No Ronaldo, no party. Juventus Turyn pod nieobecność „CR7” tylko zremisował 1:1 przeciwko beniaminkowi z Benevento. Pełne 90 minut na boisku spędzili dwaj reprezentanci Polski – Wojciech Szczęsny i Kamil Glik.
Tym razem nie byliśmy świadkami tego rodzaju obrazków. (fot. Reuters)
Nikogo nie trzeba przesadnie przekonywać, że Cristiano Ronaldo jest absolutnie kluczowym graczem Juventusu. Portugalczyk w bieżącym sezonie ma bowiem na swoim koncie dziewięć trafień i pod tym kątem w szeregach „Starej Damy” nie ma sobie równych.
Dodatkowo, aby bardziej uświadomić sobie niebagatelny wpływ, jaki wywiera on na grę ekipy z Turynu, wystarczy prześledzić wyniki pięciu meczów, w których Ronaldo był nieobecny z powodu zakażenia koronawirusem: porażka, trzy remisy, zwycięstwo.
W sobotniej rywalizacji przeciwko Benevento pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki również nie wystąpił. „W chwili obecnej Ronaldo przebywa na odpoczynku, ponieważ czuje duże zmęczenie. Wobec tego nie został on powołany na to spotkanie” – wyjaśnił Andrea Pirlo.
Negatywny efekt absencji „CR7” widać było gołym okiem. Mistrzowie Włoch co prawda dość szybko objęli prowadzenie (w 21 minucie na listę strzelców wpisał się Alvaro Morata), a także przez ogromną większość czasu kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, lecz zarazem nie potrafili oni tego udokumentować w postaci kolejnych goli.
Mało tego. Na ich nieszczęście chwilę słabości skrzętnie wykorzystali podopieczni Filippo Inzaghiego. Tuż przed przerwą Gaetano Letizia oddał mocny i precyzyjny strzał z dystansu. Strzegący dostępu do bramki Wojciech Szczęsny mógł tylko bezradnie patrzeć, jak piłka odbija się od słupka i trzepocze w siatce.
Turyńczycy podjęli wielokrotne próby przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. Bezskutecznie. Kierowana przez Kamila Glika defensywa Benevento zaprezentowała się z naprawdę ambitnej i odważnej strony. Liczne ataki w wykonaniu Pirlo i spółki ostatecznie na nic się zdały.
W dużej mierze właśnie za sprawą cech wolicjonalnych graczom Benevento koniec końców udało się dowieźć jednobramkowy remis do końcowego gwizdka sędziego Fabrizio Pasquy. Juventus zaś ponownie udowodnił, że jest no Ronaldo, no party.
Jan Broda