Na takie życie grzechem byłoby narzekać
Dotrzymał słowa, choć już mało kto w to wierzył. Przyjechał do klubu, w którym się zakochał jako dziecko, podpisał na razie roczny kontrakt. Lukas Podolski ujmuje – szczerością, bezpośredniością, normalnością. I ciekawością wszystkiego. Nie interesowały go tylko wyniki Górnika. Patrzył głębiej, na struktury klubu, jego perspektywy. Ujmuje, gdy pyta jak sprzedaje się „Piłka Nożna”. Docieka jak sprzedawała się w latach 90. Przypomina jak brał od babci pieniądze na zakupy i raz w tygodniu kupował czarno-białą jeszcze gazetę. Zadowolony ogląda przyszłą okładkę. – To mógłby być mural – śmieje się. Facet z innej bajki. Normalny. Pierwszy mistrz świata w polskiej lidze.
Lubisz podkreślać, że Zabrze to twój dom. Rzeczywiście masz takie poczucie, że w końcu jesteś w domu?
Tak mówiłem i to podtrzymuję – mówi Podolski. – Jako dzieciak spędzałem tu całe wakacje. Przyjeżdżałem do babci, która mieszkała dwa kilometry od stadionu. Górnik był całym moim życiem, od najmłodszych lat mu kibicowałem. Pamiętam doskonale tamte czasy: całe gromady dzieci bawiły się na ulicach, graliśmy w piłkę, wspólnie z wujkiem chodziłem na stary stadion Górnika – mam te obrazki przed oczami.
Trenera Jana Urbana pamiętasz z boiska?
Miałem dwa lata, kiedy wyjechałem na stałe z Polski, więc nie ma opcji, abym go pamiętał z jego pierwszego epizodu w Górniku. Zresztą pierwsze wydarzenie piłkarskie, jakie pamiętam, to mistrzostwa świata w 1990 roku we Włoszech.
Jako zawodowy piłkarz również przyjeżdżałeś na Śląsk na wakacje?
Nawet po mistrzostwach Europy w 2008 roku przyjechałem do babci. Kiedy do mediów wyszła informacja, że jestem na Śląsku, to pod domem nagle pojawiło się mnóstwo dziennikarzy, kamery, fotoreporterzy i trzeba było do nich wyjść, aby chociaż chwilę porozmawiać. Nigdy się tego nie wstydziłem i się z tym nie kryłem, że przyjeżdżałem tutaj na wakacje. Ludzie mnie doskonale znali, więc byli przyzwyczajeni, że co roku spędzam u babci kilka dni.
Dzisiaj swobodnie poruszasz się po mieście?
Żyję jak inni ludzie i mam takie same potrzeby jak wszyscy. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, że ktoś mnie zaczepi i poprosi o zdjęcie czy autograf, ale ja nie mam z tym problemu. Nie zamierzam siedzieć całe dnie w domu i oglądać telewizję. Muszę chodzić na zakupy, wychodzę z rodziną do restauracji, ale lubię zjeść pączka czy kawałek kiełbasy. Nie potrzebuję się ukrywać. Na Śląsku ludzie są dosyć wyluzowani, atmosfera jest fajna i mi to odpowiada. Idę rano po bułki jak każdy normalny człowiek. Kto ma po nie pójść, jak nie mąż i ojciec.
Wróciły wspomnienia?
Tak jak powiedziałem na początku: wszystko pamiętam doskonale. Mając już prawo jazdy, odbierałem wujka z kopalni i jechaliśmy na działkę na grilla z całą rodziną. To było normalne, zresztą dzisiaj też jest. Kilka dni temu tak samo byłem na grillu i mogłem się poczuć jak kilkanaście lat temu.
To akurat niecodzienne, że mistrz świata przebywa na Śląsku i robi sobie grilla…
Dlaczego? Dla mnie to normalne. To ludzie robią problemy z małych rzeczy i się zastanawiają, dlaczego jem kiełbasę z grilla, a nie idę do najlepszej restauracji w mieście. Kompletnie nie przejmuje się tym, że ktoś mi może zrobić wówczas zdjęcie. Coś się wielkiego stanie? Nie można kiełbasy normalnie zjeść? Nie róbmy z tego problemu. Lubię, więc jem. Dobrze pamiętam z dzieciństwa smak kanapek z kiełbasą u babci, zupy szczawiowej… Tęskniłem.
Wygląda na to, że nie masz problemu z popularnością?
W zasadzie mierzę się z nią od siedemnastego roku życia, a od tego czasu trochę minęło, więc jestem z nią obyty. Nie powiem na koniec kariery, że mi to przeszkadza. Cieszę się, że ludzie w Górniku się cieszą. Mogę dać coś od siebie, a to wielu osobom sprawia radość. Kiedy jestem na mieście z rodziną albo mam gorszy humor to powiem wprost, że nie mam ochoty na robienie zdjęć czy rozdawanie autografów. Jeśli kogoś to wkurzy, trudno. Podpiszesz dziesięć koszulek, jedenastą odmówisz i już dla wielu jesteś ch…. A potem czytasz na swój temat niestworzone rzeczy. Takie życie. Nie zamierzam uszczęśliwiać na siłę całego świata.
W którymś momencie kariery popularność ci przeszkadzała?
Nigdy. Popularność nie jest czymś negatywnym. Dla mnie często była bardzo przyjemna. Oczywiście, nie mogę sobie pozwolić na wszystkie zachowania, bo zdaję sobie sprawę, że mogłoby się to odbić niekorzystnie w otoczeniu. Staram się jednak do tego podchodzić pozytywnie. Jesteś popularny, zarabiasz dobre pieniądze, podpisujesz kontrakty ze sponsorami, grasz przy pełnych trybunach – na takie życie grzechem byłoby narzekać.
Powiedziałeś w jednej z rozmów, że transfer do Górnika to jak przejście do Barcelony. Co dokładnie znaczą te słowa dla ciebie?
W miejsce Barcelony możesz wpisać Real Madryt czy Bayern Monachium. Oczywiście, sportowo te kluby są na zupełnie innym poziomie niż Górnik, ale dla mnie powrót do Zabrza jest spełnieniem marzeń. Olbrzymie emocje towarzyszyły mi w momencie podejmowania tej decyzji, jakbym szedł właśnie do Barcy. Kiedy na moją prezentację przyszło kilkanaście tysięcy ludzi, to zrozumiałem, że wykonałem świetny krok. Nie spodziewałem się, że przyjdzie tylu kibiców. Przecież nie rozdawałem biletów przed stadionem, ludzie sami chcieli mnie przywitać osobiście. Te obrazki z powitania zapamiętam do końca życia.
Obroty w sklepie Górnika wzrosły kilkukrotnie. Zaskoczony?
Na pewno nie zarobią na mnie wielkich milionów, ale wszyscy spodziewaliśmy się, że zainteresowanie klubem znacznie wzrośnie. Chcemy budować markę Górnika także poprzez sprzedaż koszulek czy innych gadżetów. Sam kupiłem już pewnie ze 150 koszulek z moim nazwiskiem. Na pewno jestem w pierwszej trójce najlepszych klientów fan shopu w ostatnim miesiącu. Dostaję mnóstwo zapytań dziennie o koszulkę z autografem, dlatego zawsze muszę mieć przy sobie. Rodzina mnie pyta, były już wiadomości z Niemiec, moja fundacja również tego potrzebuje – na pewno każda koszulka się przyda.
A sam zbierasz koszulki?
Mam w domu pewnie z 1500, a może nawet 2000 koszulek. Przez całą karierę trochę się ich uzbierało. Brałem nie tylko od kolegów z drużyny, ale też od rywali. Najcenniejsza jest chyba ta od brazylijskiego Ronaldo, z którym się wymieniłem przy okazji meczu reprezentacji. Oprawiłem w ramkę i wisi w domu na ścianie.
Na stadionie Górnika jest galeria sław z wizerunkami między innymi Romana Lentnera, Stanisława Oślizły, Jana Kowalskiego, Włodzimierza Lubańskiego czy Erwina Wilczka. Lukas Podolski wkrótce do nich dołączy?
Dajcie spokój. To są legendy. To nie jest moja decyzja. Ludzie sami muszą ocenić, czy moje miejsce jest wśród tych legend. Jeśli uznają, że powinni tam powiesić mój wizerunek, to będzie super. Jeśli jednak nie zrobią tego, nie będę miał do nikogo pretensji, to oczywiste.
Mamy wrażenie, że niezależnie, ile strzelisz goli w tym sezonie i które miejsce zajmie Górnik w tabeli, to ludzie i tak będą traktowali cię wyjątkowo, ponieważ dotrzymałeś danego lata temu słowa…
Nie wiem, jak kibice to widzą, musielibyście z nimi porozmawiać. Ja mogę mówić za siebie: czuję, że wróciłem do mojego klubu, do domu i odczuwam silne emocje. Jestem w Zabrzu od pięciu tygodni i na razie jest dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Jeśli mógłbym cofnąć się w czasie, podjąłbym taką samą decyzję. Nawet gdyby Górnik grał w pierwszej lidze to również nie miałbym wątpliwości, aby dołączyć do zespołu. Serce podpowiadało, że muszę to zrobić.
Koledzy z reprezentacji Niemiec nie dopytywali, dlaczego zdecydowałeś się na taki ruch?
Kilku się ze mną skontaktowało, inni widzieli na pewno w mediach społecznościowych, że zostałem piłkarzem Górnika. Na pewno niektórzy myśleli, że będę chciał grać w jakimś zagranicznym klubie i jeszcze za wcześnie na transfer do Polski. Miałem sporo ofert, mogłem przecież zostać w Turcji albo iść do Kataru czy Meksyku. Dzięki temu, co zrobili kibice Górnika na prezentacji i w pierwszym meczu z Lechem, to chyba nikt nie może się dziwić, że zdecydowałem się na powrót do Zabrza.
Powiedziałeś kiedyś, że Górnik to jest taka marka, którą niemieccy piłkarze z wcześniejszych pokoleń znają lepiej niż Legię czy Lecha.
Tak myślę. Zapytajcie Beckenbauera, natychmiast wymieni Górnika. To jedyny polski klub, który grał w finale europejskich pucharów. Za naszego życia pewnie nie dojdzie do takiego spotkania z udziałem polskiego zespołu. Były przecież wielkie mecze z Realem Madryt, czy wcześniej jeszcze z Manchesterem City bądź Romą, o których ludzie pamiętają. Górnik był jednym z najlepszych klubów w Europie, dlatego ma taką markę za granicą.
Długo klub cię namawiał? Kiedy pierwszy raz poczułeś, że ten transfer może być realny?
Kontakt był od dłuższego czasu, ale początkowo miałem wrażenie, że klub niby chciał ten ruch wykonać, ale niekoniecznie wiedział, jak to zrobić. Teraz dałem jasno do zrozumienia, że to jest właściwy moment, aby w końcu dopiąć szczegóły i postawić ten krok w karierze. Usiedliśmy, porozmawialiśmy, doszliśmy do porozumienia i podpisałem kontrakt.
Przez wiele lat temat twojego transferu do KSG był obiektem żartów wśród kibiców innych klubów.
Wiem, że musiałem trochę osób uciszyć i jest cisza. Widziałem różne memy, które powstawały, ale byłem przekonany, że ten ruch stanie się rzeczywistością i osobom, które robiły sobie żarty, będzie po prostu głupio.
Jak przez te trzydzieści lat patrzyłeś na Górnika?
Oczywiście sprawdzałem wyniki, czasami obejrzałem mecz, ale patrzyłem też na klub w szerszej perspektywie. Nigdy nie było tak, że przestałem się interesować tym, co się dzieje w Zabrzu. Nawet klubowe pamiątki przeglądałem w sklepie.
Mógłbyś porównać zabrzan do jakiegoś zespołu z Niemiec?
Takie porównania nie mają sensu, bo to inny kraj, inna liga, inne realia finansowe. Mój niemiecki klub 1. FC Koeln ostatni sukces odniósł prawie czterdzieści lat temu, a ma przecież mnóstwo kibiców, świetny stadion i wspaniałą historię z Overathem, Littbarskim czy Schumacherem. Od kilku lat w Kolonii jest jednak balansowanie na granicy Bundesligi i 2. Bundesligi, teraz drużyna utrzymała się po barażach. Generalnie to jednak zupełnie inna rzeczywistość.
Podpisałeś kontrakt z Górnikiem na rok. Co chciałbyś pozostawić w Zabrzu po sobie?
Rok to bardzo krótki czas i nie da się zrealizować tych wszystkich planów. Na boisku zobaczymy, co wyjdzie, ale na pewno chcę pomóc w rozwoju akademii i w końcu jakoś wpłynąć na postawienie ostatniej trybuny na Arenie Zabrze. Nie wiem, czy to się uda za dwanaście miesięcy. Może będziemy potrzebowali nawet pięciu lat? Mamy jakieś plany, jestem w Górniku dopiero od miesiąca, ale pewne rzeczy ruszyliśmy. Nie chcę, aby za rok była taka sytuacja, że uznam, iż obietnicę wypełniłem, wszystko już zrobiłem i mogę iść dalej w świat. Chcę zostać w Polsce dłużej niż rok. Takie są moje plany, a jak klub to widzi – pogadamy za kilka miesięcy.
Myślałeś, aby zostać na przykład współudziałowcem Górnika?
A czemu nie? Niczego nie wykluczam. Zawsze powtarzałem, że to jest mój klub, który ma olbrzymi potencjał. Kibiców mamy fantastycznych, stadion jest na ukończeniu, akademia działa coraz prężniej, więc trzeba wyznaczać kolejne cele i je realizować. Na pewno Górnik to nie jest zabawka, z którą mogę zrobić co chcę. Mam swoje marzenia, które będę chciał wcielać w życie. Wielu piłkarzy po zakończeniu kariery zajmuje się zupełnie czymś innym, na przykład grają w golfa. Ja chcę zrobić w Zabrzu coś fajnego, wzmocnić markę i pomóc na tyle, na ile mogę.
Zagrałeś do tej pory dwa mecze – jak oceniasz poziom swoich kolegów z drużyny? Komentatorzy podkreślali, że myślisz szybciej od innych piłkarzy Górnika. Też tak to odczuwasz?
Na pewno inaczej gra się w reprezentacji Niemiec, a inaczej w Górniku. Oczywiście, czasami muszę więcej podpowiadać kolegom, aby na przykład wbiegali za obrońców, bo to nam ułatwi sprawę, ale ja zawsze byłem typem zawodnika, który dużo mówił na boisku i pokazywał emocje. Nie czuję się jednak grającym trenerem. Każdy musi dawać coś ekstra od siebie i wpływać jeden na drugiego. Na pewno nie chcę, aby zawodnicy Górnika wyszli na murawę i nie pokazywali charakteru.
Trener Urban często ciebie pyta o zdanie odnośnie taktyki na konkretny mecz i personaliów?
Dużo rozmawiamy na tematy piłkarskie, ale na pewno nie powiem trenerowi, że ma grać ten zawodnik, a tamten powinien usiąść na ławce. Tak się nie robi. To trener ma ostateczny głos i nie może ulegać wszystkim sugestiom piłkarzy. Każdy ma swoje zadania i albo to wychodzi, albo nie. Jeśli wyniki się zgadzają, to trener będzie pracował kilka lat.
Dwóch zawodników urodzonych w Polsce, czyli ty i Miro Klose, zajmuje miejsce na podium pod względem liczby występów oraz liczby goli w reprezentacji Niemiec. Kosmos?
Faktycznie – niecodzienna sytuacja, że zawodnicy, którzy urodzili się w Polsce, stanowili przez wiele lat o sile reprezentacji Niemiec. Urodziłem się na Śląsku, biegałem po polskich boiskach, ale życie się tak potoczyło, że wyjechałem w młodym wieku i grałem dla Niemiec.
W tabeli najlepszych strzelców ciebie i Miro rozdziela Gerd Mueller, który niedawno umarł. Jego śmierć mocno cię dotknęła?
Jak chyba każdą osobę związaną z futbolem. To wielka postać, pomnikowa. Nie byłoby Gerda Muellera, nie byłoby takiego Bayernu Monachium i nie są to puste słowa. Nie wiecie nawet jak dużo on znaczył dla tego klubu.
Poznałeś go?
Naturalnie. Niezwykle spokojny, cichy, skromny człowiek. Aż trudno uwierzyć było patrząc na niego, że był tak gigantycznym piłkarzem
Słyszałeś o wyniku meczu reprezentacji Polski i Niemiec do lat 17?
Nie.
10:1 dla Niemców… Wspominamy o tym dlatego, ponieważ ciekawi jesteśmy jaką w przyszłości reprezentację, jeśli oczywiście będzie miał na to szansę i talent mu pozwoli, wybierze twój syn?
Nie mam pojęcia. Nie będę syna cisnął, tak jak mnie nikt nie cisnął. Sam wybierze, jeśli w ogóle, jak mówicie, talentu mu starczy… Jest teraz w akademii Górnika, w drużynie U-14. Wrócił z obozu z drużyną, podoba mu się, znalazł kolegów. Trenował wcześniej w Japonii, Anglii, Turcji, zobaczymy co z niego wyrośnie. Ale nie poganiam, nie cisnę. Uda mu się, to dobrze. A jak nie to kebaby będzie sprzedawał i też fajnie.
Jesteś z pokolenia, chyba ostatniego, które w piłkę uczyło się grać na ulicy. Przypomnij na czym polega twój projekt Strassenkicker?
Istnieje już od kilku ładnych lat. Mamy sześć małych boisk w dużej hali w Kolonii. Organizujemy turnieje, obozy. Ale każdy może przyjść wynająć boisko i pograć z kolegami. Do tego dochodzą też ciuchy, specjalna linia produktów sygnowana moim nazwiskiem.
A w Polsce jak się czują twoje biznesy?
Na razie spokojnie do tego podchodzę. Ale od dawna w Warszawie na przykład działa świetlica „Arka”, powstała przy wsparciu mojej fundacji. „Arka” opiekuje się biednymi dziećmi, poprawia im warunki życia, stwarza perspektywę na przyszłość. Zobaczymy co dalej. Są plany otworzyć coś takiego na Śląsku.
Ponoć jeden z najlepszych w Kolonii to Kebab Podolskiego. Trzy lata temu otworzyłeś ten biznes i wyszło całkiem nieźle. Będzie sprzedawany w Polsce?
Są też takie plany, ale pomalutku.
Kibice się niecierpliwią…
Każdy by chciał wszystkiego i od razu. Ja nie mam magicznego guzika. Nie nacisnę i proszę bardzo: sieć kebabów, czwarta trybuna, piękna akademia, hala też stoi, Łukasz dziesięć bramek w lidze, kebaby, lodziarnie i jeszcze szafa pucharów dla Górnika. To tak nie działa.
Dużo rodziny pozostało w Polsce?
Sporo. Babcia co prawda nie żyje, ale jest wujek, są kuzyni.
Czyli jak niedziela, to na rodzinny obiadek?
Owszem, albo po prostu wychodzimy do restauracji. Do tych które znam, które zapamiętałem.
Ale wszystko się zmieniło – Katowice, Zabrze…
Zabrze się nie zmieniło. Chyba tylko stadion. No i ludzie. Są już inni, nie tacy jakich ja zapamiętałem, życie po prostu się zmieniło. Pamiętam jak babcia mówiła: idź weź wiadro, przynieś węgla z dołu. Albo leć po słoiki do piwnicy, po kompoty. Teraz tego nie widzę.
Nie zapomniałeś języka.
Nie było takiej możliwości, ja przecież ciągle tu wpadałem. W domu, z żoną, rozmawiamy po polsku. Z dziećmi trochę tak, trochę po niemiecku. Ale teraz szybko się polskiego nauczą.
Porozmawiajmy chwilę o reprezentacji Niemiec. Duże było ciśnienie w 2006 roku na dobry wynik? Mundial na niemieckiej ziemi, nowe rozdanie…
Presja na tytuł? Nie było. Inna sprawa że ja lubię presji, bo za bardzo… jej nie ulegam. Nie wychodzę na boisku w Zabrzu i nie myślę: teraz, dziś muszę strzelić gola, inaczej nie wyjadę ze stadionu. Do życia należy podchodzić inaczej. Patrzę na drużynę, nie na siebie. Co ja mam udowadniać? Walczę o jakiś kontrakt zagraniczny? Staram się jak najlepiej, chcę pomóc sportowo i pod każdym względem, ale nie spalam się z tego powodu. A wracając do 2006 roku, to nie było presji, ponieważ była nowa, młoda drużyna. Zespół zdobył trzecie miejsce i wtedy był to sukces. Taki był odbiór naszego wyniku, przecież reprezentacja Niemiec w 2004 roku nie wyszła z grupy Euro, tkwiła w potężnym dołku. Potem zaczęła iść w górę.
Aż doszła do 2014 roku. 7:1 w półfinale mundialu z Brazylią to rzecz bez precedensu. Jak odebraliście ten wynik?
Zwyczajnie. Wiedzieliśmy, że zagraliśmy dobry mecz i koniec. Awansowaliśmy do finału, liczyło się tylko jak wygrać ostatni mecz, bo w przypadku porażki kto pamiętałby o półfinale? No i w finale łatwo nie było. Pamiętacie Higuaina, niewiele brakło by nam strzelił. To nie olimpiada, że cieszysz się z każdego medalu. Na mundialu kiedy jesteś faworytem liczy się tylko złoto. Reszty nie ma. Co mi dało, że zostałem wicemistrzem Europy w 2008 roku? Co mam powiedzieć? Że zdobyłem drugie miejsce? Wygrałem coś? Nie, przegrałem finał. Nic nie zdobyłem. To była inna trochę sytuacja od tej w 2006 roku, kiedy mało kto na nas liczył, więc medal brązowy był mimo wszystko sukcesem. Osiem lat później byliśmy przede wszystkim drużyną. Mocną, zjednoczoną, może bez gwiazd jak Argentyna z Messim, ale teamem i to zadziałało. Pamiętacie jednak mecz z Algierią? Było ciężko. O czym byśmy dziś rozmawiali, gdyby wtedy coś poszło nie tak. W ogóle uważam, że w 2006 i 2010 roku, czyli wówczas, gdy dwukrotnie zdobywaliśmy trzecie miejsce, graliśmy lepszą piłkę niż w Brazylii.
Ale tamten mundial to mimo wszystko najlepszy okres w karierze reprezentacyjnej, czy może już w 2006 roku miałeś wczesny, ale jednak reprezentacyjny szczyt?
Zależy jak na to spojrzeć. Zdobyć mistrzostwo świata jest czymś niesamowitym. Trzymać w rękach najpiękniejszy z pucharów, którego nikt nie może wziąć tak po prostu do ręki, bo jest chroniony i dostępny tylko mistrzom świata, to trudne do opisania uczucie. Ale w 2006 była kapitalna atmosfera. Nowe stadiony, wielkie oczekiwania, świetnie wystartowaliśmy w turnieju. Super było.
Chyba twój najlepszy rok w kadrze – strzeliłeś 12 z w sumie 49 goli w drużynie narodowej.
Jasne, strzeliłem, w tym trzy na mundialu, ale nie jestem przekonany czy akurat wtedy grałem najlepiej.
Jako koledzy z drużyny byliście zawiedzeni że Manuel Neuer za rok 2014 nie dostał Złotej Piłki, że powędrowała wówczas do Leo Messiego? To był przecież kapitalny turniej waszego bramkarza.
Na to nie mieliśmy wpływu. Pamiętam rok, kiedy wydawało się, że świetnym kandydatem do Ballon d’Or jest Franck Ribery. Jak wiadomo, nagrodę dostał Cristiano Ronaldo, mimo że Franck wszystko z Bayernem wygrał. Ale odnoszę czasem wrażenie, że Niemcy są postrzegani trochę jako nudni, mniej atrakcyjnie marketingowo. Wokół Bundesligi brakuje takiego show, jak wokół La Liga czy Premier League. To się też przekłada na wyróżnienia.
A Robert Lewandowski zasługuje na Złotą Piłkę?
W poprzednim roku na pewno.
A w tym?
Pobił rekord Gerda Muellera, to fakt, ale z drugiej strony reprezentacja Polski na Euro szybko odpadła z turnieju.
Kibicowałeś jej trochę?
W ogóle nie oglądałem mistrzostw Europy. Byłem w tym czasie na wakacjach z rodziną.
Czujesz jakiś niedosyt związany ze swoją karierą? Że być może jakiś jej etap mógł i powinien być lepszy?
Żartujecie? Nie mam w ogóle takich myśli. Zawsze przypominam sobie skąd pochodzę, skąd wyszedłem, jaką drogę pokonałem. Przecież ja urodziłem się dwa kilometry stąd, pochodzę z Sośnicy, tutaj na wakacjach grałem w piłkę, wychowywałem się na tych ulicach. Czy mogłem przypuszczać, że będę mistrzem świata i rozegram 130 meczów w reprezentacji Niemiec? Rozpamiętywanie, że coś mogło pójść lepiej jest bez sensu. Jestem szczęśliwy z tego co osiągnąłem.
Co było najlepsze?
Wszystko, cała kariera. Trzy mundiale, tyle samo Euro, gra przeciw najlepszym i z najlepszymi, świat zwiedzony. Czego chcieć więcej?
Ci, którzy z tobą rozmawiali potwierdzają że jesteś niezwykle otwarty, swobodny. Można wręcz odnieść wrażenie, spotykając cię pierwszy raz, że to jak rozmowa z długoletnim znajomym.
Po to rozmawiam, żeby coś powiedzieć. Nie szczypię się w język, nie dobieram słów. Jeśli mam ochotę użyć mocniejszego słowa, robię to. Staram się być naturalny i normalny.
Dużo masz próśb o wywiady?
Kilka dni temu dowiedziałem się, że napłynęło około stu – z Polski i zagranicy.
W szatni jak do ciebie podchodzili koledzy z Górnika?
Na początku może z lekkim respektem, nieśmiałością, ale to minęło. Już jest zwyczajnie.
Podoba ci się atmosfera na stadionie?
Jest super. Jasne, na niektórych meczach w Turcji był ogień, ale na Górniku też bywa głośno. A jak stadion w końcu zostanie zamknięty, powstanie czwarta trybuna, będzie znakomicie. Te dwadzieścia tysięcy ludzi na Lechu potrafiło wytworzyć świetny klimat.
Brakuje tylko derbów z Ruchem.
Co zrobisz… Nie moje i Górnika to zmartwienie. Druga drużyna Górnika niedawno z nimi grała…
Mieszkasz w Katowicach, chodzisz na zakupy. Śląsk to tygiel, jest tu dużo zwaśnionych klubów i kibiców. Spotykają cię na ulicy i co? Obrażają, bywa nieprzyjemnie?
Nigdy. Każdy wie że jestem piłkarzem, ale i kibicem Górnika od zawsze. Mam nadzieję, że ludzie to uszanują. Każdy ma, lub powinien mieć, swój ukochany klub. Dziś wiózł mnie na stadion taksówkarz. Mówi że jest kibicem Ruchu. No i fajnie, mi to nie przeszkadza. Dzwonił przy mnie do kolegi i mówi: Wiesz kogo wiozę? Nie wiem, nie mogę rozmawiać, w pracy jestem. Ale ja Podolskiego do Zabrza wiozę. Co ty pierd…..? Tak chłopy gadali. A potem kierowca zdjęcie sobie ze mną zrobił.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI, ZBIGNIEW MUCHA