Od redakcji: Zielono nam!
Ranking TOP 77 został zamknięty. Chodzą słuchy, że Jerzy Brzęczek jest szczęściarzem, gdyż przyszło mu żyć i tworzyć w czasach, kiedy talenty rodzą się w Polsce na kamieniu. No więc nie jestem tego pewien. Wbrew pozorom stan kadr nie predysponuje do takich sądów. Choć w jednym Brzęczek akurat na pewno może czuć się wybrańcem – jest trenerem najlepszego piłkarza świata!
Do Waszych rąk trafia właśnie numer świąteczny „Piłki Nożnej”. Jak zawsze nafaszerowany dobrymi treściami, nie ma sensu ich reklamować i zapowiadać, bo koń jaki jest, każdy widzi. Będąc małym chłopcem – w czasach gdy „PN” ukazywała się na kiepskim papierze i w biało-czarnych kolorach, a jej winieta była czerwona – czekałem pod kioskiem na dostawę numeru świątecznego. Był inny – grubszy, ciekawszy, starczał na dłużej niż jeden dzień czytania, i miał zieloną winietę. To był znak Q, symbol jeszcze większej jakości niż zazwyczaj. Tego egzemplarza w rulon nie zwijało się, wracając do domu. Mam nadzieję, że świąteczne wydanie także dziś, w czasach kompletnie przecież innych, również może być kuszące.
A czasy faktycznie są zupełnie inne. Oto Polak, Robert Lewandowski, został w plebiscycie FIFA ogłoszony najlepszym piłkarzem świata Anno 2020! Ależ to brzmi… Jego wybór był bezdyskusyjny, zasłużony i spodziewany – inny byłby kpiną. Choć samo zestawienie trójki pretendentów było dość śmieszne, biorąc pod uwagę obecność w niej Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Rozumiem dzisiejszy świat, mechanizmy nim powodujące, więc i obecność obu panów mnie nie zdziwiła. Natomiast sportowo kompletnie się nie broniła.
Niedawno zostałem zaproszony przez redakcję angielskiego „Four Four Two”, bym jako przedstawiciel Polski oddał głosy na najlepszych piłkarzy minionego roku na świecie (wygrał oczywiście Lewy…). Głosowali respondenci z całego świata, każdy wybierał piątkę, przyznając zawodnikom określoną liczbę punktów. Moja kolejność była następująca: 1. Lewandowski, 2. Neuer, 3. Kimmich, 4. Ramos, 5. Mane. Hiszpan pociągnął Real do krajowego mistrzostwa, Senegalczyk był chyba najrówniejszym, najbardziej wartościowym elementem mistrzowskiego Liverpoolu, choć wiosna, jak wiadomo, stanowiła dla The Reds właściwie formalność. Trójka Bayernu była poza dyskusją. Właściwie złapałem się na tym, że bojąc się zostać posądzonym o przesadę, wykreśliłem z piątki Gnabry’ego – mimo że moim zdaniem zasłużył na obecność. Bo to był rok Bayernu – po prostu. Zatem i wybór przez FIFA Juergena Kloppa jako najlepszego trenera kończącego się roku trzeba uznać za nietrafiony – nie tego Niemca należało uhonorować.
Wróćmy do Lewandowskiego. Piotr Żelazny napisał na Twitterze: Czy werdykt z dzisiejszego wieczora, nagroda FIFA dla najlepszego piłkarza świata w 2020 roku dla Lewandowskiego (przeczytajcie to na głos), kończy dyskusje, kto jest najlepszym polskim zawodnikiem w historii? Czy wciąż będzie „musi osiągnąć coś z reprezentacją”.
No więc – chyba nie kończy. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że nigdy nie było bardziej na świecie szanowanego, docenianego, rozpoznawalnego polskiego piłkarza niż Robert Lewandowski. Być może również nie było nikogo o większych umiejętnościach (tu pewnie narażę się akolitom Kazimierza Deyny) – tego jednak nie wiem, nie umiem zmierzyć. Natomiast czy Lewy jest naszym The Best w historii? Być może tak, ale nie potrafię jednoznacznie wskazać. W klubie osiągnął więcej niż wszystko. Stał się symbolem Bundesligi, o której choćby dotknięciu marzyły latami zastępy polskich piłkarzy. Dyskusje – Lewandowski czy jednak Zbigniew Boniek, długo będą otwarte. Zibi był gwiazdą najsilniejszej ligi świata, zdobył Puchar Mistrzów (i nie tylko), był przede wszystkim gwiazdą mundialu, dał nam trzecie miejsce na świecie. Zakochani dziś w Lewym, nie umniejszajmy tamtych zasług. Dlatego dyskusja pewnie wciąż będzie się toczyć, nie została automatycznie zamknięta, co nie zmienia faktu, że pękamy z dumy i jest nam zielono także z tego powodu.
ZBIGNIEW MUCHA
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 51-52)