Po siedmiu wakacyjnych kolejkach na pierwszym miejscu w lidze jest Lech, który ma tyle samo punktów co Zagłębie. Ale największe wrażenie na wszystkich zrobiła postawa Górnika. To zabrzanie zasłużenie biorą więc tym razem wszystko – tytuł trenera, piłkarza, odkrycia i trzy miejsca w letniej jedenastce.
Foto: MICHAŁ CHWIEDUK / 400mm.pl
ZBIGNIEW MUCHA
Wakacje nie były najlepszym okresem dla polskiej piłki klubowej. Jeśli zatem działo się w niej cokolwiek dobrego, to głównie za sprawą Górnika. Tym większe brawa dla szkoleniowca beniaminka.
Trener: Marcin Brosz
„My jesteśmy chłopcy z Zabrza, cała Polska o nas wie, u nas zawsze jest kultura, chociaż piszą o nas źle” – śpiewa zabrska Torcida. Dopasowując słowa do boiska, wygląda na to, że faktycznie o Górniku wie już cała Polska, a kultury gry niejeden mógłby się od beniaminka uczyć. Nie zgadza się jedno – dziś o Górniku źle pisać byłoby głupotą.
Trzeba dobrze lub bardzo dobrze, nawet jeśli czasem z zamierzoną przesadą – vide: Leszek Orłowski: „Trzeba powiedzieć sobie jasno: każdy wynik poza mistrzostwem kraju będzie rezultatem poniżej potencjału tego teamu. A polskiej piłce ligowej, naszpikowanej przeciętnymi cudzoziemcami i znów skompromitowanej w Europie, nic nie może zrobić lepiej niż tytuł dla Górnika”. Autor pewnie deko przeholował, lecz kto wie, czy w drugiej części swojej tezy nie ma sporo racji.
Brosz nie miałby nic przeciwko podobnemu scenariuszowi, choć oczywiście takiego celu na tym etapie rozgrywek nie zdefiniuje. Posiadający – ciekawostka – własną stronę internetową 44-letni szkoleniowiec to człowiek pracy i czynu, ale dlatego też cichy, nieszukający rozgłosu, niedziałający pod publikę. W czerwcu ubiegłego roku wsiadł na bardzo narowistego konia – objął Górnika z zamiarem powrotu do ekstraklasy. I choć awanse to jego specjalność – wprowadzał Polonię Bytom do II ligi, Koszarawę Żywiec do III, Piasta Gliwice do ekstraklasy, to samo zrobił ostatecznie z Górnikiem, to ostatnia promocja udała się niemal cudem. Obserwował z bliska pracę Juergena Kloppa, Jose Mourinho, Rafaela Beniteza i Brendana Rodgersa, ma głowę na karku i niezbędne już doświadczenie zawodniczo-szkoleniowe. – Analiza zamiast emocji – podkreśla niczym swoje credo.
Miał ze swoim zespołem, bodaj najmłodszym w stawce, dostarczać punkty innym. Tymczasem łupi rywali, a na dzień dobry odprawił mistrza Polski, grając siódemką ekstraklasowych debiutantów i tercetem młodzieżowców. Bo to także był jeden z jego celów: odmłodzić zespół, tchnąć świeżość na boisko. Pokazał Polsce drużynę niemalże anonimową, a dziś wszyscy znają nazwiska piłkarzy Górnika. Imponuje intensywność gry zabrzan, także odpowiedzialność, agresywność, uniwersalność, wyzbycie się z głów schematów. W tym nie ma zasługi prezesów, dyrektorów ani samych piłkarzy – to już jest, choć naprawdę dopiero się tworzy, autorska drużyna trenera Brosza.
Piłkarz: Igor Angulo
Zawsze marzył o grze dla Athleticu Bilbao. San Mames odwiedził jako dziecko, odurzony religią i kultem biało-czerwonej pasiastej koszulki żył nadzieją zostania członkiem legendarnego klubu. Udało mu się w nim zadebiutować jako 19-latkowi, wychodził na plac obok Urzaiza w La Lidze, a na zgrupowaniach hiszpańskich młodzieżówek rywalizował z Fernando Torresem. Potem coś nagle poszło nie tak. Na tyle nie tak, że trafił do polskiej I ligi. Początkowo nie chciał, dziś uważa, że Górnik to najlepszy klub w Polsce. W siedmiu meczach król strzelców I ligi zdobył już w elicie 10 bramek i śmiało zdąża po kolejną koronę. Zaliczył dwa hat-tricki, a obrońcy, którzy mieli szybko rozszyfrować 33-letniego snajpera, wciąż pozostają bezradni. Szybki, zdecydowany, znakomicie wyszkolony technicznie, panujący nad piłką, z kapitalnie ułożoną lewą nogą – tak wygląda człowiek, którego rok temu Górnik pozyskał za darmo.
Odkrycie: Szymon Żurkowski
Na dobrą sprawę, może jedynie nie licząc Angulo, choć i jego kandydaturę dałoby się obronić, praktycznie każdy z piłkarzy Górnika mógłby ubiegać się o miano odkrycia początku sezonu. Ale skoro wybrać można jednego, to trzeba postawić na Szymona Żurkowskiego, choć nie byłoby wcale błędem wyróżnić np. jego kompana z drugiej linii – Macieja Ambrosiewicza.
Podobnie jak Kamil Glik jest wychowankiem MOSiR Jastrzębie Zdrój, poważne piłkarskie szlify zbierał jednak tam, gdzie przed nim czyniło to wielu – w Gwarku Zabrze. Obecnie niespełna 20-letni środkowy pomocnik całkiem niedawno grał w trzecioligowych rezerwach KSG, do pierwszego składu wskakiwał sporadycznie, aż w końcu w maju umościł sobie na stałe miejsce w zespole, a z nim w składzie rozpędzony Górnik zaczął połykać kolejne przeszkody na drodze do ekstraklasy.
Zmiana poziomu rozgrywkowego nie zrobiła wrażenia na młodym pomocniku. Gra niczym stary wyga. Przecina akcje rywali, czujnie stara się gasić niebezpieczeństwo w zarodku, kiedy zaś może, nakręca akcje, a lubi również zrobić użytek z młodego, ale już ułożonego kopyta. Nie było go w klubie, gdy ten spadał z ekstraklasy. To, że jest, to efekt pracy koordynatora ds. młodzieży – Jana Żurka. W jego osobie Górnik zyskał pomocnika, który zdaje się nie męczyć, a płuca zdają się mieć nieskończoną pojemność.
Szymon otrzymał niedawno powołanie do reprezentacji młodzieżowej Czesława Michniewicza. Wcześniej grał już w reprezentacji Polski, ale… baseballistów. Jego brat prowadzi klub Gepardy Żory, Szymek zaś na mistrzostwach Europy kadetów w Chorwacji wybrany został na najlepszego miotacza imprezy i ma na półce trochę trofeów zdobytych w czapce z daszkiem.
Jedenastka: hiszpański atak
Robert Gumny, Marco Paixao, Ambrosiewicz, Mario Situm, Rafał Wolsztyński, Piotr Celeban i jeszcze paru innych to gracze, którzy nie zmieścili się, a mogli, choćby w jedenastce dublerów. Świadomie w I drużynie umieściliśmy tylko trzech zawodników Górnika, bo każde kolejne nazwisko musiałoby pociągnąć za sobą następne.
Najsłabszym punktem letniej jedenastki jest bramkarz. Otóż Martin Polacek to golkiper bardzo zawodny. Choć najsilniejszy zapewne człowiek w lidze, to wcale nie można polegać na nim jak na Zawiszy. Popełnia błędy, tyle że ostatnio… niewiele. W kilku sytuacjach bronił pewnie, przepuścił tylko dwa gole i nie dał nam wyboru. Przed nim para stoperów… nieoczekiwanych. Bartosz Rymaniak z Korony nigdy wcześniej w swoim życiu nie był w takiej formie jak w kilku meczach tego sezonu, z kolei Bartosz Kopacz udanie wprowadził się do drużyny Zagłębia. Na prawej jego klubowy kolega Alan Czerwiński – człowiek, który może biegać od pola karnego do pola karnego, a do tego biegania dokłada odważne wejścia w drybling i mierzone dośrodkowania. Z lewej typ bardzo podobny – Maciej Sadlok.
Maciej Makuszewski to najlepszy w tym sezonie piłkarz Lecha Poznań – lidera tabeli – którego dyspozycję docenił selekcjoner drużyny narodowej. Na lewej flance Rafał Kurzawa, najlepszy asystent ligi. Swoją lewą nogą wykłada znakomicie piłkę niezawodnemu Angulo, natomiast kiedy wykonuje róg lub rzut wolny, po prostu celuje piłką w głowy partnerów, niczym kiedyś Leszek Pisz bijąc kornery dla Legii. Nie ogranicza się jednak tylko do gry przy linii. Potrafi ustawiony z boku rozgrywać, kierować natarciem całej drużyny. Robi więc czasami to, co Filip Starzyński bez ustanku w Lubinie. Żurkowski to nasze Odkrycie, więc uzasadnienie niepotrzebne. Hiszpański atak, występując wspólnie w jednym zespole, siałby postrach i zniszczenie dookoła. W pojedynkę też sobie obaj Hiszpanie nieźle radzą, a Carlitos w niczym nie ustępuje goleadorowi z Zabrza (prócz liczby strzelonych goli). A potrafi być jeszcze bardziej widowiskowy i zaskakujący.