W kioskach, salonach prasowych, a także za pośrednictwem naszej aplikacji na Androida i IOS czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż siódmy tegoroczny numer jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!
BŁĘKITNY CZY CZERWONY FAWORYT LIGI MISTRZÓW? KLOPPOWIRUS
Wygranie Ligi Mistrzów przez inną drużynę niż jej zeszłoroczny triumfator byłoby sporą niespodzianką. Dawno nie było tak wyraźnego faworyta do końcowego zwycięstwa. Jednak wiadomo też, że do wzniesienia w górę uszatki niezbędna jest nie tylko wielka sportowa klasa zespołu, ale też i niemała porcja szczęścia, a fortuna bywa ślepa i może wskazać kogokolwiek. Bukmacherzy zaś wcale nie są zgodni, że wygra Liverpool.
LESZEK ORŁOWSKI
Nie raz zostało dowiedzione, że na podstawie jesiennej formy zespołów, które przebrnęły fazę grupową Ligi Mistrzów, nie ma sensu wróżyć o ich szansach na końcową wiktorię. Tym razem mamy do czynienia z sytuacją dosyć paradoksalną, że mianowicie przez dwa zimowe miesiące w większości ekip niewiele się zmieniło: silni pozostali silnymi, średni średnimi, a słabowici słabowitymi. Zyskały: Real, Bayern, Borussia, straciły Barca i Atletico, u reszty mniej więcej status quo.
Po raz pierwszy w historii do wiosennych bojów zakwalifikowali się tylko przedstawiciele pięciu najsilniejszych lig Europy. Nie ma więc absolutnych czarnych koni, zespołów, których wygrana byłaby czymś niewyobrażalnym. Poniżej prezentujemy ranking kandydatów do triumfu ułożonych według notowań firmy STS na wtorek 11 lutego – z naszym komentarzem do tychże przewidywań.
1. Manchester City (1:5)
To zaskakujące, że notowania ekipy Pepa Guardioli są tak wysokie. Z pewnością nie przeżywa ona swego najlepszego okresu – nie tylko dlatego, że na klub UEFA w minionym tygodniu nałożyła karę dwuletniego wylkuczenia z europejskich pucharów. W lidze gra niestabilnie, potrafi zachwycić kibiców i rozgromić rywala, ale także okazać się bezradna, jak to było w konfrontacji z Tottenhamem. Po tym meczu chyba ostatni entuzjaści stracili wiarę w obronienie tytułu mistrza Anglii. Żaden z czołowych piłkarzy City w połowie lutego nie znajdował się w szczytowej formie; wciąż najlepszy był Kevin De Bruyne, ale i on prezentował nieco mniejszy polot niż jesienią, kiedy był bodaj najlepszym futbolistą świata.
Silnych rywali City już nie zaskakuje. Pozycja Guardioli zaczyna być kwestionowana, ale on sam wyklucza podanie się do dymisji albo rezygnację po sezonie. W perspektywie meczów z Realem na pewno myśli o systemie z trójką stoperów, zastosowanym w starciach z Evertonem (2:1), Sheffield (1:0) i derbowym z United (0:1) w Pucharze Ligi. W nim drużyna wprawdzie ma mniej walorów ofensywnych, ale za to lepiej broni.
Nasz werdykt: szanse lekko przeszacowane.
2. Liverpool FC (1:5,5)
Trudno sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, by Liverpool odpadł w dwumeczu z Atletico albo i z kimkolwiek innym później. Od początku sezonu ekipa Juergena Kloppa jest w zasadzie nie do ugryzienia. Aż nie chce się wierzyć, by stan maksymalnej gotowości fizycznej i mentalnej wszystkich zawodników z kadry mógł potrwać do końca sezonu, ale przecież nie można też tego wykluczyć, bo The Reds grając w każdym meczu na maksa, jednocześnie grają na pewien sposób ekonomicznie, bez szaleństwa. Umieją przyspieszyć i zwolnić, na każdy pomysł obronny rywala znajdują antidotum, na kloppowirusa nie wynaleziono na razie szczepionki. Sami między 7 grudnia a 5 lutego stracili w lidze tylko jednego gola (Joe Gomez okazał się idealnym partnerem dla Virgila van Dijka).
Grając nieodmiennie w systemie 1-4-3-3, w wersji Kloppa zarówno uporządkowanym jak i pozwalającym na improwizację, przypominają smoka o dużej liczbie zionących ogniem głów i ostrych pazurów. Perspektywa starcia z takim potworem musi mrozić myśli Diego Simeone.
Nasz werdykt: szanse mocno niedoszacowane.
(…)
***
CZY W EKSTRAKLASIE ISTNIEJE WEWNĘTRZNY RYNEK TRANSFEROWY? SZUKANIE OKAZJI
Wewnętrzny rynek transferowy w Polsce istnieje, ale czy ma się dobrze, to już zupełnie inna kwestia. Głośne transfery pomiędzy klubami Ekstraklasy wciąż zdarzają się od święta.
KONRAD WITKOWSKI
Zimowe okno transferowe w PKO Bank Polski Ekstraklasie jeszcze trwa, jednak nie zanosi się na to, aby cokolwiek mogło przebić przeprowadzkę Daniego Ramireza z Łódzkiego Klubu Sportowego do Lecha Poznań. Jak na polskie warunki to transfer spektakularny i nietypowy: jeden z czołowych piłkarzy zostaje w lidze, tyle że zmienia klub na silniejszy. Pół roku temu tak samo należało określić przejście Arvydasa Novikovasa z Jagiellonii Białystok do Legii Warszawa. W poszukiwaniu innych hitów transferowych wewnątrz Ekstraklasy trzeba byłoby jeszcze cofnąć się w czasie, a to zły symptom.
(…)
SPRZEDAJE WISŁA, KUPUJE LEGIA
Transfery gotówkowe, nawet te za względnie niewielkie sumy, są w Ekstraklasie rzadkością. Od lipca 2017 roku do dziś (stan na 12 lutego) miało miejsce 41 takich transakcji, czyli średnio niespełna siedem na okno transferowe. Jak na ligę, w której rywalizuje 16 klubów, to wynik gorzej niż mizerny.
– W Płocku raczej nie było nas stać na transfery gotówkowe. Zazwyczaj szukaliśmy na rynku wolnych zawodników. Na sprowadzenie tych, którzy interesowali nas w pierwszej kolejności, nie mogliśmy sobie pozwolić – wspomina Masłowski. – Sytuacja zmieniła się, kiedy sprzedaliśmy Arkadiusza Recę czy Damiana Szymańskiego. Część uzyskanych pieniędzy chciałem zainwestować w paru młodych zawodników, na których potencjalnie moglibyśmy zarobić w przyszłości. Interesowaliśmy się na przykład Janem Sobocińskim, jeszcze zanim przedłużył kontrakt z ŁKS.
W trakcie sześciu ostatnich okien na transfery wewnętrzne kluby Ekstraklasy przeznaczyły łącznie 6 062 000 euro (jest to kwota przybliżona, wynikająca z danych serwisu Transfermarkt), czyli 25 824 120 złotych. To oznacza, że podczas jednego okresu transferowego pomiędzy klubami Ekstraklasy następuje przepływ średnio około miliona euro.
Najczęściej na transfery gotówkowe decyduje się Legia. Najbogatszy polski klub płaci za 88 procent zawodników sprowadzanych z Ekstraklasy. Grosza raczej nie szczędzą również Cracovia (67 procent transferów gotówkowych z innych polskich klubów) oraz Lech (60 procent). W dalszej kolejności są Jagiellonia (50 procent) i Pogoń Szczecin (33 procent). O pozostałych nie ma sensu wspominać.
(…)
***
SPECJALNIE DLA NAS – RADOSŁAW SOBOLEWSKI. NADSZEDŁ MÓJ CZAS
Żadna szatnia piłkarska nie jest łatwa do prowadzenia. Ta Wisły Płock niczym nie różni się od innych. A właściwie nie różniła się – odkąd bowiem w klubie pojawił się Radosław Sobolewski, zawodnicy ponoć stali się potulni, co nie zawsze było regułą. Zaskakująca zmiana, zwłaszcza że mowa o trenerze dopiero zaczynającym szkoleniową karierę.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
Jaki piłkarz nie miałby szans na grę u trenera Sobolewskiego? Leniwy i bez charakteru – bez zastanowienia odpowiada szkoleniowiec Wisły Płock.
Takich rozumiem nie ma w szatni Wisły Płock. Gdyby byli… to by już dawno ich nie było.
Jest pan osobą bezkompromisową? Im jestem starszy, tym zauważam więcej szarości. Wiadomo, gdy coś jest dla mnie bardzo ważne, potrafię walczyć o swoje przekonania. Nawet dość mocno. Na pewno jednak nie jestem tak radykalny, jak piętnaście lat temu, gdy grałem w piłkę. Zmieniam się.
Bycie trenerem w Ekstraklasie to często chodzenie na kompromisy. Zgadzam się. Choćby w kwestii polityki transferowej – ma na nią wpływ kilka osób, trzeba potrafić dojść do consensusu. Dyskusja przede wszystkim. Jeśli każda z osób zaprze się na swoim stanowisku, klub zostanie sparaliżowany.
(…)
Długo w panu dojrzewała myśl, że jest już pan gotowy, by zostać pierwszym trenerem? Przez trzy lata współpracowałem z kilkoma trenerami, miałem czas na przemyślenia. Zresztą dwa razy na chwilę przejmowałem pierwszy zespół Wisły Kraków. Rosła we mnie świadomość, choć wiem, iż wszystkich nie zadowolę. Mam coś do przekazania zawodnikom, zespołowi, mogą się przy mnie rozwijać.
Propozycja z Wisły Płock była pierwszą, która umożliwiała panu zostanie pierwszym trenerem? Nie, oferty pojawiały się już wcześniej. Z Płocka, także z niższych lig. Niemniej byłem w trakcie kursu UEFA Pro i oceniając z perspektywy czasu, podjąłem słuszną decyzję, nie łącząc pracy z zespołem z uczestniczeniem w kursie. Nie podołałbym. Praca z drużyną pochłania, nie ma czasu na wyjazdy do szkoły w Białej Podlaskiej. Oczywiście niektórzy w takiej sytuacji znajdowali się, nie było im łatwo. Ja wolałem zaczekać. Gdy dostajesz pierwszą szansę, nie powinieneś prowadzić zespołu przez telefon, bo możesz ją stracić. A pierwsze wrażenie bardzo się liczy.
(…)
***
HERTHA BSC, CZYLI PROJEKT: BIG CITY CLUB. BERLIŃSKI FESTIWAL MARZEŃ
Miasto – jeden z pępków świata. W nim nikła konkurencja sportowa. Klub z poważnym inwestorem, w ślad za nim – największy w Bundeslidze rozmach zimowych transferów. Rzesza fanów, nie najgorsze tradycje, potężny stadion i jeszcze potężniejsze apetyty. W Berlinie teoretycznie mają wszystko – prócz sukcesów. Mają też niby plan, jak to zmienić.
ZBIGNIEW MUCHA
Pierwotnie do listy atutów dopisany był także trener – konkretnie Juergen Klinsmann, który przejął drużynę awaryjnie w końcówce listopada, lecz zrezygnował po 10 tygodniach. Ciekawe, że wcale nieodosobnione są opinie, jakoby jego rejterada mogła w ostatecznym rozrachunku wyjść Hercie na dobre. Ale po kolei.
Chcemy Paryża
Z jednej strony fani nie tęsknią za nadmierną komercjalizacją klubu, z drugiej – tęsknią i to mocno, a właściwie to chętnie dopiero poznaliby smak sukcesów. Dlatego ostrożnie, ale i z nieskrywaną nadzieją zerkają na zmiany zachodzące w klubie. A ten tylko w trakcie trwającego sezonu przeprowadził kilka znaczących transakcji, w czterech przypadkach kupując zawodników każdorazowo za kwoty, jakich – w sumie – nie wydał w jakimkolwiek wcześniejszym oknie transferowym. W całej historii Herthy pięć rekordowych transferów, to właśnie te zrealizowane w edycji 2019-20. Na czele sportowego projektu stanął zaś pierwotnie – jako się rzekło – Klinsmann, w zamierzeniu trener-odnowiciel.
Bezpośrednio przed nim przez kilka miesięcy pracował Ante Cović, a wcześniej przez pięć lat berlińczyków trenował Pal Dardai – w 172 meczach wykręcając średnią punktową 1,38, lecz szóste i siódme miejsce na koniec rozgrywek stanowiły kres możliwości zespołu prowadzonego przez węgierskiego szkoleniowca. Dziś, prócz kilku sprowadzonych przez niego piłkarzy i w sumie dość pozytywnych wspomnień, w klubie pozostało dwóch jego synów – 21-letni Palko w rezerwach, w Regionallidze Nordost, trzy lata młodszy Marton – w ekipie dziewiętnastolatków.
Ostatni dość spektakularny sezon z udziałem stołecznych piłkarzy to edycja 2008-09, gdy prowadzeni przez Luciena Favre’a berlińczycy finiszowali na czwartym miejscu. To jednak już prehistoria, czasy jeszcze Łukasza Piszczka. Ostatniego podium i uczestnictwa w Champions League trzeba szukać jeszcze głębiej, bo ponad 20 lat temu, a do dwukrotnego z rzędu mistrzostwa Niemiec nie ma sensu się dogrzebywać, jako że ostatnie zbiegło się w czasie z przyszpileniem w Stanach Zjednoczonych przez grupę Eliota Nessa Ala Capone’a i skazaniem gangstera na długoletnie więzienie w związku z uchylaniem się od płacenia podatków… Dlatego też berlińczycy mają już dość 90-letniej pustyni. Regularnie mogą na Olympiastadionie oglądać ceremonię wręczania Pucharu Niemiec, tyle że nigdy swoim ulubieńcom – ci ostatni raz w finale imprezy zameldowali się 40 lat temu. Zatem Berlin to fenomen – czteromilionowe miasto, stolica wielkiego, bogatego kraju, w którym futbol jest kompletnie zmarginalizowany.
I to właśnie ma się zmienić. Od niedawna obowiązuje umowne hasło: „Chcemy Paryża”. Słowa i myśli zamienić ma w czyny pewien 45-letni mężczyzna. Jak bowiem pisał „Der Tagesspiegel” – data 27 czerwca 2019 roku winna okazać się jedną z najważniejszych w historii Herthy albo przynajmniej taką, którą jej kibice zapamiętają na długo.
(…)
WSZYSTKIE TEKSTY I WYWIADY MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (7/2020)
NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”
Co jeszcze znajdziemy w nowym numerze?
4. WRACA LIGA MISTRZÓW – OCENIAMY SZANSE FAWORYTÓW
8. 90 MINUT Z BARTOSZEM SLISZEM
10. CZY W POLSCE ISTNIEJE TRANSFEROWY RYNEK WEWNĘTRZNY?