Przejdź do treści
Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

Polska Ekstraklasa

Mocne teksty i wywiady. Oto nowa „Piłka Nożna”

W kioskach, salonach prasowych, a także za pośrednictwem naszej aplikacji na Androida i IOS czeka już na Was nowy numer tygodnika „Piłka Nożna”. Poniżej prezentujemy fragmenty tekstów i wywiadów, które możecie znaleźć w środku. To jednak nie wszystko, gdyż dziesiąty tegoroczny numer jest po brzegi wypchany dobrą treścią. Sprawdźcie koniecznie!







JAK KORONAWIRUS WPŁYWA NA PIŁKĘ NOŻNĄ? FUTBOL W CZASACH ZARAZY


Jeszcze kilka tygodni temu Anglicy zastanawiali się, jak będzie wyglądał ich futbol po wejściu w życie Brexitu. Dziś radzą nad wpływem na piłkę nożną, zataczającego coraz szersze kręgi koronawirusa. Tyle że sytuacja nie dotyczy wyłącznie Wysp Brytyjskich.

GRZEGORZ GARBACIK



Kiedy na początku roku z chińskiego Wuhan zaczęły napływać pierwsze doniesienia na temat zakażeń nowym wirusem, świat podchodził do nich raczej z dystansem. Z biegiem czasu jednak zagrożenie stawało się coraz bardziej namacalne, aż wreszcie niektórzy zaczęli przekonywać, że po epidemii koronawirusa nic już nie będzie takie samo, w tym oczywiście piłka nożna. 

Wirus pokonał granice

Do czasu aż wirus zbierał żniwo wyłącznie w Chinach, Europa przyglądała się sytuacji bardziej jako ciekawostce. Kiedy jednak pierwsze przypadki zaczęły się pojawiać na Starym Kontynencie, żarty się skończyły. Głównym ogniskiem choroby stały się Włochy, a szczególnie takie regiony jak Lombardia, Emilia-Romania czy Wenecja Euganejska, gdzie znajdują się siedziby kilku znanych klubów. W efekcie w dwóch następujących po sobie kolejkach Serie A odwołano szereg meczów, a do kibiców z pozostałych części kraju wystosowano apel, by bardzo rozważnie podejmowali decyzje o pojawianiu się na stadionach. Jeśli wcześniej byli na północy Włoch, zapobiegawczo powinni zostać w domu. Koronawirus i zamieszanie z nim związane sprawiło, że przełożono między innymi szlagierowe starcie Interu z Juventusem, a mecz nerazzurrich z Łudogorcem Razgrad w Lidze Europy rozegrano bez udziału fanów. 

(…)

Zawierucha związana z koronawirusem w końcu dotknęła także Polskę. Zdaniem Marcina Samsela, specjalisty do spraw bezpieczeństwa imprez masowych, który pracował między innymi przy organizacji Euro 2012 czy też ME do lat 21 w 2017 roku, gotowość i odpowiednie przygotowanie w takiej sytuacji jest kluczowe: – Czy należy się obawiać wpływu koronawirusa na piłkę nożną? Niestety tak – mówi Samsel. 

Samsel przekonuje, że gdyby sytuacja zaczęła się pogarszać, wtedy w pierwszej kolejności mogłoby dojść do rozgrywania meczów Ekstraklasy bez udziału publiczności, dopiero później podejmowanoby kolejne kroki. – Wojewoda ma możliwość odwołania tego czy innego wydarzenia sportowego, ale na dłuższą metę doprowadziłoby to do paraliżu rozgrywek. W grę mogłoby wchodzić także rozgrywanie meczów bez kibiców, ale czy ma to sens? Problem w tym, że tak kryzysowej sytuacji jeszcze nie przerabiano. W trakcie szkolenia przed mistrzostwami Europy w 2012 roku instruowano nas na różne okoliczności, w tym również epidemie czy zachorowania w danej drużynie, ale wszystko to działo się w dużo mniejszej skali. Nikt nie przewidywał tego, co dzieje się obecnie – dodaje Samsel.

Skoro zagrożenie dotarło już do naszego kraju, a wirus jest w niemal wszystkich państwach ościennych, czy władze piłkarskie powinny się przygotowywać? – Nie ma na co czekać. Mówienie o sztabie zarządzania kryzysowego byłoby na wyrost, ale dobrze byłoby, gdyby Ekstraklasa oraz PZPN dysponowały zespołami, na bieżąco przyglądającymi się sytuacji i trzymającymi rękę na pulsie – twierdził Samsel, który pracował przy zabezpieczaniu około 1200 imprez masowych. – Przy okazji takiego zagrożenia można mówić o wielu scenariuszach. Trzeba być przygotowanym, żeby to nie wyglądało tak, jak to bywa w naszym kraju, gdy podpisuje się ustawę w jedną noc. Wirus panuje od grudnia w Chinach i chociaż można było pewne regulacje już dawno przygotować, my robimy to na kolanie. Zarządzanie w kryzysie ma z kolei to do siebie, że decyzje podejmuje się na podstawie ograniczonej liczby informacji, dlatego konkretny zespół przy naszej lidze powinien już działać i analizować sytuację – dodał.

(…)

***

SPECJALNIE DLA NAS – MACIEJ SKORŻA. TĘSKNIĘ ZA EUROPEJSKĄ PIŁKĄ


W poprzednim sezonie jeden z trenerów odmawiając pracy w niezbyt wysoko notowanym klubie Ekstraklasy, argumentował, że „czeka na taki strzał, jak Skorża w Dubaju”. Na razie się nie doczekał i nie wiadomo, czy się doczeka, tymczasem Maciej Skorża misję w Zjednoczonych Emiratach Arabskich zakończył.

PRZEMYSŁAW PAWLAK



Miejmy to za sobą – drugi kontrakt w krajach arabskich ustawił pana do końca życia?
To zależy, ile ktoś chciałby wydawać. Mówiąc jednak poważnie, absolutnie nie. W piłce młodzieżowej nie może być mowy o zarabianiu takich kwot, jakie otrzymują w Zjednoczonych Emiratach Arabskich choćby trenerzy klubowi – stanowczo odpowiada Skorża. – Mam w sobie ogromną chęć pracy, która nie wynika z sytuacji finansowej. Ta chęć jest wręcz większa niż przed przyjazdem do Dubaju. Minione dwa lata sprawiły, że poczułem głód piłki klubowej. Prowadziłem reprezentację olimpijską. Właściwie po każdym zgrupowaniu czułem niedosyt. Widziałem, że coś zaczyna funkcjonować, a następny trening… za kilka miesięcy. Nie do końca mi to odpowiadało. Tęsknię za modelem pracy, w którym mam zawodników do dyspozycji codziennie. 

W tym momencie jest pan bezrobotny.
To prawda. Na polskich stronach internetowych przeczytałem jednak, że zostałem zwolniony. I to już prawdą nie jest. Mój kontrakt obowiązywał do 31 stycznia 2020 roku i wypełniłem go do ostatniego dnia. Po prostu wygasł. Zostałby automatycznie przedłużony pod warunkiem awansu na igrzyska olimpijskie w Tokio. Tak się jednak nie stało.


Sytuacja w Dubaju jest do tego stopnia niepokojąca?
Do ubiegłego tygodnia było ponad dwadzieścia przypadków zarażeń koronawirusem. Kilka udało się wyleczyć. Władze uspokajają, przekonują, iż sytuacja jest pod kontrolą. Tyle że to jest Dubaj, miasto posiada potężny port lotniczy, codziennie przylatują tu tysiące ludzi z całego świata. W dodatku nieopodal położony jest Iran. W zeszłym tygodniu z ZEA wystartowały samoloty, aby ewakuować swoich obywateli z tego kraju. Wiele wskazuje więc na to, że epidemia będzie się rozrastać. Kryzysowe sytuacje wolałbym przeżywać we własnym kraju. Czułbym się bezpiecznej. Inna sprawa, że w ZEA pojawiają się informacje, że wraz ze wzrostem temperatur wirus będzie tracił aktywność. W tej chwili termometry wskazują dwadzieścia cztery stopnie Celsjusza, lada moment temperatura wzrośnie do około czterdziestu. Kalendarz piłkarski wywrócony został do góry nogami. Wstrzymano rozgrywki Azjatyckiej Ligi Mistrzów, w Emiratach rozważane jest zatrzymanie zmagań ekstraklasy. Uczestniczyłem w telewizyjnej debacie na ten temat. Sytuacja wygląda poważnie. 

(…)

Jest szansa, że zostanie pan w krajach arabskich dłużej, czy zamierza pan wrócić do Europy?
Tęsknię za europejską piłką. Gdybym rozważał dwie oferty w jednym czasie – z Europy i krajów arabskich, zapewne zdecydowałbym się na powrót. Nie zamykam się jednak na żaden kierunek – oczywiście także na Ekstraklasę. Pracując w Emiratach, otrzymałem dwie konkretne oferty z naszej ligi, wstępnych zapytań nie liczę, bo trudno je traktować poważnie. Propozycji nie było więc dużo. Jeżeli będę miał możliwość wyboru, w pierwszej kolejności chciałbym pracować w klubie, który pozwoli mi na rywalizację w europejskich pucharach. To zawodowe spełnienie. Ukoronowanie pracy. Posmakowałem tego trzy razy. Tyle że mój świętej pamięci profesor na uczelni powiadał, że trener tak może wybrać sobie klub, jak drzewo ogrodnika.

***

DOGRYWKA Z DARIUSZEM CZERNIKIEM. GÓRNIK MA BYĆ ŚLĄSKIM SAMCEM ALFA


Przy Górniku jest od zawsze, właściwie od dziecka, a od niedawna nim zarządza, czując na własnej skórze odpowiedzialność za losy największego – jak twierdzi – polskiego klubu.

ZBIGNIEW MUCHA



Jak się zostaje prezesem Górnika?
Od początku? – pyta Dariusz Czernik.

Pokrótce.
Ciężko będzie, ponieważ przy Górniku jestem świadomie od ponad 45 lat, a może nawet od urodzenia, bo pierwszych kilka lat życia mieszkałem nieopodal ulicy Roosevelta, niemalże za płotem boiska, na którym trenowali idole moi i całej Polski. W połowie lat 70. zacząłem regularnie chodzić na mecze, już bez Oślizły, ale jeszcze z Szołtysikiem, Gorgoniem i Lubańskim. Na największe sukcesy trochę się spóźniłem, ale ich duch unosił się pewnie nie tylko w moim rodzinnym domu. Nigdy nie pomyślałbym, że Lubański, Anczok, Gorgoń czy Oślizło zaproponują mi kiedyś przejście na „ty”.

Był pan tak zwanym kibicem aktywnym?
W sensie czy wyjazdowym? W wieku 20 lat byłem już na praktyce w „Sporcie”, więc pewne rzeczy mnie ominęły. Jako nastolatek jeździłem na wszystkie mecze na Śląsku i w regionie, a proszę uwierzyć, że było tego sporo, łącznie z „Hasikokiem” na Szombierkach. Katowice, Bytom, Chorzów, Gliwice, choć wtedy tylko w Pucharze Polski… Do Sosnowca jeździło się tramwajem. Byłem w Piotrkowie Trybunalskim, kiedy Górnik jedyny raz w historii zdobył Superpuchar Polski, czasami w Warszawie, Gdańsku, Krakowie. Bardziej jednak byłem kibicem „domowym”, jako dziecko z ojcem siedziałem pod starym zegarem. Dziś niemal z tego samego miejsca na nowym stadionie na stojąco oglądam mecze w nowej roli. 40 lat później…. Jeśli dobrze liczę, przez te 40 z hakiem lat opuściłem 25-30 meczów. Nie więcej. Na studiach byłem klubowym spikerem, a kiedy zostałem już dziennikarzem „Sportu” w naturalny sposób stałem się odpowiedzialny za Górnika. Znałem wszystkich ludzi z klubu – piłkarzy, prezesów, trenerów, kibiców, taksówkarzy, którzy wozili zawodników. Kiedyś „Bolek” Niesyto, legendarny rzecznik, powiedział, że będzie taki moment, kiedy odejdę z gazety i zostanę jego następcą. Trochę inaczej się to poukładało, bo rzecznikiem nie byłem… Trzy lata temu podjąłem decyzję o wycofaniu się z zawodu dziennikarza – pomyślałem, że przed pięćdziesiątką warto coś zmienić. Zostałem kierownikiem działu sportu Muzeum Miejskiego w Zabrzu, jednocześnie na różnych płaszczyznach współpracowałem z Górnikiem. Przy obchodach 70-lecia klubu czy premiery filmu o Janie Banasiu, współpracowałem na płaszczyźnie – nazwijmy to w ten sposób – marketingowo-organizacyjno-dziennikarskiej. Rok temu wszedłem do zarządu i po zakończeniu kadencji Bartosza Sarnowskiego, przez pół roku pracowaliśmy w dwuosobowym składzie zarządu, bo prócz mnie była także Małgorzata Miller-Gogolińska odpowiedzialna za to, co najważniejsze, bo pilnowanie, by zgadzały się słupki. Pod koniec stycznia, po kilkumiesięcznym okresie funkcjonowania bez prezesa, rada nadzorcza na wniosek właściciela powierzyła mi tę funkcję. Koniec historii.

(…)

Jako dziennikarz „przeżył” pan ze dwudziestu prezesów Górnika. Z czego chciałby pan zostać zapamiętany?
Być w ogóle zapamiętanym – to już coś. Natomiast jest pewna prawidłowość – im lepsza była drużyna Górnika, tym mniej pamiętano o prezesach. Z czasów świetności klubu pamięta się może jedynie Eryka Wyrę, ponieważ wprowadził KSG do Europy. Natomiast im gorzej działo się w klubie i na boisku, tym głośniej było o prezesach. Patrząc pod tym kątem, lepiej by o mnie w ogóle nie mówiono. Chciałbym natomiast odchodząc dostać przynajmniej połowę tak sympatycznych SMS-ów jak w chwili nominacji.

(…)

***

KANADYJCZYK PODBIJA EUROPĘ. WYWRÓŻONA KARIERA


Gdy jako nastolatek przyszedł do Bayernu Monachium, był wielką niewiadomą. Teraz wydaje się niemal pewne, że Alphonso Davies ma szansę zostać wielką gwiazdą, prawdopodobnie najlepszym bocznym obrońcą świata.

MARCIN HARASIMOWICZ


To nowy Marcelo – fachowcy piali z zachwytu po znakomitym występie młodego reprezentanta Kanady w spotkaniu Champions League z Chelsea. Bayern udzielił The Blues srogiej lekcji futbolu, a Fonzie – jak został nazwany jeszcze w czasach, gdy występował w Major League Soccer, na cześć bohatera popularnego serialu „Happy Days” – odegrał pierwszoplanową rolę. Nie tylko zanotował świetną asystę (do Roberta Lewandowskiego), ale miał 100 (sto!) procent udanych wślizgów, 91 procent dokładności podań i osiem odbiorów! Do tego regularnie wyprzedzał rywali, skutecznie pchając akcje Bawarczyków do przodu. Po końcowym gwizdku zachwyceni niemieccy kibice skandowali jego przydomek, a Lewy popchnął 19-letniego, nieśmiałego kolegę z zespołu, aby podziękował im za doping. – Davies terroryzował Chelsea na prawej stronie. Tym samym ogłosił publicznie swoje przybycie na największą scenę – pisał „Daily Telegraph”. Co ciekawe, po meczu przyznał, że… jego ojciec jest fanem Chelsea! Czy to wyznanie cofnęło go pamięcią do dzieciństwa i zarazem wspomnień nie zawsze miłych?

Uśmiech fortuny

Urodził się w Ghanie, skąd pochodzi wiele piłkarskich talentów. Najwcześniejsze lata dzieciństwa spędził tam w obozie dla uchodźców, w głodzie i brudzie, dramatycznie trudnych warunkach, gdzie widział, jak ludzie obok niego chorują i umierają. Podobnie jak obecny MVP ligi NBA Giannis Antetokoumpo miał minimalne szanse na normalne życie, a co dopiero na karierę w brutalnym świecie zawodowego sportu. Do Daviesa uśmiechnęła się jednak fortuna, gdyż jako dziecko wylądował w Kanadzie w ramach programu przesiedleńczego. – Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego czasu, bo byłem małym dzieckiem – mówił mi rok temu, gdy robiłem z nim ekskluzywny wywiad do światowej edycji „FourFourTwo”. – Kanada dała mi jednak wszystko. Tam się wychowałem i otrzymałem edukację. Jestem za to bardzo wdzięczny. Chociaż urodziłem się w Ghanie, Kanada ukształtowała mnie jako sportowca i człowieka. Jestem dumny z faktu bycia obywatelem tego kraju.

Zaczynał w amatorskich rozgrywkach w Edmonton, gdzie szybko został wypatrzony przez skautów i już jako 15-latek zadebiutował w Vancouver Whitecaps, stając się drugim najmłodszym piłkarzem w historii MLS – zaraz po kreowanym niegdyś na drugiego Pelego, Freddym Adu. W przeciwieństwie jednak do piłkarza, który po latach szukał zatrudnienia nawet w Sandecji Nowy Sącz, jego kariera błyskawicznie nabrała przyspieszenia i nie zatrzymała się do dziś. To właśnie szybkość zawsze wyróżniała przebojowego nastolatka, który w barwach Whitecaps popisywał się efektownymi dryblingami i akcjami, w których wręcz upokarzał rywali.

– Byłem najmłodszy w zespole, ale nie dostawałem taryfy ulgowej. Nawet na treningach koledzy z zespołu ostro wchodzili wślizgami, przepychali mnie, uczyli męskiej gry. Musiałem się do tego przyzwyczaić. Takie nastawienie szybko jednak zaprocentowało. Musiałem stać się na boisku mężczyzną – tłumaczył Davies.

(…)



WSZYSTKIE TEKSTY I WYWIADY MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (10/2020) 
NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”






Co jeszcze można znaleźć w nowej „Piłce Nożnej”:

4. TEMAT TYGODNIA: JAK KORONAWIRUS WPŁYWA NA FUTBOL?

7. PRETEKSTY RYSZARDA NIEMCA

8. 90 MINUT Z FILIPEM MLADENOVICIEM Z LECHII GDAŃSK

10. PRZED POLSKIM KLASYKIEM: LECH – LEGIA

12. SPECJALNIE DLA NAS – MACIEJ SKORŻA

15. ROMAN KOŁTOŃ W „PN”

16. DRUŻYNY EKSTRAKLASY UZALEŻNIONE OD LIDERÓW

20. DOGRYWKA Z DARIUSZEM CZERNIKIEM, PREZESEM GÓRNIKA ZABRZE

24. NOWA GWIAZDA BAYERNU – ALPHONSO DAVIES

26. 2ANGRYMEN: FILIP KAPICA I MATEUSZ ŚWIĘCICKI

28. MICHAŁ ZACHODNY O ANGIELSKICH MŁODYCH WILKACH

30. MATKA WSZYSTKICH DERBÓW, CZYLI BVB – SCHALKE

32. KORESPONDENCJA Z MADRYTU – KRAJOBRAZ PO EL CLASICO

34. ZMIANA WARTY W COPA DEL REY

35. WYSOKA FORMA PAYETA TO ZA MAŁO NA KADRĘ FRANCJI

36. WŁOSZCZYZNA TOMASZA LIPIŃSKIEGO

38. LASK LINZ CZEKA NA CZERWONE DIABŁY

48. WP W „PN”

51. NA ZDROWY ROZUM LESZKA ORŁOWSKIEGO

52. DRUŻYNA NA ŻYCZENIE: 1. FC KOELN 1982-83



„Piłka Nożna”


Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024