Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Wtorek, 25 stycznia, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Jak zawsze znajdziecie u nas wiele ciekawych tekstów, analiz i wywiadów.



BIAŁO-CZERWONI WCIĄŻ BEZ TRENERA. Selekcjoner


Już na horyzoncie majaczyła linia mety, tymczasem prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej zarządził dodatkowe okrążenie. Cezary Kulesza w zeszłym tygodniu miał podać nazwisko nowego trenera reprezentacji Polski, a podał tylko nową datę jego wyboru.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Do pierwszego etapu baraży, czyli meczu z Rosją o awans do finałów mistrzostw świata zostało 58 dni. Czasu jest więc mało, tymczasem wciąż nie wiadomo, kto poprowadzi biało-czerwonych w trakcie najbliższych spotkań. Gdy oddawaliśmy do druku poprzednie wydanie „PN”, tropy prowadziły do Adama Nawałki. Prezes PZPN deklarował otwarcie, że nazwisko selekcjonera ogłosi do 19 stycznia, kiedy zbierał się zarząd federacji. I gremium się zebrało, ale Kulesza w tym temacie niczego konkretnego nie zakomunikował.

Do końca stycznia

Prezentacja selekcjonera miała odbyć się na stadionie PGE Narodowy w Warszawie, federacja zarezerwowała salę konferencyjną w dniach od poniedziałku do piątku. Niepotrzebnie. Pod koniec ubiegłego tygodnia pojawiła się jednak nowa data zakończenia tematu – Kulesza dał sobie czas do końca stycznia.

Prezes PZPN wychodzi z założenia, że niespełna dwa miesiące pracy w zupełności wystarczą nowemu selekcjonerowi na przygotowanie drużyny do baraży. Tymczasem już w zeszłym tygodniu czasu było mało, oczywiście prawdą jest, że trener będzie miał do dyspozycji zaledwie trzy treningi przed meczem z Rosją, więc prochu nie zdoła wymyślić – ale praca selekcjonera to przecież nie tylko treningi, to też przygotowanie planu na mecz, analizy (w tym przypadku nie tylko zespołu rosyjskiego, ale też szwedzkiego i czeskiego), kontakt z zawodnikami, w sytuacji zmiany za sterami drużyny narodowej także zbudowanie sztabu. Czy są to kwestie przesądzające o wyniku meczu w Moskwie? Nie są. Czy są to kwestie, które ograniczają szanse biało-czerwonych na awans? Są. Być może w nieprzesadnie dużym stopniu, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bezkrólewie w reprezentacji Polski działa na korzyść przeciwników. Zresztą zniecierpliwienie w prywatnych rozmowach zaczynają również wykazywać piłkarze.

Nie wszystkie ruchy prezesa PZPN są więc zrozumiałe. Z otoczenia szefa federacji zaczęły bowiem wypływać komunikaty, iż Kulesza chciałby dokonać autorskiego wyboru trenera, który kojarzony byłby wyłącznie z nim, a nie jak w przypadku Adama Nawałki – ze Zbigniewem Bońkiem. Pytanie więc, w jakim celu spotykał się z Nawałką. W jakim celu między federacją a prawnikami byłego selekcjonera doszło do negocjacji? Wręcz można spotkać się z informacją, że co do prawnych szczegółów osiągnięto porozumienie, a kwestią do rozstrzygnięcia pozostają zarobki Nawałki, które z kolei uzależnione są od długości trwania umowy.

Na łamach „PN” kilkukrotnie pisaliśmy, że Kulesza chciałby mieć zabezpieczenie na wypadek klęski w Moskwie, bo ewentualny marny rezultat w meczu z Rosją na dzień dobry obniżyłby notowania nowego trenera w oczach opinii publicznej. Portal Gol24 podał informację, iż gdyby kontrakt z Nawałką został zawarty tylko na kwartał, trener oczekiwałby wynagrodzenia na poziomie pensji Paulo Sousy – 75 tysięcy euro miesięcznie. Można to traktować jako cenę podyktowaną za bycie ratownikiem, bo skoro misja Nawałki miałaby się sprowadzić wyłącznie do posprzątania bałaganu po Sousie, a co dalej, to zobaczymy, dlaczego miałby pobierać niższe wynagrodzenie od portugalskiego sprawcy całego rozgardiaszu? W dodatku sprawa jest bardziej złożona, co bowiem w przypadku krótkoterminowej umowy począć z zaufanymi ludźmi ze sztabu Nawałki, którzy obecnie są zatrudnieni w klubach, a bez których szkoleniowiec nie wyobraża sobie pracy?

Włoskie wątki

To wszystko miało spowodować – i jeszcze fakt niemalże koronowania Nawałki przez media na nowego selekcjonera, a Kulesza nie zamierza podejmować decyzji pod niczyją presją – iż notowania Nawałki spadły. Szwajcarskie media podały informację, że w zeszłym tygodniu Marcel Koller odrzucił propozycję PZPN, mimo że kontrakt był już na stole. Polska wersja wydarzeń jest oczywiście inna i oczywiście bardziej korzystna dla federacji – do żadnych konkretnych ustaleń ze Szwajcarem nie doszło, choć temat rzeczywiście istniał. Kulesza jednak osobiście z Kollerem nie rozmawiał, sprawę pilotowali pośrednicy, a gdy okazało się, że zdrowotne problemy trenera nie pozwolą mu w najbliższym czasie na w pełni sprawne funkcjonowanie, Szwajcar wypisał się z wyścigu.

Bardziej realną jest więc kandydatura Andrija Szewczenki. Z kilku względów. Przede wszystkim Szewczenko porozumiewa się po rosyjsku, a i prezes PZPN nie ma problemów w komunikacji w tym języku, co ma znaczenie, ponieważ Kuleszy zależy, aby w trakcie współpracy pozostawać w stałym kontakcie z nowym selekcjonerem. To też trener, który w poprzednim roku doprowadził do ćwierćfinału ME reprezentację Ukrainy, zna zatem specyfikę pracy z reprezentacją i może pochwalić się na tym polu konkretnym osiągnięciem. Ze względu na znakomitą karierę piłkarską dla zawodników byłby autorytetem, nikomu nie trzeba byłoby Szewczenki przedstawiać, a ten aspekt odgrywał ważną rolę we współpracy kadrowiczów z Sousą.

Inna sprawa, że w ostatnim miejscu pracy, Genoi, nie poradził sobie, nie potrafił wyprowadzić zespołu z kryzysu. Trenerem włoskiego zespołu więc już nie jest, ale do minionej niedzieli nie pojawił się komunikat, że umowa Ukraińca została rozwiązana. Krótko mówiąc, nadal pobiera z włoskiego klubu wynagrodzenie i to niemałe, gdyż kontrakt ma gwarantować byłemu znakomitemu napastnikowi 2 miliony euro netto w skali roku. Umowa Szewczenki obowiązuje do połowy 2024 roku, czyli przeliczając na euro, Włosi powinni wypłacić szkoleniowcowi jeszcze około 5 milionów. Zatem z polskiego punktu widzenia istotną wydaje się kwestia: na jakich warunkach Szewczenko ewentualnie rozwiąże umowę z Genoą. I kiedy, bo federacja nie może czekać w nieskończoność.

Natychmiast nasuwa się rozwiązanie, że wystarczyłoby, aby Ukrainiec zrzekł się należności, przecież to również zadowoliłoby Genoę i otworzyłoby mu drogę do ewentualnego przejęcia reprezentacji Polski. Tyle że z 5 milionów euro łatwo rezygnuje się, gdy nie jest to twoje 5 milionów euro, zdaje się zatem, że i Szewczenko nie chce się z tą kasą rozstać. A przynajmniej z jej częścią, bo oczywistym jest, że Genoa zwalniając Ukraińca z kontraktu już teraz, nie wypłaci mu całej sumy. Jeśli do rozstania doszłoby na zadowalających dla Szewczenki warunkach, wcale niekoniecznie musiałby postawić polskiej federacji zaporowe warunki kontraktowe. Gdyby zaś negocjacje z Włochami nie przebiegły po myśli Ukraińca, wykluczyć nie można, że wyrównanie poniesionych finansowych strat starałby się przerzucić na PZPN. Zresztą można spotkać się z informacją, iż dla federacji pieniądze w tym przypadku nie są wcale największym problemem, nie jest bowiem trudno wyobrazić sobie, iż PZPN na terytorium naszego kraju mógłby dysponować częścią praw do wizerunku Szewczenki, a jego rozpoznawalność jest zdecydowanie większa niż Sousy – także ze względu na rosnącą liczbę mniejszości ukraińskiej w naszym kraju.

(…)

90 MINUT Z LUQUINHASEM. Wiem jak upadać


Trener Aleksandar Vuković postanowił zmienić kapitana Legii. Opaskę po Arturze Jędrzejczyku przejął niespodziewanie Luquinhas. Dla Brazylijczyka jest to nagroda i wyróżnienie za postawę po grudniowych zajściach.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Najpierw śmierć babci, później przejęcie opaski kapitańskiej w Legii – sporo się dzieje w twoim życiu w ostatnich dniach.
To prawda, to były słodko-gorzkie chwile – mówi Luquinhas. – Odeszła babcia, z którą byłem zżyty. W takiej chwili uświadamiasz sobie, że nigdy nie jesteś przygotowany na pożegnanie kogoś tak bliskiego. Rodzina zorganizowała pogrzeb, nie mogłem w nim uczestniczyć, byłem na obozie. Z drugiej strony przyszła zupełnie nieoczekiwana radość i duma, kiedy trener Vuković zaprosił mnie na spotkanie i poinformował o swojej decyzji. Byłem mocno zaskoczony, ponieważ nigdy nie wyobrażałem siebie w tej roli. Pewnie jestem zaprzeczeniem niektórych kapitanów, ale trener od razu wytłumaczył, że zasługuję na opaskę.

Vuković w ogóle pytał cię o zdanie?
Zaprosił mnie na rozmowę i zakomunikował, że chce mi powierzyć opaskę. Tłumaczył, że po wydarzeniach z grudnia zasłużyłem na to. Naprawdę byłem w szoku. Dla mnie kapitan to definicja cech przywódczych, bycia liderem w szatni, a ja jestem nieco inny. Tak mi się wydaje. Nie mówię po polsku czy po angielsku, ale trener uważa, że jestem przykładem dla całej szatni. To, jak koledzy zareagowali na wiadomość, było niesamowite. Wybuch radości, głośne okrzyki, gratulacje – coś pięknego. Nie jestem naturalnym kandydatem, a wszyscy się ucieszyli.

Jak zareagował Artur Jędrzejczyk?
Z wielkim uśmiechem. Żartował, ale powiedział mi, że bardzo się cieszy i da mi wsparcie. Muszę się od niego uczyć, więc od razu odpowiedziałem, że teraz to on musi mnie słuchać i szanować jako kapitana.

Trudno sobie wyobrazić, abyś z dnia na dzień stanął na środku szatni i wygłaszał mowę motywacyjną…
Trener powiedział, że bycie kapitanem wyraża się przez moją grę i postawę, więc mam się nie zmieniać, ale dawać przykład swoimi występami i formą. Usłyszałem, że najlepiej zareaguję na opaskę, jeśli pozostanę tym samym Luquinhasem, co zawsze. Sztab docenił moje podejście do życia, naturalność. Czuję, jak wielkie to wyróżnienie i odpowiedzialność, więc teraz chciałbym dać jeszcze więcej.

Jak wytłumaczyć to, co wydarzyło się jesienią?
Odpowiedzi jest wiele. Ilu piłkarzy, tyle odpowiedzi. Moje pierwsze dwa lata w Legii były spektakularne, a czegoś takiego jak w tym sezonie jeszcze nigdy nie przeżyłem. To jest gigantyczna nauka na przyszłość. Lekcja, jak łączyć grę na dwóch frontach. Nie mogliśmy uwierzyć, że tak dobrze idzie nam w Lidze Europy, a tak fatalnie w Ekstraklasie. Wyciągnę z tego bardzo wiele na przyszłość. Skupialiśmy się na tej sytuacji kilka miesięcy, szukając odpowiedzi, ale nie ma jednego dobrego wytłumaczenia.

O co więc walczy Legia w tym sezonie?
Naszym celem jest awans w tabeli oraz zwycięstwo w krajowym pucharze. Wiem, jakim klubem jest Legia i mogę powiedzieć, że do tego dążymy.

Miałeś wątpliwości, aby przylecieć w styczniu do Warszawy?
Będę szczery. Po tym, co się wydarzyło, powiedziałem sobie: Luqui, to się już nigdy więcej nie powtórzy, nie chcę już ani razu być w takiej sytuacji. Emocje były olbrzymie. Mam jednak taki charakter, że jestem wdzięczny i nie zapominam pewnych rzeczy. Kiedy zacząłem o tym myśleć, uświadomiłem sobie, ile Legia mi dała, jak wiele jej zawdzięczam i jak bardzo pozwoliła mi się rozwinąć. Uwielbiam ludzi, tych kibiców, pracowników klubu, których nawet jeśli nie rozumiem, to zawsze do mnie świetnie podchodzili. Chciałem wrócić do Warszawy, bo dobrze się czuję w tym mieście.

Widziałeś akcję kibiców na Twitterze, którzy wymyślili specjalny hashtag?
Tak, żona pokazała mi wiele wpisów. Dostaliśmy mnóstwo wiadomości z tym hasłem i próśb, abym został. To właśnie żona mi je tłumaczyła: Luqui wróć, Luqui kochamy cię, Luqui, to się więcej nie powtórzy. Takie sytuacje sprawiają, że jestem dumny i szczęśliwy.

(…)

RANKING EUROPEJSKICH REPREZENTACJI 2021. Ciekawy przypadek Azzurrich


Dawno nie zdarzyło się, by w roku finałów wielkiej imprezy prymat jej europejskiego triumfatora w naszym rankingu nie był niepodważalny. Ale Italia z wiosny oraz lata i z jesieni to były dwie całkiem różne drużyny.

LESZEK ORŁOWSKI

Przesunięcie Euro z 2020 na 2021 rok spowodowało, że kalendarz drużyn narodowych był bardzo bogaty. Finały ME, całe eliminacje MŚ, wreszcie finałowy turniej Ligi Narodów sprawiły, że dla uczestników wszystkich tych zmagań brakowało już terminów na mecze towarzyskie. I dobrze, oby jak najmniej takiego grania bez stawki, nikogo ono bowiem nie interesuje i mało czemu służy. Ważna uwaga: zliczając bilans zespołów, rozstrzygnięcia w rzutach karnych nie traktujemy ani jako zwycięstwa, ani jako porażki. Pozostaje, remisowy, wynik z gry.

1. Anglia (8) (15 zwycięstw-4 remisy-0 porażek, bilans bramkowy 53-5). Przegrała finał Euro po karnych. Można powiedzieć, że w odróżnieniu od Włoch nie doznała porażki w Lidze Narodów, bo nie zakwalifikowała się do turnieju finałowego. Ale za to, inaczej niż mistrz kontynentu, pewnie przeszła przez eliminacje MŚ, gubiąc punkty z Polską i Węgrami dopiero gdy miała awans w kieszeni. Jedyny, obok Francji, europejski zespół bez porażki w 2021 roku musi zająć pierwsze miejsce, zwłaszcza że strzelił najwięcej goli ze wszystkich i pokazał w przekroju całego roku futbol najwyższej jakości.

2. Włochy (3) (12-6-1, 38-7). Po Euro nie milkły zachwyty nad ofensywną gra Italii, choć przecież dwa ostatnie mecze wygrała po karnych wcale nie będąc lepszą, zwłaszcza od Hiszpanii w półfinale. Natomiast w eliminacjach mundialu ekipę Roberto Manciniego dopadła „remisica”: dwa razy Szwajcaria oraz Bułgaria i Irlandia Północna odbierały Włochom punkty, co skończyło się drugim miejscem i barażami z Portugalią. No więc jednak Azzurri nie zasłużyli ma pierwsze miejsce, zwłaszcza że przerżnęli też półfinał Ligi Narodów z Hiszpanią.

3. Dania (6) (13-1-4, 45-11). Rewelacyjna kampania w eliminacjach MŚ, rewelacyjne Euro, mimo że zaczęte od tak fatalnego zdarzenia jak zasłabnięcie Christiana Eriksena. Dania wyszła z grupy mimo dwóch porażek na początku, a potem dotarła do półfinału. Brakuje słów podziwu dla ekipy Kaspera Hjulmanda, która dopiero w ostatnim spotkaniu kwalifikacji mundialu pozwoliła sobie na chwilę słabości i porażkę ze Szkocją. Nikt bowiem w Europie nie grał tak radośnie, ofensywnie. Duński dynamit znów wybucha!

4. Francja (1) (10-6-0, 35-12). Rok bez porażki… Gdyby nie ta fatalna dekoncentracja w meczu ze Szwajcarią podczas Euro i przegrany konkurs rzutów karnych, trójkolorowi pewnie wygraliby turniej, bo właśnie się zaczynali rozkręcać. W każdym razie zwyciężyli w swojej grupie eliminacji MŚ, wygrali także Ligę Narodów. Niepotrzebne remisy z Bośnią, Ukrainą i Węgrami też jednak trochę psują obraz.

5. Hiszpania (5) (9-7-2, 33-14). Wyniki La Roji w 2021 roku zostały w kraju przyjęte z entuzjazmem. Po trzech klęskach na wielkich turniejach Hiszpania zdobyła przecież w końcu medal, a jesienią zagrała w finale Ligi Narodów. W dodatku w obu imprezach była bliska zwycięstwa: z Włochami na Euro przegrała półfinał karnymi, a z Francją w finale LN prowadziła. Luis Enrique zbudował zespół grający z werwą, nieprzewidywalny, zdolny zarówno do bardzo wysokich wzlotów, jak w meczu z Chorwacją na Euro czy z Włochami w Lidze Narodów, ale też do gry wyrachowanej, obliczonej na zdobycie prowadzenia i następnie utrzymanie go, jak w decydujących o bezpośrednim awansie na mundial starciach z Grecją i Szwecją. Porażka w pierwszym meczu z tą ostatnią drużyną była najboleśniejszą wpadką.

6. Szwajcaria (24) (10-6-1, 37-14). Duża liczba strzelonych goli jest wynikiem nie tylko towarzyskiego 7:0 z Liechtensteinem, ale też regularnych łomotów spuszczanych słabeuszom w grupie wygranych w ładnym stylu eliminacji MŚ. Jedyna porażka to 0:3 z Włochami podczas Euro, za które rewanżem były dwa, jak się okazało zwycięskie remisy w kwalifikacjach do mundialu. Murat Yakin jest może nawet lepszym selekcjonerem niż Vladimir Petković, choć ten zaliczył z zespołem wspaniałe Euro, zakończone odpadnięciem w karnych z Hiszpanią, po epickim wyeliminowaniu Francji.

7. Niemcy (9) (12-1-3, 50-13). Nie dość, że na Euro nie dali rady Francji i Anglii, to jeszcze w eliminacjach MŚ przegrali u siebie z Macedonią Północną. Końcówka kadencji Joachima Loewa nie była więc udana, Hansi Flick chyba pozbierał wszystko do kupy: Macedonię ograł w rewanżu 4:0!

(…)

17. Polska (15) (6-5-4, 37-20). Dobre, choć nie bezbłędne (niemądra porażka z Węgrami) eliminacje MŚ, za to fiasko na Euro, ale też niekompletne, bo udało się zremisować z Hiszpanią, co zakrawa na cud w każdych okolicznościach. Odszedł Paulo Sousa, i dobrze.

(…)

PIŁKA NOŻNA PRZYSZŁOŚCI. Metawersum futbolu


Można się z tego śmiać, można nie traktować zbyt poważnie, ale faktem jest, że Metaverse czeka tuż za rogiem. Czy tego chcemy czy nie. Zmiany z nim związane dotkną wszystkich aspektów naszego życia, w tym piłkę nożną.

GRZEGORZ GARBACIK

Kiedy pod koniec ubiegłego roku Marc Zuckerberg zaprezentował wizję przyszłości pod nazwą Metaverse, wielu było takich, którzy uznali to za kapiszon. No bo jak to? Całe nasze życie miałoby się nagle przenieść do świata wirtualnego? Obecny internet miałby zostać zastąpiony swego rodzaju projekcją rzeczywistości, w której każdy z nas mógłby zostać kim tylko chce?

TO SIĘ JUŻ DZIEJE

Założyciel Facebooka jasno zaznaczył, że droga do realizacji jego wizji jest jeszcze długa, ale choćbyśmy się zapierali rękami i nogami, nie ma od niej odwrotu.

– W metawersum będzie można robić wszystko na co tylko ma się ochotę. Wszystko, co można sobie wyobrazić, pracować, robić zakupy, rozwijać się czy konsumować rozrywkę. Nie trzeba będzie spoglądać w ekran żeby tego doświadczyć. Każdy z nas będzie się czuł jakby naprawdę był w tym wirtualnym świecie – powiedział.

Dzisiaj ta forsowana przez Zuckerberga wirtualna rzeczywistość większości z nas kojarzy się z wielkimi goglami, które trzeba zamocować na głowie. Dzięki nim oraz niezwykle wydajnym komputerom można zasmakować tego świata, jednak nie jest to rozwiązanie optymalne. Raz, że sprzęt umożliwiający taką zabawę jest wciąż dość drogi, a dwa, że to nadal nieporęczne urządzenia, których dłuższe używanie jest mało komfortowe. Ojciec założyciel Metaverse zdaje sobie z tego sprawę i wie, że potrzeba kilku lat na dopracowanie odpowiedniej technologii. Takiej, która będzie tania i szeroko dostępna. – Zamierzamy zainwestować w ten projekt miliardy dolarów i zachęcić do niego miliardy ludzi. Realizacja naszej wizji może zająć pięć czy dziesięć lat, ale wierzę, że do tego właśnie jesteśmy stworzeni. Chcemy by dzięki technologii nasze życie było lepsze – dodał Zuckerberg.

Można się z tym oczywiście nie zgadzać i tupnąć nogą na złość krwiożerczym korporacjom. Można też już dziś zacząć przygotowania do czającej się za rogiem transformacji. Szczególną uwagę muszą na to zwrócić wielkie przedsiębiorstwa i globalne korporacje – ci wszyscy, którzy oferują wszelkiej maści rozrywkę. I tak dochodzimy do futbolu, dla którego może to być szansa na zupełnie nowe otwarcie.

NA RATUNEK

Ktoś mógłby zapytać, po co nam jakiekolwiek nowe otwarcie? Nie jest żadną tajemnicą, że chociaż piłka nożna jest wciąż najpopularniejszym sportem na ziemi, to wcale nie oznacza, że nie boryka się ze swoimi problemami. Dość dobitnie obnażyła je pandemia, kiedy stadiony świeciły pustkami, a kluby po latach finansowego rozpasania musiały zaciągać pasa. Tym, co miało pomóc wyjść z tej sytuacji, było powołanie do życia Superligi. Pomysł finalnie upadł – przynajmniej na jakiś czas – ale zdaniem prezesa Realu Madryt, Florentino Pereza, zmiany są konieczne.

– Młodzi ludzie w wieku od 14 do 24 lat odwracają się od piłki nożnej, ponieważ są nią znudzeni. Wolą inne formy rozrywki i spędzania wolnego czasu – zdradził w głośnej rozmowie z dziennikiem „AS”. – Na świecie mamy cztery miliardy ludzi, którzy interesują się futbolem. Takiego kapitału nie można zmarnować – dodał.

Perez czuje pismo nosem i wie, że dzisiaj nie ma potrzeby inwestowania w widza pewnego, który przyjdzie na stadion bez względu na formę zespołu czy warunki atmosferyczne. W widza, który co sezon kupuje nową koszulkę swojego ukochanego klubu i opłaca platformy umożliwiające mu oglądanie jego spotkań z pozycji kanapy we własnym salonie. Tu walka toczy się o rząd dusz młodych. Tych, którzy wchodzą w wiek, w którym zaraża się futbolowym bakcylem, tych, którzy dopiero tego doświadczą, a także tych, którzy już znajdują się w grupie docelowej, ale piłka nie jest dla nich na tyle atrakcyjna, by płacić za nią swoją najcenniejszą walutą, a więc czasem.

(…)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024