Liga rosyjska, czyli kolos na glinianych nogach
Problemy, z jakimi boryka się Rosyjska Premier Liga, to często zagadnienia podobne do dręczących także polską piłkę. Szukanie rozwiązań również przypomina rodzime miotanie się od ściany do ściany. Dotyczy to formatu rozgrywek, przepłacania piłkarzy, dopuszczania obcokrajowców do gry, naciągania zasad przyznawania licencji, czy też słabej postawy w europejskich rozgrywkach.
Jedną z gwiazd ligi rosyjskiej jest Grzegorz Krychowiak (fot. Reuters)
ARKADIUSZ STOLAREK
Oczywiście my swoje problemy napotykamy na innym etapie europejskich pucharów, ale ich źródło znajduje się na tym samym, sklepowym regale, tyle że kilka półek niżej. Kompromitacja w Europie stała się przyczynkiem do ogólnonarodowej dyskusji o stanie ligowej piłki. W Polsce miało to miejsce po odpadnięciu w wakacje Legii Warszawa, jako ostatniej polskiej drużyny będącej jeszcze w fazie eliminacji, a w Rosji po ostatniej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, gdy odpadły już wszystkie rosyjskie drużyny. Pewne procesy, mające rozpocząć wyciąganie klubowej piłki obu krajów ze wstydliwej rzeczywistości, rozpoczęły się już wcześniej, a niektóre w ostatnim czasie. Na ten moment bardziej przypomina to jednak zatykanie palcami jednej ręki dziurawego wiadra. Oto kilka przykładów na to, że siódma i 28. liga w rankingu UEFA, mają ze sobą sporo wspólnego. Wspólnego – złego.
700 MILIONÓW DLA AGENTÓW
Zarówno w Polsce jak i w Rosji narzeka się na poziom zawodników sprowadzanych z zagranicy. Mówi się o zabierających miejsce młodzieży, przepłacanych i przeciętnych piłkarzach. W Rosji są to przede wszystkim narzekania na obcokrajowców, którzy pomagają klubom w walce o miejsca gwarantujące grę w europejskich pucharach, ale nie są to zawodnicy mogący pomóc odnosić w nich zwycięstwa. Podczas gdy u nas są to zawodnicy za słabi na najwcześniejsze fazy eliminacyjne, to w Rosji są za słabi na fazę grupową. Głośnym sygnałem alarmowym było odpadnięcie Spartaka Moskwa w IV rundzie eliminacji Ligi Europy z portugalską Bragą. W Spartaku gra dziesięciu obcokrajowców, w tym pozyskani latem Andre Schuerrle z BVB i Ezequiel Ponce z Romy. Drużyna ze stolicy może uchodzić za przykład klubu, w którym dla zawodników z zagranicy stwarza się ciepły kącik, z wysoką pensją i małą odpowiedzialnością za grę. To również miejsce, w którym dobrze zarabiają agenci. W poprzednim sezonie czerwono-biali wypłacili niemal 700 mln rubli premii dla pośredników transferowych, co stanowiło kwotę, jaką na premie dla agentów wydało dziesięć innych klubów RPL razem wziętych. Skalę zjawiska w Spartaku pokazuje drugi w tym zestawieniu Zenit St. Petersburg, który agentom wypłacił niecałe 300 mln.
Pierwszy raz, licząc od edycji 2001-02, nie zobaczymy wiosną ani jednego rosyjskiego teamu w Europie. Na 34 rozegrane mecze w eliminacjach i fazie grupowej obu rozgrywek pod auspicjami UEFA, drużyny z Rosji przegrały aż 21. Trzy z czterech zespołów, zakończyły rozgrywki grupowe na ostatnim miejscu, a dopełnieniem dramatycznego obrazu była ostatnia kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy, w której piłkarze Zenitu, Lokomotiwu i Krasnodaru nie oddali celnego strzału na bramkę, podczas gdy ich przeciwnicy zrobili to aż 26 razy.
W konsekwencji tak słabego występu rosyjskich drużyn, Premier Liga spadła w klubowym rankingu UEFA z 6. na 7. miejsce. To z kolei powoduje, że od edycji 2021-22 już nie dwie, a tylko jedna rosyjska drużyna uzyska bezpośredni awans do Ligi Mistrzów, a łączna liczba klubów premiowanych możliwością gry w pucharach spadnie z sześciu do pięciu.
ZRÓBCIE COŚ!
Ta katastrofa uruchomiła lawinę pretensji, wzajemnych oskarżeń, ale i dyskusji wewnątrz środowiska piłkarskiego. Z tego zaczęły rodzić się różne pomysły, jak i… wymysły. Chyba najbardziej absurdalnym głosem, była chęć powrotu do formatu rozgrywek wiosna-jesień, z którego zrezygnowano w 2010 roku. W czym miałaby ta zmiana pomóc? Trudno wskazać niezaprzeczalne argumenty za takim ruchem, ale dla wielu liczyłoby się po prostu to, że zrobiono „coś”. Nie wydłużyłoby to kalendarza rozgrywek, bo krótka letnia przerwa, mogłaby zostać skrócona najwyżej o tydzień bądź półtora, co daje maksimum dwie kolejki ligowe więcej, a zimowa i tak pozostałaby bez zmian z powodu warunków pogodowych i infrastruktury stadionowej. Powróciłby natomiast chaos wynikający z gry w europejskich pucharach drużyn, które zapewniły sobie w nich miejsce pół roku wcześniej. A pamiętać trzeba, że w rosyjskim futbolu, przez taki okres wszystko może wywrócić się do góry nogami, co pokazał sezon 2017-18, gdy FK Tosno, który zdobył Puchar Rosji i tak nie zagrał w Lidze Europy, bo zbankrutował tuż po wywalczeniu tego trofeum i nie przystąpił do ligowej rywalizacji w następnym sezonie. W eliminacjach Ligi Europy zagrała wówczas szósta drużyna w tabeli, czyli FK Ufa, dla której był to debiut w drabince eliminacji do europejskich pucharów. Klub z Baszkirii dzielnie walczył do ostatniej rundy eliminacji, w której odpadł z Glasgow Rangers.
W pół roku potrafi również dojść do cudownych uzdrowień klubów, co pokazuje obecnie Rubin Kazań, który latem miał duże problemy z płynnością finansową, pozbył się wiodących zawodników i nie było do końca wiadomo, czy będzie go stać na rozegranie kolejnego sezonu. Dzisiaj Rubin kupuje
21-letniego Iwana Ignatjewa z Krasnodaru za 7 mln euro, a na stanowisku trenera zatrudnia byłego selekcjonera kadry narodowej, Leonida Słuckiego z wynagrodzeniem 600 tysięcy euro za rok, nie licząc premii, i z obietnicą sprowadzenia kolejnych, wartościowych piłkarzy.
AWANS? NIE, DZIĘKI
Bankructwa klubów w ostatniej dekadzie, to kolejna część wspólna z polskim futbolem (upadały m.in. FK Tosno, Amkar Perm, Ałania Władykaukaz, Kubań Krasnodar czy FK Moskwa). Do tego dochodzą przypadki takie jak Anży Machaczkała, które po spadku z RPL w poprzednim sezonie, z powodu problemów finansowych nie zostało dopuszczone do gry w drugiej lidze i rozpoczęło sezon na trzecim poziomie rozgrywek. Z tych lekcji wynika jeden z największych absurdów w rosyjskim futbolu. Mianowicie nie ma wielu chętnych, by walczyć o awans do ekstraklasy. Obecnie jest praktycznie tylko jedna drużyna na drugim poziomie rozgrywek, która ma szansę wywalczyć awans sportowo i od razu spełnić wymogi licencyjne Rosyjskiej Premier Ligi. Jest to Rotor Wołgograd ze stadionem postawionym na mistrzostwa świata w 2018 roku, z finansowaniem publicznym i zainteresowaniem kibiców.
Awans wiąże się z koniecznością wzmocnienia składu, podniesieniem wynagrodzeń i dostosowaniem infrastruktury. Drugoligowców w zdecydowanej większości na to nie stać. W związku z tym zasada promocji do RPL jest od pewnego czasu dość klarowna – awansuje ten kogo stać, a nie ten kto powinien z racji miejsca zajętego w tabeli. Ciekawym przykładem takiego działania jest FK Krasnodar, obecnie najlepiej zarządzany klub w Rosji. Zanim wszedł do RPL, najpierw wywalczył awans z 3. do 2. ligi zajmując trzecie, niepremiowane awansem miejsce (z możliwości gry w 2 lidze, z powodów finansowych zrezygnowały zespoły które zajęły dwa pierwsze miejsca), a rok później do RPL wszedł z 5. pozycji, również w wyniku rezygnacji z możliwości gry w najwyższej klasie rozgrywkowej aż trzech zespołów.
Gdy jednak znajdzie się chętny na grę w RPL, usankcjonowany do tego odpowiednim miejscem w tabeli drugiej ligi, lecz nie spełnia on wymagań infrastrukturalnych, wówczas naciąga się nieco przepisy licencyjne i dopuszcza do gry w pierwszej lidze. Znów brzmi znajomo?
LICENCYJNA SWOBODA
FK Tambow, który awansował w poprzednim sezonie do Rosyjskiej Premier Ligi rozgrywa swoje mecze w oddalonym o 400 km Sarańsku, ponieważ stadion beniaminka nie spełnia wymogów licencyjnych RPL i jest w trakcie niekończącej się przebudowy. Sam wynajem 44-tysięcznika w Sarańsku, to koszt 2,4 mln rubli za każdy mecz, przy rocznym budżecie klubu około 600 mln, najniższym w całej lidze. Średnia frekwencja na meczach drużyny, to niecałe 7000 kibiców, z czego zdecydowana większość to miejscowi fani, których zespół – Mordowia – gra w FNL, czyli drugiej lidze. Zresztą i dla nich, stadion – wizytówka Sarańska – nie jest domem, ponieważ Mordowia nie rozgrywa meczów na zapleczu pierwszej ligi na obiekcie wybudowanym na MŚ w 2018 roku, bo jej na to nie stać. Swoje spotkania ligowe gra na sztucznej murawie dużo mniejszego i starego obiektu Startu Sarańsk. Fatalnego obrazu całej tej tambowsko-sarańskiej historii dopełnia antyrekord frekwencji w historii rozgrywek RPL, gdy 7 grudnia 2019 roku, na mecz Tambow – Orenburg rozgrywany w Sarańsku, przyszło 835 fanów…
Tambow będzie walczyć o utrzymanie w lidze, zatem można spodziewać się, że remont stadionu zostanie profilaktycznie „przedłużony” do zakończenia sezonu, a po ewentualnym spadku do drugiej ligi zespół zagra już na swoim obiekcie, we własnym mieście, możliwe, że z długami za wynajem sarańskiego kolosa na czas jednosezonowej przygody w rosyjskiej ekstraklasie. Jeśli nie spadnie, to być może nie uzyska licencji i problem sam się rozwiąże. Dlatego właśnie awans do RPL nie jest najbardziej pożądaną przez kluby drugiej ligi rzeczą na świecie. W końcu na co komu te wszystkie problemy?
Pomimo pełnej świadomości środowiska względem nieprzystosowania klubów z Futbolnej Nacjonalnej Ligi (FNL) do warunków Premier Ligi, jak i niektórych teamów będących już w najwyższej lidze do gry w niej, ostatnio wrócił pomysł… rozszerzenia najwyższej klasy rozgrywkowej z 16 do 18 drużyn. Spotkanie przedstawicieli związku piłkarskiego, ligi i klubów w tej sprawie ma odbyć się jeszcze w styczniu, o czym poinformujemy. Według prezesa Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej (RFS) Aleksandra Djukowa, ma to zwiększyć liczbę meczów na wysokim poziomie i w ten sposób doprowadzić do wzrostu poziomu samej ligi. Czyż i to nie brzmi znajomo?
LIMITY, CZYLI 8+17 ZAMIAST 6+5
Limit obcokrajowców, to kolejne zagadnienie, które od lat dzieli rosyjskich działaczy, kibiców i ekspertów. Według jednych, limitowanie obecności obcokrajowców na boisku uniemożliwia sprowadzanie tych z najwyższymi umiejętnościami, a z drugiej nie daje szans młodym Rosjanom na stałą obecność na boiskach Premier Ligi. Kolejność wyboru zawodników przez prezesów i trenerów, jest wg krytyków ligi następująca: najlepsi obcokrajowcy – przeciętni obcokrajowcy – najlepsi Rosjanie – przeciętni Rosjanie – młodzieżowcy. Po pięciu sezonach funkcjonowania limitu w formule 6+5, tj. maksimum sześciu zawodników na boisku w jednej drużynie bez rosyjskiego paszportu plus pięciu Rosjan od sezonu 2020-21 nastąpią duże zmiany. Teraz limit dotyczyć będzie całej, zgłoszonej do sezonu kadry, ale nie obejmie wyjściowych jedenastek. Na 25 zawodników, aż 17 będzie musiało posiadać rosyjski paszport, a na boisku będzie miejsce dla wszystkich ośmiu zawodników z zagranicy. Dotychczas, z powodu limitu bywało tak, że kluby rosyjskie wystawiały jedną jedenastkę na mecze ligowe, dostosowaną do przepisu o limicie, a drugą jedenastkę miały gotową na mecze w europejskich pucharach. Wpływało to źle na zgranie zespołu i morale w drużynie.
Negatywnie na morale już wiosną wpłynie konieczność dopasowania kadr zespołów do wymagań tego przepisu w kolejnym sezonie. Na 16 drużyn grających w RPL, w obecnych rozgrywkach, tylko połowa byłaby gotowa wprowadzić limit od razu. Zenit ma w tej chwili 11 legionerów, Krasnodar – 12, Spartak – 10, co oznacza, że z częścią zawodników kluby nie przedłużą umów, a w najgorszym przypadku po prostu będą musiały rozwiązać trwające w kolejnym sezonie umowy. Za tym pójdą wypłaty odszkodowań i kolejne wydatki. Wszystko po to, by przygotować miejsce na ósemkę cudzoziemców na kolejny sezon.
A co z Rosjanami? Wcześniej, mając zabezpieczone na boisku aż pięć miejsc dla rosyjskich piłkarzy, padały argumenty o tym, że dostają oni miejsce w pierwszym składzie za darmo. To z kolei bardzo przypominało dyskusję wokół przepisu o młodzieżowcu w polskiej Ekstraklasie. Regulacje dotyczące obligatoryjnej gry młodzieżowca nie funkcjonują (jeszcze) w RPL, ale w niższych ligach już tak. Inny, znany nam argument dotyczy obaw związanych z windowaniem cen za zawodników z obywatelstwem kraju – organizatora rozgrywek i podniesieniem ich żądań finansowych, skoro będą oni teraz bardziej potrzebni klubom niż dotychczas.
PAŃSTWO CHCE POMÓC
RFS dostał od władz państwowych dodatkowy prezent. Najpierw, 11 grudnia 2018 roku sąd Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej wydał orzeczenie, w którym uznano, że nie mogą występować w krajach EUG jakiekolwiek limity zatrudnienia dla mieszkańców państw wchodzących w jej skład. Następnie Ministerstwo Sportu Federacji Rosyjskiej zniosło limit dla Białorusinów, którzy traktowani są już jak zawodnicy z rosyjskim paszportem. Jeszcze wcześniej stało się to w lidze hokeja na lodzie – KHL.
Decyzja ta wzmogła zainteresowanie piłkarzami z Białorusi. Z najnowszych transferów: do CSKA Moskwa trafił napastnik z Brześcia Ilja Szkurin, do Uralu Jekaterynburg przyszedł Nikołaj Zołotow z Witebska, a do Arsjenału Tuła Waleri Gromyko i Jurij Kowaljew z Szachtiora Soligorsk. Co ciekawe, decyzja dotyczyła tylko Białorusinów. Wywołało to pretensje pozostałych członków EUG, w skład której oprócz Rosji i Białorusi wchodzą Armenia, Kirgistan i Kazachstan. Decyzji co do zawodników z tych krajów wciąż nie podjęto, choć mówi się, że jest ona bliska pozytywnego rozstrzygnięcia.
Pomimo 21 miejsc dzielących w rankingu UEFA Rosyjską Premier Ligę od Ekstraklasy, problemy wydają się być (zachowując odpowiednią skalę) podobne. Przepłacani obcokrajowcy, strach przed stawianiem na młodzież, przy jednoczesnym narzekaniu na zbyt małą liczbę młodych zawodników biegających po krajowych boiskach, nieudane występy w europejskich pucharach, problemy finansowe, bankructwa klubów, miękka interpretacja licencyjnych przepisów. Ciekawe, że i pomysły na uatrakcyjnienie rozgrywek oraz poprawę ich poziomu są także bardzo podobne: żonglowanie liczbą drużyn w rozgrywkach i ich formatem, limitowanie obecności zawodników na boisku wg wieku lub narodowości. Czy takie działania pozwolą na realny rozwój zawodników i obu lig? Czy herbata zrobi się słodsza od samego mieszania?
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NUMER 2/2020)