Jak sam przyznaje, zdecydowanie bliżej mu do kultu pracy niż bazowania na talencie. Nie uchodził za wybitnie zdolnego, długo był na drugim planie, ale zapracował na miano jednego z najciekawiej rozwijających się obrońców w Ekstraklasie.
22 lata to wiek, w którym stoper wciąż się uczy, czy już sam udziela rad?
Każdy, kto jest na murawie, powinien podpowiadać kolegom, bo niezależnie od pozycji nie da się widzieć wszystkiego – mówi Ławniczak. – Cały czas się uczę, jeszcze wiele przede mną. Czy często pokrzykuję na boisku? Powiedziałbym, że tak pół na pół.
– Aleks to może już nie materiał, a bardzo solidny defensor. Mimo młodego wieku, gra dojrzale i równo, rzadko miewa wahania formy, utrzymuje co najmniej przyzwoity poziom. Nie wiem, czy nie przesadziłem, wystawiając mu taką laurkę, ale może akurat tego nie przeczyta – domyśla się pan, kto z Warty mógł tak powiedzieć parę miesięcy temu na łamach „PN”?
Nie wpadłem wcześniej na tę wypowiedź, ale myślę, że mogą to być słowa Bartka Kieliby.
Bingo. Czy różnica wieku nie stanowiła dla was przeszkody w znalezieniu wspólnego języka, tak istotnego dla duetu środkowych obrońców?
Nie mieliśmy z tym żadnych kłopotów, szybko złapaliśmy dobry kontakt. Bartek towarzyszył mi w szczególnym momencie, kiedy debiutowałem w seniorach Warty, stawałem się podstawowym zawodnikiem drużyny. Bardzo mi wtedy pomógł, zarówno na boisku, jak i poza nim. Cały czas to robi.
Pan również uważa umiejętność ustabilizowania formy za jeden ze swoich największych atutów?
Chyba faktycznie trzymam zbliżony poziom, jak dotąd nie zaliczyłem wielu fatalnych spotkań. Jestem osobą, która krytycznie patrzy na siebie i swoje występy. Lepiej zapamiętuję nieudane zagrania, one dłużej siedzą mi w głowie. To uwiera, ale w pozytywnym sensie. Takie nastawienie wpływa na rozwój, cały czas popycha do pracy. Dzięki temu stale się poprawiam, eliminuję błędy. Oczywiście doceniam pochwały, ale staram się podchodzić do nich na chłodno.
Piotr Tworek jest trenerem, który częściej wytyka błędy czy chwali za udane zagrania?
Myślę, że w tej kwestii jest gdzieś pośrodku. Trener lubi zmotywować do pracy, wbijając zawodnikowi szpileczkę. Nikomu pod tym względem nie odpuszcza.
W jakim elemencie dostrzega pan u siebie największe rezerwy?
W wyprowadzeniu piłki oraz bronieniu, czyli… właściwie we wszystkim. Jest w mojej grze wiele do poprawy. W wieku 22 lat nie mogę mieć umiejętności, której już nie da się ulepszyć. Chcę się rozwijać, a do tego konieczne jest szlifowanie wszystkich elementów. Oprócz treningów w klubie, pracuję indywidualnie, sporo czasu spędzam w siłowni. Poza tym oglądam nasze mecze, zazwyczaj dzień lub dwa po, już na spokojnie. Dobrze jest spojrzeć na swój występ z innej perspektywy.
Co przesądziło o tym, że jako 12-latek trafił pan do Warty? W Poznaniu zdecydowana większość chłopaków w takim wieku chce trenować w Lechu.
Mnie interesowało tylko granie w piłkę, na inne aspekty, jak choćby dojazdy do Poznania na treningi, uwagę zwracali rodzice. W dużej mierze to była ich decyzja. Trafiłem bardzo dobrze. Akurat wtedy w moim roczniku Lech nie był lepszy, w bezpośrednich konfrontacjach to Warta wygrywała częściej. Mieliśmy mocny zespół, między innymi z Jakubem Moderem i Dawidem Kurminowskim w składzie. Był też Mateusz Lewandowski, aktualnie wypożyczony z Wisły Płock do Korony Kielce.
Moder zdecydowanie wybijał się ponad pozostałych?
Nie mogę powiedzieć, że przerastał resztę drużyny. Prezentował się super, jednak zawodników na jego poziomie było kilku. Kuba miewał tak dobre zagrania, że łapaliśmy się za głowę, ale niedługo potem podobną akcją popisywał się ktoś inny. Naszą siłą był kolektyw.
Pan w czasach juniorskich nie należał do czołowych graczy swoich drużyn. Brał pan pod uwagę, że w piłce może się nie udać?
Nie grałem zbyt dużo, głównie pełniłem rolę rezerwowego. Byłem rzucany po całym boisku: to pojawiłem się na prawym skrzydle, innym razem w środku pola. Zostałem stoperem na stałe mniej więcej w wieku 15 lat, chociaż jeszcze w juniorach starszych zdarzało mi się występować na pozycji numer sześć. Początkowe dwa, trzy lata w Warcie były trudne. Miałem różne myśli, rozważałem nawet powrót do klubu z Mosiny, gdzie dobrze czułem się wcześniej.
Co sprawiło, że sytuacja się odwróciła?
Kilku wyróżniających się wówczas kolegów zmieniło kluby – Kurminowski i Moder trafili do Lecha, dwóch innych wyjechało do Niemiec. Zacząłem odgrywać większą rolę w drużynie, co dodało mi pewności siebie. To był przełomowy okres.
Z zespołu Warty do lat 19 prowadzonego przez trenera Przemysława Bereszyńskiego tylko pan osiągnął poziom Ekstraklasy.
Jest jeszcze paru chłopaków występujących w pierwszej lidze. Ja w tej ekipie byłem raczej zadaniowcem. Trener Bereszyński prowadził mnie przez prawie trzy sezony, pomógł mi w wielu kwestiach, dobrze wspominam współpracę z nim. To szkoleniowiec, który bardzo trzeźwo patrzy na sytuację. Świadomie dostosowuje grę drużyny do zawodników, jakimi dysponuje. Znacząco poprawił nasze rezultaty, zdarzyła się nawet runda, którą przeszliśmy bez porażki.
Coraz częściej trafiają do Ekstraklasy i wyróżniają się w niej zawodnicy, którzy nie byli powoływani do reprezentacji młodzieżowych. Pana przykład to potwierdza.
Nie łapałem się nawet do kadry województwa, byłem dwa razy i to jedynie na konsultacjach. Z reprezentacją Polski zetknąłem się dopiero w 2019 roku, gdy otrzymałem powołanie do kadry U-20. Tydzień spędzony na zgrupowaniu był niezwykle wartościowy. Trener Jacek Magiera otworzył mi oczy na wiele spraw, zmienił moje postrzeganie gry w piłkę oraz wszystkiego, co się z tym wiąże. To był moment, w którym zacząłem inaczej myśleć, w inny sposób pracować nad sobą, a w efekcie ruszyłem do przodu. Wcześniej uprawiałem sport, nie próbując go zrozumieć. Starałem się zwracać uwagę na takie kwestie, jak prawidłowe odżywianie, ale niespecjalnie mi to wychodziło. Teraz mam nieporównywalnie większą świadomość.
Kilka lat temu Warta grała na niższych szczeblach i trudno było przypuszczać, że coś zmieni się na lepsze. Nie miał pan wówczas wątpliwości, czy to odpowiednie miejsce, aby przebijać się do seniorskiej piłki?
Akurat kiedy mój rocznik kończył wiek juniora, Warta awansowała na zaplecze Ekstraklasy. Byłem jednym z trzech zawodników, którzy dostali propozycję trenowania z drużyną seniorów. Rozpocząłem przygotowania do sezonu z pierwszym zespołem i totalnie się od niego odbiłem. Szkoleniowcem był jeszcze Petr Nemec. Po treningach czułem się wykończony, pod względem fizycznym prezentowałem się fatalnie. Pomyślałem, że odpowiednim dla mnie poziomem będzie trzecia liga. Nie liczyłem wtedy na więcej. Wkrótce przeniosłem się na wypożyczenie do rezerw Miedzi Legnica.
W podstawowym składzie Warty występuje tylko dwóch wychowanków: pan oraz Adrian Lis. Czy to oznacza, że wcześniej, przed zmianami organizacyjnymi w klubowej akademii, szkolenie było traktowane jako kwestia drugorzędna?
Kiedy Warta grała w drugiej lub trzeciej lidze, a trochę to trwało, siłą rzeczy nie kładła aż tak dużego nacisku na rozwój akademii. Na tym poziomie rzadko zdarza się, żeby klub chciał mocno stawiać na szkolenie młodzieży i przede wszystkim miał na to środki. Awanse sprawiły, że Warta zaczęła spoglądać w tę stronę. Jeśli chodzi o wychowanków w pierwszej drużynie, to faktycznie nie ma nas wielu, za to jest grupa piłkarzy, którzy grają tu długo i na dodatek pochodzą z regionu. Oni mogą utożsamiać się z klubem podobnie jak wychowankowie.
Po bardzo udanych rozgrywkach 2020-21 wszyscy w klubie zgodnie podkreślali, że kolejny sezon będzie znacznie trudniejszy. Czy już zdążyliście to odczuć?
Nie ma co wyciągać daleko idących wniosków po zaledwie paru kolejkach. Wiele może się wydarzyć, w związku z czym musimy być czujni i gotowi na wszystko. W porównaniu do poprzedniego sezonu jesteśmy bardziej doświadczoną drużyną. Zdajemy sobie sprawę, że będą to trudne rozgrywki, dlatego pracujemy jeszcze ciężej.
Jesteście w stanie ponownie zaskoczyć ligę?
Już w rundzie rewanżowej ubiegłego sezonu czuliśmy, że rywale nie traktują nas jak zespołu do bicia. Widać było, że nie jesteśmy postrzegani jako typowy beniaminek. Nie zastanawiamy się, czy reszta Ekstraklasy nauczyła się, jak pokonać Wartę. Niezmiennie podchodzimy do każdego spotkania zaangażowani na dwieście procent. Atmosfera w szatni jest tak samo dobra, jak była wcześniej. To wciąż nasza mocna strona.
Milan Corryn może stać się dla Warty tak istotnym graczem, jakim był Makana Baku?
Ma o tyle trudno, że od kiedy pojawił się w klubie, jest nieustannie porównywany do Makiego. Są między nimi podobieństwa: Milan również jest szybkim zawodnikiem, też lubi pojedynki. Jednak obserwując grę Corryna, nikt z nas nie rozmyśla, czy w danej sytuacji Baku zachowałby się tak samo. Oczekujemy, że pomoże drużynie, a my staramy się wspierać jego. Przeciwko Górnikowi Łęczna spisał się fenomenalnie.
Przed tym właśnie spotkaniem zdarzyło się panu kiedykolwiek zaliczyć dwie asysty w jednym meczu?
Chyba tylko w rozgrywkach juniorów, w dorosłej piłce nie udało mi się to nigdy wcześniej. W szatni było trochę śmiechu z tych moich asyst.
Nie miał pan obaw, że wraz z utratą statusu młodzieżowca może stracić pan miejsce w jedenastce?
Przyznaję, że przeszło mi to przez głowę. Generalnie jednak patrzę na siebie i wiem, że to ode mnie zależy najwięcej. Nawet kiedy byłem młodzieżowcem, nie liczyłem z tego tytułu na żadne przywileje.
Pański kontrakt z Wartą obowiązuje do końca sezonu. Czy opcja przedłużenia umowy o rok zostanie aktywowana?
To melodia przyszłości. Koncentruję uwagę wyłącznie na tym, żeby pracować i grać dla Warty na maksimum możliwości. Żyję tym, co jest tu i teraz. Chcę skończyć sezon na jak najwyższym miejscu, nie myślę o tym, co wydarzy się później.