Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść
Trenerzy piłkarscy to specyficzna grupa zawodowa. Choćby ze względu na to, w jaki sposób tracą pracę. W tej branży nie ma okresu wypowiedzenia, czułe pożegnania zdarzają się od święta, a porozumienie stron zwykle jest tylko umowne.
PAWEŁ GOŁASZEWSKI, KONRAD WITKOWSKI
Gdyby przygotować zestawienie wszystkich trenerów zwolnionych przez polskie kluby w XXI wieku, powstałaby lista obejmująca kilkaset pozycji. Postanowiliśmy wybrać rozstania, którym towarzyszyły nietypowe, często wręcz absurdalne okoliczności. Prezentujemy subiektywny ranking najbardziej spektakularnych dymisji trenerskich w Ekstraklasie.
10. JOSE MARI BAKERO
Polonia Warszawa, wrzesień 2010 r.
– Polscy trenerzy to nieudacznicy – oznajmił Wojciechowski późną jesienią 2009 roku, w przypływie zachwytu nad umiejętnościami Jose Bakero. Wystarczyło jednak kilka spotkań bez wygranej, by relacje właściciela Polonii ze szkoleniowcem znacznie się popsuły. W połowie maja Hiszpan usłyszał dwa komunikaty: po pierwsze, że jego brat Jon, pełniący funkcję drugiego trenera, został zwolniony, a po drugie, że o letnich transferach nie będzie decydować sztab szkoleniowy, lecz grupa doradców bossa klubu. Wojciechowski zaproponował Bakero rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron, na co były piłkarz Barcelony zareagował w dość osobliwy sposób, wyjeżdżając na urlop. Po dwóch tygodniach spędzonych z rodziną na luksusowym promie pływającym po Morzu Śródziemnym, trener jak gdyby nigdy nic wrócił do klubu.
Los Hiszpana był już przesądzony, jednak mimo tego to on rozpoczął nowy sezon w roli szkoleniowca Czarnych Koszul. Zrobił to znakomicie, bo po trzech kolejkach Polonia z kompletem punktów była liderem tabeli. W czwartej serii gier drużyna zremisowała w Łodzi. Wojciechowski jakby tylko czekał na to potknięcie: po meczu z Widzewem wezwał Bakero do gabinetu i oświadczył, że następny słaby występ może oznaczać zmianę szkoleniowca. Jak zapowiedział, tak zrobił: w najbliższej kolejce Polonia przegrała z Koroną Kielce, a trener stracił pracę.
9. ADAM NAWAŁKA
Lech Poznań, marzec 2019 r.
Po kilku tygodniach negocjacji Lech Poznań podpisał jeden z najwyższych kontraktów trenerskich w historii klubu. Wybawcą Kolejorza miał być Adam Nawałka, z którym wiązano olbrzymie nadzieje. Były selekcjoner przybył na Bułgarską, aby pozbierać porozrzucane klocki i ułożyć po swojemu, czyli perfekcyjnie. W zasadzie wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, zaczynając od sesji zdjęciowej, a kończąc na sprawach sportowych. Ostatecznie Nawałka długo miejsca w Poznaniu nie zagrzał. Poprowadził Lecha w zaledwie jedenastu spotkaniach ligowych, wykręcając średnią punktową na mecz na poziomie… 1,45. Poznański zespół grał bezbarwnie, kompletnie zawodził, dlatego szkoleniowiec zapłacił głową po remisie z Koroną Kielce. W niedzielę 31 marca 2019 roku urok Nawałki prysł i w południe pożegnał się z posadą. Człowiek, którego jeszcze kilka miesięcy wcześniej cały naród nosił na rękach i był gotowy stawiać mu pomniki, odszedł jako jeden z największych przegranych sezonu. Został zwolniony w sposób nie niecodzienny lub absurdalny, ale w sposób, mając na uwadze jego mit i pozycję w polskiej piłce, spektakularny.
8. BOGUSŁAW KACZMAREK
Polonia Warszawa, kwiecień 2009 r.
Najbardziej irracjonalne na długiej liście zwolnień trenerów Polonii Warszawa w erze Józefa Wojciechowskiego. Bogusław Kaczmarek ma prawdopodobnie najlepszą średnią punktów na mecz w historii stołecznego klubu. Doświadczony szkoleniowiec przejął drużynę w połowie marca: wprowadził do półfinału Pucharu Polski, a w trzech kolejkach Ekstraklasy odniósł komplet zwycięstw. W czwartym meczu ligowym zremisował przed własną publicznością z Lechią Gdańsk. Najwyraźniej właściciel klubu liczył, że Kaczmarek będzie wyłącznie wygrywał, bo po tym spotkaniu zwolnił go z pracy. Nie zrobił tego osobiście, lecz poprzez doradcę, Tonny’ego Bruinsa Slota. Po remisie z Lechią, Holender zaprosił trenera na dywanik i oświadczył, że od teraz za wyniki zespołu odpowiadać będzie dotychczasowy asystent, Jacek Grembocki. Wielkoduszny Slot dodał, że jeśli Kaczmarek chce, może zostać w Polonii i doradzać mniej doświadczonemu koledze. Propozycja nie spotkała się z życzliwym przyjęciem szkoleniowca.
Zwolnienie Kaczmarka było tak kuriozalne, że kiedy trener przekazał pracownikom klubu, że właśnie otrzymał wypowiedzenie, wszyscy byli przekonani, iż żartuje. Nie był to jednak czas na dowcipy, lecz na pakowanie walizek.
7. DARIUSZ WDOWCZYK
Polonia Warszawa, marzec 2008 r.
Poprowadził Czarne Koszule do ostatnich sukcesów w historii klubu, czyli do mistrzostwa Polski, Pucharu Ligi i Superpucharu Polski. Wszystkie trofea wywalczył w 2000 roku, ale pół roku później został zwolniony ze stanowiska. Na Konwiktorską wrócił siedem lat później – dokładnie 29 października 2007 roku. Wdowczyk przejął wówczas drugoligową Polonię, która miała walczyć o powrót do Ekstraklasy.
Pracę w klubie zakończył po pięciu miesiącach. Powód? Zatrzymanie przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. 28 marca 2008 roku o godzinie 7 rano do mieszkania Wdowczyka przybyli przedstawiciele CBA. Szkoleniowcowi postawiono zarzuty korupcyjne za okres pracy w Koronie Kielce. Po zatrzymaniu Wdowczyka prokuratura dosyć szybko zwolniła go z aresztu za poręczeniem majątkowym. Szkoleniowiec wrócił na ławkę trenerską i poprowadził Polonię w wyjazdowym starciu z Lechią Gdańsk, co spotkało się z olbrzymią krytyką w całym środowisku sportowym. Jak przyznał trener w jednym z programów telewizyjnych, poprowadził drużynę na wyraźne życzenie szefa klubu. Kilka dni później prokuratura nałożyła na DW zakaz wykonywania zawodu. Było to równoznaczne, że Czarne Koszule rozwiązały kontrakt ze szkoleniowcem bez obowiązku wypłacania odszkodowania.
Ten sam szkoleniowiec osiem i pół roku później również w dziwnych okolicznościach rozstał się z Wisłą Kraków. Tym razem to on rozwiązał umowę z klubem, ponieważ zaległości finansowe pracodawcy sięgały co najmniej trzech miesięcy i szkoleniowiec mógł odejść po rozwiązaniu kontraktu. „Postanowiłem rozwiązać umowę z klubem, ponieważ uważam, że decyzje zarządu, sposób komunikowania się z drużyną i sztabem, zamiast dążyć do budowania zaufania i stabilizowania sytuacji, wznoszą mur nie do pokonania. Nie mogę akceptować działań, które w ostatnich miesiącach podjęto wobec sztabu szkoleniowego, a przede wszystkim sposobu, w jaki to zrobiono, a także argumentów, że zawodników i trenerów trzeba namawiać do wykonywania swoich obowiązków pod groźbą kar dyscyplinarnych” – napisał trener w oświadczeniu opublikowanym na łamach „Gazety Krakowskiej”.
6. MARCIN KACZMAREK
Wisła Płock, lipiec 2017 r.
Dokładnie dziewięć dni przed pierwszym meczem w Ekstraklasie sezonu 2017-18 z Wisłą Płock pożegnał się Marcin Kaczmarek. – Wczoraj nie było tematu rozstania. Dziś usiedliśmy przy stole i po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że przyszedł czas na pożegnanie. Trener Kaczmarek nie został zwolniony, ale też nie złożył rezygnacji. Kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron – przyznał tuż po odejściu szkoleniowca prezes Nafciarzy Jacek Kruszewski. Trudno było zrozumieć taką decyzję, mając na uwadze styl gry i pracę MK w Płocku. W Wiśle pracował od czerwca 2012 roku.
Co było powodem zwolnienia? Nieoficjalnie mówiło się, że szkoleniowiec popadł w konflikt z drużyną, ale te informacje zdementował kapitan zespołu Seweryn Kiełpin. Nie wszystkim podobał się styl, w jakim Kaczmarek podchodził do zawodników. Szkoleniowiec słynął z twardej ręki i mocnego charakteru, krótko mówiąc nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Media zgodnie informowały, że głównym powodem rozstania było postawienie ultimatum przez jednego z kluczowych zawodników. – Żadnego buntu nie było. Przeciwko trenerowi stanął Dominik Furman, który skrytykował Kaczmarka za słabe treningi. To wydarzyło się ostatniego dnia obozu w Siedlcach. Trenera przy tym nie było, ale ktoś mu to powtórzył. Ten spytał Furmana, czy to prawda, zawodnik potwierdził i dodał, że drużyna myśli tak samo. Nikt go jednak nie poparł, bo już wcześniej uznaliśmy, że nie będziemy się wtrącać w ten konflikt i nie opowiemy się za żadną ze stron – mówił anonimowo jeden z zawodników Wisły na łamach „Super Expressu”.
5. LIBOR PALA
Lech Poznań, wrzesień 2003 r.
Od początku sezonu 2003-04 w Poznaniu było nerwowo. W czterech kolejkach Lech zdołał odnieść jedno zwycięstwo, przez co posada trenera zawisła na włosku. Decydujące dla przyszłości Libora Pali miało być derbowe starcie z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Przed spotkaniem krążyły plotki – nie potwierdzone w żaden sposób – jakoby mający dosyć współpracy z trenerem piłkarze zamierzali podłożyć się rywalowi. Gospodarze przegrali 1:3.
Klamka zapadła. Kibice Kolejorza pożegnali trenera, machając białymi chusteczkami higienicznymi, które przed meczem rozdała im… rozpoczynająca właśnie współpracę z klubem firma Velvet. Przez ostatni kwadrans potyczki z Dyskobolią z trybun dobiegało: „Libor Pala niech spier****”. Czech nie miał już czego szukać przy Bułgarskiej, a widok białych chusteczek go załamał. – Wszystko, co wydarzyło się złego w grze Lecha, spada na głowę trenera i ja to przyjmuję. Kibice potraktowali mnie brutalnie, ale tu jest tak, jak w starożytnym Rzymie: lud chce chleba i igrzysk. Chce też czyjejś głowy, więc najprostsze jest zwolnienie i rzucenie mojej głowy – powiedział szkoleniowiec w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Podobno stwierdził też, że mógłby nadal prowadzić tę drużynę, ale na pewno nie w Poznaniu.
– Bardzo chcieliśmy, aby trener Pala dalej prowadził Lecha. Wierzyliśmy w słuszność zmian, jakie wprowadza, i pragnęliśmy, aby miał na nie czas. Niestety, presja kibiców okazała się zbyt duża. Zresztą sam Pala nie potrafił sobie poradzić z sytuacją i złożył dymisję. Zaznaczam, że bez naszych nacisków, dobrowolnie – przyznał cytowany przez „GW” członek zarządu klubu, Michał Lipczyński.
4. ALBIN MIKULSKI
Pogoń Szczecin, wrzesień 2002 r.
W Pogoni trwał wówczas okres burzy i naporu. Turecki właściciel Sabri Bekdas, który nie otrzymał od miasta obiecanych 18 hektarów terenów przy stadionie, zwinął biznes i uciekł ze Szczecina, a po drużynie wicemistrzów Polski z 2001 roku pozostało jedynie wspomnienie. Zadłużony i pogrążony w kryzysie klub trafił w ręce tajemniczego Lesa Gondora. A właściwie Leszka Gondorowicza, szwedzkiego przedsiębiorcy polskiego pochodzenia, który onegdaj zarabiał na życie produkując drzwi w Lipianach i zarządzając telewizją kablową w Gorzowie Wielkopolskim. W 1982 roku Gondor został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu oraz grzywnę za udział w przerzucie do Szwecji polskich Romów, którym albański gang dostarczał fałszywe paszporty.
Nowy szef Pogoni – w gabinecie którego zwykły przesiadywać typy spod ciemnej gwiazdy, bohaterowie wielkich afer gospodarczych sprzed lat – na stanowisku trenera zatrudnił Albina Mikulskiego. Pod wodzą nowego szkoleniowca Portowcy fatalnie rozpoczęli sezon 2002-03: w pięciu kolejkach drużyna wywalczyła tylko punkt, za co Mikulski zapłacił posadą. – Zostałem zatrudniony na trzy lata z zadaniem budowy solidnej drużyny, a w pierwszym sezonie miałem utrzymać zespół w lidze. Otrzymałem immunitet zapewniający mi nietykalność. Zarząd wiedział, że nie będzie mi łatwo po tym, jak pozbyto się najlepszych graczy. Zrobiliśmy morderczą selekcję, zapraszając do Szczecina kilkudziesięciu piłkarzy. Wszystko się opóźniło, gdyż późno uformowała się nowa spółka akcyjna. Wybraliśmy w sumie bodaj 18 ludzi za kilkaset tysięcy złotych. Jeszcze kilka godzin przed zwolnieniem, byłem zapewniany, że wszystko jest OK. Teraz czuję się kozłem ofiarnym. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść – mówił „Piłce Nożnej” rozgoryczony Mikulski.
– Potrzebny był wstrząs w drużynie, a trener zawsze jest pierwszym do zmiany. Jednak słowa „kozioł ofiarny” są nie na miejscu. Zwolnienie Mikulskiego było dla mnie bardzo trudną decyzją. Przyznaję, że miało miejsce tajne głosowanie wśród piłkarzy: czy trener ma zostać, czy odejść – ujawniał Gondor.
Powierzenie zespołu Jerzemu Wyrobkowi nic nie dało. Chyląca się ku upadkowi Pogoń z hukiem pożegnała się z ligą, zdobywając w całym sezonie zaledwie dziewięć punktów.
3. ZBIGNIEW SMÓŁKA
Arka Gdynia, kwiecień 2019 r.
Środa, 2 kwietnia 2019 roku godzina 19.33. Za 57 minut rozpoczną się derby Trójmiasta – jeden z najważniejszych meczów w sezonie dla piłkarzy Arki Gdynia i Lechii Gdańsk. Właściciel żółto-niebieskich ogłasza na Twitterze, że trener Zbigniew Smółka po raz ostatni poprowadzi gdyński zespół, a po spotkaniu strony się rozstaną. Trener dzień wcześniej dowiedział się o decyzji, a taktykę ustalili sami piłkarze. Szkoleniowiec podał tylko skład. W Gdyni był skończony już kilka tygodni wcześniej, o czym informował portal WP SportoweFakty. W klubie wszyscy mieli dosyć trenera, który podejmował niezrozumiałe decyzje, jak na przykład odsunięcie od zespołu Roberta Sulewskiego. Po derbach Trójmiasta Smółka przyznał, że jego dymisja miała uspokoić napiętą sytuację. – Wspólnie z panem Dominikiem zastanawialiśmy się, co będzie najlepsze. Atmosfera była naprawdę gorąca i uznaliśmy, że ta decyzja ją uspokoi – powiedział były opiekun Arki.
Nieoficjalnie mówiło się, że gdyby Smółka został na stanowisku, kibice mogliby przerwać spotkanie, o czym informował między innymi portal Onet.pl. Decyzja o zwolnieniu miała doprowadzić do tego, że derby odbyły się bez żadnych zakłóceń.
2. HENRYK KASPERCZAK
Wisła Kraków, grudzień 2004 r.
Na początku XXI wieku Wisła Kraków świętowała największe sukcesy w historii klubu. Hurtowo zdobywała tytuły mistrza Polski, a także świetnie radziła sobie w europejskich pucharach. Za sterami silnego okrętu stał Henryk Kasperczak, którego Bogusław Cupiał zwolnił po 33 miesiącach współpracy.
– Pan nie jest tu zaproszony – powiedział Janusz Basałaj na konferencji prasowej, kiedy Henry został odsunięty od prowadzenia pierwszego zespołu. – Miałem prawo przyjść na tę konferencję – odpowiedział trener. – Konferencja nie będzie wznowiona, dopóki pan Kasperczak nie opuści sali – stwierdził ówczesny prezes Wisły, którego jednym z pierwszych zadań było ponoć zwolnienie Kasperczaka.
Informację o dymisji trenera przekazał wiceprezes Zdzisław Kapka, który powołał się na rozmowę z Cupiałem. Ówczesny właściciel Białej Gwiazdy przebywał jednak na Hawajach i miał wrócić do kraju dopiero za kilkanaście dni. – Docierają do was informacje, że klub chce mnie zwolnić, ale ja poczekam na powrót do kraju właściciela – powiedział szkoleniowiec w rozmowie z drużyną.
Echa rozstania trenera z Białą Gwiazdą niosły się na całą Polskę. Wojna pomiędzy szefostwem klubu a szkoleniowcem wydawała się nie mieć końca. Wisła zatrudniła już nawet w jego miejsce Vernera Lickę, z którym podpisała dwuletnią umowę, ale Kasperczak nie spieszył się z pakowaniem walizek z Reymonta. Szkoleniowiec zarabiał wówczas gigantyczne pieniądze – mówiło się o pensji na poziomie 80 tys. złotych miesięcznie. Trener liczył na wypłacenie całej kwoty do końca kontraktu, czyli do 2008 roku. Ostatecznie Biała Gwiazda przestała mu płacić w 2006, kiedy znalazł pracę jako selekcjoner reprezentacji Senegalu.
1. WOJCIECH STAWOWY
Cracovia, luty 2006 r.
Przykład, który stał się symbolem kruchości przywiązania właścicieli klubów do trenerów i pokazał, że przedłużenie kontraktu może być jednocześnie pocałunkiem na pożegnanie. Historia odejścia Wojciecha Stawowego z Cracovii ociera się o granice absurdu. Na początku 2006 roku trener w blasku fleszy podpisał dziesięcioletnią – bez wątpienia najdłuższą w dziejach polskiej piłki – umowę z Pasami. Miesiąc później był już bezrobotny.
– Byłem naiwny, bo wydawało mi się, że mamy z panem Januszem Filipiakiem wspólną wizję budowy wielkiej Cracovii, której siła oparta będzie na młodych piłkarzach rozwijających talent. Zwłaszcza że taka propozycja wyszła od profesora, nie ode mnie. A potem, bardzo niedługo, wystarczyło głupstwo, żeby plany na przyszłość runęły. Kiedy złożyłem rezygnację, nagle wszyscy ważni w klubie zapomnieli o dniu moich czterdziestych urodzin. To boli, podobnie jak to, że w trakcie jubileuszu stulecia Cracovii mnie w tym klubie już nie będzie – mówił Stawowy na łamach „PN” w lutym 2006 roku.
W sporze trenera z właścicielem rzeczywiście poszło o drobiazg. Panujące w kraju fatalne warunki pogodowe skłoniły Stawowego do zaproponowania Filipiakowi, aby drużyna po raz drugi tamtej zimy poleciała na obóz przygotowawczy do Turcji. Szef klubu zachwycony pomysłem nie był, gdyż w budżecie nie przewidziano dodatkowego wydatku w postaci kolejnego zgrupowania. Szkoleniowiec z przymrużeniem oka odpowiedział, że w takim razie zespół jest gotowy samodzielnie sfinansować koszty podróży. Panowie ustalili, że temat warto przemyśleć. Sprawa trafiła do mediów za pośrednictwem profesora, który wspomniał o niej w jednym z wywiadów, a później zrobił to również zagadnięty wprost przez dziennikarza Stawowy. Wtedy trener otrzymał 15 tysięcy złotych kary za… gadatliwość. Po kieszeni dostali również podstawowi zawodnicy: Dariusz Pawlusiński i Łukasz Skrzyński. – To było dla mnie kompletnie niezrozumiałe, to rozkładanie zespołu od środka. Dlatego po namyśle i na znak protestu postanowiłem złożyć rezygnację z pracy – tłumaczył Stawowy.
Prezes Filipiak awanturą zbytnio się nie przejął, kontynuując zimowy urlop w Austrii. Drużyna z tymczasowym szkoleniowcem poleciała na drugie zgrupowanie do Turcji. A trener Stawowy sześć lat później wrócił do Cracovii, z którą zdołał awansować do Ekstraklasy.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”