Odcinanie kuponów od piłkarskiej sławy
Diego Maradona został trenerem meksykańskiego klubu Dorados de Sinaloa, którego właścicielem jest uznawany za króla narkotyków Joaquin Guzman nazywany El Chapo. Zespół gra w drugiej lidze, ale – jak widać – słynnemu przed laty piłkarzowi w niczym to nie przeszkadza. Najważniejsze, że znowu jest na ustach kibiców oraz piszą i mówią o nim w mediach.
ZBIGNIEW MROZIŃSKI
Z boskim Diego już tak jest: czegokolwiek by się dotknął, od razu trąbią o tym na całym świecie. Chociaż klub ma podobno kłopoty z płynnością finansową, Maradona ma tam zarabiać 150 tysięcy dolarów miesięcznie. Natomiast problemy z wypłacaniem pieniędzy piłkarzom na czas wynikają prawdopodobnie z tego, że wspomniany El Chapo siedzi w więzieniu w Stanach Zjednoczonych, gdzie czeka na proces sądowy. Inna sprawa, że na przykład w Chicago kartel o nazwie Sinaloa nadal kontroluje 80 procent rynku narkotykowego.
POWRÓT DO MEKSYKU
Meksyk kojarzy się boskiemu Diego wyśmienicie, właśnie w tym kraju 32 lata temu poprowadził jako kapitan reprezentację Argentyny do tytułu mistrza świata. Gdy kilka dni temu pojawił się w mieście Culiacan, gdzie siedzibę ma wspomniany klub piłkarski, na lotnisku witały go tłumy kibiców, przy wejściu do terminalu założono mu na głowę klubową bejsbolówkę, a szyję owinięto szalikiem w barwach Dorados, czyli Złotych. Było wielu fotoreporterów, a potem odbyła się konferencja prasowa, na którą przybyło około 200 dziennikarzy. Maradona opowiadał, że zerwał z nałogami i teraz najważniejsza jest dla niego praca oraz że przez 14 lat chorował, ale już jest zdrowy, więc chciałby cieszyć się słońcem i w nocy dobrze spać.
W takim razie wybrał złe miejsce do życia, bo niemal 800-tysięczne Culiacan, które jest stolicą stanu również nazywającego się Sinaloa, mimo walorów uzdrowiskowych i wypoczynkowych uznawane jest za jedno z najbardziej niebezpiecznych miast w Meksyku. Napady przy użyciu broni palnej są na porządku dziennym. Strach tam stanąć przy bankomacie albo mieć przy sobie markowy zegarek czy aparat fotograficzny. No i on, El Pibe de Oro, czyli Złoty Chłopiec, z przeszłością skalaną aferami dopingowymi i kokainowymi, wylądował w miejscu jednoznacznie kojarzonym z narkotykami i przestępczością. Meksykańscy kibice są zachwyceni pojawieniem się w ich mieście słynnego Maradony. Natomiast mieszkańcy luksusowego osiedla La Primavera, gdzie Argentyńczyk upatrzył sobie posiadłość z basenem, wcale nie powitali go z otwartymi rękami. Zablokowali przejazd ciężarówek wiozących jego dobytek. Musiał więc dłużej, niż sądził, pozostać w hotelowym apartamencie, przez cały czas pilnie strzeżonym przez ochroniarzy.
Poprzedniemu trenerowi drużyny Dorados de Sinaloa – Francisco Ramirezowi – nie pomogło zwycięstwo odniesione 6 września nad Veracruz w rozgrywkach pucharowych. Na trybunach Estadio Banorte w Culiacan było niespełna cztery tysiące widzów, ale czy mogło być więcej ludzi, skoro w lidze Złoci nie wygrali w tym sezonie żadnego z sześciu meczów? Trzy remisy, trzy porażki i 13 miejsce w składającej się z 15 drużyn Ascenso MX. Debiut Maradony w spotkaniu z ostatnim w tabeli Cafetaleros de Tapachula miał nastąpić w nocy z 17 na 18 września czasu europejskiego. Kluby meksykańskie często zatrudniają trenerów z innych krajów latynoskich, także Argentyńczyków. Teraz w najwyższej klasie rozgrywkowej Rolando Cristante prowadzi Deportivo Toluca, a Diego Cocca jest szkoleniowcem Tijuany. Natomiast na zapleczu najwyższej ligi pracują kolejni rodacy Maradony: Bruno Marioni w Venados, Andres Carevic w Mineros de Zacatecas i Gabriel Pereyra w Atlante.
NA DWÓCH FRONTACH
Tylko czy Diego jest trenerem? Jeśli już, to raczej frontmanem, który ma łatwość angażowania się w różne dziwne projekty. Być może przy pomocy doradców, którzy ciągle traktują go jak maszynę do zarabiania pieniędzy. Tak jak kiedyś spece od marketingu czerpali zyski z eksploatowania upadłych gwiazd muzyki – króla rock and rolla Elvisa Presleya i króla popu Michaela Jacksona. Nie tak dawno, bo zaledwie cztery miesiące wstecz, z wielką pompą ogłoszono, że Maradona został prezesem Dynama Brześć. Klubu średniej klasy, nawet jak na Białoruś. Pracę w tej roli miał zacząć po finałach MŚ w Rosji, gdzie przebywał jako gość honorowy. Głośnym echem odbiła się informacja, jak kilka miesięcy przez mundialem złożył gratulacje Władimirowi Putinowi z powodu wygrania wyborów prezydenckich. Na mistrzostwach świata szokował zachowaniem. Raz nawet, po meczu jego rodaków z Nigerią, zabrano prosto z trybun do szpitala, ale na szczęście nie stało się nic groźnego. Reprezentacja Argentyny dosyć szybko zakończyła udział w rosyjskim czempionacie, więc i o jego wybrykach zapomniano.
W klubie z 350-tysięcznego miasta leżącego przy granicy z Polską miał Diego sprawować kontrolę nad sprawami sportowymi, transferami, a także finansami. Znając jego rozrzutność i brak kontroli nad kasą zarobioną w czasie kariery piłkarskiej, ta ostatnia prerogatywa była chyba jednak przesadą. Nazajutrz po informacji, że Argentyńczyk podjął pracę w Meksyku, na stronie internetowej Dynama ukazało się oświadczenie, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby równocześnie był teraz honorowym prezesem klubu z Brześcia. Jego zadaniem będzie popularyzowanie na świecie futbolu białoruskiego, udział w kampaniach transferowych, przyciąganie sponsorów i dbanie o rozwój piłki nożnej wśród młodzieży. Wygląda na to, że Dieguito zostawił sobie furtkę na wypadek, gdyby szybko musiał ewakuować się z Kraju Azteków.
Maradona był piłkarzem genialnym, więc czymś naturalnym była chęć pozostania przy futbolu po zakończeniu kariery. Najlepiej w roli trenera, w której zadebiutował w okresie przymusowej przerwy w karierze piłkarskiej, gdy został zdyskwalifikowany po wykryciu w jego organizmie środków dopingujących podczas mistrzostw świata w Stanach Zjednoczonych. W 1994 roku dał się namówić do prowadzenia argentyńskiej drużyny Deportivo Mandiyu Corrientes. Mimo że sprowadził do drużyny kumpla bramkarza Sergio Goyoecheę, zespół pod jego wodzą zdołał wygrać tylko jeden mecz, a rozgrywki zakończył w dolnej części tabeli. Potem został zatrudniony przez słynny Racing Club Avellaneda, zdobywcę Pucharu Interkontynentalnego „67. Tutaj również pracował tylko przez kilka miesięcy, bo szło mu kiepsko. Zresztą cały czas bardziej był zainteresowany powrotem na boisko w roli piłkarza, ale to też się niespecjalnie udało.
NIESPODZIEWANY SELEKCJONER
Pożegnanie z boiskiem piłkarskim oznaczało dla Maradony jeszcze większe kłopoty. Miał dużo wolnego czasu, więc wpadł w wir życia towarzyskiego pełnego rozrywek i używek. Konsekwencją były olbrzymie problemy zdrowotne, włącznie z zapaścią, której doświadczył 18 lat temu podczas pobytu w urugwajskim kurorcie Punta del Este. Potem leczył się w Hawanie, gdzie zaprosił go kubański dyktator Fidel Castro. Zdrowia tam jednak nie podreperował, a do domu wrócił jeszcze grubszy, niż był wcześniej. W kwietniu 2004 roku świat zamarł na wiadomość, że nieprzytomnego Maradonę odwieziono na oddział intensywnej opieki medycznej szpitala w Buenos Aires. Przez pewien czas oddychał tylko za pomocą respiratora, ale udało się umknąć śmierci, więc zapowiedział poprawę. Różnie z tym bywało, lecz chyba jednak nie najgorzej, skoro pod koniec października 2008 roku prezes argentyńskiej federacji piłkarskiej rządzący twardą ręką Julio H. Grondona zrobił go selekcjonerem drużyny narodowej. Pewnie myślał, że mając w drużynie nie mniej genialnego Lionela Messiego, Diego powtórzy wyczyn Brazylijczyka Mario Zagallo i Niemca Franza Beckenbauera, którzy zostali mistrzami świata najpierw jako piłkarze, a potem w roli selekcjonerów, mimo że przejmując reprezentacje, również nie mieli doświadczenia trenerskiego. Wprawdzie w internecie pojawiały się filmiki ośmieszające zajęcia prowadzone z kadrowiczami przez Diego, ale trzeba przyznać, że pod jego wodzą Albiceleste mieli całkiem dobre statystyki – 18 meczów wygrali, sześć przegrali, awansowali na mundial w RPA i tam wygrali cztery pierwsze spotkania, lecz w piątym, którym był ćwierćfinał z Niemcami, ponieśli klęskę 0:4 i Maradona stracił pracę.
Istniały obawy, że słaby psychicznie były gwiazdor boisk piłkarskich może się załamać i źle skończy. Po dwóch latach odnalazł się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie objął drużynę Al-Wasl. Zespół pałętał się w dolnych rejonach tabeli, więc po kilkunastu miesiącach stracił dobrze płatne zajęcie. Maradona wrócił do ojczyzny, gdzie pokazywał się na meczach ukochanej drużyny Boca Juniors, a zatrudnienie znalazł jako tak zwany trener mentalny w mało znanym klubie argentyńskim CD Riestra. W maju 2017 roku ponownie wylądował natomiast w Emiratach, ale tym razem już w drugiej lidze, w zespole Fujairah SC. Działał tam do końca kwietnia 2018 roku, a już po kilku tygodniach otrzymał ofertę z Białorusi, za którą prawdopodobnie stał prezydent tego kraju Aleksander Łukaszenka. Maradona znakomicie się czuje w towarzystwie dyktatorów. Ciągle też szuka dla siebie miejsca na świecie i pieniędzy. Cały czas wzbudza emocje – dla jednych pozostaje kochanym Diego, a dla innych jest znienawidzonym Maradoną, i pobyt w Meksyku, nieważne ile potrwa, tego nie zmieni. A potem znajdą się kolejni chętni, żeby go zatrudnić.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (38/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”