Mówiło się o tym od kilku tygodni, a może nawet od kilku miesięcy, ale saga z przenosinami Kapustki do Bundesligi wreszcie dobiega końca. Jeszcze zanim Kapustka trafił do Anglii, mówiło się o zainteresowaniu 1. FC Köln. Wszystko wskazuje jednak na to, że skrzydłowy reprezentacji Polski wyląduje ostatecznie w SC Freiburg. I trzeba od razu powiedzieć, że lepiej trafić nie mógł, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, na jakim etapie kariery obecnie się znajduje.
Foto: Łukasz Skwiot
Wyjdźmy od tego, że SC Freiburg to jeden z najbiedniejszych klubów w Bundeslidze. W minionym sezonie niższym budżetem płacowym dysponowało jedynie SV Darmstadt, a w nadchodzących rozgrywkach na płace będzie się we Freiburgu wydawało podobne kwoty, co w Augsburgu. Mimo awansu do europejskich pucharów, we Freiburgu doskonale znają swoje miejsce w szeregu. Wiedzą, że co rok muszą się w pierwszej kolejności oglądać za plecy, a podstawowym celem jest przede wszystkim zapewnienie sobie utrzymania w lidze. Jeśli się uda, wspaniale, a jeśli nie, to trudno. Ziemia się nie zawali. Za rok lub dwa wrócą z powrotem. Od 10 lat z pierwszym zespołem pracuje tam charyzmatyczny Christian Streich – najpierw jako asystent Robina Dutta i Marcusa Sorga, a od 2012 jako pierwszy trener. To szkoleniowiec, który wymaga od piłkarzy taktycznej dyscypliny, zaangażowania w grę defensywną i nieustannego biegania. Kto nie biega, ten nie gra. Freiburg od wielu sezonów należy do ekip, które pokonują w meczu największą liczbę kilometrów. Jak wspominał kiedyś Rafał Gikiewicz – Streich jest zadowolony wtedy, gdy drużyna przebiegnie w meczu 120 kilometrów. Czyli bardzo dużo. Kapustka musi być zatem świadomy tego, że aby zaistnieć we Freiburgu, trzeba być optymalnie przygotowanym do maksymalnego wysiłku w trakcie meczu.
Jeśli spełni ten warunek, a głowa wytrzyma presję oczekiwań związanych z jego osobą, szanse na regularną grę na pewno ma. I to z kilku powodów. Po pierwsze Freiburg lubi stawiać na młodych zawodników. Nie ma zresztą innego wyjścia. Klub nie robi wielomilionowych transferów. Wyszukuje tanich graczy, na których potem robi duży biznes. Za Vincenzo Grifo, który teraz, na mocy klauzuli, odszedł do Borussii Mönchengladbach za 7 mln euro, choć jego wartość rynkowa jest co najmniej dwa, jeśli nawet nie trzy razy wyższa, zapłacono Hoffenheim 2 lata temu tylko milion. Maximilian Philipp, na którym zarobiono teraz 20 mln, trafił do Freiburga za darmo. Marc-Oliver Kempf, który znakomicie zaprezentował się podczas młodzieżowego Euro, trafił do klubu z Eintrachtu za jedyne 800 tysięcy euro i można w ciemno zakładać, że klub zarobi na jego sprzedaży kilka, jeśli nie kilkanaście razy tyle, podobnie zresztą jak i na Pascalu Stenzelu, którego znaleziono w rezerwach BVB. Wielką przyszłość wróży się też pochodzącemu z Turcji Csaglarowi Soyuncu, wyłowionemu przez Freiburg w tamtejszej II lidze. Już w zimie pisało się, że Rosjanie z Zenitu St. Petersburg są gotowi wyłożyć na niego nawet i 15 mln euro. Pomijając 24-letniego Grifo, to wszystko są piłkarze w wieku zbliżonym do Kapustki. Wszyscy albo mają pewne miejsce w składzie Freiburga, albo są go bardzo blisko. Można więc zakładać, że i nasz piłkarz dostanie od Streicha szanse na pokazanie możliwości, tym bardziej że kadra SC wcale szeroka nie jest, a okazji do gry może być w tym sezonie sporo, o ile Freiburgowi uda się awansować do fazy grupowej Ligi Europy. Biorąc pod uwagę ligę, Puchar Niemiec i rozgrywki w Europie, Freiburg musiałby tylko jesienią rozegrać około 30 meczów.
Druga sprawa to stan kadrowy ekipy ze Schwarzwaldu. „Kicker” twierdzi, że Kapustka miałby zastąpić we Freiburgu Vincenzo Grifo, czyli piłkarza może niezbyt szybkiego, za to kapitalnie wyszkolonego technicznie, ze znakomicie ułożoną prawą nogą i doskonale bijącego stałe fragmenty gry. Zawodnika, który w ciągu dwóch sezonów strzelił dla Freiburga w lidze 23 gole i dołożył do nich 28 asyst. Trudno oczywiście przypuszczać, by od Kapustki wymagano we Freiburgu takich liczb. Bardziej chodzi tu oczywiście o pozycję na boisku. Freiburg pod wodzą Streicha grywał najczęściej w systemie 4-4-2, choć prasa donosi w ostatnim czasie, że szkoleniowcowi SC wciąż chodzi po głowie ustawienie z trzema środkowymi obrońcami i pięcioma pomocnikami. Ten pierwszy wariant byłby dla naszego piłkarza o wiele bardziej korzystny. Kapi grywałby wówczas na pozycji lewego pomocnika, na której – po odejściu Grifo i Philippa – nie miałby póki co zbyt wielkiej konkurencji w walce o miejsce składzie. Nominalnych lewoskrzydłowych w kadrze właściwie brak, pomijając 22-letniego Floriana Katha, który wrócił właśnie z wypożyczenia do trzecioligowego Magdeburga. Owszem, na lewej stronie pomocy mogli by też pewnie zagrać Maik Frantz, a zwłaszcza Janik Haberer, czyli piłkarze, którzy mogą grać właściwie wszędzie „od pasa w górę”, ale po pierwsze – akurat lewa strona boiska to nie jest ich domena, a po drugie nie są to gracze, których Bartek w formie nie mógłby przeskoczyć. W tym drugim ustawieniu, Bartek musiałby przejąć rolę półlewego pomocnika, a tutaj konkurencja byłaby już o wiele większa, bo środkowych pomocników Streichowi to akurat nie brakuje.
Bartkowi odpowiadałby też „krakowski” futbol preferowany przez Streicha. Freiburg znany jest w Niemczech z tego, że po prostu gra w piłkę. Co prawda głównie środkiem, ale od ataków bokami też nie stroni. Mało jest „lagowania”, dużo za to chęci gry płaskimi i krótkimi podaniami. Umiejętności techniczne Bartka byłyby zatem jego dużym atutem.
Nie bez znaczenia byłby również fakt, że nasz reprezentant trafiłby w klubie na Rafała Gikiewicza, który z pewnością pomógłby mu w szybszej aklimatyzacji w nowym środowisku. Łatwiej jest wówczas odnaleźć się w szatni i złapać kontakt z drużyną. Choć z drugiej strony – w Leicester Kapustka mógł przecież liczyć na pomoc ze strony Marcina Wasilewskiego, a na niewiele się to w sumie zdało.
Tak czy inaczej Kapustka trafia do klubu, w którym na pewno dostanie szansę i w którym wszystko będzie zależało tylko i wyłącznie od niego. Nie od trenera, nie od konkurentów, ani żadnych innych czynników zewnętrznych, a od niego samego. Biorąc pod uwagę, jaki sezon za nim, trafia najlepiej jak może. Wśród pięciu najsilniejszych lig w Europie, niewiele jest klubów, które tak odważanie stawiają na młodych i które z promowania młodych talentów uczyniły swoją filozofię. Dla Bartka jest to swego rodzaju „make or break”, bo jeśli nie poradzi sobie także i we Freiburgu, ciężko będzie w przyszłości przekonać jakiegokolwiek menedżera, że poradzi sobie gdziekolwiek indziej w mocnej europejskiej lidze. Wiadomo, ze łatwo nie będzie, bo nie tacy kozacy łamali sobie na Bundeslidze zęby, poza tym forma u Kapiego póki co mocno niedzielna i czeka go naprawdę ogrom pracy, ale najwyższy czas pożegnać się z łatką ogromnego talentu. Trzeba w końcu zacząć to udowadniać.
Tomasz Urban