NIE WIERZYŁEM, ŻE W SZATNI JEST PODOLSKI
Chociaż był pierwszym przedsezonowym transferem, początkowo nie zapowiadał się na pierwszoplanowego piłkarza Górnika. Jak sam przyznaje, odczuł zetknięcie z realiami Ekstraklasy. Za to w drugiej części rundy jesiennej – wciąż pozostając nieco w cieniu – czeski pomocnik wyrósł na jedną z kluczowych postaci drużyny z Zabrza.
Konrad Witkowski
Występy Górnika są najczęściej oglądanymi meczami w pana rodzinnym domu?
Nie tylko w naszym, ale również w domach wielu znajomych – mówi Hellebrand. – Zresztą bliscy chcą oglądać Górnika nie tylko w telewizji. Przyjeżdżają na stadion: rodzina mieszka w Zlinie, skąd do Zabrza jedzie się dwie godziny. Przy okazji każdego spotkania potrzebuję dziesięć biletów. Świetnie jest mieć takie wsparcie. Bardzo im się tu podoba, podkreślają, że na grę Górnika patrzy się z przyjemnością.
A wiedzą, co mówią, jako że pochodzi pan z piłkarskiej rodziny.
Obaj dziadkowie grali w piłkę, choć na niższym poziomie. Z kolei tata występował w czeskiej ekstraklasie. Futbolem zajmują się również trzej młodsi bracia. Najstarszy z nich ma 22 lata, jest zawodnikiem drugoligowej Zbrojovki Brno. Z kolei bliźniacy, z rocznika 2007, występują w drużynie U-19 FC Zlin. Wszyscy idą moim śladem, grają jako pomocnicy.
Regularnie odwiedza pan rodzinne strony?
Dwa razy w miesiącu. Jeżeli gramy mecz w piątek, a w następnej kolejce dopiero w niedzielę, mamy dwa dni dla siebie. Wtedy jadę do domu. Natomiast kiedy dysponuję jednym wolnym dniem, to odwiedzam rodzinę mieszkającą bliżej, obok Ostrawy. Bardzo mi to odpowiada. Nawet grając w rodzimej lidze, niekiedy miałem dalej do domu: na przykład droga z Czeskich Budziejowic zajmowała trzy i pół godziny.
Niewielka odległość była jednym z argumentów, którymi kierował się pan przy wyborze Górnika?
Postrzegałem to jako bonus. Ale nie pojawiłem się w Zabrzu dlatego, że mam niedaleko do domu rodzinnego. Znałem Górnika, wszyscy w Czechach zdają sobie sprawę, iż to duży klub.
Najnowsze wydanie tygodnika PN
Nr 50/2024
Patryk, jadymy durś!!!