Juliusz Letniowski piłkarzem Lecha jest od niemal roku, ale nadal czeka na pierwszy występ w Ekstraklasie. Niewykluczone, że zadebiutuje w niej jeszcze przed zimową przerwą (foto: Piotr Kucza/400mm.pl)
Rok
temu o błyszczącego w barwach Bytovii ofensywnego pomocnika
zabiegało kilka klubów Ekstraklasy, między innymi Jagiellonia
Białystok i Korona Kielce. Letniowski wybrał jednak ofertę z
Poznania.
–
Przekonała mnie przede wszystkim perspektywa rozwoju: w ostatnim
czasie z Lecha wielu młodych chłopaków wyjechało do zagranicznych
klubów. To działa na wyobraźnię. Ponadto świetny trener (wówczas
Kolejorza prowadził Adam Nawałka – przyp. red.) i wszystko inne,
czego potrzebuje piłkarz: kibice, stadion. Dla mnie wybór był
prosty. Lechowi się nie odmawia – mówił w lutym na łamach
„Piłki Nożnej”.
Wówczas wszystko wydawało się świetnie dopasowane: Letniowski dostał
dobre miejsce do szlifowania talentu, a Lech młodego zawodnika,
którego można wypromować, a później sprzedać do silniejszego
klubu.
Plan
zaczął się komplikować już półtora miesiąca po transferze.
Podczas jednego z treningów ucierpiało kolano, Letniowski musiał
przejść artroskopię. Początkowo zakładano sześć tygodni
rehabilitacji, nikt nie mówił o pauzie aż do końca sezonu.
Tygodnie zamieniły się jednak w miesiące, pojawiły się powikłania po zabiegu, a piłkarz wciąż nie mógł wrócić na boisko.
Nie
wiadomo, czy kontuzja była efektem przeciążenia podczas zimowego
zgrupowania. Można się jednak domyślać, że na styczniowym obozie
w Belek niedoświadczony Letniowski szczególnie mocno odczuł reżim
treningowy sztabu trenera Nawałki.
Sezon
2019/20 miał być nowym rozdaniem dla wielu zawodników Kolejorza.
Także dla 21-letniego pomocnika, który wciąż czekał na debiut w
niebiesko-białych barwach. Letniowski pojechał na obóz
przygotowawczy do Opalenicy, jednak nie było mu dane uczestniczyć w
nim do końca. Dolegliwości wróciły i po kilku dniach piłkarz musiał opuścić drużynę. Problemy
z kolanem były poważne, treningi z pełnym obciążeniem
nie wchodziły w grę. Koszmar trwał. Zamiast na drugie z letnich zgrupowań,
Letniowski udał się do Rzymu, aby zasięgnąć porady w renomowanej klinice doktora Pier Paolo Marianiego.
Piłkarz
znów musiał uzbroić się w cierpliwość. Kazano mu przez kilka
tygodni pracować indywidualnie, a później czekać na zależne od
postępów w rehabilitacji decyzje. Do zajęć z zespołem wrócił dopiero we wrześniu. Potrzebował więc w sumie pół roku, aby w pełni dojść do
siebie po zabiegu kolana.
Tyle
tylko, że wtedy nie było mowy o grze w drużynie trenera Dariusza
Żurawia. Wykrystalizował się skład, a Letniowskiego trzeba było
wprowadzać na boisko ostrożnie. Za odpowiednie do tego miejsce
uznano drugoligowe rezerwy. 18 września rozegrał kilkanaście minut
w końcówce spotkania z Górnikiem Polkowice. Lech wysoko przegrał,
powodów do radości nie było, jednak 21-latek miał pretekst, aby
delikatnie się uśmiechnąć. W końcu rozegrał mecz w koszulce
Kolejorza.
Z
kolejki na kolejkę przebywał na murawie coraz dłużej. Wreszcie
wskoczył do podstawowego składu i w spotkaniach II ligi
zdecydowanie się wyróżniał. Strzelił trzy gole, zaliczył
asystę. Jeszcze nie wszystko Letniowskiemu wychodziło, ale widać w
nim było głód piłki oraz chęć udowodnienia swojej wartości w
każdej akcji.
22
listopada, przeszło dziesięć miesięcy po transferze, po raz
pierwszy znalazł się w kadrze meczowej pierwszej drużyny Lecha.
Spotkanie z Piastem Gliwice obejrzał z ławki rezerwowych, podobnie
jak potyczkę z Łódzkim Klubem Sportowym dwa tygodnie później.
Mówi się jednak, że może zadebiutować jeszcze przed końcem 2019
roku. Roku, w którym miał dotrzeć do Ekstraklasy autostradą, lecz
był zmuszony jechać objazdem, w dodatku wyjątkowo długim i
krętym.
Konrad
Witkowski