Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN
Wtorek, 27 lipca, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Co znajdziecie w tym tygodniu? Oto krótkie fragmenty czterech tekstów.
90 MINUT Z MICHAŁEM HELIKIEM. Czuję rytm
– Gra w Anglii była moim małym marzeniem, odwiedzałem brytyjskie stadiony, występując jeszcze w Polsce. Że tu przyjechałem grać w piłkę, to jedno, ale zaistnieć tu – to drugie. Pierwszy sezon miałem fajny, przeszedł jednak do historii – mówi Michał Helik, reprezentant Polski i najlepszy zdaniem kibiców Barnsley FC zawodnik zespołu w poprzednich rozgrywkach.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Przygotowania do kolejnego sezonu rozpocząłem w trybie indywidualnym, w związku z udziałem w finałach mistrzostw Europy otrzymałem kilka dni wolnego więcej niż reszta drużyny. Teoretycznie mogłem spędzić na urlopie trzy tygodnie, wróciłem do zajęć jednak kilka dni wcześniej, żeby szybciej wejść w trening z całym zespołem. Championship startuje 7 sierpnia, muszę być w pełni przygotowany.
Gdzie spędziłeś urlop?
Cztery dni byliśmy w Grecji, resztę czasu w Polsce. Od momentu wyjazdu do Anglii właściwie nie widziałem się z rodziną. Co prawda byłem w kraju w trakcie marcowego zgrupowania reprezentacji, rodzice odwiedzili mnie też podczas przygotowań do mistrzostw Europy w Opalenicy, niemniej to był czas poświęcony przede wszystkim pracy. Poprzedni sezon to dla mnie zmiana klubu, kraju, w gruncie rzeczy całego dotychczasowego życia. Brakowało mi normalności, pandemia swoje do tego dołożyła. Właściwie byłem odcięty od świata, szczęście, że do Anglii przeprowadziłem się z narzeczoną. Inna sprawa, że w Barnsley trafiłem na świetną atmosferę w szatni, więc z aklimatyzacją w nowym miejscu pracy nie miałem żadnego problemu.
Jak wyglądała codzienność piłkarza Championship podczas pandemicznego sezonu?
Był czas, gdy przed treningiem przebieraliśmy się w dużej hali – za szatnię służyło sztuczne boisko, na którym porozstawiano krzesła w ściśle określonych odległościach od siebie, aby zachować dystans między zawodnikami. Stroje treningowe zabieraliśmy do domów i praliśmy we własnym zakresie. Co trzy, cztery dni przechodziliśmy testy na obecność w organizmach COVID-19. Zdarzało się, że na mecze jeździliśmy dwoma autokarami. Utrudnień było zatem sporo, ale było warto przez nie przejść, bo mnie koronawirus ominął. A że na zgrupowaniu reprezentacji Polski przed Euro zostałem zaszczepiony, mam nadzieję, iż tak już pozostanie. Mimo przyjęcia szczepionki, po powrocie na Wyspy Brytyjskie trafiłem na pięciodniową kwarantannę – z tym że byłem na mistrzostwach Europy, więc angielska federacja piłkarska wyposażyła mnie w list, na mocy którego mogłem przemieszczać się między domem a ośrodkiem treningowym Barnsley.
Odbyłeś już rozmowę z nowym trenerem Markusem Schoppem?
Poprzedni szkoleniowiec, Valerien Ismael, po udanym sezonie przeniósł się do West Bromwich Albion, natomiast pierwszy kontakt z Markusem Schoppem miałem jeszcze w trakcie urlopu. Trener zadzwonił do mnie, porozmawialiśmy, opowiedział mi o pomyśle na grę zespołu, ustaliliśmy kilka kwestii organizacyjnych. Po powrocie do Anglii spotkaliśmy się osobiście, szkoleniowiec dał mi odczuć, że na mnie liczy. Mamy młodą ekipę, we wrześniu skończę 26 lat, a jestem trzecim czy czwartym najstarszym zawodnikiem w Barnsley. Bardzo dobrze gra mi się z Madsem Andersenem w środku obrony, świetny zawodnik i gość. Przez kilka miesięcy był również z nami Daryl Dike, niedawno wrócił do MLS, do Orlando. Pod względem fizycznym – potwór. Piłkarz o olbrzymich gabarytach, a przy tym niesamowicie szybki, co często nie idzie w parze. Mądrze porusza się po boisku, dzięki czemu znajduje się w sytuacjach podbramkowych, cechuje go również dobry timing. W pół sezonu zdobył 10 bramek, nie wykonując rzutów karnych. Świetny wynik! A poza boiskiem ma fajny amerykański luz. Choćbym nie wiem, jak się starał, nie widzę w nim żadnych wad, to o czymś świadczy. Ma papiery na duże granie. Krótko mówiąc – w szatni nie mieliśmy i nie mamy zawodników, którzy ciągną zespół w dół. Każdy z nas jest głodny rozwoju, nie zamierzamy być drużyną grającą o utrzymanie, chcemy więcej.
Swoją drogą dlaczego Barnsley zatrudnia w ostatnim czasie szkoleniowców związanych z Austrią?
Prawdopodobnie dlatego, że to przynosi efekty. Trener Ismael pracował w Austrii, podobnie Markus Schopp, a jeszcze wcześniej Gerhard Struber, który z Barnsley w trakcie poprzedniego sezonu przeniósł się do New York Red Bulls. Wszyscy ci szkoleniowcy preferują grę intensywną, wysokim, agresywnym pressingiem – w zeszłym sezonie to był nasz znak rozpoznawczy. Taki jest pomysł klubu na postawę zespołu na boisku, więc zatrudniani są trenerzy, którzy preferują odpowiedni styl.
Intensywność gry – to największa różnica między drugą ligą angielską a Ekstraklasą?
Gra jest szybsza, wynika to z indywidualnych umiejętności poszczególnych zawodników – w operowaniu piłką, w tempie podejmowania decyzji. Można to odczuć, co nie znaczy, że zamierzam wyśmiewać polską ligę. Przeciwnie, Ekstraklasa to trudne rozgrywki, kilku zawodników z porządnym CV nie poradziło sobie u nas. Szanujmy naszą ligę. W Anglii zostałem rzucony na głęboką wodę, kilka dni po transferze zadebiutowałem. Nie miałem czasu na przestawianie się na większą intensywność gry, na zastanawianie się nad tym, musiałem być gotowy tu i teraz. Nie utonąłem, bo ciężko pracowałem w Polsce, aby poradzić sobie w zagranicznym klubie. O ile jednak w Championship natłok spotkań jest bardzo duży, o tyle w poprzednim sezonie w związku z pandemią był ogromny – miałem moment, gdy czułem, że organizm potrzebuje odpoczynku. Przeszedłem przez to, także dzięki pomocy otaczających mnie osób.
(…)
CZY LIVERPOOL MOŻE SIĘ ODRODZIĆ? Ostatnia szarża?
W teorii Juergen Klopp nie musi szukać nowych bodźców, by zmotywować zespół przed najbliższym sezonem. W poprzednich rozgrywkach broniący mistrzostwa Anglii Liverpool stracił do Manchesteru City aż 27 punktów, a goli strzelił tyle samo co Leicester City. Jednak czas rehabilitacji wcale nie musi należeć do najłatwiejszych.
MICHAŁ ZACHODNY
To piękne obrazki: Virgil van Dijk w treningu, Joe Gomez również biegający za piłką, obaj nareszcie zdrowi w kadrze zespołu, wraz z tymi najmłodszymi, którzy uczestniczą w zgrupowaniu pod Salzburgiem. – Dobrzy ludzie tworzą lepszy zespół – mówił Pep Lijnders, asystent Kloppa. I opowiadał o wyprawach nad jezioro, spacerach w ciągu kolejnych tygodni spędzanych w Austrii. Kolejnych długich tygodni, bo zamieszanie pod szyldem Liverpool przeniosło się do kontynentalnej Europy na prawie cały miesiąc, by odbudować to, czego zabrakło w poprzednim sezonie.
Gatunek na wymarciu
Wtedy nastąpiło tąpnięcie – do przedłużenia kontraktu z Jordanem Hendersonem jest dalej niż bliżej. Mowa przecież o kapitanie kapitanów w całej Premier League, jednym z kilku zaledwie zawodników w historii Liverpoolu, który na najwyższym poziomie w Anglii rozegrał w tym klubie dziesięć sezonów z rzędu. Takich liderów się nie kupuje, oni tworzą się sami: wrastają w klub, chłoną z tradycji i otoczenia, wyznaczają i dbają o standardy. Kapitanowie o klasie Hendersona to gatunek na wymarciu. Niektórzy mówią o starej szkole, ale przecież ten reprezentant Anglii jest też człowiekiem myślącym o przyszłości – ze zdolnością do wpływania na nowe pokolenie.
O Hendersonie na razie Klopp nie zamierzał się wypowiadać, bo przecież tematu tak naprawdę nie ma – 31-latek ma jeszcze ważną umowę przez dwa lata. Kluby angielskie wcale nie tak chętnie podchodzą do przedłużania umów zawodników w tym wieku. Liderzy Liverpoolu się starzeją. James Milner to rocznik 1986, Mohamed Salah na koniec najbliższego sezonu przekroczy trzydziestkę, zresztą podobnie jak Sadio Mane, a Van Dijk jest jeszcze starszy. To może być rok ostatniego skoku tej drużyny po mistrzostwo Anglii.
Gdy Liverpool miał najlepszy moment, łapał rozmach, któremu nikt nie mógł się równać. Dwa finały Ligi Mistrzów z rzędu, 196 punktów zdobytych przez dwa sezony, mistrzostwo Anglii odzyskane po trzech dekadach, z aż czterema zawodnikami, którzy byli w czołowej dziesiątce klasyfikacji asyst, dwóch królów strzelców, bramkarzem, który zachował 21 czystych kont. Tamten Liverpool, zwłaszcza sprzed pandemii, był maszyną, która nie patrzyła na rywala. Czerwona fala połykała kolejne przeszkody z intensywnością i finezją.
Stąd takim zdziwieniem był miniony rok cierpienia, braku polotu i bez konkretu. Może jednak przyszedł czas, by i zespół mozolnie budowany przez Kloppa też powiedział coś samemu menedżerowi, a nie tylko krzyczał do całego świata o swojej wielkości. Problemów było bez liku, od formy na własnym stadionie, przez niemoc Roberto Firmino, kontuzję Van Dijka, ciągłe zmiany w środku pola, niedopasowanie się Thiago Alcantary… Ostatecznie zajęcie trzeciego miejsca to również było zdarzenie wbrew wszystkiemu, co się na Anfield działo – również w takich kategoriach można było odebrać gola Alissona, który dał ważne zwycięstwo z Burnley na finiszu ligi. Zupełnie jakby nic tam nie działo się w zgodzie z logiką, jaką narzuciła we wcześniejszych latach ekipa Kloppa.
Przypomnienie tej czerwonej siły musi sprawiać kibicom Liverpoolu ból: bo nie było to tak dawno temu, bo ci zawodnicy wciąż są w klubie, bo w jakość większości z nich nikt nie wątpi. Jednak w futbolu czas nie stoi w miejscu i zespół sam musi dążyć do przemiany. Według doniesień The Athletic następny rok ma być tym, w którym Liverpool odnowi skład. Tym bardziej można się teraz spodziewać ostatniej szarży pierwszej mistrzowskiej ekipy Kloppa.
Czytając dzienniki Lijndersa ze zgrupowania w Austrii – Liverpool udostępnia jego wrażenia, które są pełne detali o procesie treningowym, a także relacjach w drużynie – można przekonać się, że Klopp i jego sztab zarządzili właśnie powrót do źródeł. – Nasza mentalność to gra piłką. Gdy jej nie mamy, musimy jak najszybciej ją odzyskać. A mając ją, możemy atakować, bo atak jest najlepszą formą obrony – tłumaczy Holender. – Weźmy na przykład małe gry: gdy tracisz piłkę i musisz wykonać dwudziestometrowy sprint, by ją odebrać, koncentracja wchodzi na poziom, którego nie osiągniesz w zwykłej grze w dziadka. To ćwiczenie też dużo daje, bo grając słabo, ciągle wchodzisz do środka, musisz więcej bronić… Jednak w naszych grach robisz nie krótkie przyspieszenia, ale musisz biec kilkadziesiąt metrów.
Lijnders tłumaczy, że chodzi o podkreślenie znaczenia pracy defensywnej. W skrócie: przypomnienie o standardach, które tak podupadły w poprzednim sezonie. Bez pewności Van Dijka w tyłach to nie był ten sam Liverpool, ale też brak spójności wynikał z bardzo zmanierowanego podejścia do pressingu całej linii ataku. Statystyki Mane, Firmino i Salaha w doskoku do przeciwnika spadły ledwie o kilka procent, ale to była jedna z kluczowych wartości w minionym sezonie. – A my jesteśmy przecież „krótkim zespołem”, jak to mawiał Arrigo Sacchi, chcącym decydować o tym, jak krótkie jest boisko – mówił asystent Kloppa. – Spędziliśmy bardzo dużo czasu nad tym, by nauczyć linię obrony przesuwania się do przodu, koordynowania ruchów z atakiem, wspierania w pressingu napastników. Różnica między dobrym i słabym zespołem to czasem tylko pięć metrów. Dla nas w Liverpoolu to tych pięć metrów razy kilka, ale zawsze do przodu.
(…)
KARUZELA TRENERSKA W BUNDESLIDZE. Zmiany ofensywne
Prawie połowa drużyn Bundesligi przystąpi do sezonu z nowymi szkoleniowcami. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by jednocześnie trenerów zmieniło aż siedem z ośmiu najlepszych drużyn poprzednich rozgrywek.
MACIEJ IWANOW
Karuzela trenerska w Bundeslidze kręciła się szybko, ale nie wszyscy byli z takiego obrotu sprawy zadowoleni. Markus Babbel udzielił dość głośnego wywiadu w szwajcarskim „Blicku”, gdzie zżymał się na sposób, w jaki zmiany były przeprowadzane: – Bundesliga musi uważać, by nie stracić wiarygodności. Adi Huetter usiadł w studiu telewizyjnym i powiedział, że zostaje we Frankfurcie, a pięć tygodni później oświadczył, że odchodzi, bo sytuacja znacząco się zmieniła. Jaka sytuacja? Wiedział, że dyrektor sportowy przestanie pracować w klubue. Dla mnie ludzie tylko kłamią i udają. (…) Hansi Flick też majstrował. Zawsze uważałem jego wywiady za świetne, nagle zaczęły pojawiać się oświadczenia bez ładu i składu.
Sytuacja była wyjątkowa, bo nim skończył się sezon, było wiadome, że cała czołówka będzie miała nowych trenerów. I miało to wpływ na wyniki. Odkąd Marco Rose ogłosił, że odchodzi do Borussii Dortmund, Borussia Moenchengladbach praktycznie przestała grać w piłkę. Podobny przykład mieliśmy we Frankfurcie, gdzie fenomenalnie grający Eintracht przegrał awans do Ligi Mistrzów, a piłkarze wprost twierdzili, że to w związku z decyzją Huettera. Nic to – nowy układ trenerów, nowe rozdanie. Walka o mistrzostwo Niemiec może nabrać rumieńców.
Julian Nagelsmann trafił w końcu na szczyt Bundesligi, a teraz wszyscy mówią: sprawdzam! Młody trener ma wszystko do wygrania, ale i sporo do przegrania. Pomijając fakt, że środowisko w Monachium jest wyjątkowo trudne dla szkoleniowców, w przypadku niepowodzenia może ucierpieć jego mit trenerskiego wybrańca. W Bayernie będzie mierzył się z wieloma problemami. Presja to jedno, bo wyniki (które mają być tu i teraz) mają iść w parze z efektowną grą. Bardzo mizerna ławka rezerwowych to drugie – Nagelsmann nie będzie miał wielkiego komfortu rotowania składem, bowiem na kolejne transfery się nie zanosi. Trener został rzucony na głęboką wodę, czasu na aklimatyzację mieć nie będzie, a stado głodnych rekinów dość szybko może wyczuć krew i dawno nie widzianą w lidze szansę. Nie dokona żadnej rewolucji, co już oznajmił piłkarzom. Nie ma potrzeby wywracać wszystkiego do góry nogami. Wystarczy reorganizacja i stopniowy rozwój swoich pomysłów. Przede wszystkim wszyscy będą grać na optymalnych pozycjach, czwórką w obronie, a Joshua Kimmich będzie centralną postacią w środku pola wespół z Leonem Goretzką. Nie ma planów, by wysyłać Gnabry’ego na wahadło. Z pewnością jednak szkoleniowiec będzie musiał być nad wyraz kreatywny, bo Bayern problemy z kontuzjami ma nie od dziś. Można zakładać, że szanse otrzymają talenty z klubowej akademii.
Stado rekinów
Pierwszym klubem, który może realnie postawić się Bayernowi jest RB Lipsk. Jesse Marsch, który zastąpił Nagelsmanna, może zacierać ręce. Ma znakomity skład z Andre Silvą i Dominikiem Szoboszlaiem na czele. Lipsk zna doskonale, bo był już tu asystentem. Chce grać ofensywnie, na pełnym, ekstremalnym pressingu i poza Bayernem jego zespół ma ku temu największe predyspozycje. Jego dewizą jest „lepiej 4:3 niż 1:0″. Przypomina Juergena Kloppa, zresztą się na nim wzoruje. Czerpie garściami pomysły z innych dyscyplin sportu i wychodzi z założenia, że najważniejsze jest doświadczenie. Dla Amerykanina na piłkarza składa się 30 procent umiejętności i aż 70 procent charakteru i usposobienia. Często wraca do historii Kobego Bryanta, który z aroganckiego młodziaka stał się liderem uwielbianym przez wszystkich. Jest wyznawcą filozofii, że prawdopodobieństwo zdobycia bramki w ciągu dziesięciu sekund od przejęcia piłki jest bardzo wysokie. – Strata piłki może być dobra, bo można o nią znowu walczyć – mówi.
Oczekiwania wobec Marco Rose w Borussii Dortmund są bardzo duże. Wszak zastępuje ulubieńca kibiców – Edina Terzicia, który nieoczekiwanie zdobył Puchar Niemiec. Mimo odejścia Jadona Sancho, BVB ma grać dalej bardzo ofensywną piłkę. Jednocześnie największym wyzwaniem jest poprawa defensywy. Aż 46 straconych bramek w poprzednim sezonie jest niedopuszczalne. Problemem jest, że obrońcy albo leczą urazy (zwłaszcza Hummels), albo wrócą z urlopów na ostatnią chwilę i Rose będzie miał bardzo mało czasu, by wypracować jakiekolwiek automatyzmy. Opcja z przesunięciem Emre Cana na środek obrony nie brzmi ekscytująco. Kluczem jest też casus Haalanda, gdyż Borussia ciągle kuszona jest gigantycznymi pieniędzmi. Na razie działacze z Dortmundu są nieugięci. Na razie. W planach Rose Norweg razem z Marco Reusem i Matsem Hummelsem ma stanowić rdzeń drużyny. Bez najlepszego strzelca Borussia wypisze się z pogoni za mistrzostwem praktycznie już na starcie.
Huetter nie odchodził z Eintrachtu Frankfurt w dobrej atmosferze. Nie ukrywano, że ponosi sporą część odpowiedzialności za brak awansu do upragnionej Ligi Mistrzów. Jak na ironię w Moenchengladbach ma zastąpić człowieka, który rozstał się z BMG w podobnym stylu. Huetter przekonał szybko do siebie piłkarzy. Jego filozofia, by grać szybko i agresywnie do przodu, wcześnie zdobywać piłkę i szukać najkrótszej drogi do celu wydaje się im pasować.
(…)
STARTUJE I LIGA. Nastanie światłość
W nadchodzącym sezonie Fortuna I ligi nie zabraknie drużyn o bogatych tradycjach i dużych aspiracjach. Na palcach jednej ręki można policzyć te kluby, które nigdy nie zaznały gry w Ekstraklasie. A jeśli ktoś raz poznał smak ambrozji, nie chce się z nim na długo rozstawać.
KAMIL SULEJ
W I lidze wprowadzonych zostanie kilka nowości (między innymi możliwość wystawienia dwóch graczy spoza Unii Europejskiej w jedenastce), jednak najbardziej radykalną będzie system VAR Light.
– Wprowadzenie technologii VAR Light stanowi kolejny krok w kierunku profesjonalizacji rozgrywek Fortuna I ligi. Bardzo cieszymy się, że Polski Związek Piłki Nożnej podjął decyzję o wdrożeniu tego rozwiązania już od sezonu 2021-22. Zakładamy, że pierwsze kolejki będą rozgrywane z częściowym wykorzystaniem mobilnych wozów VAR. Równocześnie do tego będą prowadzone prace nad wdrożeniem instalacji VAR Light, na poszczególnych obiektach, w formie stacjonarnej. Na każdym obiekcie musi zostać przeprowadzona wizja lokalna mająca na celu weryfikację możliwości produkcji sygnału telewizyjnego i instalacji systemu do wideoweryfikacji. Liczymy, że już w okolicach września będzie możliwa instalacja systemu na wszystkich obiektach klubowych – mówił Marcin Janicki, prezes Pierwszej Ligi Piłkarskiej.
TRENERSKIE ROSZADY
W ostatnich latach zdarzały się sędziowskie, mniejsze lub większe, wpadki – jak w każdej lidze i na każdym poziomie – ale VAR powoli zaznaczał swoje miejsce. W decydujących meczach barażowych był już obecny.
– Czasy, w których zakładaliśmy, że ktoś popełnia błąd celowo minęły bezpowrotnie. Trenerzy czy piłkarze mają prawo do słabszego dnia, takie dni mogą też zdarzyć się sędziom. VAR to świetny pomysł, ponieważ ułatwia pracę arbitrom. W większej mierze zawodnicy mogą skupić się na tym, aby sami jak najlepiej wykonywali swoje zadania, a sędziowanie zostawili arbitrom – twierdzi Tomasz Tułacz, trener Puszczy Niepołomice. Tułacz przed startem sezonu parafował nowy trzyletni kontrakt z Puszczą. W małopolskim klubie spędził już sześć lat, co czyni go najdłużej pracującym szkoleniowcem na szczeblu centralnym.
Żubry postawiły na stabilizację i nie żałują. W innych klubach tak spokojnie nie jest. Aż siedem drużyn rozpocznie sezon z nowymi trenerami. Większość z nich będzie musiało nauczyć się I ligi, bowiem nigdy wcześniej nie pracowali na tym poziomie. Spośród nowo zatrudnionych doświadczenie na tym szczeblu mają tylko Adrian Stawski (Stomil Olsztyn) i Jacek Trzeciak (GKS Jastrzębie). Jak własną kieszeń ligę zna za to Wojciech Łobodziński, który dopiero raczkuje w zawodzie trenera, jednak jako piłkarz przeżył wiele – zarówno na najwyższym poziomie, jak i w I lidze.
Opcja zagraniczna nie jest przesadnie popularna wśród I-ligowych prezesów – przynajmniej jeżeli chodzi o trenerów. Za sterami Chrobrego Głogów od ponad dwóch lat zasiada Ivan Djurdjević, w nowym sezonie nie będzie jednak rodzynkiem, bowiem ŁKS poprowadzi Kibu Vicuna. O obu obcokrajowcach można jednak powiedzieć, że są „nasi”, ponieważ proces ich polonizacji trwa od wielu lat.
ZWARIOWANY RYNEK
Transferowe lato w Ekstraklasie stało pod znakiem powrotów. W I lidze było nieco inaczej, choć należy wspomnieć, że ponownie w Polsce będą grać Costa Nhamoinesu (Podbeskidzie Bielsko-Biała) oraz Abdul Aziz Tetteh (Widzew Łódź). Ogólnie kluby z zaplecza ekstraklasy szukały potencjalnych wzmocnień gdzie się da i po raz kolejny działacze I-ligowców przekonali się, że często piłkarz zagraniczny jest tańszy od polskiego.
– Latem przebudowywaliśmy zespół. Wykonana praca dała nam jednoznaczny obraz – apanaże polskich zawodników poszły niesamowicie w górę. Krótko mówiąc, rynek zwariował. I to nie jest tylko moja opinia. W tym roku sięgnęliśmy po obcokrajowców w stopniu, w jakim nigdy wcześniej nie sięgaliśmy. Nie mamy jednak wyjścia. Wszystkie pochodne są zwariowane. To idzie w złym kierunku – mówi opiekun Puszczy.
(…)
CAŁE TEKSTY ZNAJDUJĄ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (30/2021)