Nowy prezes w Mielcu gra o trzeci awans
Bogusław Wyparło zaczynał i kończył karierę piłkarską w rodzinnym Mielcu. Stal to jego macierzysty klub, któremu nie wypada odmówić pomocy, kiedy jest w potrzebie. A taka się zdarzyła po rezygnacji Jacka Orłowskiego z funkcji prezesa.
Bogusław Wyparło (foto: 400mm.pl)
KAMIL SULEJ
Od niedawna jest pan prezesem Stali. Czy to funkcja tymczasowa?
Przede wszystkim to jest funkcja niespodziewana – przyznaje Wyparło, były ekstraklasowy golkiper, a obecnie sternik mieleckiego I-ligowca. – W Stali nikt nie myślał o zmianie prezesa. Ze względu na to, że jestem mielczaninem i wychowankiem klubu zgodziłem się piastować tę funkcję do końca sezonu. Po to, żeby była zachowana ciągłość. Po zakończeniu sezonu siądziemy z całym zarządem, zobaczymy, w którym miejscu jest klub i będziemy rozmawiać o innym podziale obowiązków. Nie jestem w stanie piastować funkcji prezesa, dyrektora akademii, trenera bramkarzy w akademii i w pierwszym zespole. To zdecydowanie za dużo.
Czy rządzenie klubem było pana marzeniem?
Moim najważniejszym celem jest, aby bramkarze dobrze bronili i żeby Stal dochowała się wychowanków. To mnie najbardziej interesuje. Posada dyrektora akademii czy funkcja prezesa mają dla mnie znaczenie drugorzędne.
Stal chciałaby dochować się drugiego Bogusława Wyparły, ale o wychowanków nie jest łatwo.
Celem akademii jest to, aby powrócić do tradycji Stali, kiedy co roku dwóch-trzech wychowanków grających na różnych pozycjach dochodziło do pierwszej drużyny. Staramy się to osiągnąć. Pierwsze efekty już są widoczne.Najbardziej znanym piłkarzem, który ostatnio wyszedł z akademii jest Kacper Sadłocha. Był w RC Lens, ale wrócił do Mielca. Dlaczego?Kacper wyjechał za granicę w młodym wieku, więc decyzję musiał podjąć wspólnie z rodzicami. To oni muszą z zawodnikiem wyruszyć w świat, ponieważ przepisy nie zezwalają, żeby przebywał sam na kontrakcie. Nie nalegaliśmy na to, żeby Kacper odchodził ze Stali, bo wiedzieliśmy, jak trudno jest za granicą. Okazało się, że wyjechał zbyt wcześnie. Może stanowić przykład, ale i nauczkę dla kolegów z akademii. Czasem warto zostać dłużej, zmężnieć i otrzaskać się w Ekstraklasie czy I lidze.
W środku minionego tygodnia Stal ograła Stomil, a dobry mecz rozegrał Rafał Strączek. To musi pana cieszyć.
Rafał musiał już zagrać w Tychach i poradził sobie. W meczu ze Stomilem jego gra wyglądała nieźle. Powiem szczerze, że czekaliśmy długo aż mentalnie dorośnie do tej ligi. Umiejętności ma bardzo duże, ale potrzebował czasu, aby wszystko poukładać w głowie. Na szczęście wszystko zmierza w dobrym kierunku. Pracowaliśmy razem przez ponad trzy lata. Mecze, które już rozegrał powinny przełożyć się na dalsze dobre występy.
Jak ważna w treningach z młodymi bramkarzami jest praca nad psychiką?
Bramkarz to trudna pozycja. Kiedy ktoś pomyli się między słupkami to zazwyczaj pada bramka. Zazwyczaj to bramkarz naprawia błędy zawodników z pola, a nie odwrotnie. Głowa i psychika mają ogromne znaczenie. Często umiejętności czysto piłkarskie wyprzedzają mental. W przypadku Rafała długo czekaliśmy aż wszystko zagra. Cierpliwość została jednak nagrodzona. Mam nadzieję, że sodówka mu nie uderzy do głowy i będzie to bramkarz Stali na lata.
Jak pan podchodzi do trendu, że bramkarz powinien mieć przynajmniej 190 centymetrów wzrostu?
Nie uważam, żeby wzrost miał kluczowe znaczenie. Najwięcej zależy od indywidualnych możliwości bramkarza. Zdarzają się specjaliści od gry na tej pozycji, którzy mają dynamit w nogach i radzą sobie niesamowicie. Kilka centymetrów mniej nie powinno wykluczać kogoś z rywalizacji na poziomie Ekstraklasy czy I ligi. Nagle przyjęliśmy standardy, że ktoś powinien mieć 190 cm. Ja miałem 183 centymetry i radziłem sobie nie najgorzej. Pewne braki można nadrobić skocznością i zwinnością.
Od dwudziestu lat Ekstraklasa nie jest tak blisko Mielca jak obecnie. No może poza czasem, kiedy Bruk-Bet rozgrywał tu swoje mecze…
Od trzech lat staramy się wejść do Ekstraklasy. Do tej pory zawsze nam czegoś brakowało na finiszu. Przez ten czas wiele nauczyliśmy się, wiemy jakie błędy popełniliśmy. Staramy się ponownie ich nie robić. Liga cały czas się zmienia, więc trzeba uczyć się jej od nowa. Mamy nadzieję, że w tym roku upragniony awans uda się wywalczyć.
Jak będzie z licencją na Ekstraklasę dla Stali?
W naszym wniosku brakowało opinii biegłego rewidenta, która według prawa w stowarzyszeniu nie jest obowiązkowa. Została udostępniona na prośbę PZPN. Nie przewidujemy, że możemy nie otrzymać licencji na Ekstraklasę.
Ile już awansów przeżył pan ze Stalą?
Dwa – z III do II ligi i z II do I. To dosyć żywe wspomnienia. Gdy zaczynałem karierę w Mielcu to graliśmy na poziomie Ekstraklasy. Stal spadła wtedy na drugi szczebel rozgrywkowy, a później klub się rozwiązał. Dźwigaliśmy się z samego dołu i do powrotu na dawną pozycję został nam jeden etap – awans do Ekstraklasy. Przeżyłem dwa awanse i spadek.
Trzeci awans powinien smakować najlepiej ze wszystkich.
Przed nami jeszcze daleka droga. Chłopcy zrozumieli, że umiejętności to za mało. Trzeba dołożyć jeszcze serducho.
Czy w Stali – po zakładanym awansie – potrzebna będzie rewolucja kadrowa?
Jeżeli Bóg da i awansujemy, to rewolucji nie będzie.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (25/2020)