Przejdź do treści
MUCHA: „Sprawdzam!” powie dopiero Walia!

Polska Reprezentacja Polski

MUCHA: „Sprawdzam!” powie dopiero Walia!

Pierwszy krok został zrobiony. Pewnie, bez strachu, z pełną kontrolą, bo tak miało być. Teoretycznie jesteśmy więc jeden mecz bliżej finałów mistrzostw Europy, tak naprawdę jednak nasza sytuacja niewiele się zmieniła. – Sprawdzamy! – powiedzą dopiero Walijczycy, a ich 4:1 z Finlandią musi robić wrażenie.



Opisywać starcia barażowego z Estonią i zwycięstwa 5:1 właściwie nie ma sensu. Od początku bowiem narzuciliśmy na boisku swoje rządy demonstrując wyższość techniczną, taktyczną, każdą. Michał Probierz nie ryzykował zmianą ustawienia. Zrobił tak, jak sugerował wcześniej między wierszami mówiąc, że ma zbyt mało czasu, by przewracać wszystko do góry nogami. Zaufał więc także tym, którzy ostatnio nie dawali argumentów za sobą w grach klubowych – mowa przede wszystkim o zaciągu z Serie A – Piotrze Zielińskim (znane problemy w Napoli), Karolu Świderskim (1 gol w 7 meczach Hellasu, średnio ok. 36 minut na boisku) i Nicoli Zalewskim (po zmianie trenera jego rola w Romie została zmarginalizowana).

Po tym, czym uraczyła nas reprezentacja Polski w minionym roku zakładanie czegokolwiek pewnego w jej starciach, byłoby obarczone sporym ryzykiem, a jednak bądźmy poważni – pokonaliśmy Estonię na Stadionie Narodowym i inny scenariusz po prostu nie wchodził w grę. Mniej więcej zatem od trafienia Przemysława Frankowskiego i chwilę po tym czerwonej kartce dla Maksima Paskotsiego, patrzyliśmy na grę drużyny Probierza mając już z tyłu głowy finał baraży. Czy można jednak akurat po tym meczu cokolwiek wnioskować oraz przewidywać co może zdarzyć się we wtorek? Niekoniecznie. Estonia to drużyna, która w normalnych okolicznościach eliminacyjnych nie miałaby prawa marzyć o awansie do turnieju rangi mistrzostw Europy. To zespół, który zajął ostatnie miejsce w swojej grupie z 1 punktem na koncie, z siedmioma porażkami, z zaledwie dwiema zdobytymi bramkami i 22 straconymi. To zespół numer 123 w rankingu FIFA, w Warszawie w dodatku bez kilku ważnych zawodników i jeszcze od 26. minuty grający w osłabieniu. Tego nie można było zepsuć.

Co dalej? Wydaje się, że selekcjoner nie będzie kombinował w bloku defensywnym, choć „doskok” Jana Bednarka do przeciwnika przy straconym golu może skłonić trenera do pewnych przemyśleń. Wydaje się, że znów zechce zaufać Zalewskiemu, przeciw Estończykom najlepszemu na boisku (identycznie zresztą jak podczas jesiennego meczu z Łotwą). Wydaje się również, że może mocniej zechcieć zabezpieczyć środek pola, na przykład dokładając do Bartosza Slisza wysokiego i silnego Tarasa Romanczuka. Finał będzie przecież kompletnie innym starciem. Estonia nie podyktowała trudnych warunków, mecz miał dla nas znamiona rozruchu, wiele akcji Polacy przeprowadzali wręcz bez kontaktu z przeciwnikiem. To na pewno nie zdarzy się w Cardiff, bo tam na pewno będzie wojna. Jeśli zatem tak, to pytanie czyim kosztem wzmocni linię pomocy, bo chyba nie kosztem Zielińskiego, też nie aktywnego i groźnego we wtorek Jakuba Piotrowskiego (gol i asysta!). Może więc w zamian Karola Świderskiego (niewidocznego przeciw Estończykom), co jednak automatycznie skaże Roberta Lewandowskiego na samotną walkę z Walijczykami?

Nad tym wszystkim będzie zastanawiał się Probierz od jutra. Także nad tym, jak to możliwe, że Estończycy oddali jeden strzał na naszą bramkę i zamienili go na gola. Przed zgrupowaniem dostał wszystkich piłkarzy, których chciał, zdrowych. A tu, jak na złość, z powodu urazów boisko musieli wahadłowi – Matty Cash i Frankowski. Z wyborami personalnymi selekcjoner w czwartek trafił bez pudła. Oby identycznie było w Cardiff. To mogą być najważniejsze dni i decyzje w jego trenerskiej karierze.

Zbigniew Mucha

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024