MŚ 2018: Belgowie zaczynają od wygranej
Belgia rozpoczęła swój udział w mistrzostwach świata od zwycięstwa. Jeden z kandydatów do medalu pokonał – chociaż nie bez problemów – Panamę (3:0) i zrobił pierwszy krok na drodze do fazy pucharowej.
Belgowie w końcu weszli na obroty (fot. Marcos Brindicci / Reuters)
Belgowie już podczas poprzednich mistrzostw świata byli uważani za kandydatów do medali i podobnie było w trakcie Euro 2016. W obu przypadkach „Czerwone Diabły” żegnały się z rozgrywkami tuż przed półfinałami, dlatego kibice zaczęli się dość poważnie zastanawiać, czy to pokolenie zdoła w końcu spełnić pokładane w nim oczekiwania.
Tacy piłkarze jak Eden Hazard, Romelu Lukaku czy Thibaut Courtois od lat brylują na europejskich boiskach i stanowią o sile najmocniejszych zespołów na kontynencie. Nadszedł jednak czas, by Belgowie udowodnili swoją wartość także na arenie międzynarodowej. Mecz z Panamą wydaje się być dla nich idealnym na otwarcie tak wielkiego turnieju.
Belgowie rozpoczęli z animuszem i od razu ruszyli do szturmu na bramkę Panamczyków, tak by jak najszybciej zapewnić sobie przewagę kilku goli i spokojnie kontrolować przebieg zawodów.
Akcja raz za razem przenosiła się w okolic bramki reprezentacji Panamy, jednak ani Dries Mertens, ani Yannick Carrasco nie zdołali pokonać bramkarz mimo niezłych pozycji i celnych strzałów. Po agresywnym początku, Belgowie spuścili nieco z tonu, próbując wciągnąć przeciwnika na swoją połowę.
Po krótkim fragmencie marazmu, czwarty bieg wrzucił w końcu Kevin de Bruyne, mózg belgijskiej drużyny, który przedarł się prawym skrzydłem i dograł piłkę przed bramkę. Tam znakomicie interweniował jednak Roman Torres, który wślizgiem ubiegł Romelu Lukaku i nie pozwolił Belgom na otworzenie rezultatu.
Czas mijał, a podopieczni Roberto Martineza mieli problem ze złamaniem defensywy Panamczyków. Atak pozycyjny w ich wykonaniu niezbyt się kleił i niżej notowani rywale spokojnie sobie z nimi radzili. Momentami w poczynaniach faworyta było widać sporą niemoc.
Pod koniec pierwszej połowy w polu karnym Panamy szarżował Lukaku, a kilka chwil później z woleja uderzał Mertens. Pierwszy został zatrzymany przez bramkarza, natomiast drugi strzelił kilka metrów od bramki.Wynik do przerwy nie uległ zmianie i na stadionie w Soczi zapachniało niespodzianką.
W szatni Belgów musiało być gorąco, ponieważ tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie faworyt w końcu objął prowadzenie. P przebitce w polu karnym do piłki dopadł Dries Mertens, który uderzył z woleja i jak się okazało, przymierzył idealnie. Obrona Panamy złamana, „Czerwone Diabły” zaczęły nabierać rozpędu.
Strzelony gol powinien dodać Belgom wiatru w plecy, jednak w szeregach pretendenta do medalu nadal królował chaos i spora niedokładność. Gracze Martineza mimo sporej przewagi technicznej i czysto piłkarskiej jakości, mieli problem z tym, by narzucić rywalowi swoje warunki o dołożyć kolejne bramki.
Wyższość Belgów została jednak w końcu udokumentowana drugim golem. W 68. minucie Kevin de Bruyne świetnie dograł piłkę na głowę Lukaku, a ten w tak dogodnej pozycji po prostu nie mógł się pomylić.
Rozpędzona i grająca już na luzie Belgia zaczęła pokazywać to wszystko, czego się po niej spodziewaliśmy od pierwszych minut. na kwadrans przed końcem meczu Eden Hazard wypuścił na pozycję Romelu Lukaku, a ten mając przed sobą jedynie golkipera Panamy, przerzucił nad nim piłkę i zdobył swojego drugiego gola.
Kolejnych bramek w Soczi już nie zobaczyliśmy i Belgowie mogli się po ostatnim gwizdku cieszyć z pewnej wygranej i ważnych trzech punktów.
PiłkaNożna.pl