Przejdź do treści
Meldunek z Malty

Polska Reprezentacja Polski

Meldunek z Malty

Marcin Brosz maszerujący między końcami ławki rezerwowych, trudne piłki zagrywane do bramkarza niemal z połowy boiska, problemy z wymienieniem czterech podań w jednej akcji. Nerwowość to stały fragment piłki nożnej, jednak tak potężnego napięcia w poczynaniach reprezentacji Polski nie sposób wytłumaczyć.



Podopieczni Brosza pokonali Maltę.



Drugie spotkanie fazy grupowej mistrzostw Europy było dla Polaków grą o być albo nie być w turnieju. Niepodważalna stawka. Tyle że chodzi o futbol młodzieżowy, a ten z definicji powinien sprawiać radość zamiast pętać nogi. W dodatku, a może przede wszystkim, mowa o konfrontacji z Maltą. Nie którymś z kontynentalnych potentatów, a reprezentacją kraju dysponującego nader skromnym futbolowym potencjałem. Atmosfera też nie miała prawa stremować drużyny Brosza: choć wszystkie bilety na występ gospodarzy zostały wyprzedane, Centenary Stadium pojemnością i standardami odpowiada poziomowi trzeciej ligi w Polsce.


W poczynaniach polskiej kadry od pierwszych sekund widać niepokój. A przecież to spotkanie z gatunku tych, w których musisz być szczególnie uważny z tyłu, bo jedna nieskomplikowana akcja przeciwnika może narobić ci wielkich kłopotów. Biało-czerwoni jednak nastręczają ich sobie sami. Druga żółta kartka dla Wiktora Matyjewicza – słuszna czy nie – stanowi puentę nerwowego wejścia w mecz. Reakcja szkoleniowca kreśli pełny szkic sytuacji: Brosz rezygnuje z napastnika, wprowadza stopera, by uzupełnić braki w obronie. Trener uznaje, że to nie pora i miejsce na ryzykowanie.

Zawodnicy ryzyko podejmują, jednak bezproduktywne. Niezgrabne dryblingi i próby indywidualnych akcji to jedyna polska recepta na ofensywę. Tercet w teorii kreatywnych środkowych pomocników nie konstruuje, bardziej przeszkadza Maltańczykom. To bowiem oni prowadzą grę, stwarzają większe zagrożenie pod bramką.

Gdy nad oddychającym po upalnym dniu Ta’ Qali zaczyna unosić się zapach wielkiej niespodzianki, następuje punkt zwrotny. Gol Igora Strzałka pozwala odetchnąć, tym razem reprezentacji Polski. 180 sekund później gaśnie przewaga liczebna gospodarzy i zespół Brosza może już wziąć głębszy oddech. Kiedy Tomasz Pieńko wpisuje się na listę strzelców, już wiadomo, że sensacji nie będzie. Polska zostaje w turnieju, wciąż ma o co walczyć. Ma też jednak sporo do przemyślenia i jeszcze więcej do poprawy. A czas nie gra z nią do jednej bramki: rozstrzygająca potyczka z Włochami już w niedzielę.

Z Malty,
Konrad Witkowski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024