Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Wtorek, 8 lutego, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Co dla Was przygotowaliśmy?



SPECJALNIE DLA NAS: PREZES PZPN, CEZARY KULESZA. Trudne przetarcie mamy za sobą


Ponad trzydziestu dni potrzebował Cezary Kulesza na zatrudnienie nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Ostatecznie postawił na Czesława Michniewicza i już od pierwszych minut współpracy ze szkoleniowcem atmosfera wokół biało-czerwonych zrobiła się bardzo gęsta.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Poniedziałkowa konferencja była najtrudniejszą w pana życiu? Było widać, że odczuwał pan spore ciśnienie, głos panu drżał…
Powiedziałem tuż przed wyborem na prezesa, że nigdy nie byłem i nie będę wielkim mówcą – mówi Kulesza. – Szef PZPN nie musi błyszczeć w mediach. Jestem otwarty na dziennikarzy i kibiców, przekazuję informacje o podjętych decyzjach, udzielam wywiadów, natomiast gwiazdą mediów nigdy nie będę i nie chcę być. Widziałem opinie, że wizerunkowo podczas konferencji mogłem wypaść lepiej. Pewnie tak jest. Jednak ja nie jestem niewolnikiem wizerunku. Przez lata zarówno w biznesie, jak i w Jagiellonii skupiałem się na swojej robocie. Jako prezes PZPN też mam przede wszystkim podejmować konkretne i dobre decyzje, a nie błyszczeć przed kamerami.

Można było zakładać, że będą spore emocje. Przygotowywał się pan jakoś specjalnie do konfrontacji z niektórymi dziennikarzami?
Na konferencji atmosfera była bardzo gorąca, starałem się tonować nastroje. Musimy podchodzić do kwestii przeszłości Czesława Michniewicza opierając się na faktach, a nie na domysłach, opiniach czy sympatii – lub jej braku – do trenera. Ja opieram się na faktach. A trener Michniewicz w ich świetle jest niewinnym człowiekiem, nigdy nie został skazany, nie miał nawet postawionych zarzutów. Pracuję w futbolu bardzo długo i wiem, że kluczowe dla oceny trenera Michniewicza będą wyniki reprezentacji. Kropka.

Nie bał się pan postawić na Czesława Michniewicza? Było do przewidzenia, że ten wybór będzie bardziej kontrowersyjny niż chociażby ewentualna nominacja Adama Nawałki.
Przez ostatni miesiąc przeanalizowałem dokładnie różne kandydatury i uważam, że w momencie, w jakim się znaleźliśmy, jest to najbardziej racjonalny wybór. Trener Michniewicz wniesie do reprezentacji bogate doświadczenie oraz umiejętności, które niejednokrotnie pokazał, pracując zarówno w reprezentacji U-21, jak i ostatnio z Legią, którą wprowadził do fazy grupowej Ligi Europy po kilku latach przerwy.

Rosjanie podali już na początku roku, że Michniewicz będzie selekcjonerem. Przypadek? Czy rozmowy z trenerem były już podjęte wcześniej niż dwa tygodnie temu?
Przypadek. Widać, że go znają i mają za dobrego trenera. Nazwisko Michniewicz miałem w głowie od samego początku, podobnie jak kilka innych. W międzyczasie doszło do niezobowiązujących kontaktów, ale trener już zaczął analizować grę Rosjan, co zresztą sam przyznał po nominacji. Natomiast ostatecznego wyboru dokonałem w ostatnim tygodniu, kilka dni przed prezentacją. Następnie doszło do ustalenia wszystkich szczegółów i podpisania kontraktu.

Dlaczego to wszystko trwało tak długo, skoro wybór padł na Michniewicza, z którym można było się dogadać chyba wcześniej?
Dostaliśmy wiele zgłoszeń z całego świata. Trzeba było je przeanalizować. Potrzebowałem też czasu, by porozmawiać z kilkoma kandydatami, poznać ich plan na baraże oraz dalszy rozwój kadry. Do tego jako PZPN musieliśmy być odpowiednio zabezpieczeni, jeśli chodzi o zapisy kontraktowe. To wszystko trwało, natomiast oddzieliłem emocje od analizy. Nie chciałem by to pośpiech był głównym doradcą przy wyborze selekcjonera. Na końcu trener Michniewicz ma czas, by w stu procentach przygotować zespół na starcie z Rosją – spotkać się z zawodnikami, pojechać na obserwacje.

Czym i kiedy przekonał pana Michniewicz? Co lepiej przygotował niż chociażby Nawałka?
O moim wyborze zdecydowały wyłącznie kwestie sportowe. Cenię Adama Nawałkę, nie ukrywam, że rozmawialiśmy i poważnie rozważałem jego zatrudnienie, natomiast ostatecznie postawiłem na innego szkoleniowca. To normalne w piłce. Czesław Michniewicz był znakomicie przygotowany merytorycznie, do tego ma doskonale rozpracowanych Rosjan, na bieżąco śledzi tę ligę. Widać u niego ogromne zaangażowanie, pomysł i głód sukcesu.

Dzwonił pan do prokuratury we Wrocławiu, aby się upewnić w sprawie przeszłości trenera?
Nie, robił to już mój poprzednik, Zbigniew Boniek, zatrudniając trenera Michniewicza jako selekcjonera reprezentacji młodzieżowej. Od tego czasu z pewnością nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o tę kwestię.

Którym wyborem na pana liście był Michniewicz pod koniec 2021 roku?
Miałem listę kilku poważnych kandydatów zarówno z Polski, jak i z zagranicy, ale nie była to tego typu klasyfikacja. Po rozmowach i ustaleniu warunków, przemyślałem swój wybór, wszystkie za i przeciw i postawiłem na Czesława Michniewicza.

(…)

TRENER ROKU – MAREK PAPSZUN. Karmię się presją


Drugi raz z rzędu został uznany Trenerem Roku przez redakcję tygodnika „Piłka Nożna”. Nie urodził się jednak po to, by być drugim. Chce być pierwszym szkoleniowcem w Polsce i ma pomysł, jak do tego celu dotrzeć.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Drugi raz z rzędu został pan Trenerem Roku – który tytuł smakuje bardziej?
Obie nagrody traktuję jako wielkie wyróżnienie – mówi Marek Papszun. – Bardziej kompletne jest jednak to drugie, gdyż ten tytuł nie należy tylko do mnie. W 2021 roku Raków zdobył najwięcej punktów ze wszystkich drużyn Ekstraklasy, sięgnęliśmy po Puchar i Superpuchar Polski, więc wyróżnienia, Raków został również Drużyną Roku, są doskonałą puentą najlepszego roku w stuletniej historii klubu.

Jest jeszcze jedna kwestia – wygranie plebiscytu drugi raz z rzędu jest dowodem na to, że pierwsza nagroda nie była przypadkowa.
Po pierwszych sukcesach z Rakowem wielu ekspertów przekonywało, że dla naszego klubu wkrótce z pewnością przyjdą trudne czasy, że nie powinniśmy się zachłystywać, że Papszun to ciekawe nazwisko na rynku trenerskim, ale zaraz może zniknąć, że jeszcze niczego nie dokonał. Udowodniliśmy, iż wcale tak nie musi być. Drugi tytuł Trenera Roku jest więc dla mnie uwiarygodnieniem całej mojej trenerskiej drogi.

Pana droga jest powszechnie znana – łączenie kilku etatów, później decyzja o postawieniu wyłącznie na pracę szkoleniową – natomiast czy był taki moment, w którym zrozumiał pan, że będzie pan w stanie utrzymać rodzinę z jej wykonywania?
Czułem to zdecydowanie wcześniej, miałem wewnętrzne przekonanie, że mogę być trenerem. Nie wiedziałem tylko jednego – na jakim poziomie będę w stanie pracować. Decydując, że idę w kierunku wyłącznie pracy w klubie z jednej strony miałem przekonanie, iż wiem, co robię, z drugiej jednak – ryzykowałem. Odcinałem pępowinę szkolną, przestałem być nauczycielem, tracąc jednocześnie gwarancję finansowego bezpieczeństwa, stabilizację. W Polsce w piłce profesjonalnej nie ma wielu posad dla trenerów, konkurencja jest olbrzymia, a przecież na rynek wchodzą również zagraniczni szkoleniowcy. Zdecydowałem sprawdzić, czy moje przekonanie, że nadaję się do tej roboty, bo to jest moja pasja i dobrze mi to wychodzi, wytrzyma konfrontację z rzeczywistością, czy jest to tylko myślenie życzeniowe.

Kiedy dostrzegł pan u siebie talent do wykonywania zawodu trenera?
Ze szkoleniowcami jest podobnie jak z piłkarzami – talent ma znaczenie, ale gdy nie dołożysz do tego codziennej pracy nad jego rozwijaniem, niczego wielkiego nie osiągniesz. Bez talentu nie powstanie dobry trener, ale talent to za mało, by zostać dobrym trenerem. Ja zacząłem zauważać w sobie cechy, które są potrzebne do pracy szkoleniowej, jeszcze gdy sam kopałem piłkę. Dziś to wiem, wtedy – nie potrafiłem tego do końca nazwać, nie myślałem, że te cechy mogą predysponować do pracy trenera. Nie prowadziłem żadnych notatek, nie zapisywałem spostrzeżeń. Może nie grałem na wysokim poziomie, niemniej w zespołach zawsze pełniłem wiodące role, zarządzające, byłem liderem. Ale także, a może przede wszystkim, rozumiałem grę, wiedza co i dlaczego dzieje się na boisku, analiza, przychodziły mi w sposób naturalny.

A co z charyzmą? Gdy wchodzi pan do szatni Rakowa, zapada cisza?
Piłkarze rodzą się z określonymi możliwościami motorycznymi, mogą je poprawiać, ale nie każdy może wznieść je na najwyższy poziom. Z charyzmą jest podobnie, musisz się z nią urodzić, pewnych rzeczy się nauczysz, ale innych nie oszukasz. Zawodnicy Rakowa znają zasady obowiązujące w szatni, nie ma powodu, by o nich przypominać. Problemów dyscyplinarnych nie zdiagnozowałem, natomiast wynika to również, nie ma sensu tego ukrywać, z mojej mocnej pozycji w klubie. Od początku w Częstochowie pracuję już tylko z jednym zawodnikiem, Tomasem Petraskiem, w klubie też ostało się tylko kilka osób. O czymś to świadczy, piłkarze mają tego świadomość.

Mocna pozycja to warunek konieczny do odnoszenia sukcesów?
Bez wątpienia jest pomocna, natomiast najważniejsze jest, aby zespół nie stracił wiary w to, że rzeczy, które trener proponuje mają sens, że przynoszą efekty. Zaufanie zawodników do metod szkoleniowca jest kluczowe.

Stracił je pan kiedyś w trakcie kariery?
Gorycz zwolnienia przełknąłem raz w Legionovii – nie miało to nic wspólnego z zawodnikami, chodziło o problemy komunikacyjne z zarządem. Tyle że dwa tygodnie później klub zadzwonił z prośbą o powrót, gdyż piłkarze po moim odejściu zagrozili buntem. W każdym razie, brak zaufania ze strony zawodników to najgorsza rzecz, która może spotkać trenera. Bo zaraz potem pojawia się bezradność.

Co pan robi, aby do tego nie dopuścić?
Rozwijam się, podobnie członkowie sztabu szkoleniowego Rakowa. Nie możemy pracować tak samo, jak pięć lat temu. Idziemy do przodu, stymulujemy zawodników nowymi pomysłami. To przekłada się na zaangażowanie w trening, przyjemność z pracy. Zimą spędziliśmy blisko trzy tygodnie w Turcji, ale nie wkradł się do drużyny marazm, piłkarze nie byli sobą czy sztabem zmęczeni.

Obawia się pan, że kiedyś bezradność się pojawi?
W ogóle nie myślę w ten sposób. Nie martwię się na zapas. I nie pozwalam sobie na wejście w strefę komfortu, co utrzymuje mnie na najwyższych obrotach. Nie dopuszczam do siebie myśli, że jest fajnie, bo to dekoncentruje, zmniejsza motywację. To dlatego zależało mi, aby kontrakt z Rakowem został przedłużony tylko o rok. Trzyletnia umowa mogłaby doprowadzić do myślenia: to długo, jak coś się nie uda, jestem zabezpieczony. Wolę być pod prądem.

(…)

OBCOKRAJOWIEC ROKU: KOSTA RUNJAIC. Przekroczyliśmy oczekiwania


Kosta Runjaic jest piątym trenerem, który zdobył w Plebiscycie „PN” nagrodę dla Obcokrajowca Roku. Szkoleniowiec Pogoni Szczecin wprowadził swój zespół na ligowe podium, ale jego apetyt nie został jeszcze zaspokojony.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Jakie to uczucie zdobyć prestiżową nagrodę w obcym kraju?
Po ponad czterech latach Polska nie jest już mi obca – zapewnia Runjaic. – Mówiąc już zupełnie serio, to dla mnie powód do dumy, napełnia mnie uczuciem wdzięczności i pokory. W polskiej piłce jest wielu zagranicznych fachowców o dużej klasie: piłkarzy, pracowników czy trenerów. To cenna nagroda, która na pewno zajmie u mnie w domu ważne miejsce.

Czuł się pan zaskoczony wygraną?
Z reguły takie nagrody odbierają piłkarze, więc tak – czułem się zaskoczony. To na nich, zawodników, w większej mierze zwrócone są oczy kibiców. Wiem, że w plebiscycie „PN” tę nagrodę dotąd zdobyło tylko kilku trenerów: Leo Beenhakker, Henning Berg, czy Radoslav Latal. Bardzo zacne towarzystwo, do którego miło dołączyć.

W kategorii Trener Roku regulamin plebiscytu zabrania nam nominowania szkoleniowców z zagranicy. Wygrał Marek Papszun. Czy pana zdaniem to najlepszy polski trener?
To absolutny fachowiec, jest też autentycznym i miłym kolegą. Jego praca odciska na drużynie bardzo wyraźne piętno. Z Rakowem zdobył w 2021 roku Puchar Polski oraz Superpuchar i to w drugim sezonie po awansie! Ligę zakończył jako wicemistrz Polski, długo był też w grze o fazę grupową europejskich pucharów. Myślę, że to wystarczające rekomendacje, by zostać Trenerem Roku.

W szatni Pogoni padły otwarte deklaracje, że zespół walczy o mistrzostwo Polski?
Kilka razy rozmawialiśmy o najbliższych piętnastu meczach. Zdecydowanie chcemy niepokoić liderującego Lecha Poznań. Nasza obecna pozycja wyjściowa jest minimalnie gorsza niż rok temu o tej samej porze, ale to nie powstrzyma naszych zamierzeń i wiary. Wiemy, że nie będzie to łatwe zadanie, ale z olbrzymim wsparciem naszych fanów i lekką dozą szczęścia, kto wie.

Cztery punkty straty do Lecha to dużo czy mało?
Dużo. Na ten moment Lech zdobywał średnio 2,1 oczka na mecz, my – 1,95. Dobrze wiemy, na jaki poziom musimy się wspiąć. Nie możemy sobie pozwolić na więcej wpadek w drugiej części sezonu. Przede wszystkim patrzymy jednak na siebie, a przy tym wykonujemy codzienną pracę z dużą frajdą.

Gdzie tkwi sekret świetnej dyspozycji Pogoni w tym roku? Biorąc pod uwagę tabelę za cały 2021 rok zajęliście drugie miejsce do spółki z Lechem. Lepszy był tylko Raków o pięć punktów.
Składa się na to wiele czynników. Sztab trenerski i kręgosłup drużyny współpracują razem od lat. Jedenastka dojrzała i utrwaliła nasz ofensywny, dominujący styl gry. Jednocześnie czujemy, że dalej możemy się rozwijać i dzięki temu wciąż pozostajemy głodni. W drużynie mamy wysoki poziom rywalizacji, a przy tym bardzo silny team spirit. To esencja sukcesu.

Rok temu po jesieni mieliście zaledwie jeden punkt straty do Legii. Wiosną przytrafił się jednak kryzys i Legia odjechała w wyścigu o tytuł. Co było przyczyną?
Właściwie to po piętnastu meczach byliśmy nawet mistrzami półmetka, będąc dwa punkty nad Legią. Po prawdzie, przegapiliśmy naszą małą szansę. Kiedy do tego wracam, zauważam, że chodzi o pewne detale czy kwestie związane z siłą i szerokością kadry. Mieliśmy najlepszą obronę w lidze, ale w ataku nie byliśmy wystarczająco efektywni, nie kreowaliśmy wielu sytuacji. Sam Tomas Pekhart strzelił 22 gole, my zdobyliśmy 36 jako cały zespół. Zabrakło nam też podobnych doświadczeń, trochę szczęścia, na to też zwracam uwagę. Musimy natomiast powiedzieć, że osiągnęliśmy wszystkie cele, które sobie założyliśmy. Nawet przekroczyliśmy nasze oczekiwania na ten sezon, a klub kontynuował proces stabilizacji ogólnego rozwoju.

Co pan zrobi, aby taka sytuacja się nie powtórzyła w tym sezonie?
Jesteśmy przekonani co do naszej pracy, dlatego zimowe przygotowania nie różniły się diametralnie od poprzednich. Nasi zawodnicy rozwinęli się, jesteśmy mocniej skonsolidowani jako zespół, również bardziej doświadczeni. Kamil Grosicki i Jean Carlos, którzy dołączyli latem, również wnoszą wiele dobrego.

W ostatnich oknach transferowych do Szczecina trafili polscy doświadczeni zawodnicy, którzy wrócili z lig zagranicznych. Mowa o Michale Kucharczyku, Rafale Kurzawie i szczególnie Kamilu Grosickim. Czy Pogoń będzie podążała tą drogą w kolejnych oknach?
Z pewnością nie można tego wykluczyć. Bardzo ważną kwestią jest to, że zatrudniamy piłkarzy, których umiejętności od razu czynią nasz zespół lepszym. To niezwykle istotna sprawa, na której nam zależy. Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem sportowym Darkiem Adamczukiem, który jest bardzo czujny na rynku transferowym. W ostatnich latach w Pogoni rozwijaliśmy zawodników, a klub generował relatywnie wysokie wpływy z transferów piłkarzy. Dodatkowo, zarządzanie klubu od strony ekonomicznej jest dobre, dzięki czemu w ostatnim czasie byliśmy w stanie zatrudnić piłkarzy pokroju Kamila Grosickiego. Ciężko na to pracowaliśmy.

Co pan pomyślał, kiedy Grosicki zgodził się na transfer do Pogoni? Nie bał się pan, że będzie potrzebował kilku miesięcy, aby dojść do pełni formy?
Byłem szczęśliwy, bo wiem, jak wartościowym jest piłkarzem. Swoimi akcjami potrafi robić różnicę pomiędzy przegrywaniem i wygrywaniem. Porozmawialiśmy przed jego transferem bardzo otwarcie i szczerze. On również był świadomy, że pierwsze tygodnie mogą być trudne i że na dojście do formy potrzebny jest czas. Jako sztab trenerski mamy natomiast doświadczenie z podobnymi sytuacjami, a w osobie Rafała Buryty – topowego trenera przygotowania fizycznego. Szybko znajduje wspólny język z piłkarzami. Powiedziałbym, że szybko i bez kompromisu (śmiech).

Jesienią Grosicki pokazał, że stanowi olbrzymią wartość piłkarską. A jak wygląda sytuacja w szatni?
Mam bardzo dobrą atmosferę w szatni i Kamil szybko się w niej odnalazł. Kto widział jego wokalne popisy podczas naszego tradycyjnego karaoke podczas obozu w Turcji, ten wie, o czym mówię. A tak zupełnie poważnie, Kamil wie również, że jest dla innych wzorem do naśladowania. Zarówno na boisku, jak i poza nim.

(…)

WILLIAM CARVALHO DLA „PN”: Nie boimy się Włochów!


William Carvalho to środkowy pomocnik zarówno silny fizycznie, jak i świetny technicznie. Jest niezwykle ważną postacią rewelacyjnego Betisu. W minionym tygodniu spotkał się z dziennikarzami mediów drukowanych z całego świata by opowiedzieć o przyczynach sukcesów swego zespołu klubowego, ale także o zbliżających się barażach do mundialu, w których reprezentacja Portugalii musi walczyć o awans.

LESZEK ORŁOWSKI

Jak to się stało, że w poprzednim sezonie do końca walczyliście o awans do Ligi Europy, a w tym poważnie kandydujecie do gry w Lidze Mistrzów i zachwycacie stylem?
Nasza gra wygląda efektownie, ale przede wszystkim polega na bardzo ciężkiej pracy zespołowej – mówi William Carvalho. – Tego może nie widać, wszyscy koncentrują się na golach i akcjach, jednak przede wszystkim dużo i dobrze biegamy. Poza tym w porównaniu do stanu rzeczy sprzed roku każdy z nas podniósł swój poziom indywidualny. To widać na boisku.

Pan na pewno podniósł swój poziom. W tym sezonie gra pan więcej i więcej wnosi do zespołu. Czemu to można zawdzięczać?
Mojej ciężkiej pracy. Ale to nie takie proste. Złożyło się na to wiele powodów. To wszystko stanowi sprzężenie zwrotne. Gdy cała drużyna lepiej funkcjonuje, też każdy z nas lepiej gra. A gdy gra lepiej, to gra więcej. A gdy gra więcej, to gra coraz lepiej. I tak to jest ze mną. Moje pierwsze dwa sezony były bardzo nieregularne. Jednak cały czas wiedziałem, ile mogę wnieść do zespołu, a teraz doczekałem się dłuższego okresu zaufania ze strony trenera i pokazałem na boisku, że warto było na mnie postawić.

Jaki poza tym był wpływ trenera Pellegriniego na zmianę pańskiego stylu gry i jej jakości?
Olbrzymi. Odbyłem z nim wiele rozmów indywidualnych, jak chyba z nikim innym. Dowiedziałem się podczas nich w szczegółach, czego ode mnie oczekuje. Trener zaufał mi w pełni, dzięki czemu i ja zaufałem jemu.

O sile Betisu stanowi świetna pomoc. Może pan opisać waszą współpracę w kwartecie: pan, Guido Rodriguez, Nabil Fekir, Sergio Canales?
Coraz lepiej nam się ona układa, bo wszyscy umiemy grać w piłkę i gramy ze sobą coraz dłużej, więc lepiej się rozumiemy. Guido zabezpiecza tyły, zatem ja mogę częściej atakować. Z Fekirem przyjaźnię się także poza boiskiem. Grać z kimś takim to rzecz bardzo łatwa, bo jest świetnym futbolistą. Czujesz, że masz przed sobą zawodnika, który nie zmarnuje twojego wysiłku, któremu zawsze możesz podać piłkę. My trzej stanowimy oś pionową zespołu, a Canales często gra bardziej z boku, dzięki temu więcej widzi i może pokierować naszymi poczynaniami.

Głośno było ostatnio o zainteresowaniu pana osobą wielu klubów zagranicznych. Chce pan zostać w Betisie dłużej niż do końca tego sezonu?
To zawsze jest bardzo fajna sprawa, jeśli wiele ekip chce cię pozyskać. Ale ja myślę wyłącznie o tym, by pozostać w Betisie i osiągnąć tutaj sukcesy. W Sewilli znalazłem swoje miejsce na ziemi, czuję, że już gram tak jak wszyscy ode mnie oczekują. Szkoda byłoby to niszczyć, aby zaczynać gdzie indziej od nowa.

Jak ocenia pan szansę na utrzymanie do końca trzeciego miejsca i zakończenia sezonu nad Atletico i Barcą?
Musimy myśleć tylko o najbliższym meczu, zostało bowiem bardzo dużo do końca sezonu. Żeby utrzymać obecną pozycję, wiele rzeczy musimy w dalszej części sezonu robić nawet lepiej, niż dotychczas. Jeśli zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów to będzie wielkie zwycięstwo nasze, klubu, naszych wspaniałych kibiców i zrobimy wszystko by się do niej dostać. Nie boimy się głośno mówić o tym.

Na przełomie lutego i marca gracie po kolei z Sevillą i Atletico. To będzie kluczowy moment sezonu?
Bardzo możliwe. Ale Betis musi grać każdy mecz jakby to on decydował o sukcesie bądź porażce w całych rozgrywkach. Tylko w ten sposób możemy marzyć o zajęciu wysokiego miejsca, bo aż tacy mocni, żeby wygrywać z zespołami z niższych miejsc w tabeli bez maksymalnego wysiłku, to nie jesteśmy. Kilka razy zdążyliśmy się o tym przekonać. Mamy niezwykle trudny kalendarz meczów w końcówce sezonu: Barcelona, Valencia, Granada i Real to nasi czterej ostatni rywale. Lepiej teraz zdobyć potrzebne punkty niż liczyć na nie w maju. Na pewno żadnego nie możemy teraz odpuścić.

(…)

SPIS TREŚCI:

4. TEMAT TYGODNIA: CZESŁAW MICHNIEWICZ NOWYM SELEKCJONEREM REPREZENTACJI POLSKI PLUS WYWIAD Z PREZESEM PZPN, CEZARYM KULESZĄ
9. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
10. NASI LAUREACI – KACPER KOZŁOWSKI
12. NASI LAUREACI – ROZMOWA Z MARKIEM PAPSZUNEM
14. NASI LAUREACI – RAKÓW JAKO DRUŻYNA ROKU
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. NASI LAUREACI – KOSTA RUNJAIC SPECJALNIE DLA NAS
18. 300 MECZÓW W PREMIER LEAGUE ŁUKASZA FABIAŃSKIEGO
20. BYŁO MINĘŁO Z ANDRZEJEM NIEDZIELANEM
22. AUBAMEYANG NA ZAKRĘCIE CZY NA PROSTEJ?
24. TOMASZ LIPIŃSKI PO WŁOSKU
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. SPECJALNIE DLA NAS: PAVEL KUKA
30. SENSACYJNY BETIS
32. WYWIAD Z WILLIAMEM CARVALHO
34. MAX EBERL ŻEGNA BORUSSIĘ
36. MAHMOUD DAHOUD OD A DO Z
38. OKNO TRANSFEROWE W EUROPIE PRAWIE ZAMKNIĘTE
39. PUCHAR NARODÓW AFRYKI
42. POWRÓT PKO BANK POLSKI EKSTRAKLASY
45. TURCJA MODNA TAKŻE W PIERWSZEJ LIDZE
46. NADZIEJE W NOWEJ HUCIE
47. STYCZEŃ W EUROPIE
48. WP W PN
50. PIŁKA W TV
51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
52. NA ŻYCZENIE: BRAZYLIA 1997

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024