Przejdź do treści
Najdroższy nie znaczy najlepszy

Ligi w Europie Premier League

Najdroższy nie znaczy najlepszy

Kiedy w lecie 2018 roku Chelsea wydawała na niego 80 milionów euro, stał się najdroższym bramkarzem w historii futbolu. Od tego czasu minęły niespełna dwa lata i coraz więcej wskazuje na to, że w Londynie będą już niedługo myśleć o sprowadzeniu na Stamford Bridge nowej „jedynki”. Skąd te wszystkie problemy? Dlaczego transfer Kepy Arrizabalagi coraz częściej określa się mianem wielkiego niewypału?


Wielkie rozczarowanie Romana Abramowicza (fot. Łukasz Skwiot)


Kiedy Roman Abramowicz zdecydował się rozbić bank na bramkarza Athletiku Bilbao, wielu pukało się w głowę. Nawet bowiem przy obecnych cenach na rynku, wydanie 80 milionów euro jest czymś znaczącym, a jeśli mowa o bramkarzu, to wiadomo, że chodzi o kogoś z absolutnie najwyższej półki. Kimś takim miał być właśnie Kepa, który – tak się przynajmniej wtedy wydawało – zabezpieczy tyły w ekipie The Blues na długie lata i zostanie godnym następcą Thibauta Courtoisa. Zaledwie osiemnaście miesięcy później na podobne porównania niewielu się już decyduje.

Od początku przygody z Chelsea Hiszpanowi zdarzyło się kilka przykrych wpadek, inne – tak jak wtedy, gdy piłka po odbiciu się od jego głowy podczas meczu z Ajaxem Amsterdam w Lidze Mistrzów wpadła do siatki – mogły wywoływać tylko uśmiech na twarzy. I chociaż takich ewidentnych błędów Arrizabalaga popełnił niewiele, to jednak w ogólnym rozrachunku wcale nie o to chodzi, kiedy przychodzi do wystawienia mu odpowiedniej cenzurki. Tym, co irytuje fanów najbardziej jest fakt, że młody bramkarz nie daje na dzień dzisiejszy żadnej gwarancji pewności i odpowiedniej jakości.

Szczególnie niekorzystnie hiszpański golkiper wygląda w zestawieniu z tym, którego miał zastąpić. Courtois być może miał trudne wejście do Realu Madryt, ale w ubiegłym sezonie jego liczby i tak były dużo lepsze od Arrizabalagi. Skuteczność obron na poziomie 78,3 proc. w przypadku Belga i zaledwie 55,6 proc. i bramkarza Chelsea to przepaść, ale ta występuje praktycznie w przypadku każdej innej statystyki. Pierwszy wpuszczał piłkę do siatki średnio co 68 minut, podczas gdy drugi dawał się pokonać przeciwnikom co 162 minuty. Pierwszy był w stanie zachować czyste konto tylko w 20,8 proc. przypadków, drugi w 55,6 proc. wszystkich rozegranych meczów.


Oczywiście, można w takim wypadku stwierdził „Hola hola, Premier League jest jednak dużo bardziej wymagającą ligą, gdzie łatwiej zostać pokonanym”. Racja. Problem w tym, że Kepa wygląda blado nie tylko na tle Courtoisa, ale również pozostałych bramkarzy, którzy występują w lidze angielskiej. 

Skuteczność obron na poziomie 53,6 proc. nie przynosi piłkarzowi Chelsea chluby, szczególnie, że to najgorszy wynik w całej lidze. Lepiej pod tym względem prezentują się nawet Tim Krul z Norwich City (64,6 proc.), Martin Dubravka z Newcastle United (72,9 proc.) czy Alex McCarthy z Southampton (66,7 proc.). Można jeszcze w tym miejscu wspomnieć o Alissonie z Liverpoolu, który może pochwalić się skutecznością rzędu 87 proc., ale byłby to już definitywny cios dla najdroższego bramkarza świata. 

Niestety, w innych kategoriach także nie jest dobrze. Pięć czystych kont, zaledwie 41 skutecznych interwencji i aż 32 wpuszczone gole to bilans, który w pełni rysuje mizerię bramkarza Chelsea, nawet biorąc poprawkę na to, że występująca przed nim obrona nie należy do monolitów. Frank Lampard długo musiał czekać w tym sezonie na powrót Antonio Rudigera, a chociaż Kurt Zouma, Andreas Christensen i Fikayo Tomori prezentowali określoną jakość, to The Blues tracili naprawdę sporo goli. Po to ma się jednak w zespole bramkarza za 80 milionów euro, by ten od czasu do czasu dał z siebie coś ekstra, wybronił jakiś mecz i ratował skórę kolegów. W przypadku Kepy o niczym takim nie może być mowy.





„Daily Mail” uważa, że problem w koncentracją i formą u Hiszpana może być pokłosiem zawirowań w jego życiu osobistym. Arrizabalaga rozstał się bowiem z dziewczyną, z którą był związany od lat nastoletnich. Całość miała być dla niego wielkim ciosem, ale… piłkarz właściwie od początku swojej przygody z Chelsea nie prezentował niczego nadzwyczajnego, więc trudno używać tego argumentu jako wymówki. Do tej kategorii można zaliczyć co prawda jego zachowanie podczas finału Pucharu Ligi Angielskiej, kiedy to odmówił zejścia z boiska mimo wyraźnych poleceń ze strony ławki rezerwowych. Maurizio Sarri mógł się wściekać, mógł prawie zjeść własną bluzę z nerwów, ale przy tak drogim bramkarzu jedyne co mu pozostało to udzielenie mu reprymendy.

Dziś zresztą Włocha nie ma już w klubie, a i karta przetargowa bramkarza w postaci wydanych na niego pieniędzy wydaje się powoli zużywać. Frank Lampard to nie Maurizio Sarri, który przez wiele miesięcy znajdował się na cenzurowanym. Legenda The Blues otrzymała od swojego szefa sporą swobodę działania i jeśli uzna, że potrzebuje nowego, lepszego bramkarza, to Roman Abramowicz może podjąć decyzję o pozbyciu się Kepy. 

Symptomy tego, że coś jest na rzeczy można było dostrzec niedawno, kiedy to Hiszpan stracił miejsce w bramce na rzecz wiekowego Willy’ego Caballero. Arrizabalaga najpewniej wróci do składu, ale musi się wziąć ostro do pracy, jeśli nie chce, by łatka transferowego niewypału przylgnęła do niego na stałe. BBC Sport już zresztą donosi, że w Londynie trzymają rękę na pulsie i obserwują potencjalnych następców dla swojej „jedynki”. Jednym z nich jest Nick Pope z Burnley – czołowy bramkarz ligi.

Okazji do tego, by się wykazać raczej Kepie nie będzie brakować. Musi po prostu wziąć sprawy we własne ręce. W przeciwnym razie będzie musiał pakować walizki.




Grzegorz Garbacik



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024