Najlepszy polski prawy obrońca w historii?
Wtorkowy mecz ze Słowenią będzie ostatnim dla Łukasza Piszczka w reprezentacji Polski. Doświadczony obrońca zamknie klamrą swoja wieloletnią przygodę z zespołem narodowym, która zaczęła się w 2007 roku.
Najlepszy prawy obrońca w historii reprezentacji Polski? (fot. Łukasz Skwiot)
34-latek po raz pierwszy zagrał w koszulce z orzełkiem na piersi przed ponad dwunastoma laty. Podczas towarzyskiego meczu z Estonią (4:0) otrzymał on szansę od Leo Beenhakkera i wszedł na boisko na niemal pół godziny. Minęły kolejne dwa lata zanim Piszczek stał się pewniakiem do gry w reprezentacji i raz wywalczonego miejsce na prawej stronie obrony nie oddał aż do 2018 roku.
Wraz z kolegami z zespołu narodowego udało mu się awansować na mistrzostwa Europy w 2008, 2012 (tu Polska była jednym z organizatorów – red.) oraz 2016. Podczas tego pierwszego turnieju rozegrał jedynie 25 minut przeciwko Niemcom, a z kolejnych meczów wyeliminowała go kontuzja. W drugim wystąpił we wszystkich trzech spotkaniach grupowych, w każdym przebywając na boisku od początku do końca.
Najbardziej udany dla Piszczka był jednak trzeci turniej o prymat na Starym Kontynencie, gdzie reprezentacja Polski dotarła aż do ćwierćfinału i otarła się o strefę medalową, przegrywając mecz o awans do „czwórki” z późniejszym triumfatorem mistrzostw, czyli Portugalią. Obrońca BVB wystąpił na EURO 2016 w czterech spotkaniach.
Oprócz trzech mistrzostw Europy, Łukasz Piszczek miał również okazję zagrać na mundialu. Turniej w Rosji nie był jednak udany ani dla niego, ani dla naszej reprezentacji, która po trzech słabych meczach grupowych pożegnała się z rywalizacją. Jak jednak zdradził w rozmowie z „Piłką Nożną” sam zainteresowany, decyzja o tym, by zakończyć międzynarodową karierę kiełkowała w nim już od dłuższego czasu.
– Z zamiarem pożegnania się z drużyną narodową nosiłem się od dłuższego czasu i rosyjski mundial nie miał na tę decyzję wpływu. Z perspektywy czasu widzę natomiast, że faktycznie była to odpowiednia chwila i dobra decyzja, której nie żałuję i nigdy nie żałowałem. Tak naprawdę nie rozpamiętuję już tego, szczerze mówiąc bardziej męczy mnie odpowiadanie na pytania o samą decyzję i jej okoliczności – powiedział.
Na swój pożegnalny mecz w biało-czerwonych barwach Piszczek czekał długo, bo ponad półtora roku. W końcu jednak telefon od prezesa Zbigniewa Bońka zadzwonił i już od kilku tygodni było wiadomo, że 65-krotny reprezentant kraju zostanie należycie uhonorowany w trakcie spotkania ze Słowenią na PGE Narodowym. 34-latek wyjdzie w pierwszym składzie i będzie przebywał na boisku przez pół godziny.
Czy w kontekście pożegnania Łukasza Piszczka możemy postawić tezę, że był to najlepszy prawy obrońca, który grał w kadrze na przestrzeni ostatnich dekad, a może i w całej historii polskiej piłki? Wydaje się, że nie byłaby ona zbyt ryzykowna.
Gdyby bowiem cofnąć się do czasów „przed Piszczkiem” to dostrzeżemy, że grali tam różni piłkarze, którzy znacznie lepiej czuli się na innych pozycja. Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow czy Tomasz Hajto mieli sporo atutów, jednak dużo więcej byli w stanie dać drużynie, kiedy grali na środku formacji defensywnej. Ich wystawianie na boku było w wielu przypadkach zwykłą koniecznością i dlatego trudno w jakikolwiek sposób stawiać ich obok Piszczka.
Ten ostatni raz Piszczka w zespole narodowym (fot. Łukasz Skwiot)
To samo można powiedzieć o następcach naszego znakomitego defensora. Bartosz Bereszyński, Tomasz Kędziora czy w końcu Paweł Olkowski to solidni zawodnicy, jednak trudno w ich przypadku mówić o klasie międzynarodowej. W ocenie ich postawy dużo lepiej pasuje cenzurka z adnotacją „klasa reprezentacyjna”.
Wydaje się, że tylko dwóch innych prawych obrońców w historii reprezentacji można porównywać w kwestii umiejętności i klasy z zawodnikiem Borussii Dortmund i tak się składa, że obaj zdobywali w biało-czerwonych barwach medale na ważnych imprezach. Chodzi w tym miejscu o takich piłkarzy jak Antoni Szymanowski, który był członkiem legendarnej drużyny Kazimierza Górskiego, zdobywając wraz z kolegami złoto Igrzysk Olimpijskich w 1972 i srebro podczas mundialu w 1974 roku. Ofensywny, przebojowy i przecierający w swoich czasach szlak dla nowocześnie grającego prawego defensora.
Drugim zawodnikiem, który powinien się liczyć w tym zestawieniu jest Marek Dziuba, który na mistrzostwach świata w Hiszpanii w 1982 roku wywalczył srebro, które wtedy przyznawano za zajęcie trzeciego miejsca.
Gdyby więc wybierać najlepszego prawego obrońcę w historii naszej piłki, to powinien nim zostać ktoś z tej właśnie trójki. Pod względem sukcesów i stażu w kadrze wygrywa Szymanowski, ale porównując umiejętności piłkarskie Piszczek wcale mu nie ustępuje – biorąc oczywiście poprawkę na inne czasy i to jak grało się w piłkę w latach 70. i obecnie.
Grzegorz Garbacik