Przejdź do treści
Mała ekstraklasa w Kenii

Polska Ekstraklasa

Mała ekstraklasa w Kenii

Rok temu Marcin Kupczak wyjechał do Ugandy, gdzie trenował m.in. dzieci chore na AIDS. Spotkał tam mnóstwo osób, które chodziły w koszulkach Realu Madryt czy Interu Mediolan. Postanowił więc, że sprawi, by dzieciaki w Afryce biegały również w strojach Pogoni Szczecin czy Rakowa Częstochowa.

Akcje Marcina Kupczaka można śledzić na jego blogu Hanys on Tour (fot. Marcin Kupczak)

Kupczak jest śląskim podróżnikiem, absolwentem AWF-u, a przede wszystkim kibicem piłkarskim. Po zeszłorocznym pobycie w Ugandzie chciał wrócić do Afryki, by dalej pomagać dzieciom i popularyzować tam polską piłkę. Postanowił więc zorganizować w Kenii małe rozgrywki Lotto Ekstraklasy. Dzieci rywalizowały ze sobą również dzięki temu, że Kupczak dostał duże wsparcie od kilkunastu polskich klubów, Ekstraklasy SA oraz PZPN i PKOl, które przekazały nie tylko koszulki, ale również piłki czy przybory szkolne. Nie wszystkie kluby współpracowały jednak tak chętnie. – Wsparło mnie 13 klubów, a z wielu innych innych dostałem przynajmniej kilka ciepłych słów. Podobnie było w Lechii Gdańsk, z której dostałem wiadomość z pochwałami pomysłu i życzeniami powodzenia. Klub jednak nie mógł przekazać dzieciom w Kenii koszulek czy drobnych gadżetów tłumacząc się „inną polityką prowadzenia klubu” – opowiada Kupczak, który nie ukrywa, że początkowo był zaskoczony, iż ekstraklasowy klub nie skorzystał z okazji, by niewielkim kosztem poprawić swój wizerunek. Zwłaszcza, że potem w Kenii poznał Brazylijkę, która współpracowała z Atletico Mineiro. Potrzebowała ona 25 par butów dla dzieci o czym poinformowała klub. Z Belo Horizonte otrzymała prośbę o przesłanie wyceny, a po kilku dniach klub przesłał jej prawie 900 dolarów na zakup sportowych butów.

Kupczak jednak z czasem przekonał się czego mogły obawiać się polskie kluby. Kiedy na blogu publikował zdjęcia małych Kenijczyków w koszulkach polskich klubów, zaczął dostawać wiadomości z pogróżkami i życzeniami śmierci. – Jeden z fanatyków Ruchu Chorzów zarzucił mi też, że sprzedałem się Legii, co było kompletnym absurdem. Inni „kibice” obrażali mnie, ponieważ pozwoliłem, by „czarnuchy chodziły w koszulkach ich ukochanego klubu” – opowiada Kupczak, który przez to musiał zmienić mieszkanie. – Przez cztery lata moim współlokatorem był zagorzały kibic Legii. Nigdy nie mieliśmy ze sobą żadnego problemu, wszystko było w porządku, dopóki nie zobaczył zdjęć Kenijczyków w strojach Legii. Stwierdził, że nie będzie mieszkał z kimś takim jak ja i pod moją nieobecność spakował wszystkie moje rzeczy do kartonów. Umowa najmu była zapisana na niego, więc nie miałem nic do gadania. Po powrocie z Afryki odebrałem pudła i się wyprowadziłem – z niedowierzaniem mówi Kupczak.


Trudności w Polsce i obelgi ze strony fanatyków Ślązakowi rekompensował za to uśmiech podopiecznych. – Widać było u nich zaangażowanie w zajęcia oraz wdzięczność i radość ze wszystkiego, co dostały. Nam się może wydawać, że karty z zdjęciami anonimowych dla nich piłkarzy szybko trafią do kosza. A to nieprawda, bo dzieciaki były tym zachwycone – tłumaczy Polak, który podczas trzymiesięcznego pobytu w Kenii mieszkał u Franciszkanów w Meru dzięki temu, że jednego z tamtejszych zakonników poznał przed rokiem w Ugandzie. To pozwoliło mu wynająć za 10 dolarów pokój, który może pozbawiony był luksusów, ale zapewniał bezpieczeństwo. Od poniedziałku do piątku zaś Kupczak od 9 do 19 pracował w dwóch szkołach: w podstawówce, a następnie w żeńskim liceum. Prowadził tam zajęcia sportowe, ale młodszym dzieciom pomagał też przy matematyce i opowiadał o geografii, Europie i przede wszystkim Polsce. Praca w dwóch szkołach pozwoliła też rozwiązać mu problem z różnymi rozmiarami koszulek, jakie otrzymał od klubów. To sprawiło, że nie udało mu się wyłonić kenijskiego zwycięzcy polskiej ekstraklasy, zwłaszcza, że końcówka jego pobytu zbiegła się z początkiem pory deszczowej, więc kilku meczów nie mógł przeprowadzić.


Polska przed przyjazdem Kupczaka nie była dla większości Kenijczyków całkiem nieznanym klubem. – Przede wszystkim nasz kraj kojarzy im się z Janem Pawłem II. Z tego względu znali Cracovię, której kibicował papież. Z gry w Lidze Mistrzów pamiętali za to Legię Warszawa. Kenijczycy pasjonują się jednak ligą angielską, którą wspólnie oglądają przy każdej okazji, zwłaszcza, że występuje tam Victor Wanyama. Z polskich piłkarzy znali tych grających w Anglii oraz Wojciecha Szczęsnego, Arkadiusza Milika, Piotra Zielińskiego i oczywiście Roberta Lewandowskiego – wspomina Kupczak.

– W sumie Kenia kosztowała mnie około 9 tysięcy złotych. Ale nigdy w życiu nie powiem, że żałuję – podsumowuje Marcin Kupczak, który już planuje powrót do Kenii. Zwłaszcza, że zakochał się nie tylko w tym miejscu, ale również poznanej tam kobiecie. I to pomimo faktu, iż zawsze powtarzał, że był w kilkudziesięciu krajach, ale jego żona będzie Polką. – Przecież dostanie polskie obywatelstwo, prawda? – śmieje się Ślązak.

Norbert Bandurski, PilkaNozna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024