Od roku jego życie nabrało niesamowitego tempa. Wszystko dzięki synkowi, który pozwolił Alanowi Urydze dojrzeć i wejść na dobre w dorosłość. Piłkarz Wisły Płock opowiada o pierwszych miesiącach w nowej roli, pierwszej poważnej przeprowadzce w życiu i zepsutym obiedzie w Boże Ciało.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ GOŁASZEWSKI
– Czy to prawda, że od roku Alan Uryga jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? – Pewnie, że tak – mówi piłkarz Wisły Płock. – Wiem, że są osoby, które się ze mną nie zgodzą i stwierdzą, że są szczęśliwsze, ale od momentu narodzin syna moje życie nabrało rumieńców.
– Podobno jesteś do szaleństwa zakochany w Olivierze. – Zwariowałem na jego punkcie.
– Żona Agnieszka nie jest zazdrosna? – Tak samo się w nim zakochała. A może nawet i mocniej! Z drugiej strony nie wiem, czy to jest możliwe. Naprawdę kocham go na 120 procent. Aga doskonale sobie radzi jako mama. Ja mam mecze, treningi, wyjazdy i nie mogę spędzać tyle czasu, ile bym chciał z synem. Ona wzięła większość obowiązków na siebie, ale kiedy jestem w domu, to oczywiście pomagam. W dodatku doszła przeprowadzka, pierwsza tak poważna i daleka w naszym życiu. Trochę to odwrotnie wyszło: po narodzinach dziecka, zamiast ustatkować się w Krakowie, musieliśmy się wyprowadzić. Żona dzielnie to jednak znosi.
(…)
– Na portalach społecznościowych nie wstawiasz pełnego imienia syna, a tylko literkę O. Z czego to wynika? – Nie mam pojęcia. Tak wyszło przy pierwszym zdjęciu i zostało. Nie mam konkretnego powodu, dlaczego tak piszę. Chcę jednak zachować rąbek życia prywatnego dla rodziny i nie zamierzam się chwalić.
– Nie zamierzasz się chwalić, a z drugiej strony twoje profile w mediach społecznościowych są publiczne. – Może trochę to źle zabrzmiało. Synem chcę i zamierzam się chwalić całe życie! Jestem z niego bardzo dumny. Cieszy mnie jego rozwój. W mediach społecznościowych mam publiczny profil na Instagramie, a prywatny na Facebooku.
– Twittera nie masz. Dlaczego? – I nie zamierzam zakładać. Wydaje mi się, że trochę zaczęło się to wymykać spod kontroli. I nie chodzi tutaj o szyderkę, bo jeśli jest powód, to ja również lubię się pośmiać. To też jest element szatni i futbolu. Jako drużyna doświadczyliśmy kilku głupich sytuacji na Twitterze… To pokazało, że niewiele trzeba, aby całe środowisko piłkarskie podłapało głupi temat i w to brnęło. Sytuacje, o których mówię, zostały całkowicie zmyślone. I to nawet nie przez dziennikarzy, ale kompletnych anonimów, niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Nawet prezes Boniek to podłapał.
(…)
CAŁY WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (22/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”