Młodzież rozpycha się łokciami
Czesław Michniewicz znalazł się w trudnym położeniu. Z jednej strony gra o zachowanie miejsca w Dywizji A Ligi Narodów, z drugiej – trwa selekcja kadry na mundial. Nie czas jeszcze na ostateczne wnioski, ale z głowy selekcjonera znikają kolejne znaki zapytania.
Otwierający czerwcowy maraton reprezentacji Polski mecz z Walią pierwotnie miał nie służyć jako poligon doświadczalny dla Michniewicza, ale miał być idealną okazją na zdobycie kompletu punktów z rywalem, który myślami będzie przy finale baraży o awans na katarski mundial. Stało się odwrotnie. Selekcjoner zdecydował się bowiem na dokonanie roszad względem marcowego meczu ze Szwecją. W wyjściowej jedenastce zagrało pięciu innych zawodników. Uznając, że Grzegorz Krychowiak (w Chorzowie pojawił się na boisku w drugiej połowie) jest zawodnikiem pierwszego wyboru, wciąż mamy do czynienia z czterema zmianami, nie można więc stwierdzić, że z Walią zaprezentowaliśmy pierwszy garnitur.
Klich rozczarowaniem
Zmieniło się również ustawienie zespołu. We Wrocławiu biało-czerwoni zagrali z dwoma napastnikami, których wspierał Piotr Zieliński, natomiast trzech pozostałych pomocników ustawionych było za plecami gracza Napoli.
– W pierwszej połowie mieliśmy kłopot, by odebrać piłkę rywalowi, Walijczycy szybko przegrywali piłkę na drugą stronę boiska. Nasze ustawienie powodowało, że posiadaliśmy przewagę w środku boiska, przeciwnik natomiast miał przewagę na skrzydłach. I to wykorzystywał. W przerwie skorygowaliśmy ustawienie, by zespół nie musiał tak dużo biegać za piłką – analizował po meczu selekcjoner. Zdaje się jednak, że korekta wykracza poza mecz z Walią, bo po potyczce we Wrocławiu trudno przypuszczać, by Michniewicz nie zmuszony sytuacją jeszcze raz zdecydował się na wariant z wystawieniem tria Krychowiak, Jacek Góralski, Mateusz Klich. O ile mocne strony, ale i ograniczenia dwóch pierwszych zawodników są powszechnie znane, o tyle najbardziej rozczarował Klich, który w fazie budowania akcji miał niewielki udział. W marcowym zgrupowaniu piłkarz Leeds United nie brał udziału, bowiem z meczu barażowego wyeliminował pomocnika nadmiar żółtych kartek, natomiast w spotkaniu z Walią sam sobie nie pomógł. Być może słabszy występ Klicha można łączyć z faktem, że stawił się (inna sprawa, że jak większość kadrowiczów) na zgrupowaniu po okresie roztrenowania, niemniej nietrudno dojść do wniosku, że oddalił się od wyjściowej jedenastki biało-czerwonych przed najbliższym meczem z Belgią.
Nierozwiązany jest nadal problem lewej strony defensywy bądź lewego wahadła. Kilka tygodni przed czerwcowym zgrupowaniem selekcjoner nosił się z zamiarem sprawdzenia we Wrocławiu, jak na lewym wahadle spisze się Kamil Pestka, a do gry jako lewy centralny obrońca przymierzany był Jakub Kiwior, co przy jednoczesnym występie Kamila Grabary między słupkami, oznaczałoby aż trzech debiutantów w wyjściowej jedenastce. Ten scenariusz miał pozwolić na przekonanie się, jak funkcjonował będzie zespół z lewonożnymi środkowym defensorem oraz wahadłowym. Nie doszło do tego z dwóch powodów – po pierwsze Kiwior we Włoszech występuje najczęściej na pozycji defensywnego pomocnika, a z tym wiąże się powód drugi – jako że zgrupowanie rozpoczęło się w poniedziałek, a już w środę mierzyliśmy się z Walią, nie było czasu na przećwiczenie tego wariantu w treningu.
Skrzydło Zalewskiego
Sztab szkoleniowy zdecydował zatem o wyborze sprawdzonego wariantu, czyli gry z czterema obrońcami, a na lewej stronie defensywy wystąpił Tymoteusz Puchacz. Na pomeczowej konferencji prasowej selekcjoner chwalił zawodnika Trabzonsporu za dynamikę, ciąg na bramkę, niemniej podkreślał również, że musi pracować nad dokładnością dośrodkowań, choć jedno z nich powinno było zakończyć się golem dla biało-czerwonych w pierwszej połowie, ale okazji nie wykorzystał Adam Buksa, a w drugiej już się zakończyło – bramkę z podania byłego zawodnika Lecha Poznań zdobył Jakub Kamiński. Problemy Puchacza są jednak szersze, nie tylko bowiem rzadko podnosi głowę przed dośrodkowaniem, by zorientować się, w które miejsce zagrać piłkę, ale ma też problem z grą obronną, a z Walią miał również kłopoty z panowaniem nad piłką.
W drugiej połowie za Puchacza na boisko wszedł Nicola Zalewski. Przed rozpoczęciem zgrupowania selekcjoner w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej twierdził, że nie widzi w Zalewskim zawodnika, który z powodzeniem będzie grał w defensywie, a jednak we Wrocławiu piłkarz Romy wystąpił nawet nie na wahadle, ale w ogóle na lewej stronie obrony. Niesamowitą elegancję ma ten zawodnik, poruszając się z piłką przy nodze, gdy dostaje futbolówkę, niemal zawsze szuka gry do przodu, ale mimo że na boisku spędził zaledwie kilkanaście minut, w grze obronnej zdążył się pomylić. Dlaczego zatem selekcjoner zdecydował się na taką roszadę? Wejście Zalewskiego było sygnałem, że w ostatnim kwadransie biało-czerwoni podejmą ryzyko i będą starali się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, dobrze czujący się z futbolówką przy nodze zawodnik miał jeszcze bardziej zdynamizować ataki lewą stroną boiska. Można zakładać, że gdyby w momencie wejścia na boisko Zalewskiego wynik byłby korzystny dla Polski, wówczas Zalewski pojawiłby się w drugiej linii. Dzień po meczu z Walią zawodnicy, którzy spędzili mniej czasu na boisku we Wrocławiu bądź nie wystąpili w ogóle, rozegrali wewnętrzną grę kontrolną. Zalewski rozpoczął mecz w środku pola, ale dopiero po przejściu na skrzydło zaczął wyglądać lepiej. Oczywiście w reprezentacji piłkarz Romy z rozmaitych względów zapewne będzie grał na różnych pozycjach, niemniej selekcjoner miał nabrać przekonania, by w pierwszej kolejności wykorzystywać go do gry na skrzydle.
Prawy na lewego
Rotacja na lewej stronie defensywy bądź na lewym wahadle (Arkadiusz Reca ze Szkocją, Bartosz Bereszyński ze Szwecją, Puchacz i Zalewski z Walią) pokazuje, że Michniewicz wciąż szuka optymalnego rozwiązania na tej pozycji. Pamiętając, że w odwodzie zostaje jeszcze Maciej Rybus, który również przez lata nie potrafił jednoznacznie do siebie przekonać, trzeba postawić pytanie, czy ten problem w ogóle da się w tej chwili rozwikłać? Jeśli nie, prowadzi to do wniosku, że w hierarchii lewych obrońców najwyższe są notowania… tego prawego, czyli Bereszyńskiego.
Z Walią zawodnik Sampdorii zagrał dobrze, w defensywie był właściwie bezbłędny, ale w ofensywie nie zaznaczył zbytnio swojej obecności – choć jedno podanie na wolne pole do Klicha było najwyższej próby. W 41 meczach w reprezentacji Polski Bereszyński zanotował 3 asysty, z pewnością ta liczba mogłaby być wyższa, nie jest jednak przypadkowa, wynika ze stylu gry zawodnika – nie każdą ofensywną akcję po swojej stronie oskrzydla, charakterystyka Matty’ego Casha w tym elemencie jest inna, to piłkarz bardziej zdecydowany w grze do przodu. Tym bardziej więc trudno oczekiwać, by Bereszyński występując na lewej stronie defensywy, gdy akcje ofensywne należy kończyć najczęściej dośrodkowaniem lewą nogą, chętniej brał będzie udział w natarciach. Stąd też ważnym wydaje się, by w sytuacji, w której Bereszyński występuje jako lewy obrońca, przed sobą miał zawodnika lewonożnego, który będzie potrafił poprowadzić atak do linii końcowej i zacentrować w biegu.
Wewnętrzną grę kontrolną przed czasem zakończyło dwóch zawodników – Konrad Michalak, który miał problemy żołądkowe, a także Krystian Bielik. Przeprowadzone badania wykazały jednak, że zawodnik Derby County nie ma powodów do obaw i będzie mógł pracować na zgrupowaniu na pełnych obrotach. To była istotna wiadomość dla selekcjonera, bowiem w sparingu Bielik pozostawił po sobie dobre wrażenie i był poważnym kandydatem do występu od pierwszej minuty w spotkaniu z Belgią.
Fala z młodzieżówki
W wewnętrznej grze kontrolnej jeden z zespołów – Niebieskich – złożony był niemal tylko z zawodników (wyłączając Karola Linettego), których Michniewicz prowadził również w reprezentacji Polski do lat 21. Fakt, że selekcjoner miał możliwość pracy z młodzieżówką ma niebagatelne znaczenie. Po pierwsze, młodszych zawodników zna bardzo dobrze, wie o ich słabych i mocnych stronach. Po drugie, widząc ich wtedy i teraz, jest w stanie ocenić, kto zrobił postęp, rozwinął umiejętności, a kto stanął. W gronie zawodników, którzy poszli do przodu z pewnością znajdują się Adam Buksa, Karol Świderski, Bielik, Sebastian Szymański, Mateusz Wieteska, Szymon Żurkowski, Bartłomiej Drągowski, Kamil Grabara, kontuzjowany Jakub Moder czy Jakub Kamiński. Mistrz Polski z Lechem Poznań został zresztą bohaterem spotkania z Walią, Paulo Sousa po debiucie Kamińskiego w pierwszej kadrze nie potraktował piłkarza zbyt przyjemnie, natomiast teraz wzrosła pewność siebie zawodnika. Co prawda nie na każdej pozycji, bo niektóre obsadzone są przez stanowiących trzon drużyny zawodników, niemniej rola tych piłkarzy w reprezentacji Michniewicza będzie rosła – pod warunkiem regularnej gry w klubach, a zwłaszcza przypadek Kamińskiego, który przenosi się do Bundesligi, jest w tym momencie niejasny. W związku z mnogością powołań to ucieka uwadze, ale zawodnicy z reprezentacji młodzieżowej Michniewicza zmieniają „kod” seniorskiej drużyny narodowej, coraz mocniej rozpychając się w niej łokciami.
W piątek selekcjoner udał się na mecz Belgia – Holandia. W weekend piłkarze mieli więcej wolnego czasu, natomiast sztab szkoleniowy pracował nad analizą najbliższego rywala. Od początku zgrupowania z drużyną pracuje Alessio De Petrillo, trener, o którego od dłuższego czasu zabiegał Michniewicz. Rola Włocha w sztabie nie ograniczy się jednak wyłącznie do przyjazdów na zgrupowania. De Petrillo podpisał umowę z federacją obowiązującą do końca roku, a zatem między zgrupowaniami ma odpowiadać za kontakt ze szkoleniowcami pracującymi we włoskich klubach z piłkarzami znajdującymi się w orbicie zainteresowań selekcjonera.
Po meczu z Belgią biało-czerwoni przeniosą się do Holandii – 11 czerwca zmierzą się z gospodarzami w Rotterdamie. Logicznie rozumując, w tym spotkaniu selekcjoner zapewne zdecyduje się na większe rotacje, co wynika z kalendarza. Przełożenie meczu z Walią na wcześniejszy termin spowodowało, że między pierwszym a drugim meczem w Lidze Narodów, Polacy mają dłuższą przerwę, więc także więcej czasu na regenerację. Selekcjoner już wcześniej zapowiadał, że w ostatnim spotkaniu w czerwcu – z Belgią w Warszawie – zobaczymy silne zestawienie, czyli w Rotterdamie najpewniej wystąpi eksperymentalny skład. Co wcale nie znaczy, że na Belgię Michniewicz nie szykuje niespodzianek. Pytanie, czy niespodzianek tylko z obecnego punktu widzenia…
PRZEMYSŁAW PAWLAK
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (23/2022)