Przejdź do treści
Łukasz Madej: Nakręcony pozytywnie

Polska Ekstraklasa

Łukasz Madej: Nakręcony pozytywnie

W niedzielnym meczu z warszawską Legią Łukasz Madej, zaliczył pierwsze trafienie w rozgrywkach ekstraklasy, reprezentując barwy Górnika Zabrze. W 24 minucie technicznym uderzeniem pokonał Wojciecha Skabę. Trafienie ucieszyłoby pomocnika biało-niebiesko-czerwonych bardziej, gdyby zabrzanom udało się przywieźć z Łazienkowskiej punkty.

 

– Do Warszawy przyjechaliśmy bez kompleksów i to było widać od pierwszej minuty spotkania – wspomina Madej. – Walczyliśmy przecież nie o remis, ale trzy punkty. Mecz rozpoczął się dla nas dobrze, objęliśmy prowadzenie, ale popełniliśmy niestety kilka błędów, które Legia bezlitośnie wykorzystała. Najpierw rzut karny, który moim zdaniem został podyktowany zbyt pochopnie, później gospodarze zepchnęli nas do defensywy. Zabrakło kilku minut, żeby przywieźć do Zabrza chociaż punkt.

To nie pierwszy taki mecz, w którym Górnik traci bramkę w końcówce spotkania. Z Ruchem Chorzów i Lechią Gdańsk wyglądało to podobnie.

– Zgadza się, ale trudno powiedzieć, w czym leży problem. Pozostaje tylko wyciągnąć wnioski i starać się, by w kolejnym meczu nie dopuścić już do takiej sytuacji.

– W drugiej połowie mieliśmy sporo szczęścia. Legia miała sporo okazji, by już wcześniej strzelić drugiego gola.

– W pierwszej połowie nasza gra wyglądała naprawdę dobrze. Dochodziliśmy do sytuacji bramkowych i możemy tylko żałować, że nie udało nam się strzelić drugiego gola. Po przerwie ciężko było wyprowadzić jakiekolwiek akcje. Musimy cały czas nad tym pracować.

Mimo porażki, z pewnością cieszy Cię strzelony gol, pierwszy w barwach Górnika Zabrze. Podziękowałeś Prejuce’owi za dobrą akcję, po której technicznym uderzeniem pokonałeś Wojciecha Skabę?

– Każdy z zawodników pracuje na to, żeby drużyna zdobyła bramkę. W tym wypadku akcję przeprowadził Prejuce, ja strzeliłem bramkę. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych meczach uda mi się znów trafić.

Widać jednak u Ciebie spory niedosyt…

– Zgadza się. Cieszę się, że drugi raz wyszedłem w podstawowym składzie, udało mi się strzelić gola. Takie sytuacje nakręcają pozytywnie. Szkoda tylko, że bramka nie przyniosła punktów. Przegrałem bowiem na Łazienkowskiej pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Dotychczas albo zdobywałem komplet punktów albo chociaż remisowałem… Rok temu zremisowałem 0:0 z GKS-em Bełchatów, ze Śląskiem wygrałem 2:1 i zremisowałem 1:1. Ostatni raz przegrałem 0:1, jeszcze w barwach ŁKS-u w 2007 roku. Szkoda, że teraz nie udało się kontynuować dobrej passy.

fot. Łukasz Skwiot

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024