Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa PN

Wtorek, 28 września, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”. Jak zawsze przygotowaliśmy dla Was mnóstwo znakomitych treści.



BIAŁO-CZERWONI PRZED MECZAMI Z SAN MARINO I ALBANIĄ. Kadra pod nadzorem


Reprezentacja Polski za dwa tygodnie rozegra kluczowy mecz – przy aktualnym układzie tabeli grupy I – eliminacji mistrzostw świata z Albanią. Trzy dni wcześniej zmierzy się natomiast z San Marino i to spotkanie nie będzie miało większego wymiaru sportowego, natomiast nadany mu został wymiar symboliczny.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Na Stadionie Narodowym w Warszawie reprezentacyjną karierę zakończy bowiem Łukasz Fabiański. Bramkarz rozpocznie spotkanie z San Marino w wyjściowym składzie i spędzi na boisku tyle czasu, ile uzna za stosowne. Paulo Sousa zostawił Fabianowi pewną dowolność w tym względzie, co jest eleganckim gestem w kierunku zawodnika West Ham United. Będzie to zatem 57. i ostatni występ Fabiańskiego w drużynie narodowej. Inna sprawa, że szkoda, iż podjął decyzję o nie kontynuowaniu reprezentacyjnej kariery w momencie, w którym Wojciech Szczęsny nie jest w najwyższej dyspozycji.

Podróże Portugalczyka

Fabian otrzymał również pozwolenie od selekcjonera na późniejsze stawienie się na zgrupowaniu – do reszty zawodników ma dołączyć w środę 6 października. Pozostali piłkarze pojawią się w hotelu kadry dzień wcześniej, a zatem zgrupowanie nie rozpocznie się tradycyjnie w poniedziałek. Selekcjoner zezwolił piłkarzom na późniejszy przyjazd, aby mogli pozałatwiać prywatne sprawy w trakcie pobytu w Polsce. Kalendarz gier w kwalifikacjach będzie już bowiem łatwiejszy w tym względzie, że w październiku i listopadzie biało-czerwoni wyjdą na boisko po dwa razy, a nie jak to miało miejsce w marcu i wrześniu po trzy.

Selekcjoner w Polsce również zjawi się kilka dni przed startem zgrupowania, wstępne plany Portugalczyka zakładały nawet wizytę na meczach Ekstraklasy. Nawet, bo to wydarzanie godne odnotowania, przecież Sousa wizyt na naszych ligowych stadionach unika, co znajduje odzwierciedlenie w powołaniach – na październikowe mecze w kadrze znalazł się tylko jeden zawodnik z polskiej ligi, Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin. Wstępne plany nie zakładały jednak obejrzenia z wysokości trybun meczu Legii Warszawa z Leicester City w ramach Ligi Europy, czego zrozumienie przychodzi z trudem. Polski klub bierze udział w poważnych rozgrywkach, zmierzy się z wymagającym rywalem, warto byłoby przekonać się na własne oczy, jak na tle silnego przeciwnika poradzą sobie choćby Mateusz Wieteska, Bartosz Slisz czy Maik Nawrocki – ale nie zdaniem selekcjonera. Na usprawiedliwienie Sousy w pewnym stopniu działa fakt, iż w tym tygodniu wybrał się z wizytą do polskich zawodników występujących w Anglii. Zresztą trzeba oddać, że ani Portugalczyk, ani jego asystent w ostatnich dniach nie próżnowali. Selekcjoner kilkanaście dni temu odwiedził Niemcy, gdzie spotkał się między innymi z Rafałem Gikiewiczem oraz Robertem Gumnym, rozmawiał również z trenerem Unionu Berlin o sytuacji w drużynie Tymoteusza Puchacza. Następnie przeniósł się do Włoch, gdzie z wysokości trybun oglądał mecz Fiorentiny z Interem Mediolan, odwiedził także stadiony w Genui (Sampdoria – Napoli) oraz w Turynie (Juventus – Sampdoria).

Cash poczeka

Faktu wizyty selekcjonera w Anglii nie należy jednak łączyć z występami w Premier League Matty’ego Casha. Zawodnik Aston Villi stara się o polskie obywatelstwo, bo nie ma większych szans na powołania od Garetha Southgate’a do reprezentacji Anglii. Być może wkrótce otrzyma stosowny dokument, na razie go jednak nie posiada, podobnie jak nie posiada umiejętności posługiwania się językiem polskim. Tematu więc na ten moment nie ma, choć być może wróci – być może (szanse na to są jednak niewielkie), bo trudno dziś jednoznacznie ocenić na ile Cash rzeczywiście zainteresowany jest grą dla reprezentacji Polski, a na ile jest to rozgrywka prowadzona przez otoczenie piłkarza. W dodatku Polski Związek Piłki Nożnej w ostatnich latach miał dość krytyczne spojrzenie w kierunku „farbowanych lisów” i zresztą słusznie. Z ramienia federacji jedyną osobą, która kontaktowała się z Cashem jest Maciej Chorążyk, ale to należy do jego obowiązków, więc daleko idących wniosków nie można z tego wyciągać.

W zeszłym tygodniu Sousa ogłosił szeroką kadrę na mecze z San Marino i Albanią. Znalazły się na niej nazwiska 29 zawodników, wiadomo jednak, że aż tylu piłkarzy nie będzie Portugalczykowi potrzebnych. Po pierwsze, biało-czerwoni rozegrają tylko dwa mecze, po drugie – ten w Warszawie wydaje się spacerkiem. Dlatego też w kadrze nie znalazło się miejsce dla Jakuba Kamińskiego. Portugalczyk ocenił, że piłkarz Lecha Poznań nie będzie miał większych szans na występy w tych spotkaniach, podobnie było w przypadku Kamila Piątkowskiego – więcej zawodnicy zyskaliby, pojawiając się na boisku w reprezentacji młodzieżowej. Zresztą na ich obecności skorzystałby również trener kadry U-21, Maciej Stolarczyk, którego drużyna we wrześniu przegrała w Lublinie z Izraelem i na dzień dobry poważnie skomplikowała sobie drogę awansu do finałów młodzieżowych mistrzostw Europy. Wiadomo już jednak, że selekcjoner młodzieżówki będzie musiał obejść się bez Piątkowskiego, ponieważ zawodnik RB Salzburg złamał kostkę i czeka go trzymiesięczna przerwa w grze.

Sprawa Szymańskiego

Nieobecność Kamińskiego i Piątkowskiego w pierwszej reprezentacji nie była jednak największym zaskoczeniem, bo dziwił przede wszystkim brak powołania dla Sebastiana Szymańskiego. Pomocnik Dynama Moskwa dobrze spisuje się w lidze rosyjskiej (w dziewięciu występach 3 gole i 3 asysty), tymczasem powołania nie otrzymał, mimo że na pierwotnej liście ogłoszonej przed wrześniowymi meczami miał miejsce. Sytuacja jest dość skomplikowana. Zawodnik ze względu na kontuzję ostatecznie nie wziął udziału – po konsultacji ze sztabem medycznym kadry – w zgrupowaniu przed spotkaniami z Albanią, San Marino i Anglią, ale kilka dni po jego zakończeniu wystąpił w drużynie klubowej. I zdaje się, że zostało to odnotowane przez selekcjonera. Inna sprawa, iż piłkarz nadal nie jest zupełnie zdrowy, to dlatego nie zawsze rozgrywa pełne mecze w Dynamie, a zdaniem sztabu medycznego reprezentacji Polski powinien poddać się zabiegowi. Powoływanie do kadry zawodnika nie w pełni gotowego do rozegrania całych meczów jest więc ryzykowne, także ze względu na ewentualność pogłębienia się urazu. Wersja obozu Szymańskiego jest jednak inna – piłkarz rzeczywiście gra z mikrourazem, ale nie jest to poważna sprawa, a po zakończeniu rundy Dynamo zadecyduje, czy skierować Polaka na kosmetyczny zabieg. Trzecia sprawa to konkurencja w środku pola, która przy powrocie do gry Mateusza Klicha i Piotra Zielińskiego jest bardzo duża, problem Sousa ma przede wszystkim na wahadłach. Te trzy aspekty miały spowodować brak powołania dla Szymańskiego, inna sprawa, że zabrakło komunikacji na linii selekcjoner – zawodnik, nie w rozumieniu tłumaczenia się trenera przed piłkarzem, ale wysłania sygnału: gdy będziesz zdrowy, liczę na ciebie. A może jest po prostu inaczej, na co wskazywałyby wcześniejsze decyzje Portugalczyka, przede wszystkim ta o braku miejsca dla Szymańskiego w kadrze na finały mistrzostw Europy?

(…)

KTO ZA KIM NIE PRZEPADA W PKO BANK POLSKI EKSTRAKLASIE? O nie, znowu oni!


Przyjęło się, że w polskiej lidze każdy może wygrać z każdym. To spore uproszczenie. Wszystkie drużyny – bez wyjątku – mają bowiem takich rywali, z którymi radzić sobie nie potrafią. Niezależnie od okoliczności, etapu rozgrywek oraz miejsca w tabeli.

KONRAD WITKOWSKI

To temat trudny do wyjaśnienia. Nie chodzi wyłącznie o to, że dany klub ma lepszych piłkarzy, bystrzejszego trenera czy głośniejszych kibiców. Te kwestie podlegają przecież na przestrzeni lat większym bądź mniejszym zmianom. Tak po prostu jest, często wbrew logice, że kiedy zespół wychodzi na boisko przeciwko swemu ligowemu prześladowcy, ogarnia go niewytłumaczalna niemoc. Może to w jakimś stopniu kwestia mentalna: z jednej strony wspomnienie licznych niepowodzeń w starciach z danym oponentem, które może być paraliżujące, z drugiej przemożna wola rewanżu i przełamania złej serii – a kiedy chce się za bardzo, efekt zwykle bywa odwrotny.

AWERSJA DO SŁONI

20 – tyle razy w ciągu ostatnich sześciu lat (a nawet nieco dłużej, ponieważ bierzemy pod uwagę okres od początku sezonu 2015-16) dochodziło do konfrontacji Lecha z Pogonią. Uwzględniając PKO Bank Polski Ekstraklasę oraz Puchar Polski. To para rywalizująca w tym okresie najczęściej, z minimalną przewagą nad Lechią i Piastem. Starcia poznańsko-szczecińskie bywają bardzo wyrównane, jednak zazwyczaj kończą się po myśli Kolejorza. Lech wygrał połowę z 20 potyczek, przy czym pozytywny bilans zawdzięcza głównie sezonowi 2016-17, gdy rozstrzygnął na swoją korzyść wszystkie pięć(!) spotkań. Aktualnie zespołowi ze stolicy Wielkopolski wiedzie się przeciwko Portowcom gorzej, na ostatnie cztery próby udało mu się odnieść tylko jedno zwycięstwo. Pogoń ogrywa Kolejorza rzadko, średnio raz na cztery mecze, ale kiedy już to robi, to efektownie: 3:0, 3:0 i 4:0 – to rozmiary ostatnich triumfów drużyny ze Szczecina.

Lech nie ma ulubionego rywala. Poza Pogonią, poznańskiemu zespołowi dobrze gra się z Wisłą. Jedną i drugą. Tę z Płocka pokonał siedmiokrotnie w ostatnich 11 konfrontacjach, z krakowską przegrał zaledwie trzy razy na 17 spotkań. Łatwo natomiast wskazać drużyny, przeciwko którym Kolejorz grać nie znosi. To w pierwszej kolejności Jagiellonia Białystok, z którą ma nie tyle niekorzystny, co wręcz wstydliwy bilans. Ogromne problemy wielkopolskiemu zespołowi sprawia także Zagłębie Lubin – Lech nie umie z nim wygrać od przeszło trzech lat. Po raz ostatni dokonał tego w kwietniu 2018 roku, jeszcze pod wodzą Nenada Bjelicy. W niebiesko-białej kadrze nie ma już żadnego uczestnika tamtego spotkania. I wreszcie Legia. W bezpośredniej rywalizacji dwóch największych klubów w kraju Kolejorz radzi sobie gorzej niż przeciętnie. W ciągu sześciu lat zdołał pokonać oponenta z Warszawy tylko pięciokrotnie (nie licząc traktowanych po części sparingowo meczów o Superpuchar Polski). Potyczek Lecha z Legią odbyło się w tym czasie 18, aż w 12 przypadkach po końcowym gwizdku ręce w górę wznosili Wojskowi.

Wywołana do tablicy Legia to przypadek szczególny. Stołeczna drużyna w takim stopniu zdominowała ligę, że mianem niewygodnych dla niej przeciwników należy określić tych, z którymi wygrała nie więcej niż połowę spotkań. Licząc od sezonu 15-16, tymi zespołami są Jagiellonia, Piast, Pogoń oraz Wisła Kraków. Ale nie tylko. Prawdziwym utrapieniem aktualnego mistrza jest bowiem skromny klub z Niecieczy. To zjawisko niepojęte, ale właśnie przeciwko Bruk-Bet Termalice zespołowi z Łazienkowskiej gra się najtrudniej. Co prawda ostatnio mierzyli się ze sobą w grudniu 2017 roku, jednak nie zmienia to faktu, że liczby są dla Legii upokarzające – z siedmiu meczów przegrała trzy, ponadto dwa razy zremisowała na swoim stadionie. Termalica to obecnie jedyna drużyna w Ekstraklasie, z którą Wojskowi mają ujemny bilans.

Jeżeli na potyczki z Legią ekipa z Niecieczy mobilizuje się nadzwyczajnie, to na spotkania przeciwko Wiśle Płock musi wychodzić wyjątkowo rozkojarzona. Bruk-Bet jeszcze nigdy nie pokonał Nafciarzy na szczeblu Ekstraklasy, przegrywając trzy z czterech meczów. Niewiele lepsze statystyki Słonie mają w konfrontacjach z Wisłą z Krakowa, którą przechytrzyły ledwie w jednym z dziewięciu podejść.

POMIĘDZY SKRAJNOŚCIAMI

Kiedy przy Roosevelta w Zabrzu ktoś spogląda w terminarz i widzi zbliżające się starcie z Cracovią, momentalnie pogarsza mu się nastrój. Górnik dobrze radzi sobie z Jagiellonią, potrafi nawet od czasu do czasu odprawić z kwitkiem Legię, ale na Pasy sposobu nie ma. Na 11 ostatnich prób śląska drużyna odniosła tylko jedno zwycięstwo. Bezsilność Górnika wobec Cracovii zdążyła objawić się w bieżącym sezonie: mimo że ekipa Jana Urbana po pierwszej połowie prowadziła już 2:0, ostatecznie i tak musiała zadowolić się punktem. Zespół z Zabrza nie ma łatwego życia, gdyż regularnie dręczy go również Lechia. Chociaż jest trochę łagodniejsza, bo częściej z Górnikiem remisuje (prawie zawsze 1:1); wygrać pozwoliła mu jedynie we wrześniu ubiegłego roku.

Lechia to w ogóle niewygodny przeciwnik. Raz po raz przekonuje się o tym Śląsk Wrocław, który w ostatnich 15 konfrontacjach poradził sobie z gdańskim zespołem tylko dwukrotnie – i to dawno, bo w sezonie 2017-18. Coś na ten temat wiedzą też w Płocku oraz Białymstoku. Przedstawiciele tych miast zwyciężyli Lechię odpowiednio trzy razy w 11 i cztery razy w 18 starciach. Drużyna z Trójmiasta albo uwielbia, albo nienawidzi swoich ligowych konkurentów. Do pierwszej grupy trzeba dopisać jeszcze Piasta i krakowską Wisłę. Liderem drugiej jest Legia, przeciwko której Lechia najzwyczajniej w świecie grać nie umie. Przez sześć lat spotkały się 17 razy i tylko dwa mecze przebiegły według pomyślnego dla Gdańska scenariusza. Także z Lechem idzie jej jak po grudzie (cztery triumfy na 18 spotkań), choć to akurat przypadki, w których słaby dorobek da się racjonalnie uzasadnić. Zdrowemu rozsądkowi wymyka się natomiast bezsilność Lechii w bataliach z Cracovią. 11 z 18 potyczek rozstrzygnęły na swoją korzyść Pasy, w tym tę najistotniejszą, wyłaniającą zdobywcę Pucharu Polski w roku 2020. Ta sama Cracovia okazuje się bezradna, gdy staje w szranki z Legią: na 16 meczów zaledwie pięciokrotnie nie opuszczała murawy pokonana. Cichy gnębiciel drużyny z Krakowa czai się na Lubelszczyźnie. Dla niektórych może to być zdumiewające, ale Pasy nie wygrały żadnego z ostatnich sześciu spotkań przeciwko Górnikowi Łęczna.

(…)

BYŁO MINĘŁO Z… KAZIMIERZEM PRZYBYSIEM. Fotka Władka


Z Widzewem zdobył Puchar Polski, zagrał w europejskich pucharach.Wziął udział z reprezentacją Polski w finałach mistrzostw świata w 1986 roku w Meksyku. Wychowanek Broni Radom, Kazimierz Przybyś, musiał ze względu na problemy zdrowotne stosunkowo szybko, bo już w wieku 31 lat zakończyć karierę, z której i tak jest bardzo zadowolony.

JAROMIR KRUK

Jak to możliwe, że osoba z takim doświadczeniem znalazła się na uboczu futbolu?
Śledzę co się dzieje w piłce – mówi Przybyś. – Od czasu do czasu pojawiam się na spotkaniu Broni, klubu, w którym się wychowałem, obserwuję poczynania Radomiaka w Ekstraklasie. Fajnie, że zespół z mojego rodzinnego miasta gra na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Nie podchodzę do tego przez pryzmat animozji na linii Broń – Radomiak, nigdy tak nie robiłem, a interesuje mnie dobro radomskiego futbolu. Kiedy kończyłem karierę transformacja mocno uderzała w piłkę, padał klub za klubem. Stwierdziłem, że trzeba się odnaleźć w biznesie i trochę przypadkowo otworzyłem hurtownię dziewiarską, która funkcjonuje do dziś. Mam sporo zajęć, a jakoś nigdy nie ciągnęło mnie by zostać trenerem. Wystarczy, że cały czas interesuję się piłką nożną. Nie tak dawno obejrzałem sobie spotkanie Polska – Brazylia z mundialu z Meksyku i poczułem lekki dreszczyk emocji. Ja, wychowanek Broni Radom wziąłem udział w takim wydarzeniu.

Nie marzył pan o grze na tak wysokim poziomie jako dzieciak?
Za małolata wycinałem z „Przeglądu Sportowego” i „Piłki Nożnej” zdjęcia drużyn piłkarskich i zawodników. To był czas kiedy nasza reprezentacja osiągała sukcesy, a jednym z moich idoli był Władysław Żmuda. Do dziś trzymam jego fotkę. Kto by się spodziewał, że będzie moim kolegą z drużyny. Jako 19-latek Broni Radom wziąłem udział w sparingu z kadrą przygotowującą się do spotkania z NRD. W Warszawie na Stadionie Dziesięciolecia przegraliśmy 0:3, bardzo dobrze grał wtedy Marek Dziuba, mój późniejszy kompan z Widzewa. Wtedy pomyślałem, że warto było się brać za piłkę, choć tak naprawdę do poważnego futbolu nie trafiłbym gdyby nie… kolonie. Po meczu reprezentacji letnich kolonii w Otwocku z miejscowymi, z okazji komunistycznego święta 22 lipca, nasz opiekun był zdziwiony, że nie trenuję w żadnym klubie i polecił mi bym szybko się tym zajął. Młodemu chłopakowi wyleciało to drugim uchem, ale oglądając ważne spotkania reprezentacji Polski Kazimierza Górskiego stwierdziłem, że warto spróbować. Pojechałem z kolegami na Radomiaka, lecz po dwóch treningach uznałem, że zapiszę się na Broń, bo po prostu będę miał bliżej z domu. Tyle że kiedy w sparingu, gdy grałem na prawej pomocy, zostałem zmieniony przez zawodnika, który był uważany za najsłabszego w zespole przyszła mi do głowy myśl o rezygnacji. Przyszedłem jednak na kolejny trening, a na nim w gierce grałem na środku obrony i to mi się spodobało. Nie myślałem jednak, że zostanę stoperem, to wyszło później W ogóle trafiałem na bardzo dobrych szkoleniowców – Jerzego Leszczyńskiego, nieżyjących już Wojciecha Miłkowskiego, Tadeusza Muca, w seniorskiej piłce ogromny wpływ na moje losy miał Grzegorz Polakow. Wchodząc do seniorów poznałem jak wygląda hierarchia w drużynie, dyscyplina, ale na boisku mogłem liczyć na wsparcie starszyzny. Na środku obrony w Broni ze mną grał Rysiu Szych, zasłużony zawodnik Motoru Lublin i sporo na tym zyskałem.

Pamiętają o panu w byłych klubach?
Cały czas utrzymuję kontakt z kolegami z Widzewa, łódzki klub zaprasza mnie czasami na jakieś mecze, imprezy. W Śląsku już chyba mało kto o mnie pamięta, o co nie mam żalu. Grałem tam stosunkowo krótko, ale to był kapitalny okres dla mnie. Super drużyna – choćby z Rysiem Tarasiewiczem, Waldkiem Prusikiem, młodym Andrzejem Rudym. Graliśmy ofensywnie, z polotem, czułem dużą swobodę na boisku. Po rozegraniu kilku spotkań w lidze w barwach Śląska dostałem powołanie do kadry narodowej na Puchar Nehru w Indiach, ale klub mnie nie puścił i doszło do sporu z PZPN. Na szczęście do reprezentacji Polski w końcu trafiłem, już jako zawodnik Widzewa. W Łodzi byłem przede wszystkim obrońcą kryjącym, miałem zadania typowo defensywne. Spóźniłem się trochę, trafiłem na schyłek wielkiej drużyny. Gdy rywalizowaliśmy z Galatasaray Stambuł w Pucharze Zdobywców Pucharów niektórzy zawodnicy, choćby Włodek Smolarek, myślami byli już przy wyjazdach zagranicznych. Ubolewam, że nie wyeliminowaliśmy rywala z Turcji, co nam się wydawało oczywiste nawet po porażce 0:1 u nich. Każdy myślał, że ich pykniemy trójką, czwórką, a skończyło się na 2:1 i Galata poszła dalej dzięki wyjazdowemu trafieniu. Fajnie, że w CV mam Puchar Polski zdobyty z Widzewem. Łódzki klub był zdeterminowany, żeby mnie pozyskać i załatwił transfer ze Śląska właściwie poza mną. Ja się dowiedziałem, że przechodzę i przeszedłem. Nadrobiłem to, co nie udało się w Śląsku, bo w końcu zadebiutowałem w reprezentacji Polski i wywalczyłem sobie w zespole Antoniego Piechniczka niezłą pozycję.

Przed debiutem z Grecją liczył pan w Atenach na podstawową jedenastkę?
Po porażce z Belgią w Brukseli prasa naciskała na zmiany w składzie, a niektórzy uważali, że eliminacje są już przegrane. Musieliśmy wygrać dwa ciężkie wyjazdy – w Grecji i Albanii, no i przynajmniej zremisować u siebie z Belgami, którzy wówczas mieli ekipę od nas mocniejszą. Po cichu miałem nadzieję, że Antoni Piechniczek wpuści mnie w drugiej połowie w Atenach, ale na odprawie dowiedziałem się, że gram od początku. Nie odczuwałem stresu, byłem szczęśliwy i chciałem pokazać, że umiem grać w piłkę. W Widzewie tworzyłem parę stoperów z Romkiem Wójcickim, na nas postawił też selekcjoner w kluczowych spotkaniach kwalifikacji do mistrzostw w Meksyku. Z Grekami wygraliśmy 4:1, z Albanią 1:0, a na Stadionie Śląskim wywalczyliśmy bezcenny bezbramkowy remis z Belgią. Poznałem jak smakuje awans na mundial. To były najlepsze chwile mojej kariery, pełne radości i poczucia spełnienia. Chłopaka z Broni rozpierała duma.

(…)

MADRYT SZALEJE W ATAKU. K i V radzą sobie bez M


Nikt już w Madrycie nie pamięta o tercecie BBC. Jego dokonania zostały usunięte w cień przez wyczyny ataku Realu w tym sezonie. Na razie do przewag tej ekipy przyczyniają się najmocniej dwaj napastnicy, panowie: B – Benzema i V – Vinicius. Trzeci członek tercetu marzeń przewidywanego na ten sezon – Kylian Mbappe na razie jest nieobecny, ale drużyna świetnie sobie radzi bez niego.

LESZEK ORŁOWSKI

Po szóstej kolejce La Liga na czele klasyfikacji kanadyjskiej Primera Division znajdowali się Karim Benzema z piętnastoma punktami (8 asyst i 7 goli, co jest najlepszym dorobkiem jakiegokolwiek piłkarza w historii La Liga po sześciu meczach) oraz Viniucius z siedmioma (5+2). W taki oto sposób narodziła się para napastników, której Realowi może pozazdrościć cała Europa. Po jakie tytuły stary Francuz i młody Brazylijczyk poprowadzą w tym sezonie królewski zespół?

Możemy przy tym śmiało mówić o duecie napastników, a nie o dwóch wspaniałych atakujących. Pokazem ich zrozumienia był jednak nie wygrany 6:1 mecz z Mallorką, lecz o kilka dni wcześniejsze starcie na Mestalla z Valencią, w którym Real po heroicznym boju wyszedł z 0:1 na 2:1 dzięki golom z 86. i 90. minuty. Pierwszego strzelił Vinicius z podania Benzemy, drugiego Benzema z podania Viniciusa.

Wieczna młodość Benzemy

Karim Benzema jest jak Robert Lewandowski: z roku na rok staje się coraz lepszy; obaj dowodzą prawdziwości powiedzenia portugalskiego reżysera Manoela da Oliveiry, który zapytany skąd bierze siły by w wieku 90 lat nadal robić filmy odparł: młodość przychodzi z wiekiem.

Francuz ma w tej chwili (stan przed sobotnim meczem z Villarreal) 287 goli w Realu Madryt, jest już tuż za czwartym w historii najlepszym strzelcem Carlosem Santillaną – 290 goli, z apetytem na dopadnięcie Alfredo di Stefano (308) oraz Raula (323) i tylko Cristiano Ronaldo (451) daleko za horyzontem. Gdyby KB, notabene, nie miał go przez dekadę za partnera w Realu to pewnie już byłby strzelcem numer jeden, gdyż przez całe lata pracował przecież na chwałę kolegi. Jeśli chodzi o samą ligę, to druga bramka wbita Mallorce była dwusetnym trafieniem Benzemy w tych rozgrywkach. Tu również na razie wymienieni trzej są od niego lepsi (Di Stefano 227, Raul 228, Cristiano 311), ale dwaj pierwsi – niewiele.

Benzema notuje oczywiście zdecydowanie najlepszy start do sezonu w swojej karierze. Osiem goli strzelonych przez niego do 22 września włącznie równało się liczbie bramek zdobytych na ten moment przez całą Barcelonę! Aż strach pomyśleć, co będzie, jeśli zdoła utrzymać taką formę przez dłuższy czas. Na razie rekordzistą pod względem liczby goli w jednym sezonie La Liga jest Leo Messi, który w rozgrywkach 2011-12 strzelił ich pięćdziesiąt. Otóż po sześciu kolejkach (w których KB, przypomnijmy, zgromadził 8 trafień i 7 asyst), La Pulga miał dorobek 8+5! Czy zatem Karim idzie na pół setki? To oczywiście mało realne, zważywszy na to, że zawsze miał w trakcie sezonu okresy posuchy, zważywszy na jego wiek oraz fakt, że wrócił do reprezentacji Francji, więc nie będzie odpoczywał w przerwach na mecze zespołów narodowych.

Późnoletnie wyczyny Benzemy docenią elektorzy „France Football” przyznający Złotą Piłkę? Trudno w to uwierzyć, ale najwyższą pozycją, jaką dotychczas zajął KB w tej klasyfikacji, była 16! Może w końcu wczłapie się do pierwszej dziesiątki, choć tak naprawdę zasługuje nawet na podium. Jednak tak czy owak na podstawie tego jednego faktu można go uznać za najbardziej niedocenionego futbolistę świata ostatniej dekady.

Vinicius bramkostrzelny

Przez cały poprzedni sezon Vinicius strasznie irytował nieskutecznością – nie było tak dobrej sytuacji bramkowej, której nie potrafiłby zmarnować. Ale to się zmieniło, teraz jest zimnym killerem, który pewnie pokonuje bramkarzy. Stało się tak po pierwsze dlatego, że przez cały okres przygotowawczy intensywnie pracował nad techniką strzału, nie tylko pod okiem trenerów, ale także Karima Benzemy. Efekty przyszły natychmiastowo.

Oczywiście Vinicius nigdy nie będzie klasyczną „9″ ograniczającą się do pola karnego. Dziś najpopularniejszą tezą w hiszpańskich mediach jest ta, że Vini to nowy Neymar – dryblujący, ale skuteczny skrzydłowy. Warto tu przypomnieć, że tak jak Real kiedyś przegrał z Barceloną walkę o Neymara, tak wygrał o Viniciusa. Barca już miała z nim dogadane wszystkie szczegóły przeprowadzki, ale wtedy wkroczył Real i dał więcej pieniędzy.

Nie jest przy tym powiedziane, że Vinicius całą karierę spędzi w Realu. Obecnie wciąż zarabia tyle, ile uzgodniono w pierwszym kontrakcie z 2018 roku podpisanym do 2025, czyli 2,5 miliona euro rocznie. To zupełnie nie koresponduje z jego aktualną pozycją. Obserwatorium Piłkarskie CIES wyceniło niedawno jego wartość na 100 milionów euro, co jest chyba trafnym szacunkiem. Nike przygotowuje dla młodego gracza gigantyczny kontrakt, widząc w nim klucz do całego rynku południowoamerykańskiego. Tak więc Florentino Perez nie może zasypiać gruszek w popiele, winien szybko przedstawić chłopakowi gwiazdorską umowę, bo jeszcze ptaszek odleci. Zresztą, już w minionym tygodniu pojawiły się informacje, że PSG w ramach akcji odwetowej za podchody pod Kyliana Mbappe przygotowuje znakomitą ofertę dla Viniciusa. Prasa hiszpańska napisała od razu, że Real chce go związać nowym kontraktem do 2027 roku, z klauzulą odejścia 750 milionów euro i zarobkami w wysokości sześciu milionów netto na początku, a potem z sezonu na sezon rosnącymi.

Jego agenci na pewno kombinują na różne sposoby, lecz sam piłkarz na razie pozostaje rozentuzjazmowany swoją grą w Realu i nie zamierza nigdzie się przenosić. Kibice wybrali go najlepszym piłkarzem Realu w sierpniu, a on w okolicznościowym wywiadzie podkreślił rolę Carlo Ancelottiego w postępie, jaki uczynił. – Trener mi w pełni zaufał, a skoro on mi zaufał, to zaufali mi także partnerzy. To jest baza mojej dobrej gry. Ponadto oczywiście ofensywny styl gry zespołu pozwala mu na pokazanie wszystkich swoich walorów.

Istotnie, postęp jest gwałtowny. Cały poprzedni sezon ligowy Vinicius zakończył z dorobkiem trzech goli i trzech asyst. Tak więc już teraz ma więcej kanadyjskich punktów.

(…)

SPIS TREŚCI:

4. TEMAT TYGODNIA: PAULO SOUSA POWOŁAŁ KADRĘ NA MECZE Z SAN MARINO I ALBANIĄ
7. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
8. 90 MINUT Z SZYMONEM LEWKOTEM
10. NIE GUBIĆ MŁODZIEŻY! CZAS NA PRIMAVERĘ?
11. SKIBICKI-STORY
12. DOGRYWKA Z MARIO RONDONEM
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. KTO KOGO LUBI W EKSTRAKLASIE, A KTO KOMU NIE LEŻY
18. BYŁO MINĘŁO Z… KAZIMIERZEM PRZYBYSIEM
20. JIMMY GREAVES NIE ŻYJE
22. PRZED STARCIEM PSG Z MANCHESTEREM CITY
24. PAN PREZYDENT OLIVER KAHN
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. UCZYNIĆ BAYER ZNÓW WIELKIM
30. JOAKIM MAEHLE OD A DO Z
32. CZTERDZIESTKA ZLATANA
34. VINICIUS I BENZEMA, CZYLI REAL SZALEJE W ATAKU
36. DOŁY LA LIGA ZAPOMNIAŁY O OFENSYWIE
43. NIESPODZIANKI PUCHARU POLSKI
47. ŁUKASZ PISZCZEK I JEGO GOCZAŁKOWICE
48. WP W „PN”: MACIEJ O WOJCIECHU
50. PIŁKA W TV
51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: CLUB BRUGGE 1976-78

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024