Przejdź do treści
Nowy, lepszy David Moyes?

Ligi w Europie Premier League

Nowy, lepszy David Moyes?

Wykpiwany w ostatnich latach, ze zszarganym wizerunkiem po niepowodzeniach w Manchesterze United, Realu Sociedad San Sebastian i Sunderlandzie, David Moyes znów jest w Premier League. W West Hamie ma szansę odmienić nie tylko los klubu, ale również własną karierę.

MICHAŁ ZACHODNY
„Łączy Nas Piłka”

– Szczerze mówiąc, to nie zrobiłbym niczego inaczej – odpowiedział David Moyes na pytanie, co zmieniłby w swojej pracy, gdyby dostał drugą szansę w Manchesterze United. Był początek lipca, minął miesiąc, odkąd odszedł z Sunderlandu po spadku z Premier League, ponad trzy lata od zwolnienia z Old Trafford, w międzyczasie był też przez rok trenerem Realu Sociedad.

Jego odpowiedź była dla trenerów obecnych na ogólnopolskiej konferencji szkoleniowej PZPN pewnym szokiem, choć Moyes ma ją dobrze przemyślaną i przygotowaną. W końcu, jak sam przyznaje, to najczęściej zadawane mu pytanie na tego typu spotkaniach. Dzień wcześniej z przekonaniem stwierdził, że na pewno ktoś tę kwestię poruszy także w Warszawie.

WEST HAM JAK SUNDERLAND

United przejął po sir Aleksie Fergusonie i po zdobytym mistrzostwie kraju. Odchodząc po ledwie 10 miesiącach z sześcioletniego kontraktu, zostawiał klub na siódmym miejscu w tabeli. Po sytuacji i grze drużyny nie można było stwierdzić, że się rozwija, że może być w skomplikowanym okresie przejściowym. Nie, w United postępowały piłkarska indolencja i przeciętniactwo. Co z tego, że Moyes notował lepsze wyniki niż w Evertonie – wygrał 53 procent spotkań, w poprzedniej pracy 42 procent – skoro mistrz Anglii po raz pierwszy od 1992 roku wylądował poza podium, po raz pierwszy od 1995 nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów. Podkreśleniem upokorzenia Szkota po namaszczeniu przez wielkiego poprzednika był fakt, że o zwolnieniu dowiedział się najpierw z prasy, a dopiero następnego dnia od dyrektora wykonawczego Eda Woodwarda.


Argumentacja Moyesa jednak nie jest pozbawiona sensu. Będąc w Polsce, tłumaczył, że każda jego decyzja była poparta długą analizą, każdy trening przemyślany na wiele sposobów, rywale rozpracowywani do najmniejszego detalu, piłkarze przebadani i prześwietleni… Może więc była to kwestia złego momentu dla niego, dla United? Nie rozumianego jako bycie pierwszym po Fergusonie, ale poprzez przejęcie składu, dla którego mistrzostwo w 2013 roku było szczytowym momentem i który później wymagał korekt, ewolucji. Moyes przyznał, że gdyby wiedział, iż w United dostanie niecały rok, to większość zmian by przyspieszył, pogłębił.

Jego okres pracy w Manchesterze jest już historią doskonale opisaną, a i status samego Moyesa tylko się pogorszył. W San Sebastian wygrywał co czwarte spotkanie, z Sunderlandem – co piąte. W Hiszpanii wyśmiewano jego akcent, a piłkarzy dziwiły sztywne i staromodne metody treningowe. Po powrocie do Premier League został nazwany wampirem wysysającym z piłkarzy energię, a jego zespół spadł z ligi z wielkim hukiem. Od marca 2015 roku prowadzone przez Moyesa drużyny tylko raz zdołały wygrać dwa mecze z rzędu, w ostatnich dwóch klubach wygrał tylko 15 z 65 spotkań ligowych. 

Oto David Moyes, 54-letni menedżer, który dziś ma cholernie dużo do udowodnienia, a stawką jest jego dalsza kariera na poziomie Premier League. Szansę na to dostał w West Hamie, choć gdy tylko kibice dowiedzieli się, że Szkot jest poważnym kandydatem na przejęcie drużyny, zaczęli głośno protestować. Jednak ich reakcja tylko nieznacznie opóźniła decyzję Davida Sullivana i Davida Golda, dwóch największych udziałowców londyńskiego klubu.


Jak z wszystkiego, co związane z Premier League, także z powrotu Moyesa Anglicy potrafili zrobić show. Na pierwszą konferencję na londyńskim Stadionie Olimpijskim stawiło się kilkudziesięciu dziennikarzy, wypowiedzi i zachowanie Szkota dla „Daily Telegraph” zrecenzował psycholog sportu (– Jak na osobę o wielkim doświadczeniu był bardzo zdenerwowany, nawet kilka żartów nie rozluźniło atmosfery – stwierdził Andy Lane), w „Guardianie” za występ dostał szóstkę w 10-stopniowej skali. W rzeczywistości to spotkanie w równym stopniu odzwierciedlało charakter Moyesa, co sytuację całego klubu. Z każdym tygodniem West Ham miał coraz więcej wspólnego z Sunderlandem, który Moyes do niedawna prowadził.

Od początku poprzedniego sezonu United w 17 meczach stracili przynajmniej trzy gole, stracili też najwięcej punktów pomimo prowadzenia, od stycznia wygrali ledwie osiem z 30 spotkań ligowych. Do ostatniej przerwy na mecze międzypaństwowe West Ham miał najgorszą obronę (23 stracone gole), będąc nawet za Crystal Palace (22), które przegrało pierwszych siedem spotkań, nawet nie zdobywając bramki. Styl i rozmiary porażki z Liverpoolem na pożegnanie Slavena Bilicia (1:4) tylko podkreśliły atmosferę wokół drużyny i potrzebę zmiany u sterów.

Zresztą patrząc na zarzuty wobec Bilicia i jego pracy, można dostrzec wiele podobieństw do pretensji wobec Moyesa i etapu w Sunderlandzie. Co prawda Chorwat swój pierwszy sezon zakończył na siódmym miejscu, najwyższym od 2002 roku, ale już po przeprowadzce na nowy stadion było tylko gorzej, odejście Dimitriego Payeta zimą jeszcze pogłębiło problemy West Hamu. Dyscyplina w drużynie była fatalna, Bilić nie karał piłkarzy za spóźnienia i nieobecności, brak tego elementu oraz zaangażowania był również widoczny na boisku. Gdy w meczu z Manchesterem City miał wpuścić debiutującego Roberta Snodgrassa, to skrzydłowego pytał, na jakiej pozycji chciałby w West Hamie zagrać.

Jednak najlepszym przejawem beznadziei był w obecnym sezonie Marko Arnautović, sprowadzony latem za 25 milionów funtów ze Stoke, by zastąpić Payeta. – Myśli, że jest lepszym piłkarzem, niż faktycznie jest – krytykował go ekspert telewizji Sky – Gary Neville

– To żenujące, on spaceruje sobie w trakcie spotkań – dodawał Jamie Carragher po porażce 0:3 z Brighton. A Arnautović od rekordowego dla West Hamu transferu wyróżnił się tylko czerwoną kartką, nie strzelił jeszcze ani jednego gola, nie zaliczył nawet asysty. „The Sun” ostatnio donosił, że władze klubu pozwoliły Moyesowi pozbyć się problematycznego Austriaka już w zimowym okienku.

NIE BIEGASZ, NIE GRASZ

Władze klubu to osobny problem i kolejna przyczyna obecnej sytuacji West Hamu. Sullivan i Gold są mało popularni przez wypowiedzi, jak i decyzje, z których najlepszym przykładem jest ta o przeprowadzce na Stadion Olimpijski. Choć na pierwszy sezon sprzedano 50 tysięcy karnetów, fani są zawiedzeni widocznością oraz fatalną akustyką areny, która została przecież stworzona z myślą o zawodach lekkoatletycznych. Gold i Sullivan mieli latem rozpatrywać pożegnanie Bilicia po przeciętnym sezonie, ale zdecydowali o pozostawieniu Chorwata na ostatni rok jego kontraktu, bo tak miało się im bardziej opłacać. Znów więc mówimy o trwaniu, a nie rozwijaniu drużyny.

Zaczęło się od podwójnych treningów i mocnych rozmów indywidualnych, wskazania piłkarzom wprost, jak bardzo zawodzili. Pomóc w utrzymaniu motywacji i dyscypliny ma zatrudniony w roli asystenta Stuart Pearce, który w West Hamie grał przez dwa lata. Po karierze Psycho (Psychol) prowadził młodzieżową reprezentację Anglii, drużynę Wielkiej Brytanii na igrzyskach olimpijskich w 2012 roku, a potem Nottingham Forest. Nie okazał się świetnym szkoleniowcem, lecz jego charakter ma być przeciwwagą dla spokojnego, bardziej wycofanego Moyesa.

Mimo to Szkot dosyć mocno zaczął działać w klubie. Pierwsza zasada już pokazuje odmianę w porównaniu do drużyny Bilicia. – Nie biegasz, nie grasz – tak priorytety dla piłkarzy przedstawił Moyes na pierwszej konferencji prasowej. – Musimy jak najszybciej znaleźć zwycięską formułę. Jeśli oznacza to grę ofensywną, tak będziemy grali, ale najważniejsze jest zwyciężanie.

– Mieliśmy naprawdę dobre treningi w ostatnich dniach. Ale patrząc na mecze w tym sezonie, zwłaszcza z najlepszymi drużynami, musimy poprawić się pod każdym względem. W ofensywie, w defensywie, w kreatywności, w staraniu się i nietraceniu tak wielu goli… Musimy podnieść poziom, po prostu – podkreślał Pablo Zabaleta, obrońca sprowadzony z Manchesteru City.

NAIWNOŚĆ DOŚWIADCZONYCH

W kontekście wyników West Hamu w obecnym sezonie najbardziej uderzająca jest naiwność drużyny, która w każdej formacji ma bardzo doświadczonych zawodników. Pod względem średniej wieku United ustępują w Premier League wyłącznie West Bromwich Albion.

W bramce Joe Hart, czyli golkiper na poziomie międzynarodowym, utytułowany i z określoną reputacją. W defensywie jest mistrz Europy z Portugalią, Jose Fonte, oraz Argentyńczyk Zabaleta. Do tego Winston Reid, którego do niedawna uznawano za jednego z najlepszych obrońców w lidze spoza drużyn ścisłej czołówki.


W drugiej linii poziom charakteru i zaangażowania powinien wyznaczać Mark Noble, wychowanek klubu. Oprócz niego Moyes ma do dyspozycji Cheikhou Kouyate, którego możliwości Sam Allardyce porównywał do Patricka Vieiry, dynamicznego skrzydłowego Michaila Antonio. Jest także Andre Ayew, który w Swansea dwa lata temu strzelił 12 goli w sezonie. Wspomniany i krytykowany Arnautović w Stoke potrafił zachwycać, ale przede wszystkim odpowiadał za przynajmniej kilkanaście goli na sezon – albo strzelając, albo asystując.

Dodając napastników pokroju Andy’ego Carrolla i Javiera Hernandeza – w sumie to niemal sto goli w Premier League – nie można się zdziwić, że Moyes pozycję West Hamu określił jako zdecydowanie zbyt niską jak na możliwości kadrowe. Jednak to wcale nie oznacza, że przed Szkotem łatwe zadanie, zwłaszcza gdy przypomni się słowa Zabalety o tym, jak wiele musi się w grze drużyny zmienić.

STARY, DOBRY MOYES

Na konferencji trenerów w Warszawie Moyes wypadł świetnie głównie przez bezpośredniość ocen, a także rzeczowość argumentów. Mówiąc o sytuacji we współczesnym futbolu, podkreślał znaczenie pracy krótkoterminowej, osiągnięcia sukcesów tu i teraz. Jakby podejście znane mu z Evertonu już dawno zweryfikował, nie bawił się w kreślenie dalekosiężnych planów i budowanie koncepcji na lata. Także dlatego z West Hamem podpisał kontrakt tylko do końca trwającego sezonu.

– Chcę być bardziej agresywny – powiedział na wstępie w nowej pracy. – Chcę być Davidem Moyesem z Preston North End (prowadził drużynę w latach 1998-2002 – przyp. red.), gdy piłkarze cierpieli na zajęciach. Skoro do tej pory narzekali, że nie trenowali za ciężko, wierzę, że nie będą narzekali na większe obciążenia. Nie chcę od nich słyszeć, że jest za trudno. Oni też muszą wziąć odpowiedzialność za wyniki.

Mówiąc krótko: Moyes ma dość bycia swoją karykaturą, obrywania za wszystko i za wszystkich. Jak na wyniki z ostatnich kilku lat, to w pierwszych dniach w West Hamie przynajmniej sprawiał wrażenie zwycięzcy, w przeciwieństwie do wiecznie zasępionego, zamartwionego Bilicia. – West Ham miał szczęście, że wybrał dobrego menedżera – dodawał.

Może więc w powrocie do przeszłości nie będzie nic złego? W końcu nie tylko Premier League dobrze by wyszła na Moyesie nawiązującym do lat, w których wygrywał nagrody dla najlepszego menedżera sezonu (trzykrotnie). Bo jego najnowsza historia niepowodzeń to także smutna konstatacja o stanie myśli futbolowej w Szkocji, która światu dała takich szkoleniowców jak Ferguson, Bill Shankly, Matt Busby i Jock Stein

Moyes miał być nie tylko następcą Fergusona w United, ale też w linii wspaniałych sukcesów szkockich trenerów. Tymczasem tamtejszy futbol od kilku lat podupada, w XXI wieku reprezentacja Szkocji nie dotarła na żaden z międzynarodowych turniejów. Obecny sezon Premier League był pierwszym od 25 lat, który zaczął się bez choćby jednego szkockiego menedżera, choć jeszcze w 2011 roku było ich siedmiu. Wraz z powrotem do ligi angielskiej Moyes sprawił, że przynajmniej pod tym względem znów jest wyjątkowy. 

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (NR 47/2017)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024