Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

W kioskach i salonach prasowych czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty dwóch tekstów i dwóch wywiadów, które dla każdego kibica futbolu powinny być pozycjami obowiązkowymi. To jednak nie wszystko, bo 50. tegoroczny numer jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!






90 MINUT Z DOMAGOJEM ANTOLICIEM. MODRIĆ O MNIE NIE NAPISZE


W tym sezonie w końcu gra na miarę oczekiwań. Chorwat przyszedł do Legii po 18 latach – z małymi przerwami – spędzonych w Dinamie Zagrzeb. Opowiada o hejcie, roli Romeo Jozaka w jego karierze, oraz o znajomym z boiska, który rok temu otrzymał Złotą Piłkę.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI


(…)

Przez kilka poprzednich miesięcy musiałeś sobie radzić z hejterami.
Staram się nie czytać komentarzy i opinii na swój temat. Wiadomo, że nie da się od tego kompletnie odciąć i masz czasami wrażenie, że ludzie mają do ciebie pretensje, często zasłużone, ale trenerzy, drużyna, inni pracownicy – wszyscy nakręcają cię pozytywnie i to pomaga odciąć się od niektórych głosów. Nie mam problemu, kiedy ktoś komentuje moje występy, ale dla mnie i tak najważniejszą opinię wydaje trener. Jeśli on jest zadowolony, wszystko jest w porządku.

(…)

Jesteś zadowolony z sześciu występów w reprezentacji?
Jestem dumny, że zagrałem w drużynie narodowej. W środku pola reprezentacji Chorwacji jest naprawdę olbrzymia konkurencja, a takie nazwiska jak Modrić, Brozović czy Kovacić zna przecież każdy.

Pamiętasz swój debiut?
Graliśmy z Argentyną, wyszedłem w pierwszym składzie. Selekcjoner dał szansę wielu zawodnikom z ligi chorwackiej, ponieważ cztery dni później kadra narodowa grała bardzo ważny mecz w eliminacjach mistrzostw Europy przeciwko Włochom. To było doskonałe doświadczenie zagrać przeciwko Leo Messiemu, Sergio Aguero czy Angelowi Di Marii. Do przerwy prowadziliśmy 1:0, dobrze się prezentowaliśmy, ale ostatecznie przegraliśmy 1:2.

Grałeś w jednej drużynie z Modriciem, Corluką, Mandżukiciem, Vrsaljko, Lovrenem, Perisiciem czy Brozoviciem. Trochę się tych gwiazd nazbierało.
Niektórzy są starsi, jak chociażby Mandżukić czy Modrić. Ja byłem bardzo młody, kiedy wchodziłem do szatni pierwszego zespołu Dinama. Do dzisiaj mam kontakt z Kramariciem, Milanem Badeljem, Pjacą czy Marko Rogiem.

Spodziewałeś się, że zagrasz kiedyś w jednym teamie z triumfatorem Złotej Piłki?
W Dinamie zagraliśmy chyba tylko raz przez kilka minut i raz zdarzył nam się wspólny występ w reprezentacji. On zawsze wyglądał na gościa z innej planety niż wszyscy. Kiedy jedenaście lat temu byś mi powiedział, że Modrić wygra Złotą Piłkę, poważnie bym się nad tym zastanowił, bo byłem przekonany, że zrobi wielką karierę. Wiem, że w telewizji wygląda trochę inaczej, ale Luka potrafi być przywódcą. Prywatnie jest świetnym człowiekiem, jest inteligentny, a teraz pisze książkę. Kupię na pewno, bo pewnie odsłoni trochę tajemnic z życia prywatnego i kariery.

Znajdzie się w niej miejsce dla ciebie?
Nie wydaje mi się. Zagraliśmy wspólnie dwa mecze. Jeśli każdemu zawodnikowi, z którym Luka zagrał, miałby poświęcić zdanie, napisałby książkę, która miałaby ponad tysiąc stron. 

(…)


***

DOGRYWKA Z ARTUREM SKOWRONKIEM. MOGŁEM ZASTĄPIĆ TRENERA BRZĘCZKA


Odrzucił ofertę Wisły Płock, z Zagłębiem Lubin rozmawiał, ale na Dolnym Śląsku postawili na Martina Sevelę, a on za popularność wśród klubów Ekstraklasy zapłacił posadą w pierwszoligowej Stali Mielec. Ale jest! Po pięciu latach wrócił do Ekstraklasy. Tylko dlaczego do ostatniej w tabeli Wisły Kraków?

PRZEMYSŁAW PAWLAK


Dobrze pan przemyślał propozycję pracy w Wiśle?
Naturalnie. Rozważyłem argumenty za i przeciw – widzę dużo punktów za tym, aby zespół wyszedł z kryzysu – odpowiada Artur Skowronek. 

Na czym pan opiera optymizm, co pan widzi, czego inni nie widzą?
Mecz z Lechią Gdańsk pokazał, że zespół dzieli cienka linia od przełamania. Podejmowanie decyzji o związaniu się z Wisłą zacząłem od analizy zawodników. I wiem, że to nie jest drużyna na ostatnie miejsce w tabeli. A więc skład, piłkarze – to przede wszystkim widzę. Wiemy też, co chcemy zrobić zimą, wiemy, gdzie zespół potrzebuje wzmocnień. Ale zanim to się stanie – przed nami kilka meczów w grudniu. Kluczową sprawą jest zapunktowanie, żeby przed drugą częścią sezonu pozycja startowa była możliwie najlepsza, co z kolei przełoży się też na negocjacje z nowymi zawodnikami. To, plus odpowiednie przygotowanie zespołu pozwoli mu się odkręcić. 


Zastanawiam się czy podjęcie pracy w Wiśle to z pana strony manifestacja pewności siebie, przekonanie, że pan utrzyma drużynę, czy może jednak akt desperacji, chęć zaistnienia w Ekstraklasie?
Trener w trakcie sezonu obejmuje zazwyczaj zespół w trudnej sytuacji – czyż nie? Przecież tylko takie drużyny potrzebują zmian. Nie ma to niczego wspólnego z desperacją. Zapracowałem sobie na taką pozycję, że zapewne mógłbym jeszcze poczekać i oferta z Ekstraklasy by nadeszła. Wiśle Kraków się jednak nie odmawia. 

(…)

Czyli za pół roku nie będzie pan miał wpisanych dwóch spadków z Ekstraklasy?
Nie biorę tego nawet pod uwagę. Zwłaszcza, że szybko złapałem kontakt z zespołem. Zmierzamy we właściwym kierunku. Każda dobra praca się obroni. Mam nadzieję, że przy następnej rozmowie będzie miał pan więcej wiary w moje umiejętności.

A czy przypadkiem najpewniejsza, bo Stal zdaje się być dobrze poukładana, choć nie najkrótsza droga do Ekstraklasy, nie prowadziła jednak przez Mielec?
Temat organizacji pracy w Wiśle i Stali może zostawmy… To po pierwsze. A po drugie, absolutnie czuję, że wykazałem się lojalnością w trakcie pracy w Mielcu. Odmówiłem dwa razy Wiśle Płock – raz, gdy trenerem przestał być Jerzy Brzęczek, później mogłem zastąpić Leszka Ojrzyńskiego. Druga oferta była bardzo konkretna, prezes Jacek Kruszewski na stole położył dwuletni kontrakt. Działo się to miesiąc przed moim zwolnieniem ze Stali. Zostałem w Mielcu, chciałem tam zrealizować projekt Ekstraklasa. O czymś to świadczy. 

(…)


***

TAJNA BROŃ SZWEDÓW. DEJA(N) VU


To najgorętsze z nowych nazwisko w Serie A. Prawie tak samo długie jak Ibrahimović, ale brzmiąco bardziej po polsku niż bałkańsku. Jak dobrze pójdzie to obaj Szwedzi jeszcze w tym sezonie spotkają się w derbach Mediolanu.

TOMASZ LIPIŃSKI


Byłoby to 9 lutego. Zlatan, o którego powrót do Milanu modlą się wszyscy kibice czerwono-czarnych, już zdążyłby załatwić wszystkie formalności, a nawet w kilku kolejkach porządzić w swoim niepodrabialnym stylu. Ten drugi, o całe pokolenie młodszy, stałby się jednym z głównych bohaterów styczniowego okresu transferowego. Z Atalanty via Parma trafiłby do Interu. Tego bardzo by sobie życzył Antonio Conte i cena 30 milionów euro, a może więcej, nie grałaby roli. Tym bardziej że do przetargu stanie również Juventus. 

Tyle, ile Reca

Dla zdecydowanej większości juniorów, nawet tych bardzo zdolnych i uważanych za perełki, przeskok do futbolu seniorskiego w tym najlepszym wydaniu kończy się podtopieniem i potem na zawsze wyjściem z tego basenu. Zdarzają się jednak wyjątki i do nich właśnie należy Dejan Kulusevski vel Kuluszewski. W 2019 roku, w którym w kwietniu obchodził 19. urodziny, udało mu się wszystko, o czym mógł śnić, bo chyba na jawie nie ośmieliłby się nawet marzyć. W kolejności zdobywał więc następujące przyczółki: zadebiutował w Serie A, dostał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Szwecji, wygrał mistrzostwo Włoch juniorów, zostając najlepszym piłkarzem turnieju finałowego, strzelił pierwszego gola w Serie A i na jednym nie poprzestał, zadebiutował w pierwszej reprezentacji Szwecji, podniósł swoją rynkową wartość do rzeczonych 30 milionów euro, znalazł na liście życzeń Interu i Juventusu. 

Jeszcze w poprzednim sezonie wprawdzie częściej pojawiał się na treningach pierwszego zespołu Atalanty niż juniorów, ale grał zdecydowanie rzadziej. Gian Piero Gasperini uchylił mu delikatnie drzwi prowadzące na boisko trzy razy, tyle samo co Arkadiuszowi Recy, zresztą obaj debiutowali w tym samym dniu. 20 stycznia rudowłosy nastolatek przywitał się z Serie A 18 minutami z Frosinone. Poprawił cztery tygodnie później z Milanem i także w lutym najdłużej przebywał na murawie z Torino. Jeśli był szczęśliwy wchodząc w 18 minucie za kontuzjowanego Robina Gosensa, to mina mu zrzedła w 71 minucie na widok wędki. W pierwszym zespole jeszcze był płotką, za to w Primaverze od dawna wielorybem. 

W Bergamo słyną na cały kraj z wyszukiwania talentów i ich szlifowania. Drużyny juniorskie odnoszą sukcesy w różnych kategoriach wiekowych, i najlepsi wychowankowie trafiają na krócej lub dłużej do pierwszej drużyny. Kulusevskiego skauci wypatrzyli na turnieju piętnastolatków w Piemoncie, gdzie przyjechał z Brommapojkarna. Tak naprawdę nie trzeba było być specjalnie wprawionym skautem, żeby akurat na niego zwrócić uwagę. 

(…)


***

KIEDY KARTY ROZDAWAŁ BIAŁY PELE. WIECZNIE ŻYWI


13 grudnia 1981 pozostaje dla Polaków datą traumatyczną. Tego dnia rano komunistyczny reżim ogłosił wprowadzenie stanu wojennego – na ulice wyjechały czołgi, wyłączono telefony, rozpoczęła się pacyfikacja społeczeństwa. Kilka godzin później w Tokio zaczął się mecz, który w Polsce nikogo już nie interesował.

ZBIGNIEW MUCHA


(…)

Nim narodził się wielki Diego Maradona, za najlepszego na świecie, a w Ameryce Południowej na pewno, uważany był właśnie Biały Pele. Ni to pomocnik, ni napastnik, graczem był znakomitym. Pokazał się światu na mundialu w Argentynie, a potrafił wszystko: rozgrywać i strzelać, dryblować i bić rzuty wolne. A do tego myśleć szybciej od innych, podawać zaś tak, jak mało kto. Kim był dla Flamengo człowiek, który za życia dorobił się pomnika pod stadionem? Był twarzą i symbolem, był świetnie opłacanym idolem, dla którego zapełniała się Maracana. A w Ameryce Południowej nie żałowano dolarów na swoje gwiazdy. W roku 1981 najwyższe kontrakty piłkarskie obowiązywały niby w Bundeslidze, ale nawet tamtejsi krezusi byli dwa razy ubożsi niż Maradona w Boca Juniors, którego gaża przekraczała milion dolarów rocznie. Z kolei Zico był perełką Flamengo i na jego wielką pensję składały się wielkie firmy. Pozostawał łakomym kąskiem dla Europy, zwłaszcza rosnących w siłę, z rozbudzonymi apetytami klubów włoskich. Kiedy Europa chciała „ukraść” Santosowi prawdziwego Pelego, rząd Brazylii ogłosił go skarbem narodowym. Zico pozostawał skarbem co prawda bardziej lokalnym, ale owa lokalność była na tyle istotna, że gdy AC Milan wystosował konkretną ofertę, Flamengo potrafiło odwieść idola od pomysłu zamiany koszulki w poziome czerwono-czarne pasy na pionowe w identycznym ubarwieniu. Na nic zdały się pieniądze i namowy wiceprezydenta Milanu Gianniego Rivery. Milan oferował klubowi z Rio 

1,8 miliona dolarów i 1,2 samemu piłkarzowi za podpis – sumy wówczas astronomiczne. Pieniądze, które skusiłyby niemal każdego gracza z Kraju Kawy, ale niekoniecznie skromnego, żyjącego wręcz ascetycznie, Zico. To nie był Paulo Roberto Falcao, który po transferze do Romy stał się niekoronowanym Królem Rzymu, celebrytą romansującym z piękną, choć sporo starszą od siebie dziewczyną Bonda, czyli Ursulą Andress. Zico był inny, ożeniony z przyjaciółką z dzieciństwa, zakochany w Rio i Flamengo. Na wszelki jednak wypadek, dzięki darowiźnie Coca-Coli i sprzedaży części nieruchomości, klub uzbierał kwotę, która miłość Zico do Rio miała uczynić silniejszą, a nowy dwuletni kontrakt wart był 1,5 miliona dolarów. 

Warto było jednak ponieść takie nakłady. Na okładce oficjalnego programu meczu finałowego o Puchar Interkontynentalny Anno 1981 znaleźli się właśnie Zico oraz Kenny Dalglish. U Anglików gwiazd było więcej, bo i Graeme Souness i Terry McDermott – najlepszy piłkarz sezonu 1979-80 w Anglii. Właściwie gdzie nie spojrzałeś – tam wieża, żadnych pionków. Tymczasem na boisku istniał tylko biały hetman Zico, choć akurat klucze do efektownej Toyoty Cariny otrzymał zdobywca dwóch bramek – Nunes. To był nokaut – już do przerwy Flamengo wbiło trzy gole i wyniku przypilnowało do końca. Nawet jeśli dla Anglików będących akurat w środku najgorętszego okresu w rodzimej lidze wyprawa do Japonii była złem koniecznym, to jednak mecze o Puchar Interkontynentalny były o wiele bardziej prestiżowe niż dzisiejsze klubowe mistrzostwa świata. Liverpool nie zamierzał odpuszczać, zmierzył się jednak z siłą

(…)



WSZYSTKIE TEKSTY I WYWIADY ZNAJDZIECIE W NOWYM (50/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”





Co jeszcze można znaleźć w nowym tygodniku:

4. TEMAT TYGODNIA: REPREZENTACJA 100-LECIA POLSKIEGO ZWIĄZKU PIŁKI NOŻNEJ JUŻ ZNANA

8. ROBERT LEWANDOWSKI A ZŁOTA PIŁKA

9. PRZEGLĄD WYDARZEŃ I PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA

10. 90 MINUT Z DOMAGOJEM ANTOLICIEM 

15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”

16. DOGRYWKA Z ARTUREM SKOWRONKIEM, TRENEREM WISŁY KRAKÓW

18. NIEZGODA I LAVICKA, CZYLI NAJLEPSI W LISTOPADZIE W PKO BANK POLSKI EKSTRAKLASIE 

20. JACH I PETRASEK – WIEŻE CZĘSTOCHOWY 

22. JOHN LUNDSTRAM – BOHATER NIEOCZYWISTY 

24. ANGIELSKIE KLIMATY MICHAŁA ZACHODNEGO

26. 2ANGRYMEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI

28. KILERZY ZA 5 BANIEK – ZABÓJCZY DUET ALAVES

31. ZAMIESZANIE W HISZPANII: CO Z TYM SELEKCJONEREM?

32. JESUS CUDOTWÓRCA STOI ZA SUKCESAMI NAJLEPSZEGO ZESPOŁU AMERYKI POŁUDNIOWEJ

34. ROK 1981 – NIEŚMIERTELNA LEGENDA FLAMENGO 

36. NA CO STAĆ BAYER LEVERKUSEN?

37. PRZED KLUBOWYMI MISTRZOSTWAMI ŚWIATA

38. MLS PO KANADYJSKU: SUKCES W TORONTO, NADZIEJE W MONTREALU 

43. NAJLEPSI Z NAJLEPSZYCH – JESIENNE PODSUMOWANIA W 1 I 2 LIDZE

48. WP W „PN” 

51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO

52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: CHELSEA LONDYN 1997-98 


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024