Nie skończyłem jeszcze porządków
Jagiellonia długo szukała nowego trenera. Na Podlasiu poproszono nawet firmę zewnętrzną, aby wspomogła klub w poszukiwaniach. No i oto wybór padł na szkoleniowca, który doprowadził Pszczółki do wicemistrzostwa Polski w 2018 roku.
Jest pan człowiekiem przesądnym?
Nie – odpowiada Ireneusz Mamrot. – Dla mnie to nie jest pierwszy powrót do klubu, w którym byłem wcześniej. Kiedy pracowałem w Trzebnicy również miałem podobną sytuację. Przy pierwszym podejściu wywalczyłem z drużyną awans do czwartej ligi, a przy drugim skończyliśmy z awansem do trzeciej, w której sporo namieszaliśmy. Zabrakło nam dwóch punktów do awansu do drugiej ligi, a budżet mieliśmy nieporównywalnie mniejszy w stosunku do faworytów, jak na przykład Chrobry Głogów. Drugie podejście było zatem lepsze.
W Jagiellonii słowo lepiej oznaczałoby mistrzostwo Polski.
Zdaję sobie sprawę, że pierwsze moje podejście zakończyło się srebrnym medalem. Wiadomo, że człowiek chciałby odnieść jeszcze większy sukces, ale na dzisiaj musimy patrzeć na sytuację zupełnie inaczej. Chcemy przede wszystkim wzmocnić zespół i sprawić, aby Jaga wróciła do czołówki. Ten klub zasługuje na to, aby grać o coś więcej niż środek tabeli.
W trakcie pierwszej konferencji prasowej często mówił pan o wzmocnieniu linii obrony.
Od tamtej pory nic się nie zmieniło, to jest dla nas priorytet. Spójrzmy, ile goli zespół stracił w minionym sezonie. Jagiellonia miała drugą najgorszą obronę w całej lidze, czyli jest spore pole do poprawy. W Białymstoku dobrze funkcjonuje akademia, mamy wielu utalentowanych juniorów, z których kilku pojedzie z nami na obóz do Kępy. Znam ich, bo przecież nie minęło tak dużo czasu od mojej wyprowadzki z Białegostoku. Do tego doszło kilku nowych, którzy wtedy mieli po 14-15 lat, jest w kim wybierać. Są to głównie zawodnicy ofensywni.
Pana rola przy transferach do klubu się zmieniła?
Prezes Kulesza w trakcie mojej pierwszej kadencji często pytał o zdanie w sprawie nowych piłkarzy, ale czasami podejmował decyzje samodzielnie, jeśli był przekonany do konkretnego zawodnika. Wiele z tych ruchów było udanych i nie jest tajemnicą, że to właśnie prezes miał największy wpływ na ruchy transferowe. Dzisiaj każdego piłkarza omawiamy w szerszym gronie.
Kto tworzy ten komitet?
Dostajemy szczegółowe raporty od skautów, każdy piłkarz jest analizowany przez naszych ludzi. Później siadamy i dyskutujemy na temat każdego zawodnika, niektórych znamy, więc nie potrzebujemy ich dodatkowo oglądać. Co do wspomnianego grona: jestem ja, jest pani prezes, są też inni udziałowcy.
Piłkarze, których znacie i nie musicie dokładniej analizować, grali kiedyś w Jagiellonii?
Na dzisiaj nie ma w tym gronie takich zawodników. Sytuacja na rynku jest jednak bardzo dynamiczna. Sam byłem świadkiem wielu sytuacji, kiedy na początku okna nie było nawet cienia szansy na sprowadzenie piłkarza, a kilka tygodni później był już w naszych realiach. W ligach zagranicznych jest wielu polskich zawodników, którzy na dzisiaj nie wyobrażają sobie powrotu do ojczyzny, ale nie wiemy, co będzie w sierpniu. Może zmienią zdanie?
Kiedy patrzy pan na kadrę Jagi to uważa pan, że jest w niej za dużo obcokrajowców?
W polskiej lidze jest ogólny trend sprowadzania obcokrajowców. Nie jest łatwo pozyskać Polaka, bo wymagania finansowe zawodników jak i klubów są o wiele większe. W Jagiellonii sondujemy polskich piłkarzy oraz zagranicznych, ale jeśli uda nam się pozyskać zawodników, z którymi prowadzimy rozmowy, to większość z nich będzie Polakami. Transferów nie będzie dużo – trzy, może cztery.
Trzech Polaków i jeden obcokrajowiec?
Tak byśmy chcieli. Na dzisiaj trwają rozmowy, nie są jeszcze sfinalizowane. Idziemy w kierunku polskich zawodników, ale zobaczymy jak potoczą się negocjacje.
Rozglądacie się za wolnymi piłkarzami?
Trudno dzisiaj wyciągnąć piłkarza, który ma ważny kontrakt. We wspomnianej grupie jest jeden zawodnik związany umową z innym klubem.
Dwa lata temu mówił pan, że w Białymstoku czuje się jak w domu, czyli rozumiem, że wraca pan do siebie?
Nie chcę się nikomu na siłę przypodobać, ale taka jest prawda, że do miasta i tego regionu mam bardzo duży sentyment. Mam z Podlasia bardzo miłe wspomnienia, poznałem świetnych ludzi i wiem, że to się nie zmieni.
Wraca pan do starego mieszkania?
Nie, będę mieszkał gdzie indziej. Potrzebuję większego mieszkania, ponieważ żona będzie u mnie znacznie częściej niż w czasie pierwszej kadencji. Córki też mają mnie częściej odwiedzać.
Jest pan pracoholikiem?
Dużo czasy poświęcam pracy, ale dostrzegłem też potrzebę, aby się czasami od wszystkiego odciąć i zapomnieć na kilka godzin o futbolu. Nawet dookoła Białegostoku jest wiele świetnych miejsc, których nie widziałem. Teraz zamierzam to zmienić.
Kiedy cztery lata temu przychodził pan do Białegostoku, dostał pan drużynę, która chwilę wcześniej zdobywała wicemistrzostwo Polski. Dzisiaj trafia pan do dziewiątej drużyny PKO Bank Polski Ekstraklasy. Widać różnicę?
Nie chcę oceniać, kiedy zespół był silniejszy. Biorę pod uwagę inne rzeczy: znam realia klubu, z częścią zawodników współpracowałem, więc wchodzę na znany grunt. Przez te półtora roku, kiedy nie pracowałem w Jagiellonii, regularnie oglądałem jej mecze. Tak naprawdę, nie obejrzałem chyba jedynie ostatniego spotkania minionego sezonu z Lechią, bo termin pokrywał się z meczem ŁKS. W dodatku spotkania Ekstraklasy są powtarzane w telewizji.
To jaka jest różnica w wejściu do szatni?
Teraz dostanę drużynę znacznie bardziej wypoczętą niż poprzednio. Cztery lata temu niektórzy zawodnicy mieli zaledwie tydzień urlopu, ponieważ zespół grał w eliminacjach Ligi Europy i nie było czasu na odpoczynek. Nie mówię tylko o odpoczynku fizycznym, ale przede wszystkim o zresetowaniu głowy. Drużyna miała za sobą walkę o mistrzostwo Polski do ostatniej kolejki i była wyczerpana. Teraz ta przerwa jest znacznie dłuższa, a ja będę mógł przeprowadzić pełny okres przygotowawczy. Co do porównań, w 2017 roku z Jagiellonii odeszło dwóch ważnych zawodników środka pola – Konstantin Wassiljew oraz Jacek Góralski. OK, przyszli w ich miejsce nowi piłkarze, ale wiadomo, że potrzebowali czasu na wejście. Dzisiaj żaden z naszych kluczowych zawodników nie odszedł i to jest niewątpliwie duży plus.
Co pan myślał, kiedy oglądał mecze Jagiellonii po swoim odejściu?
Drużyna w ciągu półtora roku miała trzech trenerów. To nie jest łatwe dla zawodników, aby się tak szybko przestawiać na nowego szkoleniowca. Każdy ma swoje wymagania, inne założenia niż poprzednik i potrzeba czasu, aby to wprowadzić w życie. Podpisałem kontrakt na rok z opcją przedłużenia o dwa lata i liczę, że będzie mi dane popracować w Białymstoku znacznie dłużej. Mam swoje spostrzeżenia i pomysły, które będę chciał wprowadzić. Do pierwszego meczu ligowego mam ponad miesiąc, więc będę miał czas, aby popracować z zespołem nad różnymi rozwiązaniami, które chcę wyegzekwować. Jedziemy na zgrupowanie, zagramy więcej sparingów, więc cieszę się z tego czasu.
Rozmawiał pan z piłkarzami?
Niektórzy sami do mnie napisali, z niektórymi rozmawiałem telefonicznie, a kilku młodszych spotkałem w Białymstoku. Byłem na meczu rezerw, ale wszystko działo się bardzo szybko i nie było czasu na dłuższe pogawędki. W środę wracamy do treningów, więc wtedy będzie także więcej czasu na rozmowy.
Skończył pan już porządki kadrowe?
Nie, zobaczymy jak potoczą się rozmowy transferowe. Dopiero po nich będziemy podejmować kolejne decyzje, ponieważ chcemy mieć szeroką kadrę. Nie chcę dopuścić do sytuacji, że na jedną pozycję będę miał tylko jednego piłkarza. Kontuzjowany jest Runje, problemy zdrowotne ma także Paweł Olszewski, a Maciej Twarowski doznał urazu we wspomnianym meczu rezerw. Szkoda, bo to chłopak z dużym potencjałem i liczyłem na niego. Przegapi niestety kolejny okres przygotowawczy…
PAWEŁ GOŁASZEWSKI
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (24/2021)