Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „PN”

Wtorek, 2 listopada, to dzień ukazania się najnowszego wydania tygodnika „Piłka Nożna”! Jak zawsze przygotowaliśmy dla Was mnóstwo znakomitych tekstów, analiz i wywiadów. Szukajcie nas w punktach sprzedaży! 



W OCZEKIWANIU NA ZŁOTĄ PIŁKĘ. Teraz albo nigdy


Robert Lewandowski czy Leo Messi? Od wielu tygodni trwa debata na temat tego, kto powinien zgarnąć najważniejszą nagrodę indywidualną w piłkarskim świecie – Złotą Piłkę za rok 2021.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

W poprzedni wtorek na jednym z portali społecznościowych zostały opublikowane wyniki głosowania kapituły. Zwycięzcą w teorii został Robert Lewandowski, który zebrał ponoć 627 punktów. Polak wyprzedził Leo Messiego (liczba punktów nie została opublikowana), a także Karima Benzemę – 526 punktów. To pozwala sądzić, że różnice pomiędzy kapitanami reprezentacji Polski i Argentyny będą minimalne, co podawały już zagraniczne media znacznie wcześniej. Oczywiście, te wyniki mogą nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością i okazać się zwykłą plotką, o której za chwilę nikt nie będzie pamiętał. Jednak im będzie bliżej 29 listopada, tym ciśnienie i napięcie w naszym kraju będzie rosło. Zresztą, nie tylko nad Wisłą.

TAJEMNICA PAŃSTWOWA

W głosowaniu na Złotą Piłkę biorą udział selekcjonerzy, kapitanowie i dziennikarze z każdej federacji. Od lat w większości są to te same osoby, które przesyłają swoje typy. – Dwadzieścia lat temu wyglądało to tak, że przychodził mail od organizatorów plebiscytu ze specjalnym formularzem i trzeba było go wypełnić – mówi Jerzy Engel, który był selekcjonerem reprezentacji Polski w latach 2000-02, a obecnie pracuje jako ekspert telewizyjny. – Pamiętam, że nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, aby przesłać kandydatury. W zasadzie swoje wybory przesyłałem tego samego dnia i… trafiałem. W tamtych czasach faworyci byli oczywiści, więc to nie był problem, aby dobrze wytypować. Dzisiaj jest inaczej – dodaje.

Tegoroczne głosowanie będzie jednak inne niż dotychczasowe. Chodzi o okres, w którym jury ma oceniać zawodników. Do tej pory był to cały rok: od listopada do listopada. W 2020 roku „France Football” postanowił nie przyznawać nagrody z uwagi na pandemię. Pojawiały się plotki, że może być jakieś wyróżnienie na tegorocznej gali, ale okazało się, że były to doniesienia, które nie miały nic wspólnego z prawdą. Nagród za poprzedni rok nie będzie. Ballon d’Or 2021 obowiązuje natomiast za okres od 1 stycznia 2021 roku do 24 października, kiedy upływał termin oddawania głosów na piłkarzy. Przedstawicielem polskich mediów w głosowaniu jest dziennikarz TVP Sport – Maciej Iwański, który oddał głosy na piłkarzy walczących o Złotą Piłkę, a także na bramkarzy walczących o Nagrodę Jaszyna. Z kolei polską przedstawicielką w żeńskim plebiscycie jest Joanna Tokarska – była reprezentantka Polski, a obecnie ekspertka telewizyjna od piłki kobiecej.

– Jeden z dziennikarzy polecił moją osobę redakcji „France Football”, abym trafił do jury. Redakcja zweryfikowała mnie i dzięki temu od kilku lat mam zaszczyt oddawać swój głos w plebiscycie – mówi przedstawiciel polskich mediów. – Nie prowadzę żadnego notatnika i nie zapisuję osiągnięć konkretnych zawodników. Jednak oglądając wszystkie najważniejsze wydarzenia piłkarskie, cały czas mam z tyłu głowy plebiscyt. Organizatorzy Złotej Piłki określają dokładne zasady, na co należy zwracać uwagę przy wyborze i musimy się tego bardzo ściśle trzymać. Oczywiście, nas jako jury obowiązuje absolutna tajemnica w wielu aspektach. Nie możemy mówić na kogo głosowaliśmy z przyczyn oczywistych: wystarczyłoby wykonać kilkadziesiąt telefonów do członków jury, aby zebrać wyniki. Mało tego, my jako osoby uprawnione do głosowania również nie konsultujemy ze sobą wyborów. Wszystko jest trzymane w tajemnicy, aby dzień 29 listopada był prawdziwym świętem. Tydzień później zostanie opublikowany z kolei dokładny rozkład głosów poszczególnych jurorów.

(…)

– A ja jestem zdecydowanie za Robertem i najlepiej niech wygra dużą różnicą głosów, bo przez dwa lata na to zasłużył! – mówi odważnie Kamil Kosowski, były piłkarz reprezentacji Polski i m.in. Wisły Kraków, a obecnie ekspert w stacji Canal+. – Wiem, że regulamin nakazuje jurorom głosowanie tylko za ten rok kalendarzowy, ale trzeba mieć w głowie osiągnięcia Roberta także z poprzedniego roku. Lewandowski jest w najlepszej formie w życiu, gra kapitalnie, stanowi kilkadziesiąt procent wartości reprezentacji Polski i Bayernu Monachium. On nigdy nie wygra mistrzostwa świata czy nawet mistrzostwa Europy, ale pod względem indywidualnym, a Złota Piłka jest nagrodą indywidualną, nie było na świecie lepszego piłkarza. Wyrównał wieloletni rekord Gerda Muellera w Bundeslidze, jest najlepszym strzelcem na świecie w tym roku, zdobył klubowe mistrzostwo świata, a w takich plebiscytach zdecydowanie łatwiej mają zawodnicy ofensywni. Jeśli Lewy nie wygra teraz, to już nie wygra nigdy… Wiem, że często się mówi o popularności danego klubu i piłkarza na świecie w takich zestawieniach i Robert pewnie pod tym względem nigdy nie dogoni Messiego, ale to nie jest konkurs na najbardziej popularnego piłkarza, a na najlepszego. A najlepszym w tym roku był Lewandowski! Messi jest być może najlepszym piłkarzem wszech czasów, ale ostatnie dwa lata należały do Polaka.

W oficjalnym przekazie Polaka poparli także m.in. Kevin De Bruyne oraz Gianluca Di Marzio. – Ze względu na to wszystko, co osiągnął i wygrał z Bayernem – uzasadnił belgijski pomocnik Manchesteru City, który jednak nie ma prawa głosu w plebiscycie. – Lewandowski najbardziej zasłużył na to wyróżnienie. Nie tylko za to, co do tej pory osiągnął w karierze, ale przede wszystkim z uwagi na to, co pokazuje w każdym spotkaniu. Powinien wygrać już w poprzednim roku. Jest regularny, cały czas strzela gole i prezentuje się z najlepszej strony. Jeśli chodzi o zasługi czysto piłkarskie, to właśnie Robert jest moim faworytem. Gdyby jednak nie on miał wygrać, to serce podpowiada mi, że Złota Piłka powinna trafić do Jorginho. Byłaby to nagroda dla całych Włoch, ale piłkarsko najbardziej na wyróżnienie zasłużył Lewandowski – przyznał z kolei włoski dziennikarz.

(…)

90 MINUT ZE ZBIGNIEWEM BOŃKIEM. Reprezentacja z bońkowym zabarwieniem


Ponad dwa miesiące temu przestał pełnić funkcję prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zbigniew Boniek nasz futbol obserwuje już tylko z dystansu. A przynajmniej tak twierdzi.

PRZEMYSŁAW PAWLAK

Polska pojedzie na finały mistrzostw świata w Katarze?
Droga jest długa i wyboista. Anglików w grupie nie dogonimy, natomiast na 99 procent zagramy w barażach – mówi Boniek. – Łatwe nie będą, przecież zaledwie trzynaście państw europejskich weźmie udział w mundialu. Mamy obowiązek brać udział w mistrzostwach Starego Kontynentu, w przypadku mundialu jest trochę inaczej, choć do Rosji pojechaliśmy. Co nie znaczy, że w barażach stoimy na straconej pozycji

Reprezentacja Polski stawia zauważalne kroki w kierunku Kataru – nie chodzi o punkty w eliminacjach, ale o sposób gry?
Filozofia selekcjonera się nie zmienia. Polska ma być odważna, ma zdobywać bramki i nie boi się gry jeden na jednego w obronie. Nie od początku wszystko układało się na boisku, więc narracja wokół trenera nie zawsze jest pozytywna.

W Tiranie Paulo Sousa nie zmienił filozofii, nie pomyślał wpierw, jak nie stracić gola?
Z Albanią drużyna zagrała dojrzale, mądrze. Piłkarze realizują założenia selekcjonera, mają jednak określoną mentalność, sposób myślenia. W Tiranie kluczem do sukcesu było nie pozwolenie gospodarzom na nabranie rozpędu. Trzeba było zagrać na zmęczenie przeciwnika, wybić go z rytmu, a później odważnie pójść do przodu. Co zresztą zostało zrealizowane, przecież strzeliliśmy gola po odbiorze piłki pod polem karnym Albańczyków. Nie mam więc przekonania, że zagraliśmy mniej ofensywnie niż w pozostałych meczach.

Robert Lewandowski po spotkaniu powiedział, że atakowaliśmy niezbyt dużą liczbą zawodników.
Robert w dwóch meczach z rzędu reprezentacji nie zdobył bramki, co w ostatnich miesiącach mu się nie zdarzało, zatem nie mógł być do końca zadowolony. Ja to widzę inaczej, mam prawo.

Gdzie reprezentacja Polski ma deficyty w grze?
Dlaczego my zawsze chcemy więcej niż mamy? Na początku eliminacji mistrzostw świata założyliśmy sobie, że musimy zakwalifikować się do baraży. Drużyna ma określony pułap możliwości, jednak piłka nożna ma to do siebie, że można przekraczać granice, niespodzianki są na porządku dziennym. Polskę również stać na ich sprawianie. Kadra się krystalizuje, nie jest łatwo dostać się do reprezentacji, trener wyselekcjonował określoną grupę piłkarzy. A przecież za chwilę do formy wróci Arek Milik, Jacek Góralski, Krystian Bielik, rywalizacji nie zabraknie. Atmosfera wewnątrz jest bardzo dobra, widać to choćby po wspólnej radości po zdobywanych bramkach. Zmierzamy we właściwym kierunku. Ale uwaga, zapalam czerwoną lampkę, listopadowe spotkanie z Andorą wcale nie będzie taki łatwe – rywal gra na sztucznej murawie, wcale nie tak dawno temu długo męczyli się tam Hiszpanie. Niemniej awans do baraży to jest nasz obowiązek. Udziału w meczach o mundial w marcu mógłby pozbawić nas tylko cud. Niespodzianki w piłce się zdarzają, ale nie cuda. W cuda nie wierzę.

(…)

Chyba nie będzie pan udawał, że nie ma pan kontaktu z Sousą.
Czasem się zdzwaniamy, dyskutujemy, to całkiem normalne. Dlaczego mielibyśmy zacząć udawać, że się nie znamy? Co nie oznacza, iż rozkładamy na czynniki pierwsze grę reprezentacji Polski albo wybory personalne selekcjonera. I podobnie było, gdy pełniłem funkcję prezesa PZPN – nie narzucałem żadnemu trenerowi nazwisk powoływanych zawodników. Czym innym jest dyskusja na argumenty, czym innym wskazanie palcem, że ten piłkarz powinien znaleźć się w reprezentacji. Ja żadnego selekcjonera nie wzywałem na dywanik. Drużyna ma funkcjonować według wizji selekcjonera.

(…)

Co pan sądzi o powołaniu do reprezentacji Polski Matty’ego Casha?
Ponad dwa lata temu dostałem telefon z otoczenia Casha, czy bylibyśmy zainteresowani grą tego zawodnika dla biało-czerwonych, bo jest dobry, więc może warto mu załatwić polski paszport. Nie tędy droga, jak będzie posiadał polskie obywatelstwo, będziemy się zastanawiać. W tej kolejności – taka była moja odpowiedź. Jestem przeciwny grze w reprezentacji zawodników, którzy nie są Polakami, Cash Polakiem jest.

W programie Cafe Futbol zwracał pan jednak uwagę, że to gra otoczenia Casha.
Bo pozostaje otwarte pytanie, dlaczego zawodnik nie starał się o polski paszport, gdy miał dziewiętnaście czy dwadzieścia lat, dlaczego o swoim pochodzeniu przypomniał sobie dopiero teraz. Otrzymał polskie obywatelstwo, niech gra w reprezentacji, jednak za decyzją piłkarza była jakaś dynamika zdarzeń. Posiadanie polskiego obywatelstwa sprawia, że Cash w krajach Unii Europejskiej łatwiej znajdzie klub, występy w reprezentacji zwiększą jego wartość – jest tu miejsce na spekulacje menedżerów zawodnika. Ja nazywam się Zbigniew Boniek i mam swoje zdanie w tym temacie.

Znów inne niż Kulesza.
Zastałem federację analogową, a zostawiłem cyfrową, dostałem karuzelę, a zbudowałem lunapark. Związek dobrze działa, choć widzę, że jest grupa ludzi, która zamierza doprowadzić do konfliktu na linii Boniek – Kulesza. Ja prezesem PZPN byłem i nie zamierzam wchodzić w żadne spory z Czarkiem. A różnica zdań? Każdy może mieć swoją opinię. Spotkałem się kilka dni temu z Czarkiem na kawie, bardzo przyjemna rozmowa.

Na posiedzeniach zarządu PZPN też pan się pojawia – tak było we wrześniu i październiku.
Jestem honorowym prezesem PZPN i przysługuje mi takie prawo, gwarantuję, że na wszystkich nie będę. Posiedzenia zarządu nierzadko odbywają się dzień przed lub w dniu meczu reprezentacji, skoro wybieram się na spotkanie reprezentacji, dlaczego mam nie zajrzeć na zarząd? Głosu na nich nie zabieram. PZPN-owi mogę tylko pomóc, przecież jestem wiceprezydentem UEFA.

Nie sposób jednak uciec od wrażenia, że trzyma pan rękę na pulsie.
To, co pan mówi, to dla mnie czarna magia. Na posiedzeniach pojawia się też choćby przewodniczący Komisji Rewizyjnej, nie dyskutuje się na nich o jakichś tajemnicach. Jestem zapraszany na zarząd przez Czarka Kuleszę, to nie jest tak, że przychodzę nieproszony. Trzymanie ręki na pulsie w ogóle mnie nie interesuje.

Podczas pana kadencji często w federacji sprawdzano czy w siedzibie federacji nie są zainstalowane podsłuchy?
Kilka razy przeprowadzaliśmy kontrolę, także po wizycie w biurach Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Nic nie wykazała. Nie wiem, jak podejść do sytuacji, do której doszło w PZPN. Jeżeli ja zobaczę otwarte mieszkanie, nie wejdę do środka, by je okradać. Do takiego zachowania trzeba mieć w sobie syndrom złodzieja. Podobnie jest z zakładaniem podsłuchu – trzeba być specyficznym człowiekiem, aby zdecydować się na taki ruch. Normalni ludzie nie myślą o takich sprawach, nawet nie wiedzą, jak się za to zabrać. Słyszę, że za mojej kadencji nie dochowano procedur bezpieczeństwa, ale pod moją nieobecność w siedzibie PZPN nikt nie miał prawa wejść do mojego gabinetu bez zgody. Oczywiście można wprowadzić procedury bezpieczeństwa jak w Sejmie, ale wówczas zamiast na polską piłkę pieniądze będą wydawane na firmy zabezpieczające.

To prawdopodobny awans biało-czerwonych do baraży o mundial będzie nosił imię Zbigniewa Bońka czy Cezarego Kuleszy?
Dopóki Paulo będzie trenerem reprezentacji Polski, czy ktoś chce, czy ktoś nie chce, drużyna będzie zawsze lekko bońkowa. Przy porażce stanie się nawet bardzo bońkowa. Dopiero gdy selekcjonerem przestanie być Sousa, drużyna straci bońkowe zabarwienie. Przede wszystkim jednak awans będzie sukcesem zawodników i trenera. Natomiast byłoby mi przyjemnie, gdyby Czarek zaczął prezesurę od awansu na mundial.

(…)

TRZĘSIENIE ZIEMI W LEGII. Rozstanie z klasą


Czesław Michniewicz po porażce z Piastem Gliwice został zwolniony z funkcji pierwszego trenera Legii Warszawa. Akurat takiego scenariusza można było się spodziewać kilka dni wcześniej. Zastąpił go dość niespodziewanie Marek Gołębiewski, dotychczasowy trener drugiej drużyny mistrzów Polski, który zaprowadził już nowe porządki w zespole ze stolicy.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI

Wydaje się, że ta decyzja Dariusza Mioduskiego była nieunikniona. Prezes Legii w zasadzie co roku w okolicach jesieni decyduje się na ścięcie głowy trenera. Jedynym szkoleniowcem za kadencji obecnego właściciela stołecznego klubu, któremu udało się przepracować całą pierwszą część sezonu, był Aleksandar Vuković, który mimo odpadnięcia z europejskich pucharów z Rangersami dostał kredyt zaufania.

(…)

Michniewicz przesiedział całe spotkanie w Gliwicach przyklejony do ławki rezerwowych. Przez ponad rok, kiedy pracował w Warszawie, taka sytuacja nie zdarzyła się ani razu. CM zawsze stał przy linii, instruował zawodników, motywował, wprowadzał na bieżąco korekty. Na Piaście tego nie było. Kamery stacji Canal+ uchwyciły nawet reakcję na kontaktowego gola Ernesta Muciego – Michniewicz siedział niewzruszony, a zespół próbował napędzić dyrektor drużyny Konrad Paśniewski. Na pomeczowej konferencji szkoleniowiec wyszedł, przeprosił kibiców i poprosił o niezadawanie pytań. Wiedział, co go będzie czekało za kilkanaście godzin, więc po prostu wywiesił białą flagę. Sztab zabrał do Gliwic tylko pięciu rezerwowych, w tym drugiego bramkarza. W 16 osób można było spokojnie jechać na ten wyjazd czterema autami osobowymi, jak to się robi w niższych ligach przy brakach kadrowych…

Legia oficjalnie poinformowała o zakończeniu współpracy z Michniewiczem w poniedziałkowe popołudnie. Jak można było usłyszeć w Książenicach, do rozstania doszło z klasą, nie było żadnych złości z którejkolwiek strony, co przecież zdarzało się w przeszłości. Kolejni pracownicy dziękowali Michniewiczowi za profesjonalną współpracę.

Dlaczego doszło do takiego ruchu? W Legii uznano, że trener nie ma już pomysłu, jak wyciągnąć zespół z ligowego kryzysu, w jakim warszawianie nie byli od lat. Tłumaczenia o grze co trzy dni wydawały się już nudne i schematyczne. Drużyna miała olbrzymi problem z kreowaniem sytuacji i strzelaniem goli, choć akurat w meczu z Piastem tych okazji do zdobycia bramki było naprawdę sporo. Mahir Emreli jednak zamiast trafiać do siatki, obijał słupki, których na koncie ma więcej niż ligowych trafień.

Wracając do Michniewicza: szkoleniowiec ma ważny kontrakt z klubem do końca sezonu i formalnie wciąż będzie pobierał wynagrodzenie. Jak donosi TVP Sport, trener otrzymał od mistrzów Polski ofertę, w ramach której można rozwiązać umowę przedwcześnie. Poprzednik Michniewicza – Aleksandar Vuković – na takie rozwiązanie się nie zgodził i do 30 czerwca przyszłego roku będzie otrzymywał pensję ze stołecznego klubu. Były selekcjoner polskiej młodzieżówki dostał czas do namysłu i teraz to on musi zdecydować, czy chce otrzymać niepełną kwotę kontraktu z miejsca, czy jednak woli poczekać do zakończenia sezonu i co miesiąc dostawać swoje miesięczne wynagrodzenie (nieoficjalnie mówi się o kwocie ok. 100 tys. złotych za miesiąc). Najbliższy współpracownik Michniewicza – Kamil Potrykus – pożegnał się z klubem na początku poprzedniego tygodnia. Pozostali członkowie sztabu byłego już trenera pozostają w stolicy. Profesor Zbigniew Jastrzębski, który zajmował się przygotowaniem motorycznym, pozostaje do dyspozycji klubu, a Przemysław Małecki, Alessio De Petrillo i Robert Musiałek zostali dołączeni do nowego sztabu

(…)

SMUTNY ROK DLA ANGLII, SMUTNY DLA FUTBOLU. Samotne Trzy Lwy


Z jedenastki, która 30 lipca 1966 roku wyszła na Wembley by zagrać i wygrać z Niemcami finał mistrzostw świata, zostało już tylko trzech herosów. Jesień tego roku była okrutna – w ciągu kilku dni września odeszli Jimmy Greaves i Roger Hunt. Z całej mundialowej, 22-osobowej kadry Anglików, zostało ledwie siedmiu zawodników.

ZBIGNIEW MUCHA

Angielskich fanów w ciągu ostatnich miesięcy dopadały smutne informacje jedna po drugiej. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku odszedł znakomity bramkarz Ray Clemence, chwilę później legenda Manchesteru City i uczestnik meksykańskiego mundialu – Colin Bell. Głośno było również o śmierci Phila Chisnalla – ponoć ostatniego piłkarza, który zdecydował się na przeprowadzkę z Manchesteru United do Liverpoolu. Kiedy zaś reprezentacja Anglii w lipcu szykowała się do meczu o złoto mistrzostwo Europy z Włochami, nadeszła wieść o śmierci Paula Marinera. Były napastnik Ipswich Town w czasach największej świetności klubu i zdobywca 15 bramek dla drużyny narodowej zmagał się z nowotworem mózgu.

Skończyło się teraz

Futbol latem 2021 roku nie wrócił więc do domu. Drużyna Garetha Southgate’a nie dała rady Italii. Wciąż jedynym wielkim triumfem angielskiej piłki reprezentacyjnej jest ten sprzed 55 laty, gdy na Wembley ekipa spod znaku Trzech Lwów pokonała RFN. Dla Brytyjczyków to wciąż największy powód do chwały. Lekceważenie innych i domniemywanie własnej wielkości, zostało tylko raz potwierdzone na boisku – właśnie 30 lipca 1966 roku.

To był jeden z najbardziej niezwykłych meczów w historii futbolu. Wembley pomagało Anglikom, ale Niemcy mieli mocny skład. Remis po 90 minutach przyniósł konieczność rozegrania dogrywki. Reszta jest znana. Strzał Geoffa Hursta, piłka odbita od poprzeczki i spadająca na linię bramkową, a może za nią? Sędzia główny konsultujący sytuację z liniowym, którym był Tofik Bachramow ze Związku Radzieckiego. Nic lub niewiele widział, potwierdził jednak, że był gol. Spekulowano, że zrobił to w ramach zemsty na Niemcach za krzywdy wojenne. Hurst z kolei zapewniał, że piłka spadła metr za linią. Po latach inżynierowie z Oxfordu niby zmierzyli, że spadła na linii, zabrakło sześciu centymetrów by przekroczyła ją całym obwodem, pewności jednak nie ma do dziś. Mecz to więc legendarny. Mecz, w którego końcówce, przy stanie 3:2 na boisku pojawili się kibice myśląc, że to już koniec. Słynne słowa komentatora BBC Kennetha Wolstenhome’a: „Oni sądzą, że wszystko już się skończyło… Skończyło się teraz…” weszły do angielskiej popkultury, pojawiały się później w piosenkach, dawały tytuł programom telewizyjnym. Pomiędzy jednym a drugim zdaniem wypowiedzianym z angielską flegmą przez Wolstenhome’a, Hurst trafił po raz ostatni i skompletował hat-tricka. Kibice byli już na płycie, rzecz nie do wyobrażenia dzisiaj. Zdruzgotany zdobywca pierwszej bramki dla Niemców Helmut Haller zabrał piłkę i uciekł do szatni – nie oddał jej ani sędziemu, ani żadnemu z Anglików. Zwrócił po 30 latach, gdy wykupił ją od niego za 100 tysięcy funtów „Daily Mirror”. Zamiast do Hursta, futbolówka trafiła ostatecznie do muzeum.

Czy można się zatem dziwić, że ci, którzy dokonali niezwykłego i przyprowadzili futbol do domu, zostali obdarowani tytułami, także szlacheckimi, cieszą się do dziś statusem legend? Dla Anglików są święci. I dlatego z taką estymą bywają żegnani, gdy odchodzą. A odeszli już prawie wszyscy.

Wrzesień był wyjątkowo okrutny – 19-tego dnia miesiąca, w wieku 81 lat, zmarł Jimmy Greaves. Zmagał się z powikłaniami po przebytym dawno temu udarze. Najmłodszy w historii ligi angielskiej piłkarz, który osiągnął granicę stu goli, a uczynił to mając niespełna 21 lat. Wpisał się do kronik klubowych Chelsea, ale przede wszystkim Tottenhamu. W drużynie narodowej trafił 44 razy w 57 meczach. Lepsi są tylko Wayne Rooney, Bobby Charlton i Gary Lineker. Z kolei 27 września odszedł Sir Roger Hunt – strzelec trzech goli na pamiętnym dla Anglików World Cup. Miał 83 lata, długo chorował. Jeśli Greaves stał się za życia legendą klubów londyńskich, to Hunt był wielkim liverpoolczykiem. Dla The Reds zdobył prawie 300 bramek. – Nie miał sobie równych jeśli chodzi o historię Liverpoolu – zawyrokował Juergen Klopp.

Wybitni zawodnicy odeszli właściwie jeden po drugim. Wiosną ubiegłego roku miał miejsce podobnie czarny moment – w ciągu pięciu dni zmarli rezerwowy bramkarz Anglików na MŚ ’66 – Peter Bonetti z Chelsea oraz związany niemal przez całą karierę z Leeds United – Norman Hunter, który przegrał walkę z koronawirusem.

(…)

WSZYSTKIE TEKSTY ZNAJDUJĄ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (nr 44/2021)

SPIS TREŚCI:

4. TEMAT TYGODNIA: LEWY, MESSI, JORGINHO, A MOŻE KTO INNY? DLA KOGO ZŁOTA PIŁKA?
8. 90 MINUT ZE ZBIGNIEWEM BOŃKIEM
12. TRZĘSIENIE ZIEMI W LEGII
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. PUCHAR POLSKI: LECHIA ZA BURTĄ
17. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
18. DOGRYWKA Z MATEUSZEM WDOWIAKIEM
20. JESIENNE ODKRYCIA W 1. ORAZ 2. LIDZE
24. DOGRYWKA Z WŁODZIMIERZEM LUBAŃSKIM
26. TWO ANGRY MEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. CHRISTOPHER NKUNKU OD A DO Z
30. CO SŁYCHAĆ W KOLONII?
32. NIE TYLKO HOENESS, CZYLI KRYMINALNA BUNDESLIGA
35. UWAGA NA AJAX!
36. PRZEJĘCIA PO ANGIELSKU
38. JAK ZACZYNALI TRIUMFATORZY LIGI MISTRZÓW
40. TRENERZY W LA LIGA
42. WŁOSZCZYZNA TOMKA LIPIŃSKIEGO
44. SAMOTNE TRZY LWY – ODCHODZĄ MISTRZOWIE ’66
47. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO
48. WP W PN
50. PIŁKA W TV
51. KORESPONDENCJA Z ALBANII
52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: GRANDE TORINO



Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024