Najtrudniej strzelić z dwóch metrów
Kilka lat temu dzięki jego transferowi za blisko milion złotych do Niecieczy, Górnik mocno podreperował kasę. Ale dla Bartosza Śpiączki była to fatalna decyzja – drugi raz by jej nie podjął. Jego nazwisko zaczęło być kojarzone z trzema z rzędu spadkami. Przez pół roku nawet pozostawał bez pracy.
ZBIGNIEW MUCHA
– Ale nie chcę już o tym rozmawiać. Nie chcę cały czas rozdrapywać starych spraw. Porozmawiajmy o czymś innym, nie wracajmy do przeszłości – proponuje na wstępie Śpiączka.
Wygląda na to, że faktycznie jest tak, jak o tobie mówią – bezpośredni i prostolinijny. Masz w ogóle ochotę na tę rozmowę?
Gdybym nie miał, to bym powiedział. Jestem otwartym człowiekiem, nie przeszkadzają mi media, po prostu nie chcę w każdym wywiadzie wracać do przeszłości i mielić ciągle tego samego. Mówię szczerze.
Zawsze jesteś taki szczery? Kiedy twierdzisz, że najlepszym pomocnikiem w lidze jest Janusz Gol, to dlatego, że tak uważasz czy żeby podlizać się koledze?
Jestem uczciwy w tej ocenie. To w ogóle najlepszy zawodnik, z jakim kiedykolwiek grałem w jednej drużynie. Pan piłkarz. Ile Janek daje drużynie, najlepiej widać, gdy obserwuje się wyłącznie jego zachowanie na boisku. Spokój, opanowanie, umiejętności, ale także zdolność do ciężkiej pracy dla drużyny. Nawet po niedawnym meczu z Wisłą w Krakowie było widać, ile znaczy w naszych szeregach.
Tej szczerości nauczyłeś się w domu czy życie cię nauczyło?
Wyniosłem to z domu. Życie raczej skłania do chodzenia na skróty. Dla mnie jednak zawsze najważniejsza jest prawda. Mimo wszystko i na przekór. Niejednokrotnie za to obrywałem. Ludzie niepotrzebnie szczerość odbierają jako atak. Tymczasem kiedy wchodzę do szatni i mówię co mi leży na wątrobie, trenerowi również – prosto w oczy, to dlatego, żeby było lepiej, żeby pomóc, choć każdy oczywiście woli, gdy się go głaszcze i chwali.
W szeroko pojętym biznesie piłkarskim jest w ogóle miejsce na szczerość?
Ciężko o nią. Ale nie tylko w piłce. W takim świecie żyjemy, że lepiej być poprawnym, miłym, a czasem nawet fałszywym. Nie wychylać się. Miałem w wielu klubach problemy. Nie dlatego, że kręciłem afery, lecz dlatego, że postanowiłem być zbyt szczery, więc w mniemaniu wielu osób, problemowy. Trudno, przeżyłem.
Świat jest, jaki jest, ale w futbolu zbyt dużo pozostaje fałszu i obłudy, wyrachowania. Te wszystkie gesty piłkarzy całujących herby klubów, które przecież niezmiennie traktują jak kolejne miejsca pracy…
Mnie również to mierzi. Ale do pewnego stopnia to rozumiem. To chęć przypodobania się kibicom – nic więcej. Tyle że kibic głupi nie jest. Jeździ za drużyną, widzi wszystko z bliska, szybko wyczuje fałsz. Woli widzieć zawodnika zasuwającego na boisku, zostawiającego płuca dla klubu, niż ostentacyjnie całującego herb. Zwłaszcza gdy robi to gość będący pół roku lub rok w klubie. U nas na szczęście to chyba rzadkość, w Europie zdarza się mimo wszystko częściej. W każdym razie jestem temu przeciwny. Klub możesz mieć w sercu jeden. W innych co najwyżej masz prawo czuć się lepiej lub gorzej, lecz z tą miłością nie przesadzajmy.
Ty nie całujesz herbu Górnika?
Nie. Szanuję ten klub, Górnik i Łęczna są jak mój drugi dom, zawsze się tu dobrze czuję, sporo klubowi zawdzięczam i staram się to odpracować na boisku. To takie moje drugie oczko w głowie. Mam wrażenie, że fani doceniają moją robotę i nie muszę podkreślać przywiązania do barw w inny sposób.
A to pierwsze oczko?
Lech. Pochodzę z Wielkopolski, mieszkałem 60-70 kilometrów od Poznania. Nic dziwnego, że jako młody chłopak byłem wpatrzony w KKS. Kciuki za ten klub trzymali wszyscy moi koledzy, bracia, cała rodzina. Jeździłem na mecze na Bułgarską. Byłem chyba mimo wszystko bardziej piknikiem, choć i wyjazdy zdarzyło mi się zaliczyć. Od dziecka marzyłem, by grać dla Lecha, co nie zmienia faktu, że kiedy Górnik walczyć będzie z Kolejorzem, będę w pierwszym szeregu walecznych.
(…)
CAŁY WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (9/2022)