Przejdź do treści
Oczekiwany głos rozsądku

Polska Ekstraklasa

Oczekiwany głos rozsądku

W jednym przypadku przebieg głosowania na członków rady nadzorczej Ekstraklasy S.A. wybieranych z sali wyglądał jak czyste wyznanie miłości. Prezes Jagiellonii Białystok, Cezary Kulesza, zdobył dziesięć z dwunastu możliwych poparć, przy czym jedna osoba wstrzymała się od głosu. Jako że kluby otrzymujące miejsce w radzie nadzorczej z urzędu, gdyż zajęły cztery pierwsze miejsca na mecie sezonu 2019-20, nie głosują, można to odczytać jako dominację.

Kiedyś usłyszałem, że Kuleszy nikt jeszcze w Białymstoku na rękę nie położył, teraz ma też siłę w środowisku zawodowej piłki. Już przed rokiem wdarł się do RN przebojem, więc wygląda na to, że znalazł sposób na przekonanie do siebie odpowiednich ludzi. To o tyle ważne, że Kulesza zamierza stanąć w szranki wyborcze w Polskim Związku Piłki Nożnej, kiedy dobiegnie końca kadencja prezesa Zbigniewa Bońka. Głosowanie w trakcie Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Ekstraklasy S.A. przez niektórych odbierane jest zatem jako wyraz poparcia klubów także w trakcie wyborów nowego szefa federacji. Czy nie przedwcześnie?

Z ramienia PZPN w radzie nadzorczej ESA znalazł się bowiem Marek Koźmiński, który przecież oficjalnie zgłosił swoją kandydaturę do roli następcy Zibiego. I trudno doszukiwać się w tej nominacji przypadku. Walka o głosy idzie na całego. 

Sprawa wyborów prezesa PZPN jest ważna, ale w tej chwili ważniejsze jest dogranie ligi. Dlatego z umiarkowaną ulgą należy przyjąć fragment oficjalnego komunikatu wydanego przez Ekstraklasę S.A. po Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy. Zabiera w nim głos prezes spółki zarządzającej rozgrywkami, Marcin Animucki, stwierdzając, że kluby uzgodniły, iż będą konsultowały z zespołem medycznym PZPN wprowadzenie dodatkowych procedur bezpieczeństwa. Co prawda nieustannie zdumiewa, że wcześniej część klubów doszła do wniosku, iż wie lepiej, jak walczyć z pandemią, dość jasno wyartykułował to profesor Krzysztof Pawlaczyk na łamach poprzedniego wydania „PN”, niemniej lepiej późno niż wcale. Żeby jednak to „późno” stało się aktualne, liczba przypadków zakażeń w Polsce musiała diametralnie wzrosnąć. Część klubów zdążyła przecież uznać, że sprawa pandemii jest zamknięta. A przynajmniej takie można było odnieść wrażenie. No bo jeśli powszechnie wiadomo, że drużyny na mecze wyjazdowe powinny jeździć dwoma autokarami – choć nie jest to (jeszcze) wprost zapisane w obowiązującym protokole medycznym – aby ograniczyć ewentualną transmisję wirusa, a część klubów wybiera tańsze rozwiązanie, podróżując jednym, zwyczajnie trudno to pojąć. 

Zadeklarowana przez kluby współpraca z zespołem medycznym PZPN oczywiście nie spowoduje, że mecze Ekstraklasy nie będą przekładane. Z tym trzeba się pogodzić. Nawet UEFA, która dotychczas nie respektowała gry lig w dniach jej rozgrywek, najpewniej przymknie oko, gdy będzie do tego dochodziło. Niektóre mecze Ligi Mistrzów rozpoczynające się o godzinie 19 pokryją się z przełożonymi spotkaniami Ekstraklasy. Wszystkie ręce na pokład, aby nie zabić piłkarskiego biznesu. Gdyby bowiem sezon miał zostać zawieszony odgórną decyzją rządu ze względu na rosnącą liczbę zakażeń COVID-19 w kraju, w myśl bezpieczeństwa trzeba byłoby taką decyzję zaakceptować. Nie można jednak dopuścić do tego, aby do takiej sytuacji doprowadziła ludzka głupota.


PRZEMYSŁAW PAWLAK

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024