Mecz sezonu? Wielkie emocje w Szczecinie!
Ależ to było spotkanie! Pogoń Szczecin po niesamowitym dreszczowcu, wymianie ciosów i wielu zwrotach akcji przegrała z Lechią Gdańsk (3:4).
Zwycięstwo na wagę tytułu mistrzowskiego? (fot. Krzysztof Cichomski / 400mm.pl)
Jeszcze kilka tygodni temu drużyna Piotra Stokowca prowadziła w ligowej tabeli z bezpieczną przewagą nad resztą stawki. W ostatnich czterech kolejkach Lechia wygrała jednak zaledwie raz, a dwie bolesne porażki z Cracovią i Piastem Gliwice sprawiło, że lider przeniósł się z Gdańska do Warszawy. Jeśli więc Lechia chce nadal liczyć się w wyścigu mistrzowski, to nie mogą sobie pozwolić na trzecią przegraną z rzędu.
Jeśli zaś chodzi o Pogoń, to presja po stronie gospodarzy jest zdecydowanie mniejsza. W Szczecinie mają jeszcze co prawda szanse na awans do europejskich pucharów, ale konkurencja jest bardzo duża i dlatego, gdyby „Portowcom” udało się takie bilety na międzynarodowe areny wywalczyć, to byłaby to po prostu wartość dodana do bardzo udane sezonu, podczas którego graczom Kosty Runjaicia udało się wrócić do górnej połówki tabeli.
Lepiej w spotkanie weszli goście z Gdańska, którzy już w szóstej minucie mogli wyjść na prowadzenie. Konrad Michalak trafił jednak w słupek, a dobitka padła łupem bramkarza Pogoni.
Lechia dominowała na boisku i raz za razem nacierała na bramkę „Portowców”. Ci mieli ogromne problemy z tym, by opuścić własną połowę i wydawało się, że gol dla gości jest jedynie kwestią czasu.
Goście swoich kilku okazji nie wykorzystali i mogli zostać za swoją nieskuteczność boleśnie skarceni. Bardzo bliski zdobycia gola był Adam Buksa, którego uderzenie z ostrego kąta zdołał jednak na rzut rożny odbić Dusan Kuciak.
Po okresie zdecydowanej przewagi Lechii, Pogoń zdołała uspokoić swoją grę i także zaczęła dochodzić do okazji strzeleckich. W polu karnym Kuciaka kilka razy się zakotłowało, jednak nie miało to przełożenia na konkret w postaci choćby jednego gola.
Na otwarcie wyniku musieliśmy czekać do drugiej połowy. W 52. minucie w polu karnym Lechii znalazł się środkowy obrońca Pogoni, Sebastian Walukiewicz, który wykorzystał dogranie od zawodzącego do tej pory Kowalczyka i pewnym uderzeniem po ziemi pokonał Kuciaka.
Gdańszczanie znaleźli się pod ścianą, ponieważ im dalej w mecz, tym coraz więcej wskazywało na to, że czeka ich trzecia porażka z rzędu. W obliczu mistrzowskich aspiracji Lechii, taka passa mogła oznaczać jedno – piłkarze Stokowca ewidentnie polegli w starciu z presją.
W 68. minucie goście odpowiedzieli. Mariusz Malec zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym i sędzia przy pomocy systemu VAR zdecydował się na podyktowanie „jedenastki”. Jej pewnym egzekutorem okazał się Artur Sobiech, a zanim Pogoń zdołała otrząsnąć się po stracie pierwszego gola, Lechia już zdobyła drugiego. Kilkadziesiąt sekund później Michalak obsłużył dobrym podaniem Filipa Mladenovicia, a ten po wymanewrowaniu Huberta Matyni dał swojej drużynie prowadzenie.
Jeśli ktoś myślał, że to koniec emocji w tym spotkaniu, ten srogo się pomylił. Pogoń wzięła się bowiem do roboty i nie tylko odrobiła straty, ale także ponownie wyszła na prowadzenie. Dwa gole w odstępie zaledwie kilku chwil strzelił Zvonimir Kozulj i sytuacja ponownie zmieniła się o 180 stopni. Cóż za mecz!
Mało? Skoro worek z bramkami rozwiązał się na dobre, to wyleciała z niego także bramka nr 3 dla Lechii. W 84. minucie do siatki trafił Sobiech i cała zabawa zaczęła się od początku.
Ostatnie słowo w tym spotkaniu należało do Lechii Gdańsk. W 89. minucie hat-tricka na swoim koncie zapisał Artur Sobiech, który zapewnił swojej drużynie zwycięstwo i utrzymał ją w wyścigu o mistrzostwo Polski.
PiłkaNożna.pl