Co roku doceniamy najlepszych młodzieżowców występujących na zapleczu Ekstraklasy. W sezonie 2019-20 w każdej drużynie musi występować co najmniej jeden piłkarz urodzony w 1999 roku lub później.
Adrian Benedyczak to główny kandydat do tytułu młodzieżowego króla strzelców w I lidze. (fot. Tomasz Browarczyk/400mm.pl)
Kluby z I ligi po raz pierwszy – od czasu wprowadzenia przepisu – musiały rywalizować o względy młodzieżowców z Ekstraklasą. Co prawda w najwyższej klasie rozgrywkowej dopuszczono do gry piłkarzy z rocznika 1998, czyli niemłodzieżowców w myśl I-ligowych prawideł, jednak w kadrach klubów z elity nie figurował pojedynczy piłkarz w uprzywilejowanym wieku, lecz zazwyczaj pięciu lub sześciu. Najczęściej na wszystkich pozycjach, kierując się przezornością przed pułapkami w długim sezonie. Dla pokaźnej grupy piłkarzy regularna gra w I lidze okazała się większym magnesem niż przesiadywanie na trybunach lub ławce rezerwowych w Ekstraklasie, jednak nie dla wszystkich. Zmniejszył się proceder wypożyczania młodzieżowców z najwyższej klasy rozgrywkowej do I ligi. Po co oddawać piłkarzy, którzy mogą się przydać?
Zimą doszło do przechwycenia dwóch wyróżniających się młodzieżowców. Wisła Płock zawczasu postarała się o transfer 17-letniego Dawida Kocyły. Wychowanek GKS Bełchatów potrzebował 15 meczów w seniorskiej piłce, aby wypromować się do Ekstraklasy. Pożegnał się z macierzystym klubem i z ligą dorobkiem trzech goli. O piłkarza Odry, Bartłomieja Wdowika, upomniała się za to Jagiellonia Białystok. 19-latek z Olkusza przeniósł się do stolicy Podlasia po dobrej rundzie w stolicy Opolszczyzny. Odra zawodziła, ale były piłkarz Ruchu Chorzów dobrze wykonywał swoje obowiązki na lewej obronie.
W bieżącym sezonie na boiskach I ligi zaprezentowało się dokładnie 100 młodzieżowców. Jeżeli jednak chodzi o tych, którzy spełnili warunek do klasyfikacji Pro Junior System – minimum 270 minut rozegranych w pięciu meczach – to już wyjściową setkę należy podzielić na pół. Jeszcze biedniej jest w kwestii wychowanków, których naliczyliśmy zaledwie siedmiu. Bez GKS Bełchatów, który dał szansę trzem swoim wychowankom. Kocyła i Przemysław Zdybowicz zapracowali na angaż w najwyższej lidze, a do tego wspomogli klubową kasę. Z kolei Damian Warnecki zaliczył dwa epizody.
Po 34 piłkarzy z roczników 1999 i 2000 otrzymało szansę. Jak widać szefowie I-ligowych klubów uznali, że najstarszy rocznik został przebrany przez Ekstraklasę, więc trzeba sięgnąć głębiej. Inna sprawa, że w środowisku panuje opinia, że rocznik 1999 nie należy do topowych. Nieznacznie mniej piłkarzy z rocznika 2001 doczekało się I-ligowej szansy. W tym gronie byli między innymi: podstawowy lewy obrońca Wigier Konrad Matuszewski, środkowy obrońca Kacper Radkowski, który zimą był na testach w Standardzie Liege, pomocnik Olimpii Grudziądz Dominik Frelek oraz autor dwóch trafień dla Chojniczanki – Krystian Wachowiak.
Największym odkryciem z rocznika 2002 okazał się wspominany wcześniej Kocyła. Z kolei najmłodszym piłkarzem, a zarazem jedynym przedstawicielem rocznika 2004, w tym sezonie był Bartosz Bajorek ze Stali Mielec. Wychowanek Pogoni Staszów w dniu meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała miał dokładnie 15 lat, 10 miesięcy i 8 dni.
Jeżeli chodzi o rozkład pozycji to ponad połowę młodzieżowców to pomocnicy, choć zwykle środkowi, a nie boczni. Skrzydłowych o odpowiednim poziomie umiejętności można szukać ze świecą. Napastników też nie jest przesadnie dużo. Ich liczba (17) może wskazywać, że na każdy klub przypada jeden młody zawodnik z pierwszej linii. Sęk w tym, że aż sześciu z nich pochodzi z GKS Bełchatów, który oparł swoją ofensywę na młodzieżowcach. Strzelecko także nie ma czym się zachwycać, gdyż trzy bramki zdobyte przez Adriana Benedyczaka i Kocyłę nie stanowią powodu do ekscytacji.
Radomiak i Puszcza Niepołomice od kilku lat radzą sobie z przepisem o konieczności gry młodzieżowca poprzez wystawianie go w bramce. Jak wszystko, i taka taktyka ma swoje plusy i minusy. Radomiak zimą oddał Legii Mateusza Kochalskiego, ale w zamian „dostał” Cezarego Misztę. 18-latek w pierwszych dwóch meczach puścił sześć bramek. Plusy i minusy…
I-ligowcy nadal traktują młodzieżowców jako zło konieczne. W większości klubów są oni chowani na boku obrony lub w środku pola. Niestety, stawianie na młodych to dla wielu nadal przymus.
KAMIL SULEJ
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 11/2020)