Na zdrowy rozum. Niespotykanie dojrzały człowiek
Na ten wywiad z Leo Messim cały piłkarski świat czekał z zapartym tchem. Został nagrany 19 grudnia w domu piłkarza w Castelldefels, ale na jego życzenie wyemitowano go dopiero tydzień później.
Po tym, co i jak powiedział Jordiemu Evole z La Sexty, wszyscy musimy zmienić zdanie o argentyńskim futboliście. Messi nie jest dziś ani rozkapryszonym dzieciakiem, ani mającym muchy w nosie i pragnącym, by zawsze było tak jak chce gwiazdorem – puto amo trzęsącym klubem, w którym gra, ani oderwanym od życia celebrytą, dla którego liczą się tylko pieniądze. Każde z tych wcieleń w mniejszym lub większym stopniu było kiedyś prawdziwe, ale dziś Messiego już w żadnym z nich nie ma. Jest za to lekko smutnawy facet, który całkiem sporo w życiu osiągnął, ale którego etap, na jakim znalazł się obecnie, wpędza w przygnębienie. Zaskakujące, prawda? Dla mnie ten wywiad to ostateczny dowód na to, jak wielka ambicja wygrywania wszystkiego i zawsze nakręcała Messiego do działania. Nadal zresztą go charakteryzuje – odcinanie kuponów od dawnych triumfów i kasowanie wielkiej pensji za szamotanie się bez nadziei na sukcesy wciąż go nie interesuje.
Na tym jednak nie koniec zaskoczeń. Messi otóż nie jest też (już?) mało inteligentnym i prostym człowiekiem widzącym świat tylko w barwach białej i czarnej, nie potrafiącym dostrzec niuansów otaczającej go rzeczywistości. Wręcz przeciwnie: widzi je w całej ostrości.
La Pulga to dziś mężczyzna targany sprzecznościami. Barca to, jak powiada, klub jego życia, a Barcelona miasto, w którym będzie żył do jego końca. Chciałby grać i mieszkać w niej dalej, nie robić sobie przerwy w związku z FCB, ale nie widzi specjalnie sensu pozostawania obecnie na Camp Nou. Nie zaufa żadnej obietnicy żadnego kandydata w wyborach prezydenckich, jeśli nie będzie ona miała mocnych podstaw. „Klub kupi Neymara? A za co? Z czego zapłaci odstępne PSG?” – odpowiada pytaniami na pytanie. Zapowiada, że w czerwcu 2021 podejmie decyzję o swojej przyszłości najlepszą dla siebie i dla klubu. Co to oznacza? Ano chyba to, że Messi rozumie, iż obecnie zarabia za dużo, że Barcy już dziś na niego nie stać, że za jego gażę można zatrudnić kilku świetnych zawodników, więc najlepiej chyba będzie, jeśli odejdzie, bo inaczej klub nie stanie sportowo i finansowo na nogi. Zatem chciałby zostać, ale widzi, że jest to niemożliwe.
„Głupotą było oddanie Luisa Suareza za darmo do rywala w walce o mistrzostwo Hiszpanii i jeszcze wypłacenie mu pensji za dwa lata” – stwierdza. Ale jednocześnie potrafi przyznać, że stojący za tym posunięciem władz klubu Ronald Koeman to dobry trener, który wie czego chce. Podejrzewano, że pozbycie się przez Holendra najlepszego kumpla Leo wzbudzi w nim nienawiść do szkoleniowca, a tu, jak się okazuje, nic z tych rzeczy: na jednym polu go nie cierpi, na innym szanuje.
Tak wygląda świadectwo dojrzałości, które Messi sam sobie w chrystusowym wieku wystawił w rozmowie z Evole. Dziś Leo wie, że chcieć nie znaczy móc, że pieniądze nie rosną na drzewach, że otaczający go ludzie nie są jednowymiarowi, że istnieje coś takiego jak mniejsze zło. Kusi teza, że za tą przemianą świadomości futbolisty stoi Josep Maria Bartomeu, były prezydent Barcelony, który „oszukiwał mnie systematycznie przez wiele lat”. Messi od owego pana odebrał surową lekcję życia takiego, jakim jest w istocie, a nie jakim może wydawać się komuś zamkniętemu w mydlanej bańce sławy, sukcesów i pieniędzy. W tym sensie Argentyńczykowi jako człowiekowi nie mogło przytrafić się nic lepszego, niż to, że spotkał na swojej drodze właśnie tego ponurego typa. I tylko ciekawe, czy to także rozumie?