– Chcemy, żeby Palermo powróciło do Serie A – przemówili jednym głosem trzej Polacy, którzy dołączyli tam do Thiago Cionka. Tymczasem wśród kibiców optymistów brakuje. Oni obawiają się najgorszego.
Pierwsze, z czym zetknęli się Radosław Murawski, Przemysław Szymiński i Paweł Dawidowicz, to niemiłosierne wprost upały panujące na Sycylii. Jednak o tej porze roku na pewno z nimi się liczyli. Co innego z atmosferą panującą wokół klubu. Oczywiście trudno było wymagać, żeby po spadku z ligi królowała idylla. Zwyczajna obojętność by wystarczyła, ale i jej nie czuć. Z każdego kąta, postu pod artykułami, wpisu w mediach społecznościowych wyłaniała się wrogość pomieszana z szyderstwem. Miarka się przebrała w poprzednim sezonie, a zaszłe już zmiany poprawy nie zwiastują. Wprost przeciwnie. Ale po kolei.
Kibice od dawna najbardziej mają dość Maurizio Zampariniego, rządzącego od 15 lat. Co z tego, że aż 12 z nich przypadło na grę w Serie A, skoro w przeważającej mierze był to czas zmarnowanych szans. Zmarnowanych przez niezrozumiałe decyzje i chorobliwą niecierpliwość prezydenta. Przylgnęła do niego etykietka połykacza trenerów, których zwalniał z upodobaniem lepszej sprawy. Później często przywracał do pracy i znów wyrzucał. Mieszał oraz siał ferment, przez to drużyna prawie nigdy nie grała na miarę potencjału posiadanej kadry. Nie wykluczając najlepszego za panowania Zampariniego sezonu 2006-07. Wtedy nawet przez parę kolejek prowadziła w tabeli, na półmetku zajmowała trzecie miejsce, rozbudziła wielkie nadzieje, po czym ostatecznie wylądowała na piątym. Tamten burzliwy sezon z autopsji pamięta Radosław Matusiak, który jednak nie pograł za wiele, bo trafił na lepszego od siebie – Edinsona Cavaniego.
Zmęczenie było obopólne – kibiców Zamparinim, którzy przy każdej okazji i bez okazji mówili mu precz, Zampariniego wszystkim, co dotyczyło jego klubu. Od paru lat bez powodzenia szukał kupca. Trochę przypominało to sytuację Bogusława Cupiała, Tele-Foniki i Wisły Kraków i w sumie zakończyło w bardzo podobny sposób. Skandalem.
W lutym tego roku nastąpił przełom. Znalazł się chętny na klub. Podpisano wstępną umowę, odkorkowano szampany, dla fanów była to jedna z niewielu dobrych wiadomości w poprzednim sezonie. Przynajmniej łudzili się, że taką będzie. Nowy właściciel nazywał się Paul Baccaglini, przybywał ze Stanów Zjednoczonych. Z pochodzenia Italo-Amerykanin rozpoczął panowanie w hollywoodzkim stylu i na pierwszej konferencji prasowej zaprezentował wytatuowany nad sercem klubowy herb, wydziergany w noc poprzedzającą prezentację. Dobrze wiedział, w jakie medialne struny uderzyć, bo zanim został biznesmenem, udzielał się jako dziennikarz. Choć lepiej byłoby napisać showman, który na ulicy pod parlamentem strugał wariatów z polityków dla popularnego programu telewizyjnego „Le iene”. Znudziło mu się i wrócił do ojczyzny ojca, gdzie wkręcił się w sektor bankowy. Został częścią spółki Integritas Capital, która to właśnie stała za przejęciem Palermo. Od początku budziła uzasadnione podejrzenia. Po prześwietleniu na wskroś przez dziennikarzy okazało się, że zawiesiła działalność półtora roku wcześniej ze skromniutkim kapitałem. Jednak Baccaglini z uśmiechem na ustach zapewniał, że wszystko jest OK, że za nim stoją naprawdę poważni ludzi, którzy jeszcze nie chcą się ujawnić, ale w stosownym momencie to uczynią. Stara śpiewka wszystkich krętaczy.
Na realizację zobowiązań wobec Zampariniego dostał czas do 30 kwietnia. Najważniejszy punkt umowy mówił o zapłaceniu 150 milionów euro, w tym 40 przeznaczonych na przejęcie klubu. Większa reszta miała pójść na infrastrukturę, czyli ośrodek treningowy i modernizację lub budowę stadionu.
Termin minął i Baccaglini wymiękł. Palermo po trzech latach znalazło się w gronie drugoligowców, a Zamparini nie chciał, ale musiał przejąć stery. I od razu poczuł na karku nieprzyjemny oddech policji skarbowej, która w lipcu wkroczyła do siedziby klubu. W wyniku przeszukania skonfiskowała pokaźną liczbę dokumentów. Szefowi Palermo i jego synowi Paolo Diego mogą zostać postawione zarzuty fałszerstwa i malwersacji finansowych.
Kibice jeszcze głośniej zgrzytali zębami na widok Zampariniego, a wprowadzane zmiany tylko pogarszały nastroje. Z Pordenone przyszedł trener Bruno Tedino – bez większego dorobku, mimo 53 lat na karku dotąd nie wyściubił nosa ponad trzecią ligę. Do niego dołączył dyrektor sportowy Fabio Lupo, z którego osobą należy wiązać obecną politykę transferową. On ściśle współpracuje ze skautami zorientowanymi na rynek wschodni i prawdopodobnie stąd transfery Polaków. Sycylijczycy na razie pokpiwają z tych ruchów, podejrzewając, że polską mało komu znaną we Włoszech ilością Lupo do spółki z Zamparinim zamierzają przysłonić niską jakość i przede wszystkim nieuchronne osłabienia zespołu. Jedną nogą poza klubem już stoją filar defensywy Andrea Rispoli i macedoński napastnik z prawdziwego zdarzenia, strzelec w poprzednim sezonie 11 goli Ilija Nestorovski. Nie wiadomo, co z Alessandro Diamantim i jeszcze kilkoma innymi, którzy woleliby kontynuować kariery w spokojniejszym miejscu i na brak ofert nie narzekają.
Gdyby można było przejść do porządku dziennego, a nie można, nad obecną sytuacją Palermo, to gra w Serie B nie byłaby aż takim problemem. Jeszcze trzy lata temu na tym poziomie w charakterystycznych różowo-czarnych barwach latali Paulo Dybala, Franco Vazquez czy Andrea Belotti, którzy dziś sięgnęli gwiazd. Zresztą transfery to akurat zawsze była dość mocna strona Zampariniego, a bardziej jego osobistych konsultantów. Ostatni pochodzili z Bałkanów i tym należy tłumaczyć nadreprezentację piłkarzy z tamtych rejonów. Najlepiej został zapamiętany Słoweniec Josip Ilicić. Wcześniej znakomite rozeznanie w Ameryce Południowej pozwoliło na tamtejszym rynku, przetrzepanym przez znacznie bogatsze europejskie kluby, wyłowić takie perełki jak Cavani, Javier Pastore i Dybala. Teraz przyszła moda na młodych Polaków. Cóż, tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Nowy tercet, być może nie zdając sobie z tego sprawy, usiadł na beczce prochu, która przy pierwszym nawet lekkim wstrząsie grozi wybuchem. Trzeba być odpornym psychicznie, bo zwłaszcza na początku mecze przed własną publicznością mogą być katorgą. Start drugoligowego maratonu 25 sierpnia. Do Serie A bezpośrednio awansują dwie drużyny, a trzecią wyłonią baraże. Klasę niżej spadną trzy ostatnie i czwarta w wyniku play-outów.
Tomasz Lipiński
TEKST UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” 32/2017