje 34 lata?
Nie, ale metryki nie oszukam.
Z tym że nie lubisz, jak ci się do niej zagląda?
Nie mam z tym problemu. Wiem, że ludzie będą wypominać mi wiek po każdym słabszym meczu, jestem akurat tego świadomy. Ale także tego, że dbam o siebie, prowadzę się bardzo sportowo, więc w poprzednim sezonie faktycznie złapałem się na myśli, że czuję się jakbym miał… 29 lub 30 lat.
Tymczasem młodzi atakują. Chyba nawet bardziej bezpardonowo niż kilka lat temu?
I tak być powinno. Konkurencja jest podstawą rozwoju, a w Borussii rywalizacja stoi na nieprawdopodobnie wysokim poziomie. Od razu zresztą zauważyłem większą, maksymalną koncentrację na każdym treningu. Odpowiada mi to. Jestem zwolennikiem właśnie takiego modelu rozwoju drużyny. Niech młodzi napierają, bo ostatecznie przecież wszyscy gramy do jednej bramki.
Wygląda jednak na to, że zmiana warty w BVB zbliża się nieuchronnie. Klub wzmocnił się latem wyraźnie, także w defensywie, także na jej flankach…
Przede wszystkim to cieszę się, że faktycznie wzmocniliśmy się personalnie. Były w przeszłości takie sezony, że z Dortmundu odchodzili najlepsi zawodnicy, a tym razem praktycznie nikt nie odszedł, natomiast przybyło kilku klasowych piłkarzy. To podstawa, byc walczyć o mistrzostwo, a innego celu nie zakładamy. Zamierzamy zdetronizować Bayern, tyle że… Bayern to jest Bayern. Wiadomo jak z nim bywa.
Po finiszu poprzedniego sezonu można było się nabawić kompleksu Bayernu…
Bez przesady. Wiemy oczywiście, z kim mamy do czynienia, ale Borussia to nie jest klub, który miałby kompleksy w stosunku do kogokolwiek. Owszem, roztrwoniliśmy sporą przewagę w wyścigu o tytuł, lecz złożyło się na to wiele czynników, nie tylko dobra gra monachijczyków.
Po głośnych letnich transferach czuć w Dortmundzie atmosferę: teraz albo nigdy?
W ten sposób nikt nie stawia sprawy, natomiast nikt się również nie gryzie w język. Zarząd klubu, w tym także pan Watzke, właściwie wszyscy mówią głośno o tytule. Sezon jest jednak bardzo długi, stąd wzmocnienie i poszerzenie kadry. Zaczęliśmy rozgrywki od efektownego zwycięstwa, ale nie zawsze będziemy wygrywać 5:1. Czasem trzeba będzie po prostu przepchnąć skromne 1:0 i to powinna być zaleta nowej drużyny – umieć wygrywać także takie mecze.
Mats Hummels został przywitany fanfarami?
Raczej normalnie. Na pewno nie dostrzegłem żadnych objawów niechęci związanych z jego powrotnym transferem. To znakomity i doświadczony obrońca. OK., Bayern go sprzedał, ale to sprawa Bawarczyków. Osobiście jestem przekonany, że Mats bardzo nam się przyda, wręcz pomoże w walce o mistrzostwo.
To byłaby duża rzecz ukoronować ten dziesiąty sezon tytułem. O sprawach kontraktowych już rozmawialiśmy, ale czy w ogóle wyobrażasz sobie siebie w innym niemieckim klubie?
Trudne pytanie. Na dziś – oczywiście nie. Jakie będzie jednak moje postrzeganie rzeczywistości, gdybym nie przedłużył umowy z BVB… Chciałbym jednak zakończyć karierę w Borussii. W każdym razie koncentruję się na bieżących rozgrywkach, na tym, by utrzymać miejsce w zespole, który jest – mam wrażenie – piekielnie silny.
Swoją drogą to niesamowite w jak fantastyczny sposób Polacy – właśnie Łukasz Piszczek bądź Robert Lewandowski – zapisali się w historii niemieckiej ligi. Lata temu, nawet szanując dokonania Hajty, Wałdocha, Krzynówka, Juskowiaka, podobne wyczyny wydawały się nie do pomyślenia?
No tak, to słynne sprawdzanie składów na telegazecie, szukanie nazwisk Polaków, czy zagrali w kolejce… Też się na tym częściowo wychowałem. I właśnie uświadomiłem sobie, że w sumie gram już trzynasty sezon w Bundeslidze. Czy któryś z Polaków zaliczył więcej edycji? Nie sprawdzałem tego, ale podejrzewam, że mogę być rekordzistą. Może nawet policzę w wolnej chwili…
Jak wyraźnie podkreślasz, czas pokaże, co dalej z twoją karierą. A jakieś pomysły na życie po życiu?
Przede wszystkim akademia. Ten projekt pochłonie mnie zapewne w największym stopniu.
To poważna sprawa?
Sam fakt, że duży udział w tym projekcie ma Borussia, musi definiować go jako bardzo poważny. To pierwsza na świecie akademia BVB poza granicami Niemiec. Cieszę się, że powstała akurat w Goczałkowicach-Zdroju, mojej rodzinnej miejscowości. A że jest to mała miejscowość, nie ma żadnego znaczenia dla rozmiarów całego projektu. Chcemy stworzyć dzieciom i młodzieży absolutnie najlepsze warunki rozwoju. Wystartowaliśmy z czterema rocznikami. W dwóch ćwiczy po 16 zawodników, w dwóch innych – po 14. Na razie są to dzieci w wieku 8 i 11 lat. Jestem przekonany, że będziemy się rozwijać, rosnąć w siłę. Taki przynajmniej jest plan, chcemy rozszerzyć działalność na inne grupy wiekowe. Mamy własne boiska, każdy rocznik posiada dwóch trenerów zatrudnionych na etacie. Treningi, turnieje, wydaje mi się, że już zaczęło się to fajnie rozkręcać.
Akademia Borussii Dortmund imienia Łukasza Piszczka – brzmi faktycznie nieźle. Słyszałem, że cały projekt to inwestycja o wartości około 9 milionów złotych. W połowie został dofinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki ze środków Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej, reszta zaś to środki pozyskane przez Fundację, również twojego imienia, oraz prywatne pieniądze?
Owszem, a mówiąc precyzyjnie: jest faktycznie dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki, mamy również dużego sponsora, którym jest Panattoni Europe, stąd nasze obiekty, cały kompleks sportowy, nosi nazwę Panattoni Arena, no i są oczywiście jeszcze moje własne pieniądze. Niemniej staramy się pozyskiwać także innych sponsorów i mamy już nawet kilka firm, które nas wspierają, ale będziemy cieszyć się z każdego, kto zechce nam pomóc. Dzielimy się wiedzą i doświadczeniem, chciałbym po prostu zaszczepić dzieciom pasję do piłki. Nie każdy z tych chłopców zostanie piłkarzem, ale każdy powinien wyrosnąć na dobrego człowieka. To także jeden z celów, który nam przyświeca. Może z czasem ci chłopcy zostaną przy piłce, może zajmą się wychowaniem innych, może otwierać będą własne szkółki, kto wie… Liczymy również na to, że poprzez sport nauczą się działać zespołowo w jakiejkolwiek innej dziedzinie życia.
To może być zyskowne przedsięwzięcie?
To działalność non-profit. Nie jesteśmy nastawieni na zysk, materialne korzyści. Nawet przez chwilę taka myśl nie przebiegła mi przez głowę, by na tym zarabiać. Jeśli zdarzy się w ten sposób, że któryś z naszych wychowanków trafi do zawodowego futbolu, a w ślad za tym do Fundacji wpłyną pieniądze, zainwestujemy je w dalszy rozwój projektu. Nie myślę o wycofywaniu kapitału. Wychowałem się w Goczałkowicach, które kształtowały mój charakter, dzięki temu zaszedłem dość daleko. Akademia to w pewnym sensie forma odwdzięczenia się.
Borussia dała tylko know-how, czy także pieniądze?
O szczegółach umowy nie mogę mówić, ale to nie tylko know-how. To także inne uwarunkowania, które będziemy wykorzystywać, między innymi wymianę zawodników.
Wiesz już co bardziej cię kręci – trenerka czy raczej szeroko pojęty management?
Za wcześnie na takie deklaracje. Tym bardziej że wciąż jestem czynnym, zawodowym piłkarzem i to pochłania mnie najmocniej. A reszta? Staram się działać spontanicznie. Jeśli widzę, że na jakimś odcinku jestem potrzebny, wchodzę w to.
Prócz akademii, żywo interesujesz się losami i wspierasz swój pierwszy klub, LKS Goczałkowice-Zdrój. To prawda, że oglądasz każdy mecz tej drużyny?
Jeśli sam akurat nie gram, to śledzę na żywo. Jeśli nie mogę, pozostaje oglądanie z odtworzenia i… spokojna analiza. Wydaje mi się, że mam już całkiem niezłe rozeznanie w czwartej lidze na Śląsku, bo często oglądam też mecze rywali LKS-u…
Po co ci to?
Dla odskoczni. Cały czas odnajduję w sobie pasję do piłki. Nie tylko do ligowych meczów w Bundeslidze, ale do piłki w ogóle, jako takiej. Tej samej pasji życzę chłopakom z akademii, tym będę próbował ich zarazić. Żeby nie kończyli dnia tylko na treningu. By nawet na późniejszych etapach swoich karier żyli, tak jak ja, futbolem. Nie tylko z futbolu.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W 37. TEGOROCZNYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”