W kioskach, salonach prasowych, a także za pośrednictwem naszej aplikacji na Androida i IOS czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż dziewiąty tegoroczny numer jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!
EURO 2020 – ODLICZANIE CZAS ZACZĄĆ. SZTUKA LATANIA
O ile koronawirus nie będzie się wiosną srożył po Europie, za niemal równo sto dni zaczną się finały Euro 2020. Myśli dziś o nich nie tylko 20 selekcjonerów ekip, które już wywalczyły awans, lecz także wielu futbolistów kombinujących, jak by tu znaleźć się w czerwcu w życiowej formie. Kto jest obecnie zadowolony ze stanu spraw, a kto nie?
LESZEK ORŁOWSKI
Rozłożenie turnieju na cały kontynent, od Bilbao po Baku, to w obliczu koronawirusa pomysł kiepski. Tysiące krążących po Europie kibiców na pewno nie pomoże w walce z epidemią. UEFA przygotowuje się na czarny scenariusz. Wiceprezydent organizacji, Michele Uva, udzielił niedawno wywiadu Radio Rai 1. – Piłka nożna musi dostosowywać się do sytuacji. Staramy się nie wstrzymywać turniejów. Rywalizacje zostaną jednak przerwane, jeśli sytuacja się pogorszy – powiedział.
Jednak na potrzeby niniejszego tekstu zamieniamy się w optymistów i zakładamy, że i turniej odbędzie się bez zakłóceń, i przygotowania wszystkich finalistów przebiegną zgodnie z planami. W ramce zamieszczamy notowania firmy William Hill odnośnie końcowego triumfu, na dzień 26 lutego. Podajemy liczby dotyczące dwudziestu zespołów, które już wywalczyły kwalifikację, bo o cztery miejsca toczyć się będą przecież baraże, którymi zajmiemy się jednak w stosownym czasie. Warto tylko zauważyć, że niektórzy z ich uczestników, jak Serbia (1:100) mają zdaniem bukmacherów większe szanse na końcowy triumf niż ta i owa drużyna już pewna udziału.
Co słychać u faworytów, idąc od góry notowania.
(…)
Selekcjoner mistrzów świata, Francuzów, jeszcze w grudniu przedłużył kontrakt do 2022 roku. Didier Deschamps, sprawuje władzę od 2012 roku, niebawem więc pobije rekord Michela Hidalgo, który był selekcjonerem przez osiem lat i stanie się rekordzistą pod względem długości kadencji. Drużyna będzie w spokoju przygotowywała się do imprezy w nadziei na to, że podobnie jak przed laty po wywalczeniu mistrzostwa świata (w 1998 roku) zostanie mistrzem Europy (w 2000). Za głównego faworyta imprezy uważa Francuzów selekcjoner reprezentacji Hiszpanii Luis Enrique, co wyjawił w wywiadzie dla strony swojej krajowej federacji. Kibiców martwi nieco to, że podczas gdy w marcu inni wielcy będą grać sparingi ze sobą, trójkolorowi zmierzą się z Ukrainą i Finlandią.
Patrząc nazwisko po nazwisku na skład, który zdobył mistrzostwo świata, celem zastanowienia się, czy dany zawodnik będzie na Euro równie pożyteczny jak w Rosji, wielki znak zapytania należy postawić tylko przy jednym graczu. To Paul Pogba. W 2020 roku jeszcze nie kopnął piłki, a gdy kopał ją w 2019, to raczej przeciętnie, zwłaszcza jesienią. Nie jest znana data jego powrotu na boisko, trudno więc, by Deschamps na nim budował drużynę. Eliminacje udało się przejść bez jego wielkiego udziału, czy jednak w finałach ME nie zabraknie w środku pola gracza tej klasy? DD nie znalazł żadnego następcy zawodnika Manchesteru United.
(…)
***
BYŁO MINĘŁO… Z PIOTREM MOSÓREM. GÓRAL WE MNIE SIEDZIAŁ
Gwiazdą nie był, ale swoje robił. Mistrzostwo Polski z Legią, dwa Puchary Polski, poczuł smak Champions League. Dziś dogląda młodszego syna przebijającego się w Legii, trzy setki młodzieży w Unii Warszawa i piłkarzy drugoligowego Znicza Pruszków.
ZBIGNIEW MUCHA
Ćwierć wieku minęło od dubletu Legii z Piotrem Mosórem w składzie. Upływający czas najlepiej chyba widać po dzieciach? Starszy syn, Alan, ma 24 lata, młodszy Ariel 16 – mówi Mosór. – Pierwszy studiuje i jest bramkarzem czwartoligowej Unii. Drugi niedawno zabrał się z pierwszą drużyną Legii na obóz. Półtora roku temu przeszedł z Unii na Łazienkowską. Mówią, że utalentowany, ale podchodzę do tego spokojnie. Czasy są trudne, a przed młodzieżą mnóstwo pokus, na szczęście widzę, że Ariel jest maksymalnie zafiksowany na piłce.
Fakt, że jest synem Piotra, ułatwia mu życie w Legii? Przeciwnie. Zawsze będzie porównywany do ojca. Mam tylko nadzieję, że nie popełni moich błędów. Wiadomo jaki miałem charakter. Lubiłem dużo mówić. Staramy się wraz z żoną uczyć Ariela tego, żeby uważał na takie historie. Na boisku – OK., kawał bandziora, ale dobrze, że wciąż jest pokornym dzieckiem, i z tego akurat się cieszę. Bardzo dobrze się uczy, jest w drugiej klasie liceum, otrzymał ministerialne stypendium – za wyniki. A nie jest łatwo wszystko łączyć. Będąc w Legii nie może zaniedbywać obowiązków zawodniczych. Jest zbiórka, jest śniadanie o 9 i trzeba być. Nie ma, że raz będzie, raz nie. Pilnujemy, żeby niczego nie zaniedbał. Dlatego jak ma wolne, na przykład niedawno podczas ferii zimowych, organizujemy mu lekcje z matematyki, polskiego, angielskiego. Moi rodzice nie interesowali się mną w takim stopniu, jak ja swoimi synami. Nie mieli takiej możliwości. Mieszkali w górach, ja wyjechałem do Chorzowa, potem do Warszawy, oni zostali daleko. Nie ma porównania do tego jaki kontakt mam obecnie z synami.
(…)
Góralski charakter pomagał czy przeszkadzał w piłce? Tego się nie wyprę, na boisku nie było przebacz, żadnego odpuszczania, może więc ten góral gdzieś siedział we mnie. Z drugiej strony w górach mieszkałem raptem 15 lat, pięć na Śląsku, a już 26 w Warszawie, więc trudno mnie nawet słoikiem nazwać.
Na portalu legia. net obok jest krótka charakterystyka: „ambitny, ale bardzo konfliktowy i trudny do prowadzenia zawodnik.” Prawdziwa? Czy trudny? Miałem swoje zdanie, aż za bardzo i za często. Z tym że w sprawy szkoleniowe akurat się nie wtrącałem, bo się nie znałem. Z perspektywy czasu widzę dopiero jak bezsensowne było to nasze bieganie po górach. Człowiek klął pod nosem, ale nie wiedział, czy robi dobrze, czy źle. Kazali, więc biegał.
Dziś nie biega, ale i w Lidze Mistrzów nie gra… Nie porównujmy, świat się zmienił i futbol też. Dziś nikt nie biega po górach, liczy się siłownia, trening czysto piłkarski, futbol opiera się na szybkości i taktyce.
(…)
***
ZA KULISAMI BARCELOŃSKIEJ AFERY INTERNETOWEJ. GRA O TRON
Nie raz już tak było, że wielka, jak się wydawało, sprawa, rozchodziła się po kościach. Mamy nawet powiedzenie: z dużej chmury mały deszcz. Jednak o tym, co tak naprawdę spadnie z internetowej afery w Barcelonie przekonamy się dopiero teraz, po El Clasico.
LESZEK ORŁOWSKI
Gdy hiszpańska stacja radiowa Cadena SER poinformowała, że obecne władze Barcy wynajęły firmę I3 Ventures w celu trollowania własnych piłkarzy oraz dziennikarzy, jeśliby ci wyrażali na portalach społecznościowych opinie niezgodne z oficjalną linią klubu lub nieprzychylne zarządowi, wydawało się, że czas prezydenta Josepa Bartomeu i jego ekipy jest policzony. Tymczasem, zamiast rosnąć, z każdym dniem napięcie malało. Dlaczego? Przyjrzyjmy się, co działo się za kulisami, czyli w gabinetach szefów Barcelony w tych gorących, lutowych dniach.
Przekonany Pique
Dziennikarze SER podali dwa nazwiska trollowanych piłkarzy: Leo Messi i Gerard Pique. Bartomeu chcąc ocalić posadę, musiał najpierw zająć się ich ugłaskaniem. Na konferencji prasowej oświadczył więc, że I3 Ventures tylko monitorowało internetowe komentarze na temat jego klubu, natomiast samo żadnego kontentu nie tworzyło. Szefowie I3V potwierdzili oczywiście, że tak było. Potem na spotkaniu z piłkarzami Bartomeu powtórzył dokładnie to samo, co zirytowało Messiego, który liczył na jakieś wyjaśnienia ekstra. Argentyńczyk udzielił wywiadu „El Mundo Deportivo”, a z jego słów wynikało, że nie dał wiary szefowi. Jednak wiadomo, że Messi jest mocniejszy w nogach, niż w głowie, więc bardziej liczyło się to co powie Pique. A ten kilka dni później oświadczył: – Wierzę prezydentowi, a już na pewno w to, że jeśli coś było na rzeczy, on o tym nie wiedział. A internetu nie da się kontrolować.
Właśnie o to ostatnie zdanie najbardziej chodziło Bartomeu. Na wszelki wypadek jednak zawiesił w obowiązkach i przestał wypłacać pensję szefowi swego gabinetu, odpowiedzialnemu za kontrakt z I3V Jaume Masferrerowi; jeśli ktoś bowiem mógł inspirować trolli, to tylko on.
Przed ligowym meczem z Eibar, w sobotę 22 lutego, prezydent zapowiadał, że w tygodniu przed El Clasico, najpewniej w czwartek, zwoła zebranie zarządu, na którym być może poda się do dymisji, a w każdym razie powie, co postanowił. Jednak bardzo umiarkowane protesty kibiców przeciwko dalszemu sprawowaniu przezeń władzy podczas ligowego spotkania oraz poniedziałkowa wypowiedź Pique całkowicie zmieniły jego plany: zakomunikował współpracownikom, że afera się skończyła, a on będzie normalnie sprawował mandat do wygaśnięcia w 2021 roku.
W rękach członków
Teraz dochodzimy do sprawy kluczowej i najciekawszej. Nikt nie może zmusić wybranego przez socios prezydenta do złożenia rezygnacji. Natomiast istnieje inny sposób pozbawienia go władzy. Otóż wystarczy, że do dymisji poda się ponad połowa członków sformowanego przezeń zarządu i wtedy musi on rozpisać nowe wybory. Tak więc los Bartomeu spoczął w rękach jego podwładnych.
(…)
***
O TYM, KTÓRY DOBRZE ZACZĄŁ I ŹLE SKOŃCZYŁ. BEZ LITOŚCI
– To smutna karta w historii calcio – zdanie, które niedawno poszło w eter było mocne i intrygujące zarazem. O co chodzi? Poza stylem porażki Juventusu w Lyonie nic przecież takiego strasznego we włoskim futbolu ostatnio się nie wydarzyło. A zatem: co, kto i dlaczego?
TOMASZ LIPIŃSKI
Zniknął. Po prostu z dnia na dzień zapadł się pod ziemię, jakby splot jakichś tajemniczych okoliczności wyrzucił go z Serie A i wpakował do programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Na początku nikt go nie szukał ani za nim nie tęsknił. Bo był trochę jak rzeczony na wstępie nieszczęsny Juventus: co z tego, że być może należał mu się jeden lub drugi rzut karny, które w Serie A jak ocenił Maurizio Sarri zostałyby podyktowane, skoro nikomu po tak marnej sztuce nie chciało się brać w obronę jej wykonawców.
Wróg z boiska
On również za grę zbierał głównie cięgi, dawne zasługi poszły w niepamięć, wylewali na niego żale kibice na trybunach San Siro, zalewali szambem hejterzy w internecie. Dobrze się więc stało, że zniknął. Ale z czasem zaczęło go brakować. Z czasem dopytywano się i nawet upominano się o niego. Z czasem okazało się, że nie był taki zły i w ogóle by się przydał. Tym bardziej że ci, którzy zajęli jego miejsce wcale nie byli lepsi. Przeciwnie.
W końcu odnalazł się, ale w innym miejscu i innej roli. Ujawnił się, żeby powiedzieć, że już nie wróci. W listopadzie 2019 roku ogłosił rozbrat z futbolem. Wtedy też udzielił ostatniego wywiadu. Nie było w nim nic skandalicznego: ani prania brudów, ani odwetu, żadnej krwawej jatki. Natomiast parę dni temu odezwał się jego agent. To on pytany przez dziennikarza, czy coś się zmieniło i 35-latek jeszcze pojawi się w korkach na murawie, odpowiedział, że zapadła definitywna decyzja. I że to jest właśnie smutna strona w historii calcio, zarówno dla tego, kto ją napisał i kto się na niej znalazł, jak i dla tych, którzy udawali, że nie widzą i nie wiedzą o co chodzi.
A chodzi o Riccardo Montolivo, który ostatni mecz rozegrał 13 maja 2018 roku. Atalanta podejmowała Milan. Z dzisiejszej perspektywy można by rzec, że było to symboliczne wydarzenie. Bądź co bądź to jego Atalanta, w której się wychował i z której poszedł w wielki świat grała z jego Milanem, w którym z funkcji kapitana został zdegradowany do najgorszego szeregowca i w którym ten wielki świat trzasnął mu drzwiami przed nosem. Wszedł po przerwie w miejsce Lucasa Biglii, zszedł w 75 minucie z czerwoną kartką, dając jeszcze jeden argument wszystkim swoim krytykom. Pierwszym i najbardziej zatwardziałym, zwyczajnie nieugiętym był Gennaro Gattuso, wtedy trener Milanu, wcześniej starszy kolega z reprezentacji Włoch, dobry znajomy z boiska.
Od nowego sezonu odstawił go najpierw od składu, później od drużyny. Gwoli ścisłości proces osłabiania jego pozycji, za zdecydowanym przyzwoleniem kibiców, zaczął się rok wcześniej. Po głośnym medialnie transferze Leonardo Bonucciego z Juventusu, władze klubu oznajmiły pomocnikowi, że musi przekazać mu opaskę kapitana. Montolivo nieśmiało protestował, nawet nie dlatego, że przywiązał się do funkcji, mógł się jej zrzec bez słowa sprzeciwu, ale na przykład dla takiego Giacomo Bonaventury, który z czerwono-czarnymi barwami był związany dłuższy czas. Natomiast dopieszczanie na siłę kogoś zupełnie nowego nie robiło dobrej atmosfery w drużynie. Zostało jednak tak, jak postanowiono na górze.
(…)
WSZYSTKIE TEKSTY I WYWIAD MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (9/2020) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”
Co jeszcze można znaleźć w nowej „Piłce Nożnej”?
4. TEMAT TYGODNIA: 100 DNI DO EURO 2020 – UKŁAD SIŁ, ANALIZA FAWORYTÓW ORAZ CO SŁYCHAĆ W REPREZENTACJI POLSKI
9. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA
10. 90 MINUT Z MARKIEM KOZIOŁEM, BRAMKARZEM KORONY KIELCE
12. 20-LECIE POLSATU SPORT WE WSPOMNIENIACH PAWŁA WÓJCIKA
14. PRZYPADKI DAMIANA MICHALSKIEGO
15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”
16. ESA 34, CZYLI GŁĘBSZE DNO REFORMY
18. KTÓRE POZYCJE NAJCHĘTNIEJ TRENERZY OBSADZAJĄ MŁODZIEŻOWCAMI
20. BYŁO, MINĘŁO… Z PIOTREM MOSÓREM
23. KTO MOŻE ZOSTAĆ KRÓLEM STRZELCÓW 1 LIGI
24. GWIAZDA BVB – ACHRAF HAKIMI OD A DO Z
26. 2ANGRYMEN: FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI
28. WYSPIARSKI KLIMAT MICHAŁA ZACHODNEGO
30. CO BREXIT OZNACZA DLA PREMIER LEAGUE
32. PELE Z NEUBRANDENBURGA – NIEZWYKŁA OPOWIEŚĆ O CHERIFIE SOULEYMANE