Nielegalni imigranci tworzą Serie A. Z ulicy na stadion
Ostatnio w Serie A zadebiutował Mamadou Coulibaly. To 18-letni pomocnik Pescary, który trafił do Włoch przez zieloną granicę, a ostatnie dwa lata tułał się po Europie. Senegalczyk ma wyjątkową przeszłość, ale nie jest w tym odosobniony – rosnąca liczba Afrykanów marzących o lepszym życiu w Italii przekłada się także na piłkę nożną.
NORBERT BANDURSKI
Historia 18-letniego Coulibaly’ego bardziej przypomina fabułę książki Roberta Louisa Stevensona albo filmu, którego scenarzysta niezbyt przejmował się realizmem. Tymczasem Senegalczyk rzeczywiście dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe. Dwa lata temu o poranku założył plecak i wyszedł z domu. Rodzice byli przekonani, że Mamadou poszedł do szkoły, ale
16-latek zamiast książek spakował kilka najpotrzebniejszych ubrań, odrobinę jedzenia (żeby plecak nie był wyraźnie bardziej wypełniony niż zwykle) i ruszył do Maroka.
– Wyłączyłem telefon. Przez trzy czy cztery miesiące nie kontaktowałem się z rodzicami. Myśleli, że nie żyję – opowiedział włoskim dziennikarzom piłkarz Pescary.
Coulibaly’ego do powzięcia desperackiego kroku nie skierowało bynajmniej skrajne ubóstwo. Ojciec był nauczycielem WF, więc choć rodzina wiodła skromne życie, nie mogła narzekać – sąsiedzi zwykle mieli znacznie gorzej. Problemem było jednak to, że ojciec piłkarza kategorycznie sprzeciwiał się, by ten uprawiał sport. Chciał, żeby syn kontynuował wielopokoleniowe rodzinne tradycje i został nauczycielem. W tym kierunku kształcą się obie siostry Mamadou. Chłopak marzył jednak o zostaniu piłkarzem, w tym także upatrywał szansy na poprawę bytu rodziny. Za całe kieszonkowe kupił więc bilet do Maroka. Tam rozpoczęły się problemy, bo 16-latek nie miał ani pieniędzy, ani pomysłu, co począć dalej.
Bezdomny nastolatek
– Do tej pory było bezpiecznie, bo miałem wykupiony bilet na autobus. W Maroku spałem jednak w porcie, nie miałem się gdzie podziać – wspominał Coulibaly. Błąkającego się po marinie chłopaka zauważył jeden z marynarzy. Po kilku dniach zaproponował, że zabierze go do wymarzonej Europy – płynął bowiem na pokładzie okrętu zmierzającego do Francji. Była to całkiem solidna łódź przewożąca jedzenie oraz niewielką załogę. Mimo to, jako że nastolatek nie potrafił pływać, wiele ryzykował.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (16/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”