Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

W kioskach i salonach prasowych czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty dwóch tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż pierwszy tegoroczny numer jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!




OD SYNOWCA DO LEWANDOWSKIEGO. BIAŁO-CZERWONY KAPITAN


Byli przypadkowi i etatowi. Byli tacy, o których się nie pamięta i tacy, którzy pozostają symbolami polskiego futbolu. Kapitanami reprezentacji Polski zostawali piłkarze przeciętni i zjawiskowi. Jedni byli dowódcami w czasach kryzysu, inni na tacy roznosili mundialowe medale.

ZBIGNIEW MUCHA


Było ich 122. Tak wyliczyli dokumentaliści spod znaku GiA. Najwięcej razy (57) zespół narodowy na boisko wyprowadzał – i to akurat ważne kryterium – Kazimierz Deyna. Liderem wśród biało-czerwonych kapitanów na wielkich imprezach – mistrzostwach świata, Europy, piłkarskich turniejach olimpijskich – również jest legendarny pomocnik Legii Warszawa, który z opaską na ramieniu rozegrał 18 mistrzowskich meczów. Za nim, lecz daleko w tyle kroczą Robert Lewandowski (8) oraz Włodzimierz Lubański i Władysław Żmuda (po 7). 

Kapitan z Moskwy

Tym pierwszym, historycznym kapitanem, w meczu z Węgrami w 1921 roku, był doświadczony Tadeusz Synowiec. Postać ciekawa – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego grę w piłkę łączył z pracą w „Przeglądzie Sportowym” i dopóki ten swoją redakcję miał w Krakowie, Synowiec piastował nawet funkcję redaktora odpowiedzialnego. Wielkimi przedwojennymi kapitanami byli Henryk Reyman (igrzyska olimpijskie w Paryżu) i Józef Kałuża, a także poloniści: Władysław Szczepaniak – kapitan na pierwszym „polskim” mundialu i niezwykły Jerzy Bułanow. Urodzony w Moskwie, zmarły w Buenos Aires, wraz z rodziną uciekł z Rosji do Polski po rewolucji październikowej i triumfie bolszewików, a po II wojnie światowej bojąc się zemsty sowietów, musiał uciekać i z Polski, i jeszcze dalej – za ocean. Kiedy zbliżał się argentyński mundial, 75-letni już emigrant Bułanow uczył dzieci polonusów hymnu polskiego, szył nasze flagi, z niecierpliwością szykując się na przyjazd biało-czerwonej ekipy, którą 16 razy wyprowadzał na boisko. I był także mundialowym korespondentem „Piłki Nożnej”…

Z kolei idol Chorzowa Gerard Cieślik jako pierwszy w historii polskiego futbolu w roli kapitana zaliczył przynajmniej 20 spotkań. Od czasów Włodzimierza Lubańskiego datują się pierwsze międzynarodowe sukcesy polskiej piłki – to napastnik Górnika Zabrze był kapitanem na igrzyskach w 1972 roku. Po fatalnej kontuzji odniesionej w meczu eliminacyjnym z Anglią, wykluczającej go z reprezentacji na dłuższy czas, opaskę przejął Deyna. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii dowodził drużyną na trzech wielkich imprezach, w tym dwóch mundialach. Co ciekawe, przed Weltmeisterschaft ’74, kapitanem przyszłych medalistów wybrano ponoć Roberta Gadochę, niemniej Deyna nie odpuścił – to przecież on kończył w tej roli eliminacje, to on pod nieobecność Lubańskiego nosił opaskę na Wembley, i to on ostatecznie został kapitanem na mundialu.

(…)


***

90 MINUT Z TOMASEM PRIKRYLEM. TRZY PODEJŚCIA SIGMY

W sezonie 2018-19 Tomas Prikryl był jednym z najlepszych zawodników ligi czeskiej, więc Jagiellonia Białystok sprowadziła go z FK Mlada Boleslav. W Polsce jeszcze nie pokazał pełni możliwości, choć statystyki ma przyzwoite.

PAWEŁ GOŁASZEWSKI


Wychowałeś się w Sigmie Ołomuniec, która wysłała w świat kilku ciekawych zawodników, jak na przykład Tomasa Ujfalusiego, Tomasa Kalasa czy Romana Hubnika.
W piłkę zaczynałem grać w Velkym Tyncu, a dopiero później trafiłem do Sigmy, najpierw do zespołów młodzieżowych, a później przeszedłem do pierwszej drużyny.

Sigma cię wypatrzyła czy sam próbowałeś się dostać poprzez testy?
Graliśmy turniej szkolny McDonald’s Cup, który jest bardzo popularny w Czechach. Miałem osiem czy dziewięć lat, grałem ze starszymi kolegami i ze swoją szkołą ograliśmy szkołę sportową z Ołomuńca, współpracującą z Sigmą. Trenerzy uważnie obserwowali zawodników, po ostatnim meczu jeden z nich przyszedł do mnie, zostawił wizytówkę i poprosił, aby rodzice skontaktowali się z klubem. Pobiegłem podekscytowany do domu, przekazałem wizytówkę tacie. Tata jednak kazał podejść do tego bardzo spokojnie, schował karteczkę i nie zadzwonił. Byłem zawiedziony. Rok później sytuacja się powtórzyła. Znowu grałem na tym samym turnieju i znowu podszedł do mnie ten sam trener i zapytał, co się stało, że się nie odezwaliśmy. Wziąłem po raz kolejny wizytówkę, poleciałem do domu i prosiłem, aby tata tym razem zadzwonił, bo naprawdę mnie chcieli. Ojciec jednak znowu nie wykonał telefonu. Po miesiącu trener przyjechał do nas na wioskę i szukał mojego domu, aby osobiście porozmawiać z tatą. Dopiero wtedy ojciec uwierzył, ale zanim usiadł z trenerem do rozmów, to jeszcze mnie ochrzanił.

Za co?
Trener Sigmy podjechał na boisko, gdzie grali starsi koledzy i zapytał gdzie mieszka Tomas Prikryl. Mój starszy brat pokazał, że gram mecz na boisku położonym kilkaset metrów dalej. Trener po chwili tam się pojawił. Pojechaliśmy do mnie do domu, a tata wkurzył się, że wsiadłem do samochodu obcego człowieka. 

Przeprowadziłeś się do Ołomuńca?
Nie, dojeżdżałem cztery razy w tygodniu – trzy treningi plus mecz. Woził mnie tata. Później przeniosłem się do szkoły sportowej w Ołomuńcu. Wtedy zacząłem dojeżdżać autobusem. Każdy dzień był taki sam: pobudka o szóstej, śniadanie, kilkadziesiąt minut podróży autobusem, lekcje, trening, powrót do domu około 18-19, nauka i do spania. W szkole podstawowej łatwo było to ogarnąć, gorzej było, kiedy wchodziło się w wiek gimnazjalny i pojawiały się różne pokusy…

Imprezowałeś?
Dopiero gdy miałem 18-19 lat zdarzały się wyjścia z kolegami, ale niezbyt często. 

(…)


***

TOP 110 NAJLEPSI EUROPEJSCY PIŁKARZE 2019 ROKU. CZERWONO-POMARAŃCZOWI


Właśnie te dwa kolory dominują w jedenastce europejskich gwiazd minionego roku. Liverpool, którego barwą jest czerwień, ma pięciu przedstawicieli, zaś pomarańczowa Holandia aż trzech!

LESZEK ORŁOWSKI


Ten pierwszy fakt specjalnego zdumienia nie budzi. Przecież Liverpool to nie tylko zwycięzca Ligi Mistrzów, ale już, na półmetku rozgrywek Premier League, jedną nogą mistrz Anglii sezonu 2019-20. Natomiast dominacja Holandii oczywiście zaskakuje, wszak kraj ten miał ostatnio chude lata. Jednak chyba dobiegły one końca, a poza tym dwaj Holendrzy stanowili filary The Reds z Anfield, zaś Ajax był sensacją Champions League. 

Ocenialiśmy oczywiście klasę indywidualną graczy reprezentujących kraje europejskie i grających w ligach naszego kontynentu (ranking przybyszów z innych lądów, czyli Top 55, zamieścimy w następnym numerze), ale mimochodem wyszła nam bardzo zręczna jedenastka gwiazd. Jest tam bowiem oprócz piątki (tym razem) z Liverpoolu, po jednym przedstawicielu mistrzów Anglii, Hiszpanii, Włoch, Niemiec i Francji, a na dokładkę gwiazdor rzeczonego Ajaksu, który latem przeprowadził się do Italii. 

Zachowujemy ustawienie 1-4-3-3, bo nadal jest najlepsze – stosuje je przecież Juergen Klopp w Liverpoolu. 

BRAMKARZE 

W przekroju całego roku prymat Ter Stegena nie podlega większej dyskusji, gdyż bronił zawsze dobrze, a czasami wybitnie, zaś pomyłki, które mu się zdarzyły, były bardzo rzadkie. Już jako młodzian wyróżniał się talentem do fruwania, a dziś trzeba go uznać za jednego z najlepiej grających nogami golkiperów w historii futbolu – konieczność przyjmowania i kopania piłki nie napawa go żadnym lękiem, a zgoła radością. Szczęsny ma umiejętność błyskawicznego dorastania do każdego wyzwania. Nie przestraszył się Juventusu, szybko poczuł się w tym wielkim klubie na swoim miejscu, między równymi sobie, broni z powagą i koncentracją, ale zarazem luzem. Oblakowi oczywiście nie można niczego zarzucić, być może nadal jest numerem jeden na świecie, ale jego gra w 2019 roku nieczęsto rzucała na kolana, robił swoje na bardzo wysokim poziomie.

Ta trójka wyraźnie górowała nad resztą, każdego z pozostałych wymienionych zawodników tak naprawdę mogłoby w ogóle nie być na liście, bo do każdego można się o coś grubego przyczepić. Jednak zasługi Llorisa w dotarciu Tottenhamu do finału Ligi Mistrzów są znaczne i niepodważalne. Courtois po słabej wiośnie jesienią bronił na poziomie kolegów z Barcy i Atletico. Handanović ożył wraz ze startem nowego projektu, jakby i w niego wraz z przyjściem Antonio Conte wstąpiły nowe siły i nowa wiara w to, że warto się starać. Kepa to jedyna nowa postać na liście, to znaczy debiutant, a nie gracz powracający po nieobecności. Talent ma wielki, umie też koncentrować się na ważne mecze. Cała Hiszpania boi się, że Luis Enrique w finałach ME postawi na mniej pewnego De Geę. Pickford ma mnóstwo pracy w słabym Evertonie, ale stosunkowo niewiele bramek obciąża jego konto. Za to w reprezentacji Anglii ma robotę lekką i niewyczerpującą. Rui Patricio w lidze angielskiej ustabilizował nie tyle swą klasę, bo ta nigdy nie budziła wątpliwości, co raczej renomę. Schmeichel wraca na poziom z czasów, gdy Lisy sięgały po mistrzostwo Anglii, a to dobry znak dla całego zespołu. 

(…)


***

WOLVERHAMPTON, CZYLI JAKOŚĆ, TEMPO I SPÓJNOŚĆ. WILCZY GŁÓD SUKCESÓW

Forma Liverpoolu jest w tym sezonie aspektem najbardziej imponującym. Determinację w dążeniu do pierwszego od 30 lat mistrzostwa kraju widać niemal w każdym meczu. Ale w ostatniej kolejce 2019 roku Wolverhampton zepchnął zespół Juergena Kloppa do defensywy i nie było wcale daleko od sensacji.

MICHAŁ ZACHODNY


To zresztą niespodzianki, które przestają zaskakiwać – tak można przecież powiedzieć o drużynie, która zdobyła komplet punktów z Manchesterem City, w świątecznym meczu z zespołem Pepa Guardioli wygrywając pomimo dwubramkowego deficytu. W piątym miesiącu rozgrywek, w 34. spotkaniu sezonu, pomimo ogromnych obciążeń dla nieprzesadnie szerokiego składu… Szukając kandydatów do gry w następnej edycji Ligi Mistrzów, nie należy lekceważyć Wolverhampton. Nawet w porażce 0:1 z Liverpoolem na koniec 2019 roku widać było w grze więcej jakości i spójności, niż we wcześniejszych derbach Londynu między Arsenalem i Chelsea.

Nic dziwnego, skoro zespół Wolverhampton przegrał w lidze tylko cztery spotkania na półmetku, równając do Leicester City i wyprzedzając w tym względzie wszystkich poza Liverpoolem. Zresztą jest jedna rzecz, której piłkarzom Nuno Espirito Santo zazdroszczą wszyscy, od Old Trafford przez Stamford Bridge aż do obiektów w północnym Londynie – umiejętność odrabiania strat. Niemal połowa dorobku punktowego Wolverhampton to efekt właśnie walki wobec możliwej porażki: zdarzało się często, że w meczach przegrywali (aż czternastokrotnie w dwudziestu kolejkach), ale tylko cztery razy nie udało im się ugrać choćby remisu.

Może jednak nie powinno być w tym wszystkim takiego zaskoczenia? W końcu Nuno Espirito Santo to doświadczony szkoleniowiec, którego kariera przed objęciem angielskiego klubu przebiegała modelowo: w Rio Ave osiągał wyniki ponad stan, grał w finałach obydwu krajowych pucharów, a w Valencii już w pierwszym sezonie pokonał Real Madryt oraz zajął czwarte miejsce w lidze. Nie dotrwał w tym klubie do końca długiego kontraktu, rezygnując już na początku kolejnych rozgrywek, lecz w tak niestabilnym klubie jego osiągnięcia oceniano pozytywnie. Fakt, że trafił do Wolverhampton, na zaplecze Premier League, był więc zaskoczeniem, choć już sam awans cztery kolejki przed końcem sezonu raczej spełnił oczekiwania, niż wprawił kogokolwiek w osłupienie. Wobec przewagi finansowej oraz imponujących transferów to był naturalny krok, podobnie jak imponujący sezon w roli beniaminka (siódme miejsce), czy wreszcie wytrzymywanie tempa do półmetka obecnych rozgrywek.

Wspomnienie o tempie jest kluczowe w opowieści o Wolverhampton. W tym roku piłkarze tego klubu odwiedzili już Armenię, Włochy, Turcję, Słowację i Portugalię, sezon zaczęli dwa tygodnie przed pierwszym meczem ligowym, na pozycję Nuno Espirito Santo nie wpłynął nawet początkowy kryzys, czyli zaledwie 4 punkty w sześciu kolejkach i pierwsza wygrana dopiero po tym okresie.

(…)


 

WSZYSTKIE TESTY I WYWIADY MOŻNA ZNALEŹĆ W CAŁOŚCI W 
NOWYM (01/2020) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”

 


Oto co jeszcze można znaleźć w nowej „Piłce Nożnej”:4. TEMAT TYGODNIA: BIAŁO-CZERWONY KAPITAN

9. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA

10. 90 MINUT Z TOMASEM PRIKRYLEM

12. NASZE NOMINACJE W KATEGORIACH: PIERWSZOLIGOWIEC ROKU I PIŁKARKA ROKU

15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”

16. RAPORT: EKSTRAKLASA NA TLE INNYCH LIG EUROPEJSKICH

18. MIERZEJ I INNI POMIJANI

20. DOGRYWKA Z JAKUBEM ŁABOJKO

22. SERGE GNABRY – GWIAZDA BAYERNU

24. WŁOSZCZYZNA TOMASZA LIPIŃSKIEGO

26. 2ANGRYMEN, CZYLI FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI

28. WILCZY GŁÓD SUKCESÓW

30. FRANK IDZIE NA ZAKUPY, CHELSEA SIĘ ZBROI?

31. POŻEGNANIE MARTINA PETERSA

32. TOP 110 – KLASYFIKACJA EUROPEJSKICH PIŁKARZY

37. KOEMAN MA KŁOPOT, BO POMARAŃCZE CHORUJĄ

38. GRUDZIEŃ W EUROPIE I KMŚ

41. DERBY M23 – NIENAWIŚĆ WE KRWI

48. WP W „PN”, CZYLI Z WIZYTĄ W LIVERPOOLU

52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: CZECHY 1996



„Piłka Nożna”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024